Bazylea, czerwiec 1965
Wieczorem balet w miejskim teatrze. „Śpiąca królewnardquo; Czajkowskiego. Mam wrażenie, że tańczą elfy i duchy drzew, ukryte za dnia w brzozach i zakurzonych klonach miejskiego parku i skwerów. Trzeźwieję pod koniec; balet jest tylko poprawny, trochę prowincjonalny.
Paryż, październik 1965
Kawiarnia na Pigalle'u. Noc. Koniak jest złoty jak jesień brzozowa, „brzozanardquo;.
Ileż to razy już pisałem wiersze o nocy, o wiośnie, jesieni i lecie. Wszystkie te sprawy przepływają obok, nie dają się dotknąć ani schwytać w słowa, ani wypowiedzieć do dna.
Paryż, październik 1965
Biblioteka Polska na pięknym Quai d'Orleans. Gazety z Polski. Trudna jest współczesna poezja hermetyczna. Mówią, że to chodzi o wyrażenie niewypowiedzianego. Czemu to robią tak nudno i niezręcznie? Może lepiej zostawić niewypowiedziane niewypowiedzianemu. Już wolałbym chyba przedwojenną grafomanię w stylu siedmiu trupów w jednej wannie.
Paryż, marzec 1966
Biały Mercedes. Czerwone fotele. Przy kierownicy młody człowiek w gabardinowym szarym płaszczu. Sam. Gra dal. Dookoła lepkie, miękkie powietrze. Przedwiośnie. Zanurzone w mokrym przedwiośniu szare drzewa. Biały Mercedes. Czerwone fotele. Przy kierownicy młody człowiek w sportowym płaszczu. Sam.
Zagrała dal.
Marzec 1966
Gdzieś to widziałem. W jakimś mieście placyk zalany słońcem. Godzina 11 rano. Na białym murze parterowego domu napis jaskrawoszafirową farbą: „Jazz-dodordquo;.
Beauvais, marzec 1966
Bladoseledynowe pastwiska Normandii. Bladoniebieska mgiełka rozdzierająca się o platany i o strzelisty gotyk katedry: – tęsknota pani Bovary.
...Tańczy słoneczny blask na rzece...
Za brutalna jest śmierć zimą. Umrzeć w łagodności rozkołysanej jesieni. W ciche popołudnie zimowe na szarobłękitnawą szarość śniegu opada morelowe niebo malowane zorzą.
Nie myśl, że kiedyś znowu będzie lato. (Zatańczy słońca blask na rzece...).
Paryż, marzec 1966
Przysłali mi z Polski miesięcznik pod tytułem „Poezjardquo;. Cóż za nudziarstwo. Poezji tam nie ma. Prawie wcale. Ale pod koniec numeru bardzo interesujący artykuł świetnego tłumacza Seweryna Pollaka o Marynie Cwietajewej. Często nie można się zgodzić z uwagami Pollaka o jej wierszach. Ale jest dużo cytatów z jej prozy i wierszy. Talent bardziej chyba wstrząsający od Achmatowej, o której „Figaro Litterairerdquo; pisał, że jest może jedynym wielkim poetą naszej epoki. Pollak cytuje niezapomnianą strofę Maryny Cwietajewej napisaną na emigracji:
Tęsknota za ojczyzną! Rzewność!
Od dawna znane to złudzenie!
Mnie absolutnie wszystko jedno
Gdzie być samotną nieskończenie.
i strofę w której opisuje pobojowisko po bitwie między czerwonymi i białymi w Rosji w r. 1919:
Białym był – czerwonym stał się:
Krew sczerwieniła.
Był czerwonym – białym stał się:
śmierć pobieliła.
Paryż, marzec 1966
Sen: balet drzew srebrno-białych. Piękne ogrody i lasy wyglądają jak zaklęty w tańcu uśpiony balet. Śniły mi się tańczące, wirujące srebrno-białe drzewa, długo, długo.
Dziennik i wiersze z ostatniego, paryskiego okresu przekazane zostały po śmierci Mariana Ośniałowskiego Bibliotece Polskiej w Paryżu w 1967 r. „Wiadomości” londyńskie w 8. numerze pisma drukowały powyższe fragmenty dziennika.