PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 68

Magda Umer

Konstanty Ildefons Dezynwoltura Gałczyński


Dom na wzgórzu. Z oknami dziesięcioma.
W każdym oknie pelargonia nieruchoma.
Dom ceglany w słońcu się rumieni
Jakby wielkie jabłko na jesieni.
Pelargonie stoją w równym rzędzie.
Dzikie wino zwiesza sie wszędzie.

z poematu Wit Stwosz, 1951


Wróciłam wczoraj z Prania, na Mazurach, gdzie znajduje się najsłynniejsza leśniczówka w Polsce. Spędził w niej swoje ostatnie lata odkrywany przez coraz młodsze pokolenia, niezwykły poeta, tłumacz i humorysta. Ani ta poezja, ani to miejsce nie przypominają zakurzonego muzeum. Minęło 55 lat od Jego śmierci, a młodzi ludzie ciągle znajdują coś dla siebie w wymyślonych przez niego światach, wolą nonsensy od sensów i tak jak On drwią sobie z patosu, w jaki poniektórzy lubią ubierać ważne sprawy tego świata. W Leśniczówce Pranie zielone dzikie wino oplata okna ostatniego szczęśliwego mieszkania poety. A w mieszkaniu biurko, fotel, lampa, Zielona Gęś jak wierny pies „przy nodze” biurka, masa ciekawych zdjęć, obrazów, komplet wszystkich wydanych książek. Dbają o to miejsce z niezwykłą czułością dzisiejsi gospodarze – poeta Wojciech Kass ze swoją żoną Jagienką. Dbają także, aby to miejsce tętniło życiem kulturalnym. To ważne w czasach, kiedy nie tętnią nim właściwie żadne środki masowego przekazu, liczące się jedynie ze „słuchalnością” i „oglądalnością”. Pielgrzymują do sanktuarium pana Konstantego ludzie z całej Polski. Ludzie wdzięczni za to, że kiedyś im te wiersze pomogły i pomagają w dalszym ciągu.

I ciągle ciekawi ich poeta jako człowiek. I historia jego wielkiej miłości do żony – pięknej, srebrnej Natalii, której tu sporo zdjęć i portretów. Dla niej napisał swoje najpiękniejsze wiersze, bo Ona była najważniejsza:

Jedni mówią: – On jest nasz!
Drudzy mówią: – On jest nasz!
A ja jestem tylko twój, jedyna.

Jedni kuszą mnie na Wschód,
Drudzy ciągną mnie na Zachód,
A ja wolę, po wypłacie, z tobą iść do kina.


Po latach o skomplikowanych wędrówkach światopoglądowych poety, nałogach i słabej konstrukcji psychicznej chcą dyskutować jedynie studenci i badacze literatury. Czytelnicy chcą czytać wiersze, bo one pomagają im żyć.

Już tamci się rozjechali,
a czemu oni zostali
I tak się ciągle trzymają za ręce?

Jeszcze oboje tacy młodzi,
ale ona smutna i on smutny chodzi,
jakby tu mieli nie wrócić więcej.

Ona już sobie ust nie maluje,
on pisze listy i płacze;
wieczorem snują się koło domu,
gryzą ich jakieś rozpacze.

Dziwni letnicy


Jak bardzo śpiewne są te wiersze! Wierszo-piosenki. Nawet wtedy, kiedy nikt nie ułoży do nich swojej melodii. Wystarczy zapisać na pięciolinii interwały pana Ildefonsa...

Do Prania przyjechałam na finał IV Ogólnopolskiego konkursu Recytatorskiego im. K. I. Gałczyńskiego. Byłam jurorem i na własne oczy widziałam, jak te wiersze w wykonaniu młodych ludzi młodnieją i pomagają słuchającym i recytującym.

Mówiłam tobie już pięćdziesiąt kilka razy,
żebyś już poszedł sobie, przecież pada deszcz,
to przecież śmieszne takie stać tak twarz przy twarzy,
to jest naprawdę niesłychanie śmieszna rzecz;

żeby tak w oczy patrzeć: kto to widział?
żeby pod deszczem taki niemy film bez słów,
żeby tak rękę w ręku trzymać: kto to słyszał?
a przecież jutro tutaj się spotkamy znów –

i tak się trudno rozstać,
i tak się trudno rozstać,
no, nawet jeśli trochę pada, to niech pada –

i tak się trudno rozstać,
i tak się trudno rozstać,
nas chyba tutaj zaczarować musiał deszcz.


A wokół zielony las, zielona scena, zielone gęsi na każdym kroku i (trochę nawet za) zielony pomnik poety. Laureat Grand Prix, młodziutki Jan Jasiński z Mielca otrzymuje złotego watermana z obowiązkowo zielonym atramentem... W tutejszym sklepiku można kupić płytę niezwykłej urody: Kruchy świat, kruche szkło – mówi na niej wiersze poety Wojciech Malajkat, a śpiewa je Grzegorz Turnau. Jesteśmy w zaczarowanym świecie:

A po pogrzebie pod korniszon
niech epitaphium mi napiszą:
TU LEŻY MAGIK I MAŁPISZON,
pod spodem taki tekst:
„Liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia i dal”.


Na tej twórczości „wychował się” Jeremi Przybora i Agnieszka Osiecka... bardzo słychać to w ich tekstach. Opowiadał mi nawet Jeremi, że kiedyś zaczepił go pan Konstanty i pogratulował mu czegoś, co właśnie usłyszał przez radio. „Był to wielki dzień w moim życiu, dodał mi wiary, że to, co robię, ma jakiś sens, poza zabawianiem samego siebie i zarabianiem na życie” – mówił.

Młodziutka Agnieszka Osiecka jakiś czas mieszkała w leśniczówce Pranie; przyjaźniła się z leśniczym, panem Stachem Popowskim, a ten pozwalał jej pracować przy biurku Mistrza. Była szczęśliwa z tego powodu i czuła się wyróżniona. Wiele Jego wierszy znała na pamięć. Podobnie jej koledzy i koleżanki z STS-u. Cały kabarecik Olgi Lipińskiej, który „właśnie leciał” przez ćwierć wieku w Telewizji Polskiej – był z ducha Gałczyńskiego; nie raz zresztą sięgano w nim po Jego teksty. A Piotr Skrzynecki i Piwnica pod Baranami? A Miron Białoszewski? Wszyscy oni mają za co dziękować poecie. I może to Najmniejszy Teatrzyk Świata – „Zielona Gęś” – otworzył drogę teatrzykom, kabaretom i kabarecikom w Polsce Ludowej...

Łezka i groteska,
serca zawiłość
i ojczyzny miłość,
ogień i dym.
I pijaństwo (wodą) ze źródła Hippokrene,
i piosenka z niesłychanym refrenem:
Rym. Cym. Cym.


Leśniczówka Pranie...
Spałam tu wczoraj po raz pierwszy w życiu. Zapadłam w sen tak dobry i głęboki, że nawet nie słyszałam burzy, o której nazajutrz opowiedzieli mi gospodarze.

I przypomniała mi się Wielkanoc Jana Sebastiana BachaSanie, i cudowna Kronika olsztyńska, a szczególnie ten fragment:

... i gdy człowiek wejdzie w las, to nie wie,
czy ma lat pięćdziesiąt, czy dziewięć,
patrzy w las jak w śmieszny rysunek
i przeciera oślepłe oczy,
dzwonek leśny poznaje, ćmę płoszy
i na serce kładzie mech jak opatrunek.


Ja mam lat i pięćdziesiąt, i dziewięć, czyli pięćdziesiąt dziewięć – i ciągle bardzo chętnie wchodzę w zielony las twórczości poety. I Jego wiecznie zielone wiersze-evergreeny kładę sobie czasem na serce... jak opatrunek.

...chciałbym więcej ptaków,
drzew z ptakami,
więcej blasków, gwiazd, obłoków,
trzcin, kaczek na wodzie,
i uchwycić to wszystko rękami,
ucałować to wszystko ustami
i tak zajść, jak słońce zachodzi.


Czy wyobrażacie sobie państwo piękniejsze za(e)jście? Ja nie. Rym, cym, cym.


Pęcice Małe – czerwiec 2008




PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY  —> spis treśœci numeru