PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 61-62


Fragmenty wypowiedzi Marka Edelmana ze spotkania w Podkowie Leśnej



Spotkanie, które poprowadził Bohdan Skaradziński, odbyło się 6.11.1983 r. na terenie kościoła św. Krzysztofa. Wybrane fragmenty podajemy w kolejności, w jakiej usłyszeli je obecni – w odpowiedzi na pytania prowadzącego oraz publiczności.



Pierwsze strzały w getcie padły już w styczniu 1943 roku, to była pierwsza akcja. I wtedy zginęło dwóch czy trzech Niemców. Wtedy Niemcy przerwali akcję, bo nie spodziewali się oporu, tych strzałów. I trzeba powiedzieć, że AK nie było bez racji – bo to miało wpływ na to, co się działo później w Warszawie. Przypomnijcie sobie państwo z historii podziemia warszawskiego: te pierwsze akcje bojowe zaczęły się na większą skalę w marcu, kwietniu 1943 roku. Akcja pod Arsenałem miała miejsce w marcu 1943 roku i było to po tym, co stało się w getcie. Było to psychologiczne przełamanie tej szalonej bariery. Ten wielki silny Niemiec, i tych kilku małych chłopców potrafi do niego strzelać. Wtedy to, po pierwszych strzałach w getcie, otrzymaliśmy pierwsze transporty broni od AK. Pod koniec stycznia przyszedł pierwszy duży transport broni do getta, przerzucony przez mury przez grupy AK-owskie. Było już bardzo mało ludzi, było sześćdziesiąt tysięcy osób, broni było bardzo mało, rewolwer był szalenie drogą rzeczą. Broń otrzymali tylko najlepsi.

Gdzieś to było powiedziane, że uważa się, że trzeba strzelać, i wtedy to jest z honorem. Jak trzeba zabijać wtedy, kiedy się ciebie zabija, że to jest prawdziwe bohaterstwo. Ale proszę państwa, jak się ginie od kuli, to jest bardzo łatwa rzecz. Biegniesz przez ulicę i nawet nie zauważasz, gdy z tyłu w pewnej chwili trafia cię kula. Trzask i już cię nie ma. Ani się boisz, ani nic. Nie zdążysz nawet się przestraszyć, gdyż wszystko dzieje się w oka mgnieniu. A teraz proszę sobie wyobrazić taką scenę, że się łapie dziesięć czy dwadzieścia osób, czy sto, czy tysiąc, każe im się rozebrać do naga, każe im się kopać dół i strzela się do każdego z nich, z tyłu czy z przodu, z karabinów maszynowych. I ci ludzie są cisi, są spokojni, i umierają z podniesioną głową, z godnością, bez krzyku, bez lamentu, bez płaczu. A więc, co jest większym bohaterstwem – niezauważenie zginąć od kuli gdzieś w walce, czy ginąć bez broni? Uważam, że o wiele trudniej jest umierać. I jeśli chodzi o to, co się stało, to całe Powstanie w Getcie nie było prawdziwym powstaniem. To co było, to była obrona. Nie my narzucaliśmy termin, nie my decydowaliśmy o tym, co będzie potem. Powstanie ma cel polityczny, wojskowy, itd., jak na przykład Powstanie Warszawskie. Ale tutaj nie było tego. Narzucono nam termin wystąpienia, mieliśmy minimalną ilość broni i to były pewne symboliczne gesty. Zresztą, nam było bardzo wygodnie z tym. My wiedzieliśmy, że świat mówi „strzelać”, więc my też będziemy strzelać, niech to się spodoba, nie bądźmy gorsi. Ale większymi bohaterami byli ci, którzy zginęli bez broni. Dlatego ta cała mowa o tym, że się ginęło bezbronnie, że się szło jak owce na rzeź, jest nieporozumieniem.


* * *

Od 1948 roku, kiedy została rozwiązana PPS i Bund, aż do czasów „Solidarności” nie działałem na żadnej niwie politycznej. „Solidarność” miała w sobie oczywiście te elementy, które miały partie socjalistyczne. Istniała szansa, że „ Solidarność” może stać się takim ruchem postępowym, wolnościowym i demokratycznym – no takim, który określa się jako piękny. Oczywiście to nie było to samo, co ta przedwojenna PPS, bo doszły już inne elementy, elementy filozofii chrześcijańskiej, i o takiej partii mogliśmy marzyć po wojnie w 1945 roku. No ale to się nie stało wtedy, stało się w 1980 roku – choć szanse były niewielkie, bo w tym ustroju taka rzecz nie daje się długo utrzymać. Nie jesteśmy wyizolowaną wyspą i trudno jest tym, co nas przytłacza ze wschodu czy południa i z zachodu, zgodzić się, żeby tu powstało coś innego niż wszędzie indziej. Ale jakaś nadzieja była. Okazała się ona, jak państwo wiedzą, płonna – bo znów wróciliśmy do monoidei. To, co się stało, ten stan wojenny i to wszystko, jest tylko dowodem słabości tych idei totalitarnych, świadectwem na to, że muszą się skończyć, wcześniej czy później; one nie mają szans na przetrwanie, bo te wszystkie ustroje, które żyją długo, w końcu się łamią, ponieważ nie mają poparcia społecznego, bez którego nie mogą istnieć. Nie może rząd rządzić wbrew społeczeństwu – ani tu, ani nigdzie indziej. Wcześniej czy później musi się to skończyć. Może ta idea „Solidarności”, idea socjalistyczna, odrodzić się może w innej formie lub w innym kształcie, ale to jest przyszłość.


* * *

Mówiono: będziesz przechowywał Żyda – rozstrzelają cię. I rzeczywiście tak było. To działało i ta masa była obojętna. Ta obojętność, niestety, była bardzo trudna dla prześladowanych. Ale dzisiaj to trzeba zrozumieć... Weźmy dzisiaj parę drobnych przykładów: na szosie jest wypadek samochodowy – ile samochodów przejeżdża i nie zatrzymuje się? Jak się zatrzyma jeden na dziesięć, to już jest dużo. Ktoś się ukrywa przed policją, nawet znana osoba, i tak jak tu państwo jesteście – ilu znajdzie się chętnych, aby schować go u siebie w domu? Nie tak dużo. Ten ma dzieci, ten musi iść do pracy, tutaj sąsiadka powie, tutaj to, a tu tamto. Taka jest prawda o obojętności. Ale dla tych ludzi, wobec których jest się obojętnym, to sprawa życia lub śmierci.

Powiedziałem, że w Warszawie przetrwało dwanaście tysięcy ludzi do Powstania Warszawskiego. Aby tak mogło się stać, musiało być sto tysięcy zaangażowanych w to ludzi. A przecież w każdej rodzinie były dwie, trzy osoby, które musiały wiedzieć. Każdy zmieniał mieszkanie dwa, trzy razy, bo go tu nakryli, a tam sąsiadka powiedziała, a tu przyszła granatowa policja, a tu Niemcy. Więc sto tysięcy ludzi to jest bardzo dużo.

Było drugie sto tysięcy, którzy tropili tych Żydów i wydawali Niemcom – to jest druga grupa. Powiedzmy, że z tego miliona – osiemset tysięcy było pośrodku i było obojętne. Ci ludzie, kiedy przechodziłeś ulicą, nie wydawali cię Niemcom, ale odwracali od ciebie głowę, i to wszystko. Wygodnie jest nie widzieć nieszczęścia. Antysemityzm nie musi być aktywną rzeczą. Dzisiaj jest tak samo, i to się nie zmieni, i na tę bierną środkową część nigdy nie ma co liczyć w takich drastycznych sytuacjach, kiedy ludzie są przyparci do muru, bo każdy ma swoje interesy, swoje przetrwania i swoje sprawy. A jeżeli jest sto tysięcy ludzi na milion, które się naraża, to uważam, że jest to bardzo dużo. A te drugie sto tysięcy – wydaje się, że to nie tak dużo, bo mogło to robić o wiele więcej ludzi.




 <– Spis treści numeru