Podkowa Leśna, 23.11.2002
Drogi Jarku,
oto kolejny list do Ciebie, jako efekt wewnętrznego poruszenia Twoją poezją, skonkretyzowaną w najnowszym tomiku. List w postaci pytań zasadniczych, które
zadaję sobie i próbuję na nie, z trudem, odpowiadać.
Pytanie pierwsze, naczelne, kluczowe: dlaczego
Twoja poezja jest również tak bardzo moja?
O tym, że tak jest, świadczy właśnie moje nią poruszenie, współodczuwanie z nią, jej intuicyjne pojmowanie, rozumienie i, co za tym idzie, chęć mówienia,
pisania o niej, pragnienie jej tłumaczenia, interpretowania – naturalna (?) skłonność naszego, ludzkiego
(czy tylko ludzkiego?) umysłu do interpretacji, hermeneutyki, egzegezy. Z tym że moje próby tłumaczenia
tutaj – amatorskie, prywatne – traktuj, jak na to zasługują, acz z pobłażaniem dla dobrych chęci piszącego
te słowa do Ciebie...
Uważam zresztą, że o poezji prawdziwej, wybitnej,
powinni pisać nie badacze z literackiej branży, ale wybitni pisarze, a przede wszystkim filozofowie. Prawdę
mówiąc, tylko takie filozoficzne podejścia i ujęcia poezji
mnie interesują, coś mi dają, otwierają, skłaniają do
własnych przemyśleń: Heidegger, Gadamer, Guardini,
Ingarden, Stróżewski... Bo oni w swych najlepszych
i najciekawszych hermeneutyczno-fenomenologicznych
interpretacjach, np. Rilkego, Hölderlina, Norwida, Leśmiana, nie tylko wyciągają z poezji jej treściowo-myślową esencję (takie jednostronne podejście prowadzi nieraz do wyników wręcz humorystycznych, jako
iż żaden wielki poeta, mimo nasycania swej poezji „jakościami metafizycznymi”, nie był wielkim filozofem,
podobnie jak żaden wielki filozof nie był wielkim poetą;
nie można wszak służyć z równym oddaniem i gorliwością dwom tak wielkim i zaborczym panom – czy
paniom – jak poezja i filozofia!), ale są bardzo czuli
również, a może głównie, na artyzm, kunszt, sztukę,
piękno poetyckie, na istotę poezji. A co stanowi jej
istotę? Tego i ja usiłuję tu dociekać – po dyletancku,
bom ani filozof, ani filolog, ani poeta, a tylko Musikschriftsteller, co się do filozofii i poezji garnie i dobiera.
Dlaczego więc, pytam raz jeszcze, Twoja poezja jest
zarazem tak bardzo moja? Co nas tutaj zbliża do siebie
we wspólnocie ducha?
Może te trzy „umiłowania”: muzyki, filozofii, natury?
Bo Twoja poezja – jak ja ją odczuwam i pojmuję
w jej najczystszej esencjalnej i substancjalnej poetyckości – wyrasta właśnie z muzyki-filozofii-natury, to
jest jej „potrójny korzeń”, mocny i głęboko sięgający.
I to jest mi bardzo bliskie, mimo różnic w odczuwaniu rzeczywistości, w obrazie świata Twoim, jak mogę
przypuszczać, i moim. Twój światoobraz jest, jak mniemam, bardziej mroczny, mój może bardziej jasny (mniej
pesymistyczny?). Nie są mi również bliskie dzisiaj, choć
w młodości może bardziej mnie pociągały, motywy (sytuacje, toposy) rozkładu, śmierci. Z dwóch tajemnic: życia jako „bycia ku śmierci” oraz życia jako „daru i cudu”
– fascynuje mnie bardziej ta druga. Także moje traktowanie Natury jest bardziej estetyczno-metafizyczne niż
„naturalne” (biologiczne?); jest ona dla mnie niewyczerpanym morzem, oceanem, kosmosem piękna; a piękno,
w szerokim estetyczno-metafizycznym pojęciu, cenię
sobie najbardziej, jako wartość w ogóle najwyższą, do
normalnego życia absolutnie niezbędną! Moje poczucie sensu ludzkiej egzystencji sprowadza się w gruncie
rzeczy do tego oto:
żyję dla entuzjazmu; zachwycam się, więc jestem;
im większa we mnie zdolność do podziwu, oczarowania, urzeczenia – tym mocniej jestem.
Tak więc zachwycam się Twoją poezją, karmię się
nią, działa na mnie ona swoim poetyckim czarem; a oddziaływanie wiersza, to jak on mnie porusza, pokrewne
jest przeżywaniu przeze mnie muzyki; tzn. utwór poetycki upodabnia się do utworu muzycznego w tym sensie, że można doń wracać, odczytywać wielokrotnie i za
każdym razem jawi się on (w swoich jakościach akcydentalnych, nie w swojej strukturze substancjalnej!)
jakoś inaczej, w innym aspekcie. Nie ma wszak nawet
dwóch identycznych „konkretyzacji słuchowych” tego
samego utworu muzycznego, choć sam utwór w swojej
strukturze idealnej, w swojej istocie, jest niezmienny;
na tym również polega cudowność muzyki! I poezji!.
Ciągnę dalej te „niewczesne rozważania”. Pytanie
już nie tylko osobiste, subiektywne (w relacji Ty-Ja), ale
bardziej uniwersalne:
Dlaczego jesteś dla mnie, dla nas (jak to określiła
niedawno Krystyna po przeczytaniu Twego najnowszego tomiku) najwybitniejszym, największym z żyjących polskich poetów?
Taka mi się odpowiedź nasuwa:
ponieważ, jako jeden z nielicznych, może ostatnich,
uprawiasz poezję prawdziwą, a każdy Twój wiersz jest
pełnym utworem poetyckim.
A co to znaczy poezja prawdziwa – dzisiaj, niegdyś, zawsze? Znaczy to, że wiersz ma nie tylko
mówić i rozważać (jak to dzisiaj modne), posługując
się słowami, ale i śpiewać, grać, tańczyć, jak niegdyś
u Greków w „trójjedynej chorei” także malować i przedstawiać, również śmiać się, uśmiechać, ironizować...
A wszystko to w horyzoncie metafizycznym, w poczuciu nigdy nie przeniknionej (gdyż wtedy przestałaby być
tajemnicą) tajemnicy istnienia. Wszak poeta, urzekając
nas poetycko-muzycznym i muzyczno-poetyckim czarem swych wizji, daje nam zarazem (podobny w tym
do filozofa metafizyka, bo każdy prawdziwy filozof metafizykiem być musi, choćby nie wiem jak metafizykę
krytykował!) prześwity na to co tam – na nicość albo
na pełnię Bytu. Jak w tym cudownym wierszu Ogród
w Milanówku – poezja brzóz i kotów, zamykającym
Twój najnowszy tomik:
Koty pisały moje wiersze
Piosenki ody tarantele
Bo miały horyzonty szersze
Ja innych zajęć miałem wiele
Koty pisały co tam chciały
Ja umierałem po kryjomu
Brzozy i wierzby im szumiały
Teraz wychodzą z mego domu
Pusty jest dom piwnice puste
Ta pustka o mnie opowiada
Ja mam na twarzy czarną chustę
Po pustych schodach ktoś się skrada
Opowieść ta jest już skończona
Koty tańczyły wokół domu
Tango bolero charlestona
A ja umarłem po kryjomu
Te moje wiersze nic nie znaczą
Ale czy coś ma tu znaczenie
Koty i brzozy po mnie płaczą
W domu ktoś mieszka jakieś cienie
Bo czyż nie do poety także odnosi się ów tajemniczy
passus Heideggera otwierający jego Holzwege:
„Drzewo jest dawną nazwą lasu. W lesie są drogi,
które często zarastają i kończą się nagle chaszczami,
w których nie postąpiła ludzka noga.
To są drogi lasu.
Każda biegnie osobno, ale w tym samym lesie. Często wydaje się jakby jedna była podobna do drugiej. Ale
tak się tylko wydaje. Drwale i leśnicy znają te drogi.
Wiedzą, co znaczy znaleźć się na drodze lasu” (Martin
Heidegger, Drogi lasu, Wyd. Fundacja Aletheia, Warszawa 1997).
Mówiąc bardziej detalicznie, Twoje wiersze grają we
mnie:
swymi rymami (uwielbiam wiersze rymowane, rymy
w poezji!); swoim rytmem, tokiem – często piosenkowym jakby, tanecznym nieraz; swymi paralelizmami,
opozycjami, przyrównaniami, metaforami; swymi motywami przewodnimi i swoim ostinato; swoim nastrojem, aurą, klimatem fantazyjno-realno-nadrealnym, nibyballadowym w tym współgraniu światowości z zaświatowością, istnienia z nieistnieniem, bytu z nicością, rzeczywistości z nierzeczywistością; sugestywnością swoich obrazów, wizji... Przenikają mnie one podobnie jak wiersze Leśmiana... Myślę, że jestem szczególnie czuły na smak takiej poezji pełno-dźwięcznej-nastrojowo-obrazowo-metafizycznej; na to fascynujące
muzyczno-poetyckie współgranie czterech „warstw”, jakie wyróżnia Ingarden (którego jestem wszak duchowym uczniem) w utworze literackim (brzmienia, sensy,
wyglądy, przedmioty przedstawione). I jeszcze to: bliska mi jest przestrzeń, miejsce, millieu Twojej poezji: –
dom, ogród, Milanówek i okolice; skupianie się w tym
mikrokosmosie – koty, które tak cudownie przedstawiasz, i te wszystkie zwierzątka, stworzonka, rośliny,
roślinki w ich życiu, istnieniu i przemijaniu, w ich bytowej kruchości...
Kończę, a właściwie urywam, zawieszam ten list
w poczuciu niedosytu, czczości: – znowu nie udało
mi się to, co zamierzałem: – dotknąć sedna Twojej
sztuki poetyckiej (może w ogóle jest to niemożliwe?).
Do następnej więc próby (mam nadzieję)...
Ściskam mocno
Bohdan Pociej