PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 60

Ákos Engelmayer

Polscy uchodźcy na Węgrzech (1939 – 1945)


W 1939 roku Polska i Węgry znalazły się po dwóch stronach sceny politycznej. Taka sytuacja była konsekwencją wcześniejszych uwarunkowań historycznych.
Po I wojnie światowej monarchia austro–węgierska rozpadła się. Traktat pokojowy z 1920 roku z Trianon odebrał Królestwu Węgier 73% terytorium, a 63% obywateli, w tym około sześciu milionów rdzennych Węgrów, znalazło się poza granicami okrojonego państwa. Wobec tej ogromnej straty celem węgierskiej polityki zagranicznej było odzyskanie choć części utraconych terenów. Konsekwencją tych zamiarów stało się szukanie poparcia w państwach, które sprzeciwiały się porządkowi wersalskiemu. Państwami tymi były faszystowskie Włochy i Niemcy początkowo weimarskie, a następnie (niestety) hitlerowskie.
Natomiast z Polską, która na mocy traktatu wersalskiego prawie po dwustu latach odzyskała niepodległość, łączyła Węgrów tradycyjna i polityczna przyjaźń. Warto tu chociaż wspomnieć o ogromnej pomocy wojskowej w 1920 roku.
Gdy w marcu 1939 roku rozpadła się Republika Czechosłowacka, armia węgierska zajęła Ruś Zakarpacką, docierając do odcinka tysiącletniej granicy węgiersko–polskiej. W wrześniu 1939 roku, a zwłaszcza po 17 września, po ataku Związku Radzieckiego na Polskę, przez tę granicę tysiące uchodźców polskich wojskowych i cywilów przedostało się na neutralne Węgry.
Nastawienie większej części społeczeństwa węgierskiego (oprócz skrajnej prawicy i węgierskich niezbyt wówczas jeszcze licznych faszystów) dobrze oddaje artykuł pióra znanego pisarza węgierskiego Jánosa Kodolányiego na łamach „Nemzetőr”, na tydzień przed wybuchem II wojny światowej: „...w przypadku stosunków między Polską i Węgrami nie chodzi tylko o pewną sympatię, ale o trwałą przyjaźń wykutą w kuźni losu. Nienaruszalność polskiej niepodległości i wolności pozostaje w ścisłym związku z węgierską niepodległością i wolnością”.
W liście z dnia 27 kwietnia 1939 roku do ambasadora węgierskiego Villaniego w Rzymie minister spraw zagranicznych István Csáky napisał: „W akcji zbrojnej przeciwko Polsce ani pośrednio, ani bezpośrednio nie jesteśmy skłonni uczestniczyć. Pod pojęciem «pośrednio» rozumiem każde żądanie przejścia oddziałów niemieckich pieszo czy na pojazdach mechanicznych przez nasz kraj w celu zaatakowania Polski. Żądania takie będą odrzucone. Jeżeli Niemcy odpowiedzą na to przemocą, kategorycznie odpowiadam, że na broń odpowiemy bronią. Jeśli ktoś bez pozwolenia wstąpi na terytorium Węgier, będzie traktowany jak wróg”. Po 1 września rząd węgierski nie wypowiedział wojny Polsce.
Węgry, będąc państwem obozu hitlerowskiego, zachowały neutralność wobec Polski. Rząd III Rzeszy za udział bezpośredni lub pośredni w wojnie obiecywał Węgrom oddanie okolic Sambora i Turki. Węgrzy tę ofertę odrzucili. 9 września Ribbentrop zażądał przepuszczenia przez terytorium Węgier wojsk niemieckich mających zaatakować południową Polskę w kierunku Stanisławowa. Premier Teleki nie wyraził na to zgody.
Minister spraw zagranicznych Włoch Ciano w swoim dzienniku 25 września zanotował: „Węgrzy odmówili prawa przejścia wojsk niemieckich i Ribbentrop na to nie zareagował (...). Sądzę jednak, że Niemcy nie zapomną tej odmowy i Węgrzy prędzej czy później za to zapłacą”.
Na granicy polsko–węgierskiej pierwsi uchodźcy pojawili się 10 września, a po 17 nastąpiło masowe przekraczanie granicy. Radio Londyn (23 października 1939) podało: „Liczba Polaków wzrosła do stu tysięcy. Oficjalny komunikat węgierski podaje liczbę znacznie mniejszą, lecz wiarygodni obserwatorzy są innego zdania...”. Należy podkreślić, że uchodźcy wojskowi to nie byli pojedynczy maruderzy, lecz zwarte formacje, często całe brygady ze sprzętem wojskowym (czołgi itp.), instytucje wojskowe.
Węgrzy witali Polaków jak bohaterów. Na Przełęczy Tatarskiej stała brama z herbem polskim i węgierskim oraz napisem: „Witamy braci Polaków”.
„Neues Wiener Tagblatt” (27 września 1939) donosił: „Nie zniesiemy dłużej tego manifestacyjnego pielęgnowania przez Węgrów zdemoralizowanego polskiego motłochu”.
Z raportu szefa węgierskiego sztabu generalnego (27 października 1939): „ Część ludności w miastach wykupuje polskie emblematy i nosi je w sposób rzucający się w oczy”.
„Berliner Börsenzeitung” (28 października 1939): „Trzeba raz wreszcie położyć kres irracjonalnemu sentymentalizmowi Węgrów wobec Polaków”.
21 września 1939 roku utworzono Biuro Uchodźców przy IX departamencie węgierskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych pod kierownictwem dr. Józsefa Antalla. Miało ono przejąć opiekę nad cywilnymi uchodźcami na Węgrzech. Wojskowymi zajął się utworzony dział XXI departamentu węgierskiego Ministerstwa Obrony Narodowej pod kierownictwem płk. Zoltána Baló.
Pod koniec listopada 1939 roku został powołany Komitet Obywatelski do Spraw Opieki nad Polskimi Uchodźcami na Węgrzech. Na czele komitetu stanął socjalista, dziennikarz Henryk Sławik. Z tymi instytucjami współpracowali – Węgierskie Towarzystwo im. Adama Mickiewicza, Węgierski Czerwony Krzyż, Krajowe Węgiersko–Polskie Towarzystwo Studentów, duchowieństwo oraz wiele innych stowarzyszeń i środowisk.
Cywile byli kierowani do tak zwanych obozów, co w praktyce oznaczało zamieszkanie w kwaterach prywatnych. Każdy uchodźca otrzymał stały miesięczny zasiłek, który odpowiadał średniej krajowej pensji. Uchodźcy mogli podjąć pracę, młodzież miała możliwość nauki w szkołach polskich i węgierskich, a studenci mogli kontynuować naukę na uniwersytetach lub politechnice.
Żołnierzy umieszczono w obozach internowania pod strażą i dowództwem węgierskim. Większość oficerów pełniących tę służbę wyrażała swoje propolskie sympatie, nierzadko publicznie. Szeregowi żołnierze i podoficerzy zajęli koszary, baraki, budynki gospodarcze, oficerzy zostali zakwaterowani w sanatoriach, dworach i prywatnych willach. Początkowo występowały trudności w rozlokowaniu i zaopatrzeniu tak ogromnej liczby żołnierzy, jednak dzięki znakomitej organizacji strony węgierskiej sytuacja została opanowana. Żołnierze byli traktowani zgodnie z Konwencją Genewską z 1927 roku – otrzymywali żołd, wyżywienie, nie byli zmuszani do pracy.
Okólnik ministra obrony narodowej gen. Károlya Bartha z 2 października 1939 roku: „ (...) ostatnio dowiedziałem się, że w niektórych garnizonach transporty internowanych żołnierzy witano i odprowadzono do obozu przy dźwiękach muzyki wojskowej (...) oraz że widziano na ulicach Budapesztu oficerów polskich spacerujących w mundurach”.
Były niemiecki minister spraw zagranicznych Neurath zwrócił się do konsula węgierskiego: „w Berlinie wywołał niezadowolenie fakt, że na Węgrzech oficerów polskich nie internowano, w związku z tym istnieje niebezpieczeństwo ich ucieczki do Legii Cudzoziemskiej. (...) Berlinowi wiadomo, że postawa węgierskich kół wojskowych jest przykładna, ale zachowania niektórych osób nie można pogodzić z praktyką międzynarodową”.
Głównym celem uchodźców wojskowych było przedostanie się do Francji, do formującej się tam armii polskiej. Początkowo odbywało się to indywidualnie, ale niebawem przyjęło formę zorganizowaną. Na rozkaz Naczelnego Wodza Sikorskiego generał Stefan Dembiński (potomek generała Henryka Dembińskiego, walczącego w węgierskiej armii powstańczej w latach 1848-1849) stanął na czele Przedstawicielstwa Wojskowego. Współpracował on z Józsefem Antallem i płk. Zoltánem Baló. Wybrani wojskowi dostawali fałszywe papiery cywilów, paszporty, cywilne ubrania. Potem byli przenoszeni do obozów dla cywilów blisko granicy, a w końcu przerzucano ich przez Drawę do Jugosławii. Stamtąd przez morze dostawali się do Włoch i dalej do Francji.
Depesza ambasadora Erdmannsdorfa do niemieckiego MSZ z 27 października 1939 roku: „Wkroczenie na terytorium Węgier zaskakująco wielu polskich uchodźców spowodowało, że ulokowano ich w wiejskich domach prywatnych. Pilnowanie ich jest utrudnione. Propaganda, żeby polscy oficerowie wstąpili do Polskiej Legii we Francji, mimo niskiego morale bojowego żołnierzy, trafiła na odpowiedni grunt, bo za wszelką cenę chcą oni opuścić swoje prymitywne obozy. Tutejszy konsulat przekazuje zgłaszającym się paszport z wizą francuską, list polecający do ambasady jugosłowiańskiej oraz zaświadczenie o pochodzeniu aryjskim dla ambasady włoskiej. Według pewnych informacji poselstwo francuskie wydaje czasami fałszywe paszporty, chociaż poseł francuski w obecności węgierskiego ministra spraw zagranicznych zaprzeczył temu. Polski konsulat przez biuro podróży zaopatruje wyjeżdżających w indywidualne bilety (...), do granicy włosko- francuskiej. Otrzymują oni również liry. Według ustaleń wczoraj wieczorem około pięćdziesięciu Polaków wyjechało do Włoch bezpośrednim pociągiem. Dzisiaj złożyłem ostry protest u ministra spraw zagranicznych z powodu naruszenia neutralności”.
Dzięki tej zorganizowanej „ewakuacji” na przykład cała 10 Brygada Kawalerii zmotoryzowanej płk. Stanisława Maczka (późniejszego generała, bohatera bitwy pod Falaise) mogła być przerzucona do Francji. Do czerwca 1940 roku kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy i oficerów polskich, w tym liczący 900 osób personel lotniczy (biorący potem udział w Bitwie o Anglię), dotarło do formowanej w Francji armii polskiej.
Po klęsce Francji, a później po zajęciu przez Niemców Jugosławii, trasa ewakuacji wiodła przez Bułgarię, Grecję, Turcję do Syrii i Palestyny. Głównym organizatorem tych akcji, przy wiedzy i bliskiej współpracy dr. Józsefa Antalla i płk. Zoltána Baló był Tamás Salomon- Rácz, który na skutek brutalnego nacisku Niemców na rząd węgierski został później aresztowany i skazany na ciężkie więzienie.
Równolegle do ewakuacji wojskowej od grudnia 1939 roku działała zakonspirowana Baza Wojskowa, podporządkowana Naczelnemu Wodzowi, a potem dowódcy AK. W 1942 roku utworzono tajne dowództwo, które kierowało polską konspiracją wojskową na Węgrzech, obejmującą formowanie z uchodźców jednostek zdolnych do działań bojowych oraz przerzut ochotników do kraju, do szeregów AK. Drugą tajną organizacją była tak zwana Placówka, która utrzymywała łączność z Londynem i władzami politycznymi w kraju – z Delegaturą rządu londyńskiego. Tą organizacją kierowali Wacław Felczak i Paweł Zaleski. Placówka stworzyła sieć kurierów, którzy przerzucali do kraju pieniądze i rozkazy, a do Budapesztu i Londynu meldunki i dokumenty.
Wbrew propagandzie komunistycznej najwyższe kierownictwo państwa węgierskiego doskonale wiedziało o działalności Polaków i nie tylko tolerowało ją, ale potajemnie popierało. O tej postawie świadczyć może kilka przykładów. W 1939 roku regent Horthy osobiście przyjął gen. Sosnkowskiego i marszałka Rydza–Śmigłego. Premier Teleki był na bieżąco informowany o sprawach polskich przez harcmistrza Gábora Dóró. Również minister spraw wewnętrznych Kereszter–Fischer był doskonale zorientowany w działalności Polaków.
Nestorka tłumaczy literatury węgierskiej, nieżyjąca od paru lat Camilla Mondral, wraz z szermierzem kapitanem Jánosem Keveyem (po wojnie twórcą sukcesów polskich szermierzy) dostarczała lewe dokumenty przebywającym w obozach. Pracowała jako pokojówka u gen. Lázára, dowódcy gwardii przybocznej regenta. Meldunki itp. dostarczane z kraju do Budapesztu często wysyłano do Portugalii węgierską pocztą kurierską.
W 1943 roku, kiedy regent zapoczątkował tajne rozmowy z Anglosasami w sprawie wyjścia Węgier z wojny, korzystano z polskich kanałów.
Po samobójstwie premiera Telekiego w lutym 1941 roku polityka węgierska stała się bardziej proniemiecka. Aresztowano kilku ważniejszych działaczy polskich, ale na skutek interwencji wysokich czynników politycznych zostali oni zwolnieni. Odwołany został płk Zoltán Baló z XXI wydziału MON, ale jego następca płk Lóránd Utassi w pełni popierał polską konspirację.
Przemówienie przedstawiciela Wojska Polskiego internowanego w Królestwie Węgier – płk. Aleksandra Króla wygłoszone 30 października 1943 roku na pożegnaniu płk. Zoltána Baló: „ Kiedy pod koniec tragicznej wojny obronnej, we wrześniu 1939 roku część Wojska Polskiego przybyła na Węgry, (...) trzeba było, w bardzo ciężkiej wówczas sytuacji, szybko i sprawnie zorganizować obozy (...), temu trudnemu zadaniu, Panie Pułkowniku, poświęciłeś się całkowicie, oddałeś mu się całym swoim sercem. Swoją niestrudzoną pracą, trwającą od świtu do nocy, zorganizowałeś ponad sto obozów, zapewniając dobre warunki życia ponad trzydziestu pięciu tysiącom żołnierzy, oficerów i ich rodzinom”.
Goebbels zapisał w swoim dzienniku (5 marca 1942): „Węgrzy wciąż pozwalają sobie na przejawy takiej bezczelności wobec nas, iż wykracza ona daleko poza granice naszej cierpliwości (...). Ale każdy z nas wzdycha do momentu, gdy wreszcie będziemy mogli pomówić z Węgrami bez ogródek”.
Równolegle z wojskową i cywilną konspiracją, ewakuacją, służbą kurierską kwitło życie uchodźców cywilnych. Oprócz trzydziestu pięciu polskich szkół podstawowych aż do okupacji Węgier przez Niemców działało jedyne w całej Europie gimnazjum polskie w Balatonboglár. Setki dziewcząt i chłopców kończyło naukę, kiedy w ojczyźnie było to zabronione. Podstawą kształcenia było założenie, aby młodzież kończąc gimnazjum na Węgrzech po powrocie do kraju zachowała ciągłość polskiego systemu nauczania. Mówiąc o polskim szkolnictwie na Węgrzech, należy wspomnieć o szkołach dla młodzieży polskiej pochodzenia żydowskiego. Opiekę i finansowanie zagwarantowało węgierskie MSW i różne polskie organizacje (w tym czasie na Węgrzech wprowadzono ustawy antyżydowskie). Najważniejsza placówka znajdowała się w Vác – Dom Sierot Żołnierzy Polskich, tam młodzież uczyła się modlitw katolickich, a nocą w jidisz. Dom ten często odwiedzał nuncjusz apostolski Rotta w towarzystwie Józsefa Antalla i Henryka Sławika. Ani węgierski, ani niemiecki kontrwywiad nie odkrył istotnego charakteru tej placówki. Udało się uratować całą młodzież żydowską przed wywózką do Auschwitz w 1944 roku. Wszyscy doczekali końca wojny.
Syn „ojca Polaków” Józsefa Antalla, József Antall junior, pierwszy demokratyczny premier Węgier wspomina: „W Balatonboglár spotkałem się wielokrotnie z polskimi uczniami (...) i był to dla mnie od dzieciństwa godny zazdrości przykład patriotyzmu Polaków i determinacji, z jaką polska młodzież potrafiła w 1942, 1943 roku mówić o wskrzeszeniu Polski, wtedy gdy sytuacja była raczej bez wyjścia. Młodzi Polacy potrafili mówić jak dorośli, że Polska zmartwychwstanie i kiedyś po zakończeniu wojny znowu będzie wolna”.
Od stycznia 1941 roku do marca 1944 roku w czasie okupacji niemieckiej działał w Budapeszcie Instytut Polski, który wydał ponad osiemdziesiąt tomów dzieł polskich i węgierskich autorów. Wychodziło wiele czasopism. Wśród nich najpopularniejsze były „Wieści Polskie”, redagowane na początku przez Józefa Winiewicza (późniejszego wiceministra spraw zagranicznych). „Cenzorem” był István Mészáros, tłumacz Trylogii Sienkiewicza, który dopuścił do tego, że po śmierci generała Sikorskiego (1943) na pierwszej stronie wydrukowano w czarnej ramce portret Naczelnego Wodza.
Wypowiedź Pála Zeőke Szőke, bliskiego współpracownika Józsefa Antalla: „(...) Nie chodziło tylko o to, żeby im pomagać, aby ich żołnierze mogli walczyć dalej (...), ale aby ci, którzy tu zostali, mogli żyć – na ile tylko można – własnym polskim życiem. Pomóc im, aby mieli swoje święta, by mogli śpiewać i tańczyć po polsku, by żyli własną kulturą narodową. Nieraz odbywały się uroczystości przez nas organizowane, podczas których wywieszane były polskie flagi, biały orzeł – ich godło – obok barw i symboli węgierskich. Oni i my wygłaszaliśmy mowy (...), których sens był taki, że każdy naród ma prawo żyć we własnym kraju. (...) A Polski przecież nie było (...)”.
Prymas Węgier, kardynał Jusztinián Serédi 16 lutego 1940 roku wysłał do ministra obrony narodowej gen. Károlya Bartha następujące wyjaśnienie:
„Mam zaszczyt zawiadomić Waszą Ekscelencję, że odśpiewanie hymnu polskiego, które miało miejsce dnia 6 stycznia po uroczystej mszy w bazylice w Esztergomie, mnie również zaskoczyło. Wyjście w czasie hymnu uznałem za niepożądane, ponieważ utrzymujemy stosunki dyplomatyczne z rządem polskim i licznie zebrani na mszy Polacy mogliby to uznać za gest nieprzyjazny i obraźliwy. Wydałem natomiast polecenie, aby na przyszłość hymn polski śpiewno jedynie na nabożeństwach odprawianych dla Polaków”.
Warto zaznaczyć, że za hymn polski uważana była pieśń Boże, coś Polskę. Autor tego tekstu w 1944 roku w I klasie szkoły podstawowej uczył się ją śpiewać po węgiersku.
W obozach uchodźców prowadzono działalność kulturalną. W wielu miejscowościach powstały grupy taneczne, zespoły teatralne, orkiestry i chóry, które występowały nie tylko przed polską, ale i węgierską publicznością. Węgierskie Towarzystwo im. Adama Mickiewicza rozszerzyło współpracę kulturalną i literacką z Polakami. Znani twórcy węgierscy, między innymi jeden z najwybitniejszych pisarzy XX wieku László Németh, zajmowali się tematyką polską, tłumaczeniem dzieł polskich na węgierski. Powstały wiersze poetów węgierskich o Polsce i Polakach. Władysław Szablewski, lektor Uniwersytetu w Debreczynie, wydał podręcznik nauki języka węgierskiego dla Polaków pod tytułem Wszystko, co ważne, który miał dziewięć wydań. Był on też autorem wydanego w Debreczynie słownika węgiersko–polskiego.
Opiekę zdrowotną nad uchodźcami wojskowymi i cywilnymi regulował okólnik, który gwarantował bezpłatne świadczenia wszystkim uchodźcom. Zadanie to z czasem przekroczyło możliwości węgierskie. Z pomocą przyszła placówka Polskiego Czerwonego Krzyża na Węgrzech, która powstała już w listopadzie 1939. Grupą polskich lekarzy kierował gen. Jan Srzednicki–Kołłątaj.
Warto tu wspomnieć, że pod koniec 1939 roku na Węgrzech przebywało około pół tysiąca polskich lekarzy. Większość z nich przedostała się na Zachód, między innymi IX Krakowski Szpital Wojskowy z całym personelem i wyposażeniem. Dzięki wytężonej pracy organizacyjnej Grupy Polskich Lekarzy w krótkim czasie w każdym większym obozie działała polska opieka zdrowotna. Między innymi w mieście Györ powstał polski szpital wojskowy, w Keszthely polski dom starców, a w różnych szpitalach węgierskich specjalistyczne polskie oddziały. Grupa ta prowadziła również kursy pierwszej pomocy, szkolono siostry, sanitariuszy oraz sprawdzano zdolność do służby wojskowej. Należy też pamiętać, że dzięki doskonałym stosunkom z węgierską fabryką farmaceutyczną Chinoin regularnie przerzucano lekarstwa do okupowanej Polski.
Wśród legalnie działających na Węgrzech polskich organizacji ogromną rolę odegrał Urząd Duszpasterstwa pod kierunkiem franciszkanina, kapelana wojskowego, mjr. Piotra Wilk–Witosławskiego. Właśnie on we współpracy z Kościołem węgierskim wydawał fałszywe metryki chrztu dla polskich uchodźców pochodzenia żydowskiego.
Około pięciuset polskich księży, sióstr i zakonników poza działalnością duszpasterską pracowało w szkolnictwie (również w sierocińcach dla dzieci żydowskich), w służbie zdrowia, jako opiekunowie ludzi starszych i ubogich. Brali oni też udział w konspiracji wojskowej i służbie kurierskiej.
Po niemieckiej okupacji Węgier 19 marca 1944 roku spełniły się słowa Goebbelsa: „wreszcie będziemy mogli pomówić z Węgrami bez ogródek”. A dotyczyły one nie tylko Węgrów, ale i Polaków. Gestapo dysponowało pełną listą działaczy polskich, adresami polskich instytucji. Wiedziało, jakimi fałszywymi dokumentami się posługują. Nastąpiły masowe aresztowania. Gen. Srzednickiego– Kołłątaja, ordynatora dr. Kandhaffera i innych zastrzelono w biurze Polskiej Przychodni.
Aresztowano płk. Fietowicza (zginął w Mauthausen) razem z tajnymi dokumentami, co pomogło Niemcom w zatrzymaniu wszystkich ważnych Polaków zaledwie w ciągu dwóch dni. Aresztowano gen. Mieczysława Trojanowskiego, który pośredniczył między dowództwem AK i węgierskim sztabem generalnym, ppłk. Aleksandra Króla, dowódcę Polskiego Przedstawicielstwa Wojskowego przy XXI departamencie Ministerstwa Obrony Narodowej Węgier, duszpasterza ks. mjr. Piotra Wilk- Witosławskiego, dziesięciu księży działających w służbie kurierskiej, wielu studentów i około sześciuset uchodźców. Lista jest długa. Gestapo zajęło wszystkie polskie instytucje.
Uczniowie Polskiego Gimnazjum otrzymali świadectwa maturalne i ukrywali się razem z nauczycielami, podobnie jak i tysiące uchodźców.
Henryka Sławika, polskiego Wallenberga (uratował setki uchodźców polskich pochodzenia żydowskiego), szefa Komitetu Obywatelskiego do Spraw Opieki nad Polskimi Uchodźcami na Węgrzech razem z żoną wywieziono do Mauthausen i tam zamordowano.
Wacławowi Felczakowi, szefowi Służby Kurierskiej, udało się uciec. W Polsce dopadło go UB i po okrutnym śledztwie został skazany na dożywocie.
Ogromnym ciosem dla sprawy polskiej było aresztowanie Józsefa Antalla.
Proniemiecki rząd premiera Sztójaya zawiesił działalność wszystkich instytucji polskich.
Obozy polskie na mocy Konwencji Genewskiej nie były jeszcze szykanowane, ale osoby cywilne zostały pozbawione wszelkich praw ochronnych. W okresie rządów gen. Gézy Lakatosa (sierpień -- październik 1944) los Polaków się poprawił. Uchodźcy znaleźli się pod jurysdykcją Ministerstwa Obrony Narodowej. Udało się załatwić chociaż ochronę prawną Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.
Po nieudanej próbie regenta Horthyego zawieszenia broni (15 października 1944) i po puczu faszystów węgierskich tzw. nilaszowców (strzałokrzyżowców) sytuacja Polaków stała się tragiczna. Oddziały niemieckie i węgierscy faszyści coraz częściej napadali na polskie obozy, chociaż były one pod ochroną Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Setki uchodźców pędzono do Rzeszy, wielu z nich w czasie tej drogi zabito. Nuncjusz arcybiskup Angelo Rotta bezskutecznie interweniował w ambasadzie niemieckiej w ich obronie. Rząd Szálasiego (wódz węgierskich faszystów) 20 października 1944 roku podjął decyzję o koncentracji wojskowych i cywilnych uchodźców i wydaniu ich Rzeszy. Nastąpiły masowe ucieczki i ukrywanie (w samym Budapeszcie ponad trzy tysiące). Żołnierze z obozów z północnych Węgier uciekali do Słowacji i przyłączali się do partyzantki słowackiej. Tam znaleźli krótkie schronienie, bo po wkroczeniu Armii Czerwonej z NKWD wyłapano ich i wywieziono na Sybir.
Mimo tej tragicznej sytuacji w ograniczonym zakresie działała polska konspiracja wojskowa. W 1944 roku 1474 polskich oficerów, 4148 szeregowych i około tysiąca mężczyzn zdolnych do służby wojskowej czekało na przyłączenie się do ewentualnego powstania.
Aresztowany, a potem stracony został Endre Bajczy–Zsilinski, przywódca Węgierskiego Narodowego Komitetu Powstania Wyzwoleńczego. Do powstania nie doszło. Symboliczny jest fakt, że wśród jedenastu współwięźniów węgierskiego bohatera ośmiu było Polakami.
Jeszcze trwało oblężenie Budapesztu, gdy przystąpiono do zbierania ukrywających się uchodźców. Uratowani członkowie polskiej emigracji na Węgrzech powołali do życia Polski Komitet Cywilny, który miał uzgodnić z Węgierskim Rządem Tymczasowym sprawę repatriacji. Lecz dowództwo Armii Czerwonej na Węgrzech i Sojusznicza Komisja Kontroli nie uznała polskich organizacji związanych z Londynem. W czerwcu 1945 roku rozpoczęła działalność Polska Komisja Repatriacyjna powołana przez nowy polski rząd. Znaczna część Polaków jadących do ojczyzny uciekła z pociągu i udała się na Zachód. Ostatnia grupa repatriacyjna (1200 osób) wyruszyła 23 sierpnia 1945 roku.
Zaraz po „wyzwoleniu” polski rząd odznaczył tych Węgrów, którzy często narażając życie, pomagali Polakom. Jednak kilka lat później zostali oni usunięci ze stanowisk, byli prześladowani, wysiedlani ze swoich miejsc zamieszkania, deportowani, nierzadko aresztowani. Józsefa Antalla uratowała przed represjami interwencja rządu PRL. W wydanym w 1969 roku węgierskim Leksykonie biograficznym József Antall nie figuruje. Sprawa uchodźstwa stała się tematem tabu. Pierwsze książkowe, naukowe opracowanie historyka Istvána Lagziego mogło ukazać się tylko po polsku. Piszący te słowa w 1969 roku był współautorem polskiego filmu dokumentalnego pt. Droga przez Węgry. Odpowiedzialny pracownik ambasady WRL w Warszawie zwymyślał go od faszystów za to, że chce wybielić faszystowski reżim Horthyego. Film w skróconej wersji został jednak pokazany w węgierskiej telewizji (z 60–minutowego filmu wycięto 35 minut).
Temat uchodźstwa coraz częściej docierał z Polski do węgierskiej opinii publicznej. Publicyści reżimu Kádara przystąpili do kontrataku. Pál E. Fehér opublikował duży artykuł, w którym twierdził, że lud węgierski pomagał w czasie wojny Polakom, natomiast współpraca kół rządzących była wyrazem współpracy dwóch systemów faszystowskich. Polscy naukowcy i byli uchodźcy obronili honor Węgrów i „faszystowskich” Węgier.
Obecnie sytuacja jest inna. Ukazały się i ukazują świetne książki, wspomnienia, rozprawy naukowe, odbywają się konferencje i wspólne uroczystości. W tym roku ambasada RP w Budapeszcie organizuje uroczyste obchody w sześćdziesiatą rocznicę uchodźstwa.
Przed śmiercią József Antall opowiadał przed mikrofonem o swoim aresztowaniu i przesłuchaniach. „W czasie konfrontacji wszyscy torturowani Polacy twierdzili, że Antall nic nie wiedział. Gdy wieziono nas z siedziby Gestapo do więzienia, złapałem za zakrwawioną rękę torturowanego Sławika, dziękując mu. Sławik odpowiedział: «Tak płaci Polska»”.




 <– Spis treści numeru