PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 72

Andrzej Brochocki

List z Wierzbna (54)

Cmentarz, a za nim jest i tak fotoplastikon


Byłem wczoraj na cmentarzu w Podkowie Leśnej u grobu Rodziców, głównie aby odwiedzić Ojca i chwilę z nim porozmawiać, bo była to rocznica jego śmierci. Już czterdziesta trzecia, bo umarł młodo — miał 59 lat, wykończyła go astma, widocznie i ta partyzantka, eter pijany z Mietkiem R. przy czyszczeniu broni w naszym garażu, rządzenie trudnym skrawkiem Żuław, a później przerażająca nuda komuny (tak to odczuwał, nuda, nie groza) i na koniec bezduszność lekarzy orzeczników w obliczu Jego ciężkiej choroby. Niestety, nie siedział teraz na spróchniałej ławeczce przy własnym grobie (idąc od bramy, zawsze na to liczyłem) w czarnym berecie, jasnym prochowcu, bryczesach i długich butach, więc po raz kolejny ominęła mnie ta rozmowa nigdy nieodbyta. Może i lepiej?

Uderzyło mnie coś innego — nasza bezradność wobec sił natury. Ziemny grób otoczony kamiennym murkiem, a właściwie dwa, gdyż obok jest drugi, większy, moich dziadków Dzierżyńskich, zniknęły pod niewiarygodną czapą zieleni, wśród której rozpoznać można było z trudem dorodne, rozłożyste paprocie, jakieś liście łopianopodobne, powoje i liany, ale i tak większości z tych roślin nie znam, nigdy ich nie widziałem w żadnym zielniku — ot, amazoński las tropikalny, przeniesiony tu, w środek piaszczystego Mazowsza. Po liściach pełzały egzotyczne ślimaki, słychać było w gąszczu ptasie trele, a nad wszystkim unosiły się stada barwnych motyli. Byłem bezradny, nie miałem ze sobą maczety. Zapaliliśmy z M. znicze. Ot, porucznik Bruzda dotarł w tropiki.

Wspomniałem, że obok leży mój dziadek Jan. Po latach dopiero do mnie dotarło, ile mu ja, cała rodzina i nie tylko — zawdzięczamy. Korzystając z jeszcze przedwojennych stosunków (firma Hasler), zaopatrywał, dzięki paczkom jakoś docierającym ze Szwajcarii, w lekarstwa, głównie nieznane u nas jeszcze praktycznie antybiotyki, całą Podkowę Leśną. Dopóki żyła babcia Wanda, nigdy nie wykorzystał swego nazwiska, choćby dla wyciągnięcia syna Jerzego, AK-owca z Wilna, z sowieckiego łagru. Dziadek Jan zabrał mnie jako dziecko w wielki świat, w wirtualną podróż po tym, co na tym świecie warto zobaczyć, i prawdopodobnie on także ukształtował mnie takim, jakim jestem. Moja przyszłość pod choinką ’54?

Dostałem od Niego z tej właśnie Szwajcarii, wcześniej znacznie niż płytę Billa Haleya, ręczny stereoskop w postaci lornetki z okrągłymi, wymiennymi zestawami podwójnych zdjęć, dających pełnię głębi. Wyruszyłem dzięki Dziadkowi w kilkuletnią co najmniej podróż po świecie, poprzez Nowy Jork, Niagarę, Kair, Hawaje (Mauna Kea, pamiętam do dziś), Europę, budowle całego świata, miejsca niezwykłe i dziwy natury. W Warszawie był jeden fotoplastikon w Alejach, ja miałem drugi w Podkowie. Drugiego Dziadka praktycznie nie poznałem, dziadka Jana wspominam jako dobrego Patriarchę, którego całowałem jeszcze w rękę.

Przez jakiś rok, tuż przed jego śmiercią spałem z nim razem w pokoju. Pamiętam, jak w ciemnościach odzywał się czasami jego złoty zegarek — repetier. Sprawdzał Dziadek, ile jeszcze czasu zostało do świtu. Druga, trzy kwadranse...




PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY  —> spis treści numeru