Marian Ośniałowski to jeden z najbardziej zagadkowych poetów pokolenia „Współczesności”. Wydał dwa tomiki wierszy: Kontrasty (1958) i Suitę cygańską (1959). Gdy w 1976 roku przygotowywano do druku wybór jego poezji, nie udało się nigdzie odnaleźć podstawowych informacji o życiu autora. Wiadomo, że w latach 60. wyemigrował do Francji. Zginął śmiercią samobójczą w Lasku Bulońskim. W muzeum w Stawisku zachował się przesłany Jarosławowi Iwaszkiewiczowi niewydany zbiorek wierszy Dzikie głogi, z którego publikujemy wiersz najwcześniej datowany – Lipy.
Zgodzimy się z każdym
już wyrokiem Bożym –
tylko niech nie wytną
naszych lip najdroższych.
Niech wśród słońca kwitną,
niech dzwonią pszczołami –
Matko Boska Zielna
módl się za lipami.
Oblane błękitem,
pogodą i złotem,
Panno Nieśmiertelna,
wróć nam je z powrotem.
Tęsknimy za nimi
Dniami i nocami –
Królowo Pokoju,
módl się za lipami.
Niechaj ku twej chwale
trwają wciąż niezmiennie –
w południa upale
i w deszczach jesiennych.
Gdy będziemy konać,
niech szumią nad nami –
Królowo aniołów,
módl się za lipami.
Wiersz został opublikowany w tomie Kontrasty. Rękopis znajduje się w Stawisku.
Autograf wiersza przesłanego Jarosławowi Iwaszkiewiczowi w liście z początku lat pięćdziesiątych.
(Z archiwum Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku).
Opublikowany w tomie Kontrasty.
Dzień rano deszczem się rozpłakał.
Uroda starych zamków kona.
Ogrody to zaklęta bajka
w rudych gałęziach drzew uśpiona.
W pięknej agonii zamków starych
trwasz bez nadziei, półprzytomnie.
Ogrody – bajka srebrno-szara –
w które ptak cichą skargę wdzwonił.
Na bukowej kory śliskość, cierpkość jarzębiny,
wiatr marcowy przed odwilżą, na krzyk sowy cię zaklinam.
Na wieczorne odloty dzwonów,
białą bajkę ogrodów pod szronem,
na podleśne szorstkie wrzosowisko,
na jesiennych liści szeleściska
i na wiosną przesiąknięty mrok –
nie wyciągaj po nikogo rąk.
Asfaltu migotliwe srebro.
Nigdy nie powiem ci wszystkiego.
Uwierz we własną niepotrzebność.
Powraca człowiek wciąż do złego.
Ciemnych drzew granatowa fala.
Wśród deszczu dzwonią kroki czyjeś.
Dziś bez modlitwy bym oszalał.
Nie samymi sputnikami człowiek żyje.
Powraca człowiek wciąż do zła.
Deszcz spada piosnką srebrną.
Ulice zasrebrniła mgła.
Uwierz we własną niepotrzebność.
Jedne z ostatnich wierszy, drukowane po śmierci poety w Wiadomościach londyńskich
(Wiadomości 1967 nr 8, s. 5).
Na drodze do wieczności
umeblujemy pokój; Chcemy
mieć nastrój liliowy śród
różowego mroku.
Smutek został za oknem,
i wszystko co ponure,
rozproszy światło lampy
pod żółtym abażurem,
ducha co czeka na coś
oparty na balkonie,
spłoszy tango hiszpańskie
w ściszonym patefonie,
miękki dywan uciszy
szeleszczące tęsknoty,
na dachu księżyc w pełni,
w oknie sowy i koty.
Od gwiaździstych bezkresów
osłonią nas rolety
kolory nocy wypiją,
seledyny, fiolety.
Na drodze do wieczności,
chcę mieć doczesny pokój:
liliowy nastrój utonie,
w miękkim, puszystym mroku.
Przyjdź dziś, zapalę księżyc, porozstawiam lustra,
przeczytam przeznaczony dla Ciebie poemat,
i tak bardzo Cię proszę pocałuj mnie w usta,
nie bój się przecież widzisz, domu mego niema.
Oba utwory pochodzą z archiwum rodziny Jasieńskich. Pierwszy wiersz, dedykowany siostrzenicy Antoninie Jasieńskiej, przesłany w niedatowanym liście. Zachowano pisownię oryginałów.