PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 72

Łada Jurasz-Dudzik

Koronki klockowe w Polsce


Koronka klockowa jest uważana za prawdziwą „królową robót ręcznych” – tak przynajmniej mawiają Niemcy. O pochodzeniu tej sztuki nic pewnego nie wiadomo, chociaż o pierwszeństwo spierają się różne miasta i kraje, a istnieją też rejony, gdzie przysługują jej – jako sztuce narodowej – szczególne honory (duńska królowa powinna demonstrować w salonie rozpoczętą własną robotę). W Polsce koronka klockowa pojawiła się podobno za sprawą królowej Bony, inni sądzą, że przywędrowała z Flandrii... W każdym razie obok frywolitki i weneckiej koronki igłowej należy ona do ścisłej trójcy koronek szlachetnych. Jak żadna wymaga szczególnego, osobnego warsztatu, który sam w sobie zazwyczaj stanowi dzieło sztuki. Nie można go kupić w zwykłej pasmanterii, nie da się też nauczyć koronkarstwa na podstawie opisu z czasopisma albo książki, potrzebny jest do tego prawdziwy nauczyciel.

Brugia, Idria, Prešov, Vamberk, Annaberg-Buchholz, Tønder, Lauterbrunnen, Wołogda, Binche, Puy-en-Velay, północny wschód Francji, dolina Aosty... Stolice tej sztuki to najczęściej miasta niewielkie, wręcz wsie, gdzie można trafić na lokalne muzeum, czynną od wielu lat albo nawet wieków szkołę koronczarską albo przypadkiem znaleźć się tam w dniu dorocznego święta koronki. W każdym z tych miejsc wymyślono inne narzędzia, wzory i techniki. Często rozprzestrzeniają się one po całym świecie – zdarza się, że miejscowości dają własne imię rzeczownikom pospolitym, czego przykładami są słowa „tiul” i „walansjenka” (charakterystyczne koronki wywodzące się z francuskich miast Tulle i Valenciennes).

Polska też ma w tej dziedzinie niekwestionowaną stolicę – jest nią Bobowa, miasteczko położone na południe od Tarnowa, w powiecie gorlickim, dawny ośrodek chasydzki – siedziba bobowskich cadyków – z odrestaurowaną piękną synagogą i położonym na wzgórzach zarośniętym kirkutem. Bobowa przede wszystkim słynie jednak z koronek. Niedawno na rynku umieszczono pomnik koronczarki pochylonej nad wałkiem i klockami, od 2000 roku na początku października odbywają się tu międzynarodowe festiwale (było ich już piętnaście!), a kręcenia i krzyżowania nici naucza się ciągle w szkole, która kontynuuje tradycje założonej w 1899 roku w Bobowej żeńskiej Krajowej Szkoły Koronkarskiej. Można też tu przyjechać na prawdziwe „wczasy z koronką” – kurs koronkarstwa do pani Jadwigi Śliwy, mistrzyni i prawdziwego pedagoga1!

Jak każda z wymienionych stolic, Bobowa ma własne narzędzia. Trochę inne niż gdzie indziej są używane tu klocki i poduszki. Koronki wykonuje się na poduszce w kształcie walca – bardzo twardej i równej, napełnionej trocinami, piaskiem albo ubitym sianem, czasem dodatkowo dociążonej włożonym do środka kamieniem, a umieszczonej w stojaczku – drewnianym korytku albo koszyku. Do wałka przypina się karton z narysowanym wzorem, a po nim, za pomocą szpilek, prowadzi się nici. Nici zostają najpierw nawinięte na klocki – rodzaj drewnianych długich szpuleczek, które ułatwiają manipulowanie dłuższymi nitkami, zapobiegając ich splątaniu, a na dodatek stanowią pewne obciążenie. Bobowskie koronki powstają z grubych nici lnianych, tradycyjnie białych, są więc grube, dość sztywne (bo z lnu) i mięsiste. Wykonuje się je niewielką liczbą klocków, kilkoma lub kilkunastoma parami (liczy się je nie pojedynczo, ale na pary: każda nić ma przecież dwa końce) – są to tak zwane koronki małoparkowe (należy tu dodać, że istnieją też koronki wieloparkowe, do których potrzeba nawet kilkuset par klocków). Koronkę bobowską najczęściej tworzy wędrująca po całym wzorze, zmieniająca kształt i kierunek tasiemka, a wolną przestrzeń pomiędzy zakrętami wypełniają różne rodzaje siatki i listki. Praca wygląda na niesłychanie skomplikowaną, ale to w zasadzie pozory, bo składają się na nią dwa ruchy – kręcenie oraz krzyżowanie nici. Dwa ruchy, jak oczka prawe i lewe albo słupki i półsłupki... Kombinacji oczywiście nie da się zliczyć. Robota wymaga uważności i skupienia, co najlepiej widać na słynnym obrazie Vermeera van Delft Koronczarka; szkoda tylko, że nie słychać delikatnego stukania kawałeczków szlachetnego drewna. Już sam ten dźwięk działa uspokajająco... Praca bardzo wciąga i wcale nie nudzi, choć mogłoby się tak zdawać. Dzisiaj takie zajęcie uważamy za nieopłacalne i ponad siły, ale pamiętam opowieść usłyszaną na początku lat dziewięćdziesiątych od pani Janiny, mieszkanki pobliskich Ciężkowic, rozżalonej, że w młodości ojciec nie pozwolił jej uczyć się koronkarstwa i przez całe życie musiała ciężko pracować w polu – gdy tymczasem kuzynki siedziały po nocach nad koronkami, plotkowały i miały przy tym niezłe zarobki.

Zbieram klocki z różnych miejsc, właściwie każde są jedyne, zrobione z rozmaitych rodzajów drewna (od pomarańczy i cytryny po heban), o przeróżnych kształtach i zdobieniach. Bobowskie są dość duże i ciężkie, najlepiej jeśli wykonane z twardego drewna owocowego, jak śliwa czy wiśnia. W Bobowej są ciągle wytwarzane, jednak najbardziej chciałoby się trafić na narzędzia stare, wyrobione, z ich własną historią. Od lat na nie poluję, ale tylko raz udało mi się kupić klocki wystawione na aukcji jako „zestaw drewnianych szydełek” (sic!). Podobno pochodzą ze starego domu w Ropczycach. Nie są toczone, jak te obecne, ale nierówno wystrugane i częściowo spróchniałe – teraz dostały jeszcze jedno życie. Same stare koronki też można jeśli nie dostać w prezencie albo spadku, to kupić prawie za bezcen na licytacji, a wręcz znaleźć na śmietniku. To nie żart, mam ze śmietnika piękne koronki rosyjskie z Wołogdy, nieużywane i jeszcze z metkami...

Sztuka koronkarska wymaga także innych dziwnych przedmiotów trudnych do zdobycia poza wyspecjalizowanymi sklepami (co stosunkowo najłatwiejsze w Niemczech i Czechach). Nie jest to wiedza znana powszechnie i nawet jeśli coś bywa dostępne w pasmanterii, trzeba pytać i szperać po szufladach. Poza samymi klockami i tysiącem szpilek koronczarki posiadały pudełka do przechowywania klocków i nici, deseczki do zwijania koronek, specjalne lampy i lupy, wszystko rzeźbione, ozdabiane koralikami, prześliczne. Tkwi w tym dziwna sprzeczność: przedmioty te służyły tworzeniu bogactw i luksusów, rzeczy delikatnych i cennych – a z drugiej strony na ogół są ubogie, zniszczone, połamane i wydają się nie mieć wartości. Jak przedmiot biedny Kantora: „najprostszy, ze śladami zużycia, wytarty przez długie używanie, u progu śmietnika. Już przez to samo: nieprzydatny życiowo, bez nadziei spełniania swojej życiowej funkcji. Bez wartości praktycznej. Stary grat! Po prostu: biedny! Budzący współczucie”2. W albumie poświęconym narzędziom koronczarek z całej Europy3 najbardziej porusza zdjęcie starych klocków z Liptowa albo z Rudaw (Erzgebirge – góry na granicy niemiecko-czeskiej, wielkie zagłębie koronkarstwa), prawie zupełnie zużytych od długiej pracy, popękanych i wzmocnionych lakiem. Dziś jak nigdy dotąd mamy szczęście, że możemy robić wszystko, czego dusza zapragnie, dzięki książkom, podróżom i internetowi zyskaliśmy dostęp do wszystkich wzorów i technik, a wyzwaniem staje się ciągle coś nowego. Wprawdzie za taką pracę nie osiągnie się stosownej ceny, ale za to nie trzeba jej wykonywać za grosze. Przez wieki było to zajęcie bardzo źle opłacane, wykonywane w złych warunkach i przy złym świetle, bardzo często przez dzieci (rąk do pracy dostarczały sierocińce!). Oglądając muzea, człowiek mimo woli zaczyna zgadzać się z marksistami: w Museo del Merletto na weneckiej wyspie Burano stoją rzędem krzesełka, na których dziewczynki spędzały w pochyleniu i bezruchu po kilkanaście godzin dziennie. Poduszkę w kształcie wałka wymyślono przecież po to, aby bez przerwy powtarzać ten sam raport, bo koronka nie miała końca. Można było spędzić życie nad jednym wzorem... Gotowe wyroby kupowali wędrowni handlarze, płacąc oczywiście niewiele. Tak samo było i w Bobowej.

Dziś Bobowa pozostała właściwie jedynym czynnym ośrodkiem koronkarstwa w Polsce (słynne koronki z Koniakowa to coś zupełnie innego, bo wykonuje się je szydełkiem). Drugim było do niedawna Zakopane, gdzie klasa koronkarska istniała w Technikum Tkactwa Artystycznego — szkole o długich tradycjach, założonej jeszcze przez Helenę Modrzejewską, a dziś, po 125 latach, niestety już zamkniętej. Zdumienie budzi fakt, że koronki klockowe – jeszcze jeden element stylu zakopiańskiego – projektował też Stanisław Witkiewicz (ojciec). Są one wystawione w willi „Koliba”4. Ostatnio o wzorach zakopiańskich zaczęto pisać w związku z osobą Magdaleny Cięciwy, wywodzącej się z Lachów sądeckich koronczarki, która z zamiłowaniem je wykonuje. Ta działalność zaczęła się od niezwykłego, cudownego przeżycia: ofiarowano jej zbiór podartych i zniszczonych dawnych wzorów, znaleziony na zakopiańskim strychu. Teraz pani Magdalena próbuje je rekonstruować, część wzorów umieszczono już na stronie internetowej5. Miejmy nadzieję, że jeśli zdarzy się, że ktoś odnajdzie kiedyś porwane i gęsto podziurkowane kartony z rysunkami koronkowych splotów, nie rzuci ich w ogień ani nie odda na makulaturę – ale będzie wiedział, co powinien zrobić, aby przetrwały.

Dawniej koronki klockowe miały przede wszystkim cel użytkowy: służyły jako wykończenie brzegów odzieży, pościeli, ręczników. Pojawiały się obok haftów na koszulach, czepcach i halkach. Trudno dzisiaj pojąć, że miały chronić brzeg tkaniny przed zniszczeniem – płótno było cenniejsze niż koronka, którą z łatwością można było odtworzyć! W nowszych czasach przeniosły się raczej na serwetki, firanki, obrazki, powstają koronkowe ozdoby na choinkę i na okna, kołnierze, kapelusze, szale, biżuteria. Ale technika pozostała ta sama, a tradycyjne motywy są ciągle najpiękniejsze. Można się o tym łatwo przekonać w Bobowej.



1  Zob. http://www.sztukakoronki.art.pl/
2  Tadeusz Kantor, Przedmiot biedny, w: Pisma, wybrał i oprac. Krzysztof Pleśniarowicz, Wrocław–Kraków 2005, t. 2: Teatr Śmierci. Teksty z lat 1975–1984, s. 415.
3  Klöppel – Kissen – Ständer. Katalog zur Ausstellung der Sammlung Hannelore Schulte, Deutscher Klöppelverband e.V. 2002.
4  Zob. też album Teresy Jabłońskiej Stanisława Witkiewicza styl zakopiański, Wydawnictwo BOSZ, Olszanica 2008, s. 80 i 90.
5  Zob. Łukasz Kaczanowski, Ocalić od zapomnienia, „Sielskie Życie” 2014, nr 3, s. 102–111, oraz http://koronkaklockowa.wordpress.com/






PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY  —> spis treści numeru