PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 58-59

Anna Kaźmierczak

Jerzy Liebert w najstarszej, podkowiańskiej willi



Kogo bardziej może potrzebować człowiek wrażliwy, stawiający dopiero pierwsze kroki w trudnej rzeczywistości jako poeta, jak nie powiernika swoich artystycznych przeżyć, myśli, sekretów? Czego może bardziej potrzebować, niż miejsca z dala od gwaru miasta, ciszy „zamiejskiego ogrodu”?

Te dwie rzeczy naraz mógł odnaleźć Jerzy Liebert w podkowiańskiej willi „Aida”, gdzie w latach dwudziestych XX wieku zamieszkiwali Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie. Liebert w tym czasie był początkującym poetą. Oto jak wspominał pierwsze z nim spotkanie Iwaszkiewicz: W moim biurze redakcyjnym zjawił się kiedyś młodziutki, bardzo sympatyczny chłopiec. Ze straszliwym zażenowaniem stanął za kratką oddzielającą ołtarz mojego biurka od reszty pokoju i rumieniąc się i jąkając, oddał mi rękopisy swoje i swojego kolegi. Był to niskiego wzrostu jasny blondyn, z wysuniętym naprzód nosem, z brodą mocno zarysowaną, znamionującą silną wolę. Ozdobę tej nieładnej, ale niepospolitej twarzy chłopca stanowiły czarne, błyszczące i bardzo inteligentne oczy. Był to Jerzy Liebert. Miał wówczas szesnaście lat (...) W wierszach Lieberta widziałem materiał na doskonałą poezję.

Jednak to nie Jarosław był bliskim przyjacielem Jerzego. Jego powierniczką była żona Jarosława – Anna Iwaszkiewiczowa, z domu Lilpop, ukochana jedynaczka Stanisława Wilhelma ( syna warszawskiego przemysłowca, Stanisława Lilpopa). To do jej domu Liebert mógł przyjeżdżać, zawsze był tam mile widzianym gościem. Możemy się domyślać, że zachwycał się ówczesną Podkową, porośniętą gęstymi lasami, bujną roślinnością. W wierszu Letnisko (a Podkowa początkowo miała taki właśnie charakter) pisze: Jak dobrze, jak bardzo dobrze opuszczać gorące miasta, a w innym: Z dala od ulic gwarnych, świątyń, żaru, wrzawy, otulone mrokami, pod stopą Warszawy śpią ciche, zamiejskie ogrody.

„Aida” została wzniesiona w 1900 roku, gdy Podkowa Leśna jako miasto-ogród (założenie urbanistyczne) jeszcze nie istniała. Dom pełnił funkcję dworku myśliwskiego, ponieważ gospodarz folwarku, Stanisław Lilpop był zapalonym myśliwym, a dookoła było mnóstwo zwierzyny w Lasach Młochowskich. Nie wiadomo, dlaczego dom nazwano „ Aidą”. Być może jego właściciel uwielbiał tę operę Verdiego? Był to pierwszy podkowiański dom Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów, spędzali tam letni czas w latach 1922-28.

„Aida” zbudowana na skraju lasu, dzisiaj stoi w centrum Podkowy. Dom już w czasie I wojny światowej został ograbiony przez Niemców, a po II wojnie – podobnie jak wiele podkowiańskich willi – zdany był na „gospodarowanie” przypadkowych lokatorów. Od 1999 roku odnowiony i wyremontowany przez nowych nabywców, wciąż kryje w sobie wiele tajemnic...

Łatwo trafić do „Aidy”, idąc od zabytkowej stacji Warszawskiej Kolei Dojazdowej(EKD) główną ulicą Podkowy – im. Jana Pawła II. Dawniej „Aida” stała przy ulicy Pocztowej, ale w latach osiemdziesiątych przemianowano ją na Iwaszkiewicza. Wejście znajduje się od tej strony, lecz można podziwiać budynek od strony ulicy równoległej, czyli Lilpopa. Przy numerze 7. ul. Iwaszkiewicza znajduje się tabliczka z maleńkim, wygrawerowanym napisem „Aida”. Napis jest tak mały, że można go nie zauważyć i przejść obojętnie. Ale przechodnia powinien zaciekawić niezwykły charakter tego domu, może nawet usłyszy dźwięki pianina, na którym grał Karol Szymanowski.

„Aida” tętniła życiem. Iwaszkiewiczów odwiedzali przyjaciele i znajomi. Przyjeżdżał tu nie tylko Liebert, ale też: Antoni Słonimski, Jan Lechoń, Aleksander Landau, Irena Łempicka, Roman Jasiński, Karol Szymanowski, Gustaw Taube, Gilbert Jean-Aubry, Helena Casella, Stanisław Baliński, Helena i Mieczysław Rytardowie.

Trudno sobie wyobrazić lepszą czytelniczkę i słuchaczkę – pisał o Annie Paweł Hertz – Czytając, dostrzegała to, co w dziele było najważniejsze jako myśl i od razu oceniała stopień doskonałości związku między treścią a formą.

Dla Lieberta drzwi „Aidy” zawsze były otwarte. Rozumieli się z Anną doskonale. Połączyły ich też sprawy religijne, oboje należeli do „Kółka” księdza Władysława Korniłowicza w niedalekich Laskach. Dużo rozmawiali o konieczności dążenia do stanu duchowej doskonałości, o słabości wielu jednostek, którym nie udaje się dostąpić wielkiej łaski wiary. Tematem rozmowy zapisanej pod datą 18.02.1925 była poezja i jej skarlenie w stosunku do wieku poprzedniego. Potem zachowanie Jerzego: Jurek z zapałem, z zaciśniętymi pięściami (dosłownie) mówił, że całą siłę, jaką w sobie koncentruje, musi wytężyć, żeby dojść kiedyś do wielkiego dzieła, do wielkiego, dość wierszyków, zbiorków, tomików. Jestem prawie pewna, że on tego dopnie. Musi się jednak wyjaśnić, wyklarować w nim samym, co jest drogą wypowiedzenia się: proza czy poezja. Co do mnie, to mam wrażenie, że jednak proza. (...) Był mi duchowo najbliższą istotą, najbardziej rozumiejącym mnie człowiekiem. Wszystkie przeżycia religijne tak bardzo nas także złączyły, mówiliśmy ze sobą o takich rzeczach, o jakich trudno by mówić. (...) Myślałam: co byłby Jurek o tym powiedział, jak zapatrywałby się na taką lub inną kwestię.

Iwaszkiewicz przyznawał, że rzeczywiście Liebert doskonale rozumiał się z jego żoną, jego zaś traktował po kaznodziejsku. Ale Iwaszkiewicz bardzo chwalił jego twórczość. Uważał, że był typem prawdziwego poety, najbardziej poetyckim ze wszystkich poetów, jakich spotkał. A jego duże, czarne, szkliste jak czereśnie, przy tym przejrzyście dziecinne oczy świadczyły, że ma się do czynienia z poetą. W aurze jego było coś, co się udzielało otoczeniu, a wieczorem jego oczy paliły się specjalnym, gorącym blaskiem.

Iwaszkiewicz wspomina, że czatował na chwile natchnienia u Jurka, bo przecież niektóre z najpiękniejszych jego wierszy powstawały bardzo blisko, w tak zwanym „pokoju cudów” w „Aidzie” – małym pokoiku na strychu, gdzie ustawiało się niepotrzebne rzeczy i wisiały dwa duże płótna Witkacego (przedstawiające portret małżeństwa Iwaszkiewiczów i ryby). Liebert tworzył bez żadnej demonstracji, raczej kryjąc się przed ludźmi. Nie wiemy dokładnie, jak wyglądało pisanie wierszy u Lieberta. Prawdopodobnie siedział tam, w „pokoju cudów”, po zmroku, wpatrując się w knot lampy i czekał aż muza poezji muśnie go swoim skrzydłem... Napisze wtedy w Niebie i ziemi:

Wiem, to Bóg ogród tak wielki zawiesił nade mną
I niby dzwon wiatrami rozkołysał wzgórze.
A ty idziesz ogrodem i słuchasz w noc ciemną,
Mówiąc – to na pewno ziemia wzdycha albo róże.


Annę cieszył fakt, że z Guseł Lieberta Karol Szymanowski wybrał Litanię do Matki Boskiej, napisaną tu, w „Aidzie” i zamierzał skomponować muzykę do całego tekstu. Umuzycznienie Litanii... przyniosło satysfakcję poecie, który dał temu wyraz w liście do Anny z 3.02.1927 r.:

Bardzo mi było przyjemnie, gdy dowiedziałem się z Twojego listu, że Karolowi podobał się ten wierszyk w „Skamandrze”. Gdyby, jak piszesz, napisał do tego muzykę, byłbym przynajmniej mocno przekonany, że przecież jednako jeden mój utwór przejdzie do potomności. To bardzo miłe tak myśleć.

13 października 1933 roku w Filharmonii Narodowej w Warszawie odbył się koncert jubileuszowy. Anna Iwaszkiewicz zanotowała: A nade wszystko Litania do słów Jurka. Niebiańska muzyka, której on już nie doczekał.

Jerzy Liebert zmarł na gruźlicę w 1931 roku, mając zaledwie 27 lat. Warto wiedzieć o pobycie poety w Podkowie Leśnej. Dla kogo, jeśli nie dla Anny Iwaszkiewiczowej napisał Serce AnnyDo Anny:

A Ty z serca mojego, co wrzące i gwarne,
Słodką, serdeczną dłonią zbierasz krople czarne
Jak łzy perliste.

I tak w nieba i piersi wsłuchani oddechy,
Z winem różowym nasze łączymy uśmiechy
W przyjaźni zgodnej.




Praca uczennicy kl. III Publicznego Gimnazjum w Podkowie Leśnej napisana w 2006 r. pod kierunkiem Grażyny Zabłockiej z inicjatywy Centrum Edukacji Obywatelskiej w Warszawie (Program „Literacki Atlas Polski”). W wydanym przez wydawnictwo „Bezdroża” literackim przewodniku – rezultacie w/w programu, przy haśle „Podkowa Leśna” nie znalazło się nazwisko ani Jerzego Lieberta, ani wielu innych, wymienionych w tekście twórców.




 <– Spis treści numeru