PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 58-59

Witold Bartoszewicz

Tydzień blogera



Środa. Pamiętam, że w moim rodzinnym domu prenumerowaliśmy czasopismo Morze. Czytywałem marynistyczne opowiadania tam zamieszczane, a później, zachęcony nimi, różne powieści przygodowe, gdzie dużo było o piratach, statkach i żeglowaniu. Pociągały mnie te historie nie tyle treścią przygód, ile osobliwym językiem. Grotmaszt, bom, reja, prawy (albo lewy) hals, rumpel... oto bosman rozkazuje: „wrzucić log”, a pełniący wachtę marynarze, uczyniwszy to, po chwili oznajmiali: „ szesnaście węzłów”. Domyślałem się, że ów log to jakieś urządzenie do pomiaru prędkości, a węzłami – nie wiedzieć czemu – mierzy się szybkość statków. Potem dowiedziałem się ze słownika, że log to kłoda. Dziwne.

Obszerniejsze słowniki podają dużo więcej znaczeń słowa log. Na przykład: „rejestrować, zapisywać, notować”, albo jako efekt tych czynności: „dziennik”, lub – by pozostać przy jednostkach pływających – „dziennik pokładowy” (dawniej logbook). Log (czasownik) może znaczyć „zapisać ciąg akcji; zapisać raport z wykonywania jakiejś procedury” albo (rzeczownik) – „zapis operacji przetwarzania”. To ostatnie znaczenie występuje w języku informatyki. Rozmaite programy tworzą swoje własne logi, do których możemy zajrzeć, by zobaczyć, co one właściwie wykonywały. A my, używając Internetu, często musimy się zalogować, żeby pójść dalej. Samo zaś odwiedzanie tych i owych miejsc w Sieci bywa zwane surfowaniem; mówi się też w tym kontekście o żeglowaniunawigacji. Nie odeszliśmy daleko od morskich przygód.

Czwartek. Czytam, że w listopadzie wystąpi w Warszawie krakowski Stary Teatr z przedstawieniem „Blogi.pl”. Są to trzy jednoaktówki opracowane na podstawie znalezionych w sieci blogów: Niebieska Sukienka, scenariusz na podstawie barbarella.blog.pl: Jacek Poniedziałek, Mydzieci-sieci, scenariusz na podstawie mydziecisieci.blog.pl: Dorota Masłowska i Forma Przetrwalnikowa, scenariusz na podstawie formaprzetrwalnikowa.blox.pl: Szymon Wróblewski.

Pożeglowałem w poszukiwaniu szczegółów i dowiaduję się, że: jest to fragment szerszego przedsięwzięcia (międzynarodowy festiwal Blog TXT w Grazu); spektakl wg scenariusza Masłowskiej wygrał rywalizację; autorstwo bloga www.mydziecisieci.blog.pl otoczone jest mgłą mistyfikacji i domysłów, a sam blog ma opinię „kultowego”. Wśród raczej pochwalnych recenzji wyróżnia się nieprzychylna opinia recenzentki „Gazety Krakowskiej” spuentowana pytaniem: „Czyżby Stary Teatr miał już dosyć wielkich sztuk uznanych autorów i woli sięgać po nieprofesjonalną twórczość?”.

Piątek. Zajrzałem do Wikipedii: „Blog (od ang. weblog – sieciowy dziennik, pamiętnik) – rodzaj strony internetowej, na której autor umieszcza datowane wpisy, wyświetlane kolejno. W Polsce istnieje prawie 2,84 miliona blogów”.
Dodajmy, że słowo web (sieć, pajęczyna) potocznie, acz nie całkiem ściśle, oznacza Internet (World Wide Web, w skrócie: WWW lub Web).

Angielska Wikipedia podaje datę pierwszego użycia terminu weblog: 17 grudnia 1997. Wiadomo też, że półtora roku później, kiedy grono osób publikujących swoje zapiski było już dość liczne, Peter Merholz zauważył, że rzeczownik weblog to tyle, co zdanie we blog (blogujemy). Niedługo potem słowo pojawiło się w formie rzeczownikowej (jako produkt czynności blogowania), zaś ten, który pisze blogi, zyskał miano bloggera. Tak powstają słowa w angielszczyźnie, by z czasem zaistnieć we wszystkich pozostałych językach.

Sobota. W „Gazecie” zabawny i znamienny artykuł na marginesie kampanii prezydenckiej w USA: Obama i McCain walczą na iPody. IPod to kieszonkowy odtwarzacz plików dźwiękowych, zazwyczaj używany jako podręczny zestaw ulubionych piosenek. Pewien magazyn muzyczny poprosił kandydatów o wyznanie, co przechowują w swoich iPodach. Mniejsza o szczegóły (Obama: więcej rapu, MacCain: więcej country); ważne, że wobec nieograniczonych możliwości wyboru deklaracja, co się wybrało, ujawnia kryteria wyboru, a zatem kim się jest w świecie wartości. W blogosferze nikt nie musi prosić – pokazanie innych blogów, „tam zaglądam”, jest oczywistą regułą, a wyjątki zdarzają się bardzo rzadko (np. mydziecisieci – ale to jest przecież czysta literatura).

Niedziela. Porządkuję zakładki w przeglądarce internetowej. Widzę, że mam odsyłacze do pięciu (zaledwie!) blogów. Pora więc wyznać, kogo regularnie odwiedzam. Podaję tytuły i – jeśli jest – autoprezentację bloga lub autora.


Poniedziałek. Zestaw jest zróżnicowany, ale daleki od wyczerpania bogactwa tego gatunku. Brak na przykład typowych pamiętników. Brak zapisków typowo hobbystycznych. Brak politycznych komentarzy i felietonów pisanych przez zawodowych żurnalistów. Choć pewne elementy tych pominiętych podgatunków są obecne w blogach, które czytuję.

Politykę mamy w „Daleko blisko”. Sadurski jest przecież zawodowcem (choć nie dziennikarzem) i pisuje w prawdziwych gazetach. Tu i tam wykłada credo liberała, komentując z tego punktu widzenia bieżące wydarzenia albo wchodząc w spory z tekstami przeczytanymi w sieci lub na papierze. Wbrew dominującej opinii broni konstytucyjnego podziału władzy między premierem i prezydentem i wcale nie domaga się doprecyzowania tego, co w tej sprawie jest niejasne. Cieszy się bowiem każdy liberał, gdy władzę się powściąga, a nikt nie zrobi tego lepiej niż same organy władzy wykonawczej poddane zasadzie równowagi i wzajemnej kontroli.

U Sadurskiego znalazłem interesujące refleksje o paradoksach blogowania, które warto tu zreferować. Paradoks pierwszy polega – jak twierdzi autor – na „sprzeczności między natychmiastowością przekazu a trwałością archiwizacji”. I dodaje: „nawet jeśli sam usunę jakiś swój własny wpis, którego się po czasie wstydzę (choć na marginesie podkreślam, że nigdy tego nie uczyniłem!), jest duże prawdopodobieństwo, że gdzieś, u kogoś, tkwi nienaruszony, w pogotowiu, i zawsze może być przypomniany, dzięki jednemu kliknięciu”.
Drugi paradoks, to „sprzeczność między niezwykłą obcesowością (by nie powiedzieć, agresywnością) dominującego stylu wypowiedzi w blogach a wyjątkowym uwrażliwieniem stałych autorów i komentatorów na jakiekolwiek uszczypliwości, ironię czy drobne złośliwostki” (pod ich adresem). Drugi paradoks Sadurskiego wynika, moim zdaniem, po części z pierwszego, który bym nazwał „szybkie pisanie i długie czytanie”, a po części odzwierciedla ogólny styl naszego dyskursu publicznego. Dodam na marginesie, że owa trwałość archiwizacji, a także pewne jawne lub ukryte motywacje blogerów, pozwalają zaproponować polski odpowiednik słowa blog: równie krótki ślad.

Emocjonalne reakcje na publiczno-polityczne wydarzenia znajduję też u – teoretycznie dalekich od polityki – Wimmera i tłumacza (English Rulez). Tak już bywa, że ten czy ów bloger, pod wrażeniem jakiejś wypowiedzi albo czynu politycznego, daje wyraz swojemu oburzeniu lub niesmakowi. To lubię! Oto istota blogów: swoboda, spontaniczność i odchodzenie od tematu.

„Poradnik internauty”, najbliższy źródłowemu weblog (zapis czynności w sieci), dostarcza mi pożytecznej wiedzy o tym, co nowego autor wyszperał w sieci, jakie nowe usługi sieciowe sprawdził i rekomenduje. Korzystam z tych porad. Blog tłumacza jest równie pożytecznym przewodnikiem po anglojęzycznym Internecie, ze szczególnym uwzględnieniem, co nowego Anglosasi wprowadzili do swego niezwykle elastycznego języka. Chętni mogą skorzystać z licznych odsyłaczy do różnych źródeł leksykograficznych, np. „Urban Dictionary”, „New Words In English” i „Overheard in New York”.

Wtorek. Dwa pozostałe blogi, już całkowicie wolne od bieżących odniesień, pasują do mojego rozdwojenia: raz lubię ekscytować się aktualnościami, innym razem bardzo proszę „już dość tego”. EXCEL blog jest ściśle techniczny, nie próbuje nas zabawiać. Należy do licznej grupy blogów, w których ktoś, kto w ramach pracy zawodowej lub hobbystycznie doszedł do biegłości w jakiejś dziedzinie, dzieli się tym z innymi całkiem bezinteresownie. Jedyną zapłatą może być uznanie i feedback. Blogi bowiem dopuszczają (ba, dopraszają się ich!) polemiki, komentarze i uzupełnienia. Każde inne, może lepsze, rozwiązanie problemu, jak w Excelu przeszukać więcej niż jedną kolumnę na raz (albo jak najlepiej smażyć kalmary), jest mile widziane. To jest wspaniała cecha Internetu: bezlik pożytecznych informacji z dowolnej dziedziny. Sztuką jest znaleźć i wybrać.

Kolejna moja zakładka odsyła do fotoblogu Brwinoff. Prowadzi go pewien mieszkaniec Brwinowa, który włóczy się po okolicach od Lasu Młochowskiego po Milanówek i fotografuje, co mu się spodoba. Zamieszcza te zdjęcia opatrując je tytułami, a czasem dodaje coś w rodzaju wierszyka. Zdjęcia są zabawne same w sobie, ale prawdziwy dowcip błyska między tytułem a zdjęciem, zdjęciem a wierszykiem. Oto przykłady:

DRZYMAŁA

fot. brwinoff

brak świateł, słońca, nadziei
a na drzewach liści
a na klombach
kwiatów
brak
a w środku spokojnie
w koce wtulona
i własne oddechy
lotna robotników brygada
drzymała

[brwinów, ulica skierniewicka, dotąd nie skanalizowana, ale wre praca]

Albo:

DWÓCH WŚCIEKŁYCH WĄSACZY

fot. brwinoff



Środa. Czy to tyle? Wszystkie pięć moich blogów wyznałem. I teraz uświadamiam sobie, że jest jeszcze jeden – listy z Ameryki naszego szkolnego przyjaciela, który przysyła nam obszerne relacje o tym, co przeczytał, co sądzi, na jakim był koncercie. Nie unika dygresji, nie skąpi licznych odsyłaczy do Sieci, które wyjaśniają i rozwijają wątek. Wszystkie cechy bloga, prócz upublicznienia. Mówi się o zaniku sztuki korespondencji – a blog? Ten list do wszystkich?




 <– Spis treści numeru