Czasami gramy w numery praskich dzielnic
a czasem w to, jak szły po kolei
sklepy od Mostku do Narodowej
albo na Przykopach w dół ku Porzeczu
A czasem liczymy fontanny a czasem
rzeźby i słupy morowe
a czasem wieże, czasem drzewa w alejach
a czasem ławki w parkach
A czasem, czasem już tylko groby.
Stare domy pachną jak stare wino,
ale i jak cynamon, kminek i tymianek
a trochę pelargonią i fuksjami w oknach.
I zostaną zapachy po ugaszonych pożarach,
po powodziach, których wody dawno opadły
tak jak nie ulatnia się słona woń łez.
Stare domy pachną niedzielną kawą
z babką i ploteczką nie zawsze niewinną,
ale i jabłkami na szafach i kontuszówką,
dymem wirginek, cygar i starych fajek,
wystygłych nad książką i nad zbiorami znaczków,
nad kwadratami szachownic, nad pakietami listów z młodości.
Stare domy pachną kwaśną wonią mydlin
na mokrych schodach, lecz i kurzem lat,
którego nigdy nie zmyjesz. Ale i naftaliną
dwa razy w roku wymienianą, chociaż dobrze wywietrzyli
futra, lisy, boa, czapki, mufki,
nawet czamarę po dziadku, która jeszcze dotąd molom się opiera.
Stare domy pachną skamieniałymi różami
i pluszowymi albumami fotografii,
żółtym liściem między kartkami książki
– czy ktoś jeszcze wie kiedy i dlaczego ktoś go tam włożył? –
kuframi z mumią ślubnego bukietu,
pantofelkami, welonem i trenem panny młodej.
Stare domy pachną pożegnaniem,
jak chusteczki, którymi machamy,
jak szkatułki, do których chowamy
wszystko począwszy od mlecznych zębów, po ślubne obrączki,
od kotylionów aż po wycinki z gazet,
od pierwszych loczków po ogłoszenie w czarnej ramce.
Stare domy pachną jak stare wino,
które wessało słodycz słońca i cierpkość centurii,
jak gałąź, co usycha lecz wiosną liść wypuści
i pachnie nagrzaniem, słońcem i pachnie cieniem,
wszystkim co kołysze, obejmuje i dręczy.
I pachnie jak mary i łoże oblubienicy.
W starych domach ściany pachną starym winem.
I pachną śmiercią i podołkiem matczynym.
przeł. Katarzyna Boruń