Dom Sunderlandów w Iłży, odbudowany lub wybudowany na nowo po pożarze
w roku 1903, stał - i stoi nadal - na zboczu wzgórza, które nazywano
zamkowym. O stanie domu w latach, kiedy w Iłży bywał Leśmian, jest
trochę informacji we wspomnieniach, które zebrał i opublikował w roku
1992 badacz dziejów miejscowych, Adam Bednarczyk. Wizyt Leśmiana
w Iłży, najprawdopodobniej wakacyjnych, teraz nie da się już dobrze
umiejscowić w czasie i najogólniej można tylko powiedzieć, że poeta
bywał u Sunderlandów przed pierwszą wojną światową, w czasie pierwszej
wojny oraz zaraz po wojnie - może przyjeżdżał do Iłży jeszcze na
początku lat dwudziestych. Wątpliwości nie ulega właściwie tylko to, że
- jak pisał w swoich wspomnieniach Jan Brzechwa - Leśmian "
spędził tam", to znaczy w domu Sunderlandów, "niejedno lato". Nie
ma natomiast żadnych wiarygodnych świadectw, na podstawie których można
by powiedzieć na ten temat coś więcej - i czas tych wizyt jakoś lepiej
określić.
Jedno ze wspomnień, które spisał Bednarczyk, mówi, że poeta
po raz ostatni był w Iłży latem roku 1935 - ale akurat to wydaje się
mało prawdopodobne. Po pierwszej wojnie światowej, może nawet
wcześniej, już przed wojną, właścicielami domu na wzgórzu byli Seweryn
Sunderland i jego żona, Gustawa z Lesmanów. Później, po śmierci Gustawy
i Seweryna, a więc prawdopodobnie gdzieś w latach trzydziestych (znana
jest data śmierci Gustawy z Lesmanów Sunderlandowej - umarła ona 15
grudnia 1930 roku), dom przeszedł na własność ich dzieci, Celiny
i Kazimierza. Dom był, jak pisał Jacek Trznadel, "pięknie położony,
wcięty [...] w stok wyniosłej, choć nierozległej góry zamkowej".
Wzniesiono go, wedle Jana Brzechwy, "na ruinach fabryki" (mowa tu
o fabryce fajansu, którą posiadali w Iłży Sunderlandowie), a po
przebudowaniu, zapewne właśnie w roku 1903, zamieniono "w letnią
rezydencję, do której zjeżdżali na wakacje krewni i przyjaciele". To
zdanie wydaje się niejasno świadczyć, że dom ciotki Gustawy (jak go
wtedy nazywano) wykorzystywany był tylko latem - na zimę
Sunderlandowie przenosili się więc może do Warszawy. Wedle Jacka
Trznadla - dom w tym właśnie stanie, w jakim widział go Leśmian, można
było oglądać jeszcze w roku 1963: "stary dom Sunderlandów - pisał
wtedy Trznadel - zachował się bez żadnych zmian". To stwierdzenie
wydaje się jednak trochę pochopne, bowiem Trznadel pisał o domu, który
od ulicy był budowlą piętrową - "oryginalne sklepienia parterowych
mieszkań od strony ulicy N.P. Marii podtrzymują piętro, gdzie mieszkał
poeta" - a Jan Brzechwa, który w domu Sunderlandów bywał w latach
wczesnej młodości, zaraz po pierwszej wojnie światowej, nawet może
jeszcze przed jej zakończeniem, zapamiętał, że na ruinach fabryki
wzniesiono "parterowy dom mieszkalny". Piętro mogło więc zostać
dobudowane później, a jeśli tak właśnie było, to Leśmian, goszcząc
u Sunderlandów, musiał mieszkać na parterze. Wnętrze domu nie zostało
opisane i nic o nim nie wiadomo. Adam Bednarczyk wspominał co prawda
drewniane, skrzypiące schody, którymi wchodziło się "na piętro
domu", ale schody należy uznać za późniejsze, bo jeśli nawet tam były,
to prowadziły oczywiście na to piętro raczej później dobudowane. Trochę
więcej, choć też niewiele, wiadomo natomiast o tym, co znajdowało się
wokół domu. Gdzieś niedaleko, tuż za wzgórzem - część wzgórza
należała do Sunderlandów - zaczynały się pola, przez które przepływała
(jak pisał Trznadel, "pod strażą wierzb") niewielka rzeczka, którą
nazywano Iłżanką. Za wzgórzem, może także już za polami, były wąwozy,
które - zdaniem Adama Bednarczyka - "chętnie odwiedzał
Leśmian". Mogło oczywiście tak być - że Leśmian lubił spacerować
w wąwozach - ale mamy tu do czynienia tylko z domysłem. "Jeden
z najpiękniejszych [wąwozów] - pisał Bednarczyk - sąsiadował z górą
zamkową, był głęboki, a jego zbocza zarastały powykręcane, karłowate
krzewy, tworzące nad dnem wąwozu szpalery". Inny wąwóz (też może
odwiedzany przez Leśmiana) znajdował w lasku nazywanym Kluskowym Borkiem
i również zaczynał się gdzieś za wzgórzem: był to "najdłuższy
spośród iłżeckich wykrotów [...] i biegł przez pola, daleko, aż do
skrzyżowania dróg, gdzie stała figura św. Jana". Dalej, za figurą -
"kilometr za nią" - stał wśród pól kościół pod wezwaniem św.
Franciszka. Bliżej domu, na wzgórzu, znajdował się ogród, który należał
do Sunderlandów. W ogrodzie, jeszcze przed pierwszą wojną światową, ale
pewnie i później, był sad owocowy, który Brzechwa sytuował "u stóp
starej baszty". Przez sad szło się więc z domu ciotki Gustawy
w kierunku znajdujących się na szczycie wzgórza ruin - wedle Adama
Bednarczyka były to ruiny "renesansowej budowli, należącej do
biskupów krakowskich".
W tymże kierunku, ku ruinom, prowadziła też,
jak się zdaje, droga przechodząca przez podwórze domu Sunderlandów.
Nosiła ona, według Brzechwy, nazwę tajemniczą i trudną do wytłumaczenia:
szlak Batu- chana. Przy drodze, nieopodal wejścia na podwórze -
ale wejścia, jak pisał Adam Bednarczyk, "od strony zamku" - rosły
dwa kasztanowce. Pod kasztanowcami stała drewniana ławeczka, na której
siadywali Sunderlandowie i ich wakacyjni goście. We wspomnieniach,
spisanych przez Bednarczyka, mowa jest również o kilku ławkach, może
także stojących w pobliżu kasztanowców, na podwórzu, a może
umieszczonych gdzieś dalej w ogrodzie. W ogrodzie znajdowała się też
altana lub altanka, ale miejsce, w którym ją postawiono, nie jest
wyraźnie określone - można więc ją sobie wyobrazić albo gdzieś
nieopodal domu, albo gdzieś bliżej sadu i ruin na szczycie wzgórza.
W czasach, gdy Iłżę odwiedzał Leśmian, była to altana z wikliny i raczej
znajdowała się w pobliżu domu, była bowiem dobrze widoczna z jego okien,
chyba tych, z których widziało się też ruiny i basztę. Później
wiklinowa altana uległa zniszczeniu i zastąpiła ją jakaś inna, może
stojąca w tym samym miejscu - Bednarczyk pisał (zdanie to mówi
o stanie z lat osiemdziesiątych) o domu "z inną już altaną
i malinowym chruśniakiem". Dom, to jeszcze trzeba tu dodać, ogrodzony
był drewnianym płotem i zdaje się, że takim też płotem ogrodzony był
cały ogród Sunderlandów. W roku 1963 Trznadel widział za domem,
w starym ogrodzie na stoku wzgórza zamkowego - ogrodzie, który,
w pobliżu czternastowiecznych ruin, przechodził według Trznadla,
przynajmniej wówczas, "w rodzaj parku" - stary maliniak, jak
pisał, "zmarniały obecnie i zdziczały". Maliniak kojarzy się od
razu z Łąką i zamieszczonym tam cyklem W malinowym
chruśniaku i tak też skojarzył się wtedy, w roku 1963, Trznadlowi:
"Z tym cyklem - pisał - należy wiązać prawdopodobnie niektóre
fakty z życia poety". Że iłżecki maliniak w ogrodzie Sunderlandów ma,
a raczej miał coś wspólnego z malinowym chruśniakiem z Łąki, to
nie ulega wątpliwości - choć lepiej nie wdawać się w ustalanie, na
czym taka wspólnota mogłaby polegać, ponieważ z tym problemem (co łączy
poezję z życiem poety - także ze zrywanymi przez niego malinami) nie
potrafią się, jak dotychczas, uporać najsubtelniejsi teoretycy
literatury. Trzeba tu więc, mając na względzie nie teorię literatury,
lecz względy praktyczne, powiedzieć tylko, że opis Trznadla, który mówi
o stanie z roku 1963 - "zdziczały maliniak [za domem Sunderlandów]
ciągnący się przez cały ogród" - nie dotyczy wcale (i dotyczyć nie
może) malinowego chruśniaka, w którym Leśmian zrywał (prawdopodobnie)
maliny z Dorą Lebenthal w roku 1917 czy 1918: "Palce miałaś na
oślep skrwawione ich sokiem". Każdy, kto miał do czynienia
z maliniakami, wie bowiem dobrze, że rosną one i gęstnieją niesłychanie
szybko, i wystarczy posadzić na jesieni krzaki malin, aby w następnym
roku mieć już z nich obfitość owoców, a za dwa lub trzy lata mieć w tym
miejscu nieprzebyty - chruśniak malinowy. Zdziczały maliniak z roku
1963 nie mógł więc być w żaden sposób tożsamy ze starszym o niemal pół
wieku maliniakiem z roku 1918 - na tym samym miejscu albo w pobliżu,
albo całkiem gdzie indziej w tymże ogrodzie Sunderlandów mogło przez
czterdzieści lat wyrosnąć i zdziczeć co najmniej kilka albo
i kilkanaście maliniaków.
Nie ulega jednak wątpliwości, że mimo
wszystkich zmian, które tam zachodziły, dla następnych pokoleń
czytelników Leśmiana zbocze zamkowego wzgórza między ruinami a domem
Sunderlandów pozostanie miejscem malinowego chruśniaka, a więc miejscem
Łąki. Można nawet przypuszczać, że ogród, w którym Dora i jej
poeta zrywali maliny, z czasem znajdzie się między wileńską celą Konrada
a krzemieniecką Górą Bony, i stanie się - jednym z kilku świętych
miejsc poezji polskiej.
Cukiernia Miki, gdzie w pierwszych latach XX wieku zbierali się
wieczorami pisarze, filozofowie i dziennikarze, mieściła się w narożnym
budynku u wylotu Nowego Światu na plac Aleksandra - jak ówcześnie
nazywano plac Trzech Krzyży. Cukiernia, jak się zdaje, nie miała żadnej
dobrze utrwalonej nazwy, a jej bywalcy nazywali ją Miki albo Mika,
i mówili: u Miki albo u Mika, ponieważ właścicielem lokalu był
cukiernik nazwiskiem Karol Mücke. Miki nie była dużą cukiernią, nie
miała też, mimo dobrego położenia, wielu klientów, ale zajmowała parter
i piętro narożnego budynku - na piętrze były pokoje, w których stało
kilka stołów do gry w bilard, na dole zaś, w dwóch małych pokoikach
obitych jasnoniebieską tapetą, grano w szachy i w domino. Największe
powodzenie Miki miała wieczorami - o tej porze, między siódmą
a dziesiątą, bywało i tak, że wszystkie stoliki w pokoikach na parterze
były zajęte. W roku 1905 w cukierni Miki spotykali się młodzieńcy
należący do organizacji bojowej PPS. Podobno przechowywano tam wówczas
broń i niekiedy pojawiał się Józef Piłsudski - nosił wówczas brodę
i czarne okulary. Prawdopodobnie już wcześniej, na początku wieku, do
Miki - z niejasnych powodów: może dlatego, że w pobliżu, na ulicy
Książęcej pod numerem 7, mieściła się w roku 1901 redakcja "
Chimery", rychło zresztą, bo już po roku, przeniesiona do lokalu przy
Nowym Świecie - zaczęli przychodzić pisarze. Jak pisał w swoich
wspomnieniach o Leśmianie młody wówczas (młodszy od Leśmiana) poeta
Xawery Glinka, którego właśnie ten jego starszy kolega przyprowadził po
raz pierwszy do Miki - "na rogu Nowego Światu i placu Trzech
Krzyży w małym pokoiku na prawo od wejścia [...] zbierała się elita
literacka ówczesnej Warszawy". Wszystko to bardzo trudno jest teraz
umiejscowić w czasie i nawet nie wiadomo, czy na powodzenie cukierni
wśród pisarzy wpłynęło jakoś to, że sąsiadowała ona z "Chimerą",
bowiem tak u Glinki, jak we wspomnieniach innych bywalców nie ma na ten
temat wyraźnych wskazówek - mogło być też tak, że Miki stała się
miejscem spotkań pisarzy dopiero gdzieś po roku 1905 czy nawet jeszcze
trochę później, gdzieś koło roku 1908. Właśnie w roku 1908, po drugiej
stronie Książęcej, niemal naprzeciw "Chimery" (ale "Chimera"
wtedy już nie wychodziła), znajdowała się jeszcze jedna redakcja -
świetne zapowiadającego się, ale szybko zlikwidowanego "Witezia",
gdzie Gustaw Daniłowski, redagujący w tym piśmie dział literacki,
drukował wiersze Leśmiana (ukazał się tam pierwodruk cyklu
Aniołowie). Lista bywalców cukierni Karola Mücke, którą ułożył
Glinka, wygląda imponująco. Bywali tam, wedle niego, Edward Słoński,
Wacław Grubiński, Antoni Lange, Jan Lorentowicz, Stanisław Wyrzykowski,
Artur Górski, Stefan Żeromski, Władysław Reymont, Zenon Przesmycki,
Wacław Berent. Do tej listy trzeba jeszcze dodać nazwiska, które
pojawiają się w innych wspomnieniach - do Miki przychodzili także
Andrzej Niemojewski, Gustaw Daniłowski, Jan Lemański, Zofia Nałkowska,
Ignacy Matuszewski, Andrzej Strug, Kazimierz Gliński, Antoni Miecznik
(był to powieściopisarz i tłumacz Schopenhauera), pojawiali się tam też
zaprzyjaźnieni z pisarzami aktorzy i artyści - wśród nich rzeźbiarz
Ksawery Dunikowski i aktor Kazimierz Kamiński. Najważniejszą postacią
był u Miki, co dziś może trochę dziwić, nie Berent, także nie Żeromski
- lecz Edward Słoński. Temu zręcznemu poecie, a również, jak mówiono,
zręcznemu dentyście - później, w latach pierwszej wojny światowej,
rozsławionemu pięknymi wierszami patriotycznymi, może zresztą nie
najwyższego lotu, ale bardzo wzruszającymi - nadano u Miki tytuł
prezesa. Pisarzy, spotykających się w cukierni, nazywano zaś Klubem lub
(co jest gorzej poświadczone, ale i taka nazwa pojawia się we
wspomnieniach) Akademią Literatury - i właśnie Słońskiego uważano za
prezesa tego Klubu czy tej Akademii. Wacław Grubiński pisał w swoich
wspomnieniach, że wszedł do "bezstatutowego klubu". który założył
i któremu prezesował Słoński "w roku (mniej więcej) 1906" - "
jako apartament klubu Słoński ustanowił przechodni pokój w cukierni
warszawskiej niejakiego Mücka, w narożnym domu przy ulicy Nowy
Świat, w tym miejscu, gdzie się zaczynał plac św. Aleksandra". Nie
jest całkiem jasne, kiedy Leśmian zaczął pojawiać się u Miki. On sam
uważał - wynika to z jego rozmowy z Edwardem Boyé, opublikowanej
w "Pionie" w roku 1934 - że bywał tam już w roku 1896.
Wspominając swój debiut w "Wędrowcu", twierdził w tej rozmowie, że
w tym to właśnie roku 1896 (debiut miał zresztą miejsce rok wcześniej)
poznał Or- Ota, a zaraz potem Miriama: "zbieraliśmy się
w cukierni Miki". Wydaje się jednak bardzo mało prawdopodobne -
nawet jeśli cukiernia Karola Mücke już wówczas istniała, co nie jest
pewne - żeby Leśmian mógł się tam spotykać z Miriamem lub z Or-
Otem przed rokiem 1900. Do tego roku mieszkał bowiem w Kijowie i raczej
nie przyjeżdżał (przynajmniej nic na to nie wskazuje) do Warszawy.
W rozmowie z Edwardem Boyé wymieniony został również Stanisław
Brzozowski ("Przychodził Edward Słoński, [...] Stanisław Brzozowski
i Franc Fiszer") i prawie na pewno chodzi tu o Stanisława Koraba-
Brzozowskiego, poetę, a nie o autora Legendy Młodej Polski, bo
tego drugiego Brzozowskiego Leśmian prawdziwie nie znosił, więc raczej
nie siadywałby z nim w cukierni. Jeśli zaś Leśmian spotykał się u Miki
ze starszym z braci Korabów, to musiało to się dziać albo w roku 1900
albo na początku roku 1901 - Stanisław Korab- Brzozowski
zastrzelił się w mieszkaniu na Książęcej w nocy z 22 na 23 kwietnia 1901
roku (według nowego stylu).
Cukiernia Miki przestała być miejscem
spotkań pisarzy gdzieś koło roku 1910 lub 1911, a więc mniej więcej
wówczas, kiedy Leśmian wyjechał po raz drugi do Paryża (stało to się
w końcu listopada lub na początku grudnia roku 1911). Jak informował
anonimowy autor artykuliku zamieszczonego w roku 1924 w czasopiśmie "
Świat", "cukiernię [...] zamknięto podczas okupacji niemieckiej",
ponieważ "nie było mąki na ciastka". Wygląda jednak na to, że
jeszcze przed wybuchem wojny Miki straciła na znaczeniu, pisarze
chodzili wtedy chętniej do Udziałowej, która była lokalem znacznie
atrakcyjniejszym, oraz, szczególnie latem, bo był tam ogródek, do
pobliskiej Nadświdrzańskiej - mieściła się ona także przy Nowym
Świecie, mniej więcej tam, gdzie obecnie mamy południowy narożnik
budynku BGK i placyk, przez który przechodzi się na ulicę Mysią. Tam
zaś, gdzie niegdyś, w Leśmianowskiej Warszawie, mieściła się cukiernia
Miki, jest teraz antykwariat i dalej, od strony placu Trzech Krzyży, bar
pod nazwą Lajkonik. Kto wejdzie teraz do antykwariatu i obróciwszy się
twarzą do Nowego Światu spojrzy przez szybę wystawową w kierunku nowych
budowli, które stanęły na ulicy Książęcej i na placu Trzech Krzyży,
i które będzie miał po prawej i po lewej - uzyska tę samą perspektywę,
którą miał Leśmian, kiedy siedział przed wieczorem przy stoliku w jednym
z dwóch pokoików u Miki i patrząc w stronę wylotu ulicy Książęcej,
wypatrywał, kiedy z redakcji "Chimery" wyjdzie Miriam -
i wywijając swoją słynną laseczką z białą gałką skieruje się ku placowi
Aleksandra.
Adam Bednarczyk, "Taka
cisza w ogrodzie"...Iłżeckie miłości Leśmiana. Tekst gawędy, przypisy
i posłowie opracowała Renata Lis. Wstęp napisał Antoni Czyż. Warszawa
1992.
Jan Brzechwa, Niebieski wycieruch.
W: Wspomnienia o Bolesławie Leśmianie. Pod redakcją Zdzisława
Jastrzębskiego. Lublin 1966.
E., Pół czarnej u "Miki". "Świat" 1924 nr 49.
Xawery Glinka, Wspomienie o Leśmianie. "Kultura" 1949 nr 4/5.
Wacław Grubiński, Niewinne niedyskrecje. "W Klubie" u Miki. W: Na rogu
świata i nieskończoności. Wspomnienia o Franciszku Fiszerze. Zebrał
i opracował Roman Loth. Warszawa 1985.
Leśmian, Dora, moja Iłża
Z Adamem Bednarczykiem rozmawiają Antoni Czyż i Stanisław Szczęsny.
"Ogród" 1991 nr 3 (7).
Bolesław Leśmian, Poezje. Opracował
Jacek Trznadel. Warszawa 1965.[Z pism Bolesława Leśmiana].
Bolesław Leśmian, Szkice
literackie.Opracował i wstępem poprzedził Jacek Trznadel. Warszawa
1959.
Roman Rogowski, Franciszek Fiszer na wsi.
W: Na rogu świata i nieskończoności. Wspomnienia o Franciszku Fiszerze.
Zebrał i opracował Roman Loth. Warszawa 1985.
Artur Śliwiński, Franciszek Fiszer. O królu cyganerii warszawskiej.
W: Na rogu świata i nieskończoności. Wspomnienia o Franciszku Fiszerze.
Zebrał i opracował Roman Loth. Warszawa 1985.