PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 61-62

Małgorzata Wittels

Helena Modrzejewska – w stulecie śmierci


Rok 2009 obchodzimy w Polsce jako rok Słowackiego, ale nie można powiedzieć, by obchodzono go szumnie, jak wobec wieszcza przystało. Tym bardziej w powodzi wydarzeń codziennych umyka inna rocznica, związana jednakże z nazwiskiem poety – stulecie śmierci Heleny Modrzejewskiej, artystki zakochanej w twórczości Słowackiego.

Czym dziś może zainteresować potomnych aktorka dwóch kontynentów Madame Modjeska, czyli Karolowa Chłapowska? Życiem pełnym niepowodzeń i wzlotów, powikłaniem losów, których konsekwencją była niejasna sytuacja rodzinna – nie wiadomo właściwie, czy nazywała się Opid, Benda, Zimajer, czy, jak podaje profesor Zbigniew Raszewski w swojej „Krótkiej historii teatru polskiego”, Jadwiga Helena Misel; bo Modrzejewska, czyli dla Amerykanów Modjeska, to pseudonim artystyczny aktorki. Nie grą sceniczną, bo teatr to sztuka ulotna; nie pozostało dziś nic poza opisami i fotografiami z przedstawień. Na pewno siłą charakteru, którą pokonywała wszelkie przeszkody na drodze do osiągnięcia sławy międzynarodowej artystki. A także konsekwencją w dokonywaniu niełatwych wyborów życiowych, uporem i całkowitym oddaniem się sztuce. Z jej życiorysu można by wykroić co najmniej kilka. Nie wiadomo dziś do końca, co w jej pamiętnikach jest prawdą, a co kreacją. Wiadomo, że konsekwentnie, krok po kroku, wspinała się po stopniach kariery – nie bez pomocy wielu życzliwych osób – kariery jak z baśni o Kopciuszku. Otrzymała od losu wielki talent, niezwykłą urodę, łut szczęścia, ale na wszystko inne zapracowała wielkimi wyrzeczeniami, licznymi upokorzeniami i ciężką pracą.

Teatr był jej przeznaczeniem – dom żył sztuką, czterej bracia zostali aktorami, opiekun i współtowarzysz matki, później mąż Heleny, Gustaw Zimajer też był aktorem. Jej zafascynowanie sceną zaczęło się bardzo wcześnie i we własnym domu, gdzie wraz z braćmi i siostrą przygotowywali amatorskie przedstawienia. A kiedy zabrano ją na prawdziwy spektakl teatralny, przeżyła szok i dostała gorączki. Przez długi czas matka trzymała ją z dala od teatru, ale gdy po skończeniu szkoły przyklasztornej znów znalazła się na widowni, przedstawienie Marii Stuart stało się dla niej objawieniem wielkiej sztuki i odtąd dążyła do tego, by móc zagrać tę wymarzoną rolę.

Do jej ideałów obok Schillera i Słowackiego dołączył, po pierwszym zetknięciu się z jego sztuką, także Szekspir, wówczas w naszym kraju prawie nieznany, i on był odtąd dla niej najważniejszy. Dla pierwszego z ukochanych autorów zgodziła się uczyć języka, któremu jako polska patriotka była niechętna; ostatni stał się powodem jej wieloletniej upartej nauki angielskiego, co zaowocowało w końcu występami na scenach amerykańskich i w Londynie. Zanim się to dokonało, Helena przeszła przez kilka prowincjonalnych teatrów, od Bochni po galicyjski teatr objazdowy, a później teatry Lwowa, Stanisławowa, Czerniowiec. Zetknęła się tam z kilkoma wybitnymi artystami, ale jej marzeniem był Kraków. Urzeczywistnienie tego celu nie przyszło łatwo, poprzedziła je śmierć córeczki i ucieczka od męża, który zaczął traktować Helenę jak kurę niosącą złote jajka i skrzętnie pilnował.

W Krakowie zatrzymała się na dłużej; pracowała bardzo ciężko, by zarobić na swoje i synka utrzymanie. Jej styl życia w tym okresie różnił się od sposobu, w jaki spędzali czas ówcześni aktorzy – zamiast na rautach i w kawiarniach spędzała każdą wolną chwilę z synkiem lub na lekturze ukochanych klasyków i pracy nad kolejną rolą. Zawzięcie usiłowała pokonać przeszkodę, zdawałoby się nie do przeskoczenia – niewielki głos, niepasujący do ról tragicznych, które sobie upodobała.

Miała dar zjednywania sobie ludzi, co nie znaczy, że nie zaznała goryczy kontaktów z zawistnymi aktorami i małostkowymi widzami. Opieką początkującą aktorkę otoczyła słynna Aniela Aspergerowa, sławny już wówczas Matejko narysował dla niej projekt kostiumu, przyjaźń ofiarowała piękna i wpływowa Maria Kalergis-Muchanowa. Ale szczytem jej kariery towarzyskiej był mariaż z potomkiem znanego rodu Chłapowskich i przyjęcie jej przez rodzinę Karola. I tak z prowincjonalnej aktoreczki stała się wielką damą na scenie świata, choć dotąd grała damy tylko na deskach scenicznych.

Zakochana w wielkim repertuarze, nie zawsze docenianym w krakowskich i warszawskich teatrach, musiała stoczyć niejedną batalię. Najpierw o Szekspira, który nie tylko urzędnikom, aktorom i cenzorowi się nie podobał, potem o Słowackiego; jego Marię Stuart zagrała w Warszawie, ale na afiszu zamiast nazwiska autora widniały inicjały J.S. Wkrótce stała się sławna poza granicami imperium rosyjskiego. Dla ambitnej aktorki sceny Paryża, Londynu, Wiednia to było wyzwanie, któremu chciała stawić czoła. Marzenie o wyjeździe zmieniło się w decyzję, wskutek konfliktów z artystami warszawskimi i po afrontach, na które była narażona ona sama i jej najbliżsi (przedstawiono na scenie złośliwą karykaturę Karola Chłapowskiego).

Wyjazd artystki za ocean stanowi materiał na osobną opowieść. Wyjechała wraz z mężem, synem i kilkoma przyjaciółmi, wśród których był znany już wówczas pisarz, nota bene mocno w Modrzejewskiej zadurzony, Henryk Sienkiewicz. Panowie mieli swoje plany podbicia Ameryki, Helena swoje. Gdy zobaczyła w teatrze w San Francisco wielkiego aktora Edwina Bootha, postanowiła, że musi zagrać u jego boku w sztuce Szekspira. Zaczęła od intensywnej nauki angielskiego. Panowie w tym czasie pracowali na farmie w Anheim. „Nająłem im za psie pieniądze dom wraz z ogrodem, pomarańczami, tamaryszkami etc.” – pisał do kraju Henryk Sienkiewicz, entuzjastycznie nastawiony do tego pomysłu. Modrzejewska pozostawiła farmę mężowi i podjęła pracę nad językiem angielskim, a także próby, początkowo bezowocne, zainteresowania swoją sztuką impresariów. Już pierwszy występ w „Adriannie Lecouvreur” okazał się wielkim sukcesem. „Dla nas jest Modjeska prawdziwym objawieniem. (...) Zdawałoby się, że jest urodzoną dla sceny. Zawsze panuje nad sobą, nigdy nie unosi się zbytecznie” – zachwycał się recenzent „Daily Alta California”. Nagle nazwisko aktorki stało się sławne.

„Pani Modjeska postawiła przed publicznością wcielenie takiej oszałamiającej piękności, szczerej emocji i niezwykłego uroku...Taki wynik można osiągnąć nie kalkulacją, ale siłą geniuszu i finezją skończonej sztuki” – pisał „New York Herald Tribune”.

Co ciekawe, w wieku prawie czterdziestu lat zagrała z powodzeniem czternastoletnią Julię Szekspira, wywołując wzruszenie krytycznie nastawionej amerykańskiej widowni. Aby utwierdzić fanów swej sztuki w przekonaniu, że ma lat tyle, na ile wygląda, przedstawiała swego syna Ralfa jako brata. Dodajmy, że Ralf Modjeski stał się również znaną i wybitną postacią w Stanach Zjednoczonych, gdzie zasłynął jako konstruktor mostów, m.in. słynnego mostu w San Francisco.

Modrzejewska wspinając się po stopniach kariery osiągnęła najwyższy, dla ówczesnych aktorów szczebel – wystąpiła w Londynie i została przez tę wymagającą publiczność gorąco przyjęta. Ostatnie lata życia spędziła w Stanach, pisząc pamiętniki.

Krystyna Janda, przygotowując się do roli Heleny Modrzejewskiej, powiedziała Bożenie Janickiej:

„Zostawiła pamiętniki, dużo w nich przekłamuje. Prywatna osoba, którą miałam zagrać, rodziła się z różnych wersji zdarzeń, niezgadzających się dat, odmiennych obrazów, jakie wyłaniały się z listów i spisywanego po latach pamiętnika. Chciałam, żeby zrozumieli i odczuli (widzowie – MW), w jakiej męce, cierpieniu i bólu ta kobieta żyła, jakiego ogromnego trudu wymagało osiągnięcie tak wysokiej zawodowej pozycji. (...) Jej uroda, inteligencja i odwaga czyniły z niej zjawisko fascynujące, niezwykłe. Teatr polski miał już przed nią aktorki piękne i utalentowane, ale nie znał natury tak bogatej. (...) Jednym z najsilniejszych bodźców jej działalności był, zdaje się, kult piękna o rodowodzie romantycznym. (... ) Oddziaływała na widownię niepostrzeżenie.
W Krakowie pamiętają mnóstwo szczegółów z życia Modrzejewskiej. Na przykład, kiedy przyjechała z Ameryki, częstowała dzieci jakimiś obrzydliwymi cukierkami. Ktoś mi potem wyjaśnił, co to były za cukierki: guma do żucia. Pierwsza, jaka trafiła do Polski”.

(„Tylko się nie pchaj.” Krystyna Janda opowiada o sobie Bożenie Janickiej.)



 <– Spis treści numeru