Listy Mariana Ośniałowskiego pochodzą z Muzeum im. A. i J. Iwaszkiewiczów w Stawisku –z archiwum pisarza.
Szanowny Panie –
Może mnie jeszcze pan pamięta, raz byłem krótko w Podkowie Leśnej – może to pana męczy, może pan chce o tem nie mówić, mnie tak to zdenerwowało, to co napisali o panu po nagrodzie „Odrodzenia”, czasem czegoś nerwowo nie można znieść – piszę tak, bo ciężko pracuję i strasznie nie mam czasu – tak mi by szalenie zależało, żeby mi pan pomógł umieścić ten list otwarty – w Nowelach włoskich tak się odnalazłem, tyle mam w gardle tłumionych niedopowiedzeń, to czasem dusi. W „Nowinach” nie wypada pewno, zresztą, nie wiem, może w „Odrodzeniurdquo;. „Kuźnicardquo; nie chce, „Odrodzenie” też nie, nie mam sił sam próbować, tak mi na tym zależy. Błagam chociaż o parę słów.
Marian Ośniałowski, Pabianice, pl. Dąbrowskiego 23
List Mariana Ośniałowskiego do Jarosława Iwaszkiewicza, pisany w 1947 r.
Szanowny Panie,
Tak się składało, że nigdy nie wiedziałem, gdzie i do kiedy pan będzie, dlatego nie pisałem, teraz próbuję...
Jestem w okresie, nie licząc prób dziecinnych, pisania pierwszy raz w życiu sztuki, tak chodzi za mną, mam co do powiedzenia, a co gorsza, że w podświadomości spodziewam się, że ją wystawią, – z moim szalonym pechem – to znaczy moje rozczarowanie, cały jestem, z tego cudownego wiersza Pawlikowskiej „Boli mnie każdy kontakt z ziemią, najlżejsze stąpnięcie...rdquo;. Nie próbuję w tej sztuce i nawet nie chcę naginać prawdy do jakichś postulatów...
Ostatnio najwięcej lubiłem wiersze z Ocalenia Miłosza a teraz choruję na Czechowicza – „Kujawiak, Kujawiaczek w muzyce śpi...rdquo;. Wiersze zaczynam i nie kończę, posyłam panu jeden jakoś zakończony.
Naturalnie jestem ciekaw ogromnie, jak się Pan czuje, jak Pana zdrowie, zachwycił mnie Pana wiersz o Kwiatach Amerykańskich „pachnących ciałem ludzkim” i ten dawny – „Miła moja już nie warto łez ocierać niechaj cieką...” nie tracę nadziei, że to wszystko i te „Mourir mourir a Paris” ukażą się w jakiejś książce razem...
Teraz jest jak z Pana wiersza „Nikt twego imienia nie powiedział lato...”
Ukończyłem już dwa lata wydziału reżyserskiego, na trzeci nie zostanę, bo dostałem dobrą posadę u p. Szletyńskiego we Wrocławiu w teatrze jako asystent a potem będę zdawał jako eksternista, ale tak z różnych powodów nie mam ochoty na Wrocław, że jak znajdę, co lepszego może, to nie pojadę.
Posyłam Panu najlepsze życzenia wszystkiego dobrego
M. Ośniałowski
Pabianice, plac Dąbrowskiego 23, u p. Szawłowskiej
P.S. Chcę napisać sztukę bardzo realistyczną, całą poezję schować pod spód, grali w Łodzi „Dom Bernardy Alby” Lorki to cudowne.
List Mariana Ośniałowskiego do Jarosława Iwaszkiewicza, pisany około 1950 r.
Szanowny Panie –
Przeczytałem „Wycieczkę do Sandomierza”. I trudno mi coś nie wspomnieć o Świętokrzyskim. Pisze Pan o moim powiatowym tak nie znanym Opatowie. Wspomniał Pan o mojej kuzynce Wandzi Świeżyńskiej Szinzlowej z Wilczyc. O 7 kilometrów od nas, od Chocimowa, była góra Witosławska jedna z łańcucha, na jej czubku był nasz las, Jeleniowska, Świętokrzyska, Chełmska, znany mi każdy kąt, zawsze lubiłem się włóczyć „Partout son âme on seme un peu”, tam się roztrwoniło moje dzieciństwo, nawłóczyłem się tam na angloarabie Tornado. Bliżej Kielc mniej znam, Sandomierz mało. Koło Sandomierza była Słupia, niegdyś Ośniałowskich, mój pradziadek ożeniony z Lanckorońską wziął to po niej i Winiary później Targowskich. Zawichost, Czyżów, Linów tamto Powiśle tak mi znane, kochane, piękny Bodzechów, co za park, „lisinyrdquo;, drzewa – blisko Ćmielowa – Pewno Pan nie zna Kunowa nad Kamienną od nas 4 km, cóż specyficzne, malutkie miasteczko na łąkach, blisko jar, kamieniołomy, krowy specerowały po ulicach, stara kuźnica, piękna stara renesansowa brama na rynku, kościół, cmentarz na wzgórzu.
Góry Świętokrzyskie piękne były i dzikie, wiosenne drogi, u nas w domu i w sąsiedztwach nie było telefonów i elektryki, lampy naftowe, nocami krzyki sów w starych lipach, nie byłem w tych górach od wojny, może w tym roku pojadę.
Udało mi się znaleźć pokój w Warszawie – wszyscy się dziwią – Czerwone tarcze znam od dawna, wspaniałe. Piękne ukłony
M. Ośniałowski
Grochowska 68/64 m 3
List Mariana Ośniałowskiego do Jarosława Iwaszkiewicza, pisany po 1953 r.
Do redakcji nadszedł list, który drukujemy po skrótach.
Szanowna Pani!
Ze wzruszeniem przeczytałam w ostatnim numerze wiersze i notę biograficzną o Marianie
Ośniałowskim. Pamiętam go doskonale ze szkoły teatralnej w Łodzi i potem – z Wrocławia, Studiował reżyserię, kiedy ja byłam na
Wydziale dramaturgicznym, ale reżyserii nie ukończył. Zaangażował się razem z dużą grupą łódzkich absolwentów do Teatrów Dramatycznych we Wrocławiu,
na sezon 1949/50. Przez jeden sezon pracowaliśmy razem
(byłam tam tzw. dramaturgiem czyli kierownikiem literackim), ale niezmiernie trudno było mu się w tej pracy odnaleźć.
O ile pamiętam – przy jednej sztuce był asystentem reżysera, na pewno nie
miał zdolności aktorskich, natomiast był niezwykle subtelnym, inteligentnym
i miłym kolegą, choć zawsze „z głową w chmurach”... Wiedzieliśmy, że pisze wiersze, nazywaliśmy go
po prostu „poetą”... Potem gdzieś wyjechał i już tylko słyszałam, że znalazł się zagranicą i po wielu latach –
odebrał sobie życie. Taki, jakim go pamiętam, na pewno był do tego życia nieprzystosowany, a szczególnie do życia w PRL-u lat 50-tych...
Łączę wyrazy szacunku
Irena Bołtuć-Hausbrandt