PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 72

Małgorzata Wittels

Morowe panny


Tak o nich śpiewali koledzy powstańcy — o nich, to znaczy o dziewczętach z Powstania, sanitariuszkach, a także łączniczkach, czyli po prostu żołnierzach. Bo były to dziewczyny do tańca i do różańca. Traktowane przez przełożonych bez taryfy ulgowej dla płci czy wieku, a zdarzały się wśród nich nawet czternastolatki. Czuły się żołnierzami, w sensie przynależności do oddziału, nie chciały natomiast walczyć z bronią w ręku, lecz służyć, wspierać walczących, ratować rannych, przenosić meldunki. Powstanie to był czas szybkiego dojrzewania do dorosłości, do odpowiedzialności. Czas ważny także dlatego, że, jak wspomina jedna z nich, „nigdy w życiu nie zdobyła się na taką bezinteresowność, jak wtedy”. O kobietach w Powstaniu sporo pisano, znane są ich nazwiska, oddziały, w których walczyły, miejsca walki czy śmierci. Brakowało dotąd relacji pokazującej nie akcję, działania operacyjne, lecz przeżycia kobiet i pamięć o tych przeżyciach. Tak jak Pamiętnik z powstania warszawskiego Białoszewskiego pokazywał walki z perspektywy ludności cywilnej miasta. I właśnie teraz, w siedemdziesiątą rocznicę Powstania, pojawiły się aż trzy pozycje. Pisały je, rzecz jasna, panie: Anna Herbich — Dziewczyny z powstania. Prawdziwe historie, Barbara Wachowicz — Bohaterki powstańczej Warszawy i Patrycja Bukalska — Sierpniowe dziewczęta ‘44. Ta ostatnia zwraca uwagę wymowną okładką ze znakiem Polski Walczącej, w którą wpleciony jest dziewczęcy — jak powiedziałby ks. Jan Twardowski — dowcipny warkoczyk.

Ile ich było? Nikt nie sporządził dokładnej listy, na pewno kilka tysięcy. Te, które pozostały, opowiadają w imieniu swoim i koleżanek. Mówią o ludziach, sytuacjach, mało o akcjach i strzelaniu, za to sporo o uczuciach, kolorach. Nie brak też, jak to u kobiet, szczegółów, detali, drobiazgów, które tworzą koloryt, pozwalają zrozumieć tamten czas.

Przywykliśmy do tego, że w obrazach Powstania kobiety są gdzieś w tle za dzielnymi chłopakami: w szpitalach, punktach opatrunkowych, przy telefonach, roznoszą meldunki. Autorki pokazują, że dziewczęta idą na akcję razem z chłopakami, obok nich, choć na ogół nie z bronią, przecież tak samo narażone na ostrzał czy wybuchy. Bynajmniej nie oszczędzane przez dowódców, narażane może nawet bardziej, jako mniej cenne na linii. Taka scenka — oddział idzie na akcję, jedna z dziewcząt, nastolatka, dźwiga ciężkie pakunki, z trudem nadąża za innymi. Dowódca zwraca jej uwagę, żeby szła w pewnej odległości za oddziałem, nie razem, a na pytanie „dlaczego?” odpowiada: bo niesiesz duży ładunek wybuchowy, który mógłby wysadzić cały oddział w powietrze. Dziewczyna zwalnia, idzie ostrożniej, teraz już wie, czym może się skończyć jedno potknięcie. Zastanawia się, czy to ona, najmłodsza i najsłabsza, powinna przenosić niebezpieczne ładunki.

Dla młodziutkich dziewcząt Powstanie było ostrą szkołą życia, jak dziś mówią — szybkim dojrzewaniem, bo przecież do walki poszły wprost spod matczynych skrzydeł. Często bez żadnych doświadczeń w opiece nad rannymi, zaledwie po kursach sanitariatu. Między teorią a praktyką jest jednak przepaść, którą trzeba było pokonać (gdy lekarze traktowali je jako wykwalifikowane pielęgniarki), ale też sprostać sytuacji psychicznie, znaleźć w sobie siłę i jeszcze obdzielić nią potrzebujących — cywilów czy rannych towarzyszy walki. Wspominają pierwsze zetknięcie z całym koszmarem (udział w amputacjach, wyciąganie poharatanych ciał), ale dodają, że potem musiały przywyknąć.

Powstanie to nie tylko zryw wolnościowy, lecz także głęboka cezura obyczajowa. Dziewczęta z tak zwanych dobrych domów, którym nie wypadało wracać do domu po dziesiątej ani reagować na przyjacielskie nawet zaczepki nieznajomych rówieśników — w ciągu kilku dni zostały zmuszone do przedzierania się przez kanały, pełne szczurów i trupów, i jeszcze przeprowadzania innych, podejmowania decyzji, od których zależało życie często niejednego człowieka. To one wspierały ludność cywilną, zdobywały dla dzieci mleko, przynosiły wodę, uspokajały przerażonych cywilów stłoczonych w piwnicach. Od tego momentu były dorosłe. Prosto spod opieki matek szły pod rozkazy dowódcy. Bywało różnie. Zdarzali się odpowiedzialni, którzy przejmowali rolę ojców i dbali o dobre prowadzenie się panienek. Osiemnastoletnia Marta musiała tłumaczyć się przed porucznikiem ze spotkania z narzeczonym. — A mama wie? A pierścionek jest? — Nie zawsze dowódcy czuli się jednak odpowiedzialni za młodziutkie dziewczyny.

Dwie z wymienionych książek mają konstrukcję prostą: bohaterki opowiadają o sobie i swoich rodzinach, o udziale w Powstaniu i losach po jego upadku. Natomiast Patrycja Bukalska zadała sobie trud pogrupowania wypowiedzi uczestniczek według tematów. Jest ich ponad dwadzieścia, bo autorkę interesował nie tylko udział w akcjach, kanały, kapitulacja, lecz także marzenia, modlitwy, jedzenie, zmęczenie, miłość, a nawet zapachy i sny. Kto pyta żołnierza, czy czuje się zmęczony? I dlatego nie wiemy ani tego, ani też jak sobie z tym radzili.

„Jakiś dziennikarz męczył mnie, jakich kosmetyków używałyśmy. A myśmy marzyły o odrobinie wody, żeby twarz obmyć!” — zdumiewa się jedna z kobiet. Łączniczki dostają kubek kawy — „Połowę wypijałyśmy, a resztę przeznaczałyśmy, by się umyć”. Z jedzeniem też nie było lepiej. „Była kasza pluj robiona z rozgotowanego zboża od Haberbuscha. Niezbyt dobrze to jednak pamiętam, widać nie myślałam wtedy o jedzeniu” — wspomina Katarzyna. „Nieść wiadro z zupą w czasie strzelaniny – to była najgorsza służba” — twierdzi Zofia.

„Mężczyźni, którzy opowiadali mi o Powstaniu, nie opowiedzieli o żadnym zapachu. W kobietach to jednak zostało. Mówiły o tym, jak smużka zapachu sprawia, że wszystko do nich wraca. Dla nich zapach Powstania to zapach lazaretów i dymu” — pisze Bukalska. „Pomyślałam, że Muzeum Powstania Warszawskiego mogłoby wprowadzić zapach Powstania do ekspozycji. To jest zapach gruzu, świeżo zburzonego muru i spalenizny” — mówi Krystyna.

I temat tak ważny dla dziewczyn — ubranie. Po latach zapomniały tylu rzeczy, ale często pamiętały, w jakim stroju szły do Powstania. Ubierały się jak na święto, żeby porządnie wyglądać. Bo co chłopaki pomyślą? 1 sierpnia niejedna miała na sobie sukienkę, potem już często spodnie. Bo jak tu się czołgać w sukience?

Byli młodzi, pełni nadziei na przyszłość, padło więc pytanie o miłość. Nie wszystkie miały jakieś w tym względzie doświadczenia. Niejedna straciła w Powstaniu ukochanego. Po wojnie, czy to w Polsce, czy na emigracji, często wybierały na mężów powstańców. I choć ten temat nie pojawiał się w ich rozmowach zbyt często, dokonane wówczas wybory, przeżyte doświadczenia ukształtowały podobny sposób widzenia świata, zdarzeń i ludzi. To ich łączyło i takich małżeństw było wiele.

A jakie miały marzenia? Rzeczywistość nie zostawiała zbyt wiele miejsca na planowanie. Powtarza się stwierdzenie: „Nie miałam marzeń. Nie miałam planów. Żyłam teraźniejszością”. Ale też — „Chciałam wolnej Polski, chciałam, żeby rodzina była razem”. Rozdział o chowaniu towarzyszy czy towarzyszek walki autorka zatytułowała Antygony; decyzja, by iść pod ostrzałem po ciało, była heroiczna, choć niekwestionowana. Ale na tym nie koniec, po upadku Powstania dziewczęta uczestniczyły w ekshumacjach, pomagały bliskim odnaleźć i zidentyfikować szczątki, często już trudno rozpoznawalne.

Do swoich przeżyć i dokonań mają duży dystans, żadnego samouwielbienia, przechwalania. Wręcz przeciwnie. Jedna z nich swą ówczesną determinację ocenia zdecydowanie: to była barania odwaga. Dziś ma inne spojrzenie, większą wiedzę, czy jednak w podobnej sytuacji nie zachowałyby się tak samo?

Bardzo interesujące są te wspomnienia, warto do nich sięgnąć, by spojrzeć na tamte wydarzenia oczami ówczesnych dziewcząt. Przeszły piekło, ale większość mówi o tym jako o najważniejszym wydarzeniu w życiu. Wspominają euforię, z jaką szły do Powstania, które miało być bramą do wolności. „Co czujesz?” — pytał powstaniec w sierpniowy wieczór swoją narzeczoną podczas przerwy w ostrzeliwaniach. — „Wolność” — padła odpowiedź. Większość wypowiedzi o początku Powstania to wspomnienie radości, wolności, nadziei.

To pokolenie — pierwsze w wolnej Polsce — wychowywano w poczuciu odpowiedzialności za siebie i innych, ukierunkowano na pracę dla społeczeństwa, na wymaganie od siebie. Taki sposób widzenia świata dotyczył nie tylko czasu wojny, pozostał w nich do końca. Solidarność tego pokolenia trwa często aż po grób, przejawia się we wzajemnej pomocy w różnych sytuacjach życiowych. I postawa wobec życia — działanie, pomaganie, nie konsumpcja. Wiele z nich odnalazło dawne przeżycia powstańcze w okresie Solidarności, kiedy nie były już młode, ale z wielkim entuzjazmem włączały się w kolportaż prasy, organizowanie pomocy internowanym i rodzinom internowanych, w pomoc drugiemu człowiekowi.

Książki wszystkich autorek to ważne świadectwa tamtych czasów i postaw ludzi odchodzącego już pokolenia. Czyta się je z podziwem i ściśniętym sercem — podziwem dla heroizmu bez wielkich słów i zgrozą nad tym, co przeżyć musieli uczestnicy — czynni czy bierni — Powstania Warszawskiego. Jestem wdzięczna autorkom za pomoc w przybliżeniu przeżyć dziewcząt, w zrozumieniu tego, skąd czerpały siły, odporność psychiczną i motywację do działania. I tego, czym okupiły udział w walkach, jak sobie radziły potem ze wspomnieniami. I ze snami. Bo nocami wracały przeżyte zdarzenia. „W snach Powstanie to jest bieganie w pochylonej pozycji, huk, strzelanina, poczucie zagrożenia. Twarze rannych... Śmierć”. „Śniło mi się, że byłam w ciemności i była tam drabina. Po tej drabinie schodzili polegli powstańcy w białych szatach. Zamęczał mnie ten sen, bałam się go”.

Powstanie oceniają teraz historycy, publicyści, najczęściej negatywnie. Jako bezsensowny zryw, który kosztował życie tysiące ludzi. Warto posłuchać, co mówią o tym ich uczestniczki, one zapłaciły za nie niewymierną cenę. „Nie pozwalam sobie na myśli o Powstaniu. Za dużo okrucieństwa widziałam. Straciłam dom, ostoję. Nie żałuję, nigdy nie żałowałam jednak udziału w Powstaniu” — mówi Alicja, a Halina tak podsumowuje: „To był najważniejszy okres w moim życiu… myśmy naprawdę szli do Powstania z poczuciem, że walczymy o wolną Polskę”. Wacława stwierdza, że Powstanie było koniecznością, szła do niego uśmiechnięta, jednak po latach nie może zapomnieć o tych, którzy zginęli, a jest ich wielu. Dodaje przy tym: „Jestem jednak dumna, że wzięłam udział w Powstaniu”.

 

Patrycja Bukalska, Sierpniowe dziewczęta ‘44, Warszawa, Wydawnictwo Trio, 2014.
Anna Herbich, Dziewczyny z Powstania. Prawdziwe historie, Kraków, Znak, 2014.
Barbara Wachowicz, Bohaterki powstańczej Warszawy, Warszawa, Muza SA, 2014.




PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY  —> spis treści numeru