PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 64

Żyli wśród nas


Krystyna z Baniewiczów Michałowska

W sierpniowy dzień żegnaliśmy jedną z najstarszych mieszkanek Podkowy, związaną z miastem od samych jego początków – panią Krystynę Michałowską.

Była córką inżyniera Tadeusza Baniewicza, wieloletniego dyrektora Elektrycznych Kolei Dojazdowych i jednego z założycieli Podkowy Leśnej, współtwórcy Towarzystwa Miłośników Miasta-Ogrodu Podkowa Leśna. To właśnie Krystyna Baniewiczówna otrzymała legitymację towarzystwa z numerem pierwszym. Studiowała malarstwo. Swoje zdolności i umiejętności wykorzystywała podczas wspólnych z mężem wypraw archeologicznych. Po powstaniu w willi „Krychów”, nazwanej przez Baniewicza od jej imienia, zainstalowany został oddział chirurgiczny szpitala wolskiego, w którym pielęgniarską posługę pełniła także Krystyna Baniewiczówna.
Jest nieomal regułą, że za odkryciami naukowymi, sukcesami artystycznymi czy literackimi wspaniałych mężczyzn kryją się ciche działania towarzyszących im kobiet. Profesor Kazimierz Michałowski (1901-1981) był najsławniejszym polskim archeologiem, światowym autorytetem w swojej dziedzinie, organizatorem licznych wypraw (najsłynniejsze to: Edfu, Palmyra, Aleksandria, Faras), zastępcą dyrektora Muzeum Narodowego, kierownikiem Katedry Archeologii Śródziemnomorskiej UW, członkiem licznych towarzystw naukowych, autorem wielu prac specjalistycznych oraz książek, w których popularyzował archeologię, czyniąc ją dostępną i interesującą dla laików. Czy osiągnąłby tak wiele, gdyby nie wspierała go żona?

Michałowscy

„Staje przy boku męża we wszystkich jego przedsięwzięciach naukowych – pisze Maria Ludwika Bernhard (Kazimierz Michałowski 1901-1981) – będąc rysownikiem i dokumentalistą oraz biorąc na swe barki ciężkie trudy prowadzenia gospodarstwa w czasie wypraw archeologicznych w niełatwych warunkach klimatycznych”.
Podobnie widzi jej rolę Alicja Okońska: „Krysia dzielnie sekundowała mężowi w jego zajęciach naukowych. Podziwiałam energię, z jaką prowadziła dom i wychowywała dzieci, jednocześnie zaś spełniała obowiązki reprezentacyjne. Posiadała również swój niemały udział w podróżach badawczych męża, bywała przecież i rysownikiem znalezisk, i organizatorką «dnia powszedniego» polskiej ekipy. Trzeba przyznać, że profesor znalazł godną siebie partnerkę, umiejącą prowadzić jego wielkie i małe sprawy”. I dodaje: „uważam, że ciężko oboje pracowali na okresy powodzenia”. Zauważa też, że zewnętrznie upodobnili się do siebie: „Oboje posiadają ten sam typ nobliwej urody, którą zachwycają na reprezentacyjnych przyjęciach” (Spotkania z ludźmi niezwykłymi).

Pani Krystyna po śmierci męża nie zerwała więzi ze współpracownikami profesora. W jej domu nadal mieściła się Pracownia Archeologii Śródziemnomorskiej PAN, a ona sama utrzymywała stały kontakt ze środowiskiem naukowców i archeologów, spotykając się z nimi regularnie, pamiętając o każdym, o jego kłopotach, o jego rodzinie. Jej niezwykła skromność i nieskrywana życzliwość sprawiały, że każdy, kto się z nią spotkał, pozostawał pod jej urokiem. Interesowała się żywo sprawami swego miasta, ale także szerszymi zagadnieniami, przyjmowała wielu ludzi, zawsze serdeczna, gościnna, życzliwa. Włączyła się w reaktywowanie Towarzystwa po roku 1989; wiele wysiłku włożyła, by nazwisko Tadeusza Baniewicza zostało utrwalone w pamięci mieszkańców Miasta-Ogrodu – jego imieniem nazwano piękną aleję w samym centrum, a w ścianę kościoła wmurowana została tablica, upamiętniająca jego udział w powstaniu świątyni. W uznaniu zasług dla Podkowy wiosną tego roku Krystyna Michałowska otrzymała (wraz z kilkoma innymi osobami) tytuł honorowego obywatela miasta.

W ostatnich latach musiała opuścić dom, z którym związana była od dzieciństwa, ale zmianę przyjęła pogodnie, nigdy nie narzekała. Zawsze jednak była ciekawa, co słychać w Podkowie.
Wszyscy, którzy poznali panią Krystynę, zapamiętają jej urok osobisty, naturalność i serce dla ludzi. Ktoś powiedział, że była wielką damą. Niewątpliwie, ale także wspaniałym człowiekiem.





Teresa Sudra

Jest jak otwarte okno, przez które wpada do mieszkania promień słońca. Otwiera się i nie przeszkadza działać Bogu w swoim życiu.
Ksiądz Jan Twardowski użył takiego porównania w odniesieniu do świętych, jednak czyż każdy człowiek nie może być takim oknem dla swoich najbliższych, sąsiadów, znajomych? Może, choć nie musi. I jeśli jest, zostaje w ich wdzięcznej pamięci.

Dziękując za obecność wśród nas Teresy Sudry, długoletniej mieszkanki Podkowy, pamiętać będziemy jej uśmiech, otwartość i życzliwość.


(red.)



 <– Spis treści numeru