PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 56-57

Dziedzictwo dla przyszłości



W grudniu zeszłego roku odbyło się w Podkowie seminarium pod tytułem „Rewitalizacja dla turystyki i lepszej jakości życia. Problemy małych miast historycznych”. Wzięli w nim udział architekci, urbaniści, konserwatorzy zabytków, przedstawiciele organizacji pozarządowych i samorządów z różnych miast. „Chcemy przybliżyć uczestnikom praktyczne możliwości wcielania w czyn wizji i projektów przedstawionych przez naszych gości, czyli działań, które przywracają wartość przestrzeni miasta, tworzą nowe miejsca pracy dla mieszkańców i wartości atrakcyjne dla przybyszów” – wyrazili swoją intencję organizatorzy: Towarzystwo Przyjaciół Miasta-Ogrodu Podkowy Leśnej i Urząd Miasta.

Publikowany tekst stanowi skrót komentarza do prezentacji z fotografiami.



1.

Szanowni Państwo, nazywam się Bogdan Szmygin i pracuję na politechnice w Lublinie. Zajmuję się ochroną i konserwacją zabytków – to określa mój punkt widzenia.

Moje rozważania będą oparte na doświadczeniach, jakie zebrałem zajmując się ochroną dziedzictwa miast historycznych. Chciałem dzisiaj przedstawić Państwu możliwości, jakie daje rozwój turystyki. Zacznę od uwag ogólnych, a potem pokażę konkretny przykład z regionu, w którym w tej chwili mieszkam – z Kazimierza Dolnego nad Wisłą, małego miasta turystycznego, liczącego niecałe trzy tysiące mieszkańców, a więc podobnej wielkości co Podkowa Leśna. Miasta, które postawiło na rozwój turystyki, a podstawą owego rozwoju była właśnie ochrona dziedzictwa. Jakie są tego konsekwencje? Co wynika ze specyfiki miasta historycznego? Zanim się nad tym zastanowimy, chciałbym zadać inne jeszcze pytanie: czy miasto, w którym jesteśmy, Wasze miasto, jest miastem historycznym? I zarazem na nie odpowiedzieć: tak, bo wszystkie miasta są historyczne. Tak to zostało sformułowane i zapisane w 1987 roku w Waszyngtonie podczas kongresu największej organizacji międzynarodowej zajmującej się ochroną zabytków. Wtedy właśnie środowisko konserwatorskie całego świata zgodziło się co do tego, że wszystkie miasta należy uznać za historyczne, ponieważ w materialnym kształcie każdego miasta zapisana jest historia jego rozwoju. I każde stanowi zapis kultury w całej jej różnorodności – poczynając od zajęć zarobkowych mieszkańców, poprzez ich codzienne zwyczaje, aż po wierzenia i obrzędy religijne... Dlatego każde zasługuje na ochronę. Tylko w ten sposób uda się ocalić całe bogactwo kulturalne regionu, co dziś, wobec postępujących wciąż procesów modernizacji i globalizacji, wydaje się jeszcze bardziej istotne niż dwadzieścia lat temu.

2.

Przez całe wieki rozwój miast wynikał z czynników naturalnych. Miasto powstawało na przykład tam, gdzie łatwo było zbudować przeprawę przez rzekę. Albo w pobliżu odkrytych właśnie kopalni złota czy soli, albo u zbiegu szlaków handlowych. Dzisiaj rozwój miast oderwał się od surowców, oderwał się od siły roboczej. Dzięki niewiarygodnie zaawansowanym środkom technicznym, firma prowadząca interesy w skali całego świata może się znajdować, dajmy na to, pod Łodzią. Podobnie jest z atrakcyjnością – Kazimierz, Kraków czy Toruń tradycyjnie uznawane są za miasta atrakcyjne, bo są w nich zgromadzone wartościowe zabytki. Dziś ze wszystkiego można zrobić wartość i pokazać ją, żeby nie powiedzieć „wmówić”, zarówno tym, którzy w mieście mieszkają, jak i tym, których chce się do niego przyciągnąć.

W XXI wieku tożsamość można sobie wybrać świadomie. Niegdyś jej charakter był określony przez to, kim się kto urodził, w jakiej rodzinie wychował, w jakim miejscu miał szczęście czy pecha przyjść na świat. Dzisiejsze możliwości, dzisiejsza mobilność, środki techniczne, cały charakter naszej gospodarki, kultury, naszego świata – wszystko to sprawia, że tożsamość możemy sobie wybrać. I to samo dotyczy miast. Miasta również mogą sobie swoją tożsamość wybrać i mogą ją stworzyć. Nie są na nią skazane. Historia, to co dostaliśmy w spadku od poprzednich pokoleń mieszkańców, nie jest bez znaczenia, ale nie determinuje tożsamości miasta tak, jak kiedyś. Surowce naturalne, położenie geograficzne też już nie przesądzają o jego charakterze. Inaczej mówiąc, kiedyś atrakcyjność miasta wynikała z obiektywnych „czynników miastotwórczych”. Dzisiaj świadome władze i świadoma społeczność mogą same te czynniki kształtować, same określić tożsamość miasta i w efekcie dać impuls do jego rozwoju.

Proszę Państwa, środowisko konserwatorskie – mówię to z całą odpowiedzialnością, bo sam je reprezentuję – popełnia bardzo istotny błąd, ponieważ pokazuje ochronę dziedzictwa jako cel sam w sobie. Taki punkt widzenia jest nie do przyjęcia. A już z pewnością nie dla samorządów. Zabytki powinny interesować władze miasta nie jako element przeszłości, lecz teraźniejszości i przyszłości. Nie dlatego je chronimy, że są stare, tylko dlatego, że mają służyć nam dziś i w przyszłości. Mam nadzieję, że i ten budynek [Pałacyk-Kasyno] został odrestaurowany nie tylko jako zabytek, ale przede wszystkim dlatego, że przewidziano dlań rozmaite funkcje. Można chronić zabytki w sposób właściwy, zgodny z zasadami konserwatorskimi, realizując jednocześnie cel, o którym mówię. Jeżeli mamy pewien potencjał dziedzictwa, to może on stanowić podstawę współczesnego funkcjonowania miasta czy obszaru historycznego. I to nie muszą być zaraz średniowieczne mury. W tej części Polski przecież takich nie ma. Jesteśmy w Podkowie, która bez wątpienia może oprzeć swój rozwój na dziedzictwie, a jest nim w jej przypadku idea miasta– ndash;ogrodu.

Niestety sprawa nie jest taka prosta. Bo choć na dziedzictwie można budować przyszłość miasta, ono samo nie wystarczy jeszcze, żeby miasto mogło współcześnie funkcjonować. Dziedzictwo – użyję tu słowa, na które konserwatorzy by się bardzo oburzyli – jest surowcem, który trzeba dopiero umiejętnie wykorzystać. Tym bardziej, że stanowi ono także swego rodzaju obciążenie. Bo jeżeli miasto ma dziedzictwo, ma zabytki, to co to znaczy? Ano to, że mamy budowle stare, zniszczone, które nie spełniają współczesnych standardów, nie nadają się do współczesnych funkcji. A do tego mamy jeszcze na głowie konserwatora, który każe nam to wszystko chronić. Tymczasem w sąsiednim mieście inwestor i mieszkańcy mogą hulać bez żadnych ograniczeń! A zatem fakt posiadania dziedzictwa nakłada określone ograniczenia, jest to więc pewna ułomność w stosunku do obszaru konkurencyjnego. Właśnie dlatego miasto czy dzielnica zabytkowa może istnieć, żyć, rozwijać się tylko w powiązaniu z innymi obszarami. Mówiąc wprost, ktoś musi zapłacić za to, żebyśmy my mogli utrzymywać dziedzictwo. I nic w tym złego, bo jest ono wartością uniwersalną. Musimy więc zbudować związki z tymi, którzy zapłacą za to, że postawiliśmy na ochronę dziedzictwa.

Rozważmy teraz trzy przypadki. Pierwszy, kiedy obszar historyczny pokrywa całe miasto lub jego istotną część; tak jest na przykład w Podkowie, tak jest w Kazimierzu. Drugi, kiedy ten obszar jest tylko jedną z kilku dzielnic miasta średniej wielkości i trzeci, kiedy stanowi on dzielnicę wielkiego miasta metropolitarnego. W każdym z tych przypadków gdzie indziej szukamy tego, kto zapłaci za utrzymanie historycznego obszaru. W pierwszym przypadku jest najtrudniej, bo mamy do czynienia z miasteczkiem, które musi być na tyle atrakcyjne, żeby ludzie, gotowi za tę atrakcyjność płacić, ściągali z daleka. Bo jeżeli chronimy jedną dzielnicę miasta średniej wielkości, to zapłaci za to turystyka wewnętrzna, czyli ci, którzy ściągną z dzielnic sąsiednich. A najłatwiej jest w wielkim mieście. Stare Miasto w Warszawie to z funkcjonalnego punktu widzenia skansen – cały jego obszar podlega przepisom ochronnym, ale ponieważ położony jest w metropolii, to można sobie tego typu zabaweczkę utrzymywać. A Państwo mają problem, bo nie ma tuż obok nikogo, kto by za utrzymanie charakteru Podkowy zapłacił. Nie da się go utrzymać korzystając tylko ze środków lokalnych; Wy je musicie do siebie ściągnąć. Zatem Wasza atrakcyjność musi być na tyle duża, by ludzie skłonni byli pokonać większe odległości, żeby za nią zapłacić. Dla takiego miasta szansą jest turystyka – miasto trzeba sprzedać jako swego rodzaju produkt.

3.

Kazimierz – na pewno większość z Państwa była w Kazimierzu i zachwycała się jego urokiem – to jest ewidentnie produkt turystyczny, zrobiony (w czasach, kiedy jeszcze nikt nie znał tego określenia) przez konserwatorów, którzy przez sto lat decydowali o rozwoju miasta. Decydowali w sposób niewiarygodnie brutalny i kategoryczny. Wieloletni konserwator Kazimierza pan dyrektor Żurawski opracował – jeszcze w czasach poprzedniego ustroju – ogólny plan zagospodarowania przestrzennego, kierując się wyłącznie ochroną wartości. Nie interesował go przemysł, nie interesowali turyści, interesowała go tylko ochrona wartości zabytkowych. Codziennie chodził po mieście i widział: o, tu ktoś rozebrał drewniany płot, a tu się kamień zaczyna kruszyć... Były wtedy na ochronę środki finansowe, przyjęto uregulowania prawne, które dawały władzę konserwatorowi i był zapewne potencjał wykonawczy...

Programem ochrony objęto całą architekturę murowaną i maksymalnie wiele architektury naturalnej, czyli te wszystkie rodzime rzeczy, które stanowią o lokalnym klimacie, jak właśnie zabudowa drewniana czy drewniane płoty. Cały układ urbanistyczny został wpisany do rejestru zabytków. Mało tego – na terenie, na którym leży miasto, utworzono park krajobrazowy. Wykorzystano więc wszystkie instrumenty ochrony prawnej. Ale oprócz programu ochrony był program współczesnego kształtowania i rozwoju miasta: nowe budynki mogły powstawać tylko w miejscach, które konserwator zaakceptował, nie dopuszczano zabudowy o większej kubaturze, forma, wielkość, materiał były ściśle określone przez konserwatora i nawiązywały do lokalnej tradycji. Ograniczono rozwój przestrzenny miasta, ograniczono działalność gospodarczą. W efekcie powstała taka atrakcyjna całostka. Miastu nadano najwyższy w Polsce status pomnika. I Kazimierz stał się tak atrakcyjny dla turystów, że zaczął ich ściągać z odległego o 50 km Lublina i o 100 km Warszawy, bo nie ma w pobliżu tych dwóch miast niczego, co by się z nim mogło pod tym względem równać. I w tej chwili miasteczko odwiedza ponad pół miliona turystów rocznie. I co się teraz dzieje? Proszę Państwa, w Kazimierzu jest więcej miejsc gastronomicznych niż mieszkańców! Sytuacja całkowicie wymknęła się spod kontroli, bo wszystkie ograniczenia konserwatorskie zostały w nowej rzeczywistości zerwane głosem samej społeczności. Ci ludzie widzą, że miasto się tak znakomicie rozwinęło, ale nie dostrzegają żadnego związku pomiędzy owym rozwojem a dotychczasową konsekwentną polityką konserwatorską. Nie rozumieją, że to dzięki niej do miasta zaczęły ściągać rzesze turystów. No i dziś mamy dramatyczne niszczenie, które obejmuje wszystko: zabytki, przestrzeń i dziedzictwo niematerialne, czyli duchową tkankę miasta. Proszę spojrzeć – te ogromne pensjonaty, zupełnie nieproporcjonalne do otaczających je tradycyjnych budynków i zajmujące całą przestrzeń działki, a do tego blachodachówka, niebieska! (poprzedni konserwator dopuszczał tylko gont albo czerwoną dachówkę). O, a tu jakieś okruchy marmuru w zastosowaniu do małej architektury – a przecież o wartości Kazimierza stanowi biały kamień i drewno! Weźmy teraz zabytki. Widzą Państwo te dziury? Tak wyglądają dziś jatki żydowskie. O, a tu rozebrany spichlerz. A na pytanie, co z zabytkami, władze miasta odpowiadają, że państwo musi dać pieniądze. Przyjeżdża te pół miliona turystów, ci ludzie z tego żyją i w żaden sposób nie widzą, że te dwa fakty mają ze sobą jakikolwiek związek!

Wartością Kazimierza była architektura wtulona w zieleń. A tu, proszę, kolejna inwestycja. Proszę Państwa, najprostszą formą zarabiania w Kazimierzu dla najbardziej leniwych jest wyciąć wszystko w ogrodzie i zrobić parking – żyć nie umierać! Przecież tu były sady! Tożsamość – to miasto słynęło z kogutów, ale żeby masowy turysta wiedział, że tu się sprzedaje koguty, to się przy wjeździe do miasta robi koguta wielkiego jak dinozaur...

Przyjeżdżamy do Kazimierza, żeby odpocząć, podziwiać architekturę i chłonąć atmosferę tego miasteczka. No ale skoro jest więcej miejsc gastronomicznych niż mieszkańców, to musiało się to wylać na rynek, zająć całą przestrzeń. Pojemność Kazimierza została całkowicie przekroczona. No i mamy „atrakcje”, takie same jak w każdym innym miejscu w Polsce czy na świecie. Przecież jak pojedziemy do dużego centrum handlowego w sobotę czy w niedzielę, będziemy mieli to samo albo i więcej pod jednym dachem. W rezultacie znika przyczyna, dla której warto było przyjechać do Kazimierza. I już zaczyna się odwrót.

4.

Chcę powiedzieć, że w pewnych warunkach turystyka może zapewnić funkcjonowanie miasta historycznego, ale kłopot polega na tym, że przybiera ona w końcu charakter masowy. Tym bardziej, że i mieszkańcy, i wybrane władze, i turyści – wszyscy mają ten sam cel: dalszy rozwój turystyki, a zatem – więcej atrakcji. I to jest groźne, bo zaczynają grać mechanizmy rynkowe: skoro jest zapotrzebowanie, to musi być błyskawicznie zaspokojone. Usuwamy wszelkie przeszkody. Taki jest mechanizm gospodarki rynkowej. Dlatego konserwator Kazimierza został wypchnięty do Lublina, a towarzystwa regionalne opanowali ludzie, którzy „są za rozwojem”... Jeszcze trochę, a zamek zostanie przykryty, bo znajdzie się architekt, który podpisze, żeby go przykryć dachem i przekształcić w willę. Oczywiście rozwój turystyki wymaga spełnienia wielu warunków; muszą być hotele, musi być gastronomia, muszą być atrakcje – ludzie chcą się bawić, to prawda. Ale, proszę Państwa! Liczba turystów wzrosła do ponad pół miliona, ale ani odrobinę nie drgnęła liczba odwiedzających muzea w Kazimierzu. Wartości zabytkowe przestają mieć pierwszorzędne znaczenie. To, co było istotą Kazimierza, to jest teraz tylko scenografia, na której można powiesić kolejną reklamę! Nie funkcjonują już żadne skuteczne mechanizmy kontroli i bez zewnętrznej interwencji ten proces będzie postępował...

I teraz wniosek skierowany już do tego gremium: mieszkańcom trzeba uświadomić, że związek pomiędzy zachowaniem dziedzictwa materialnego i niematerialnego jest bardzo bezpośredni. Tyle praw, ile obowiązków, tyle korzyści ewentualnych z rozwoju turystyki, ile odpowiedzialności za kształt tego rozwoju. Zwłaszcza na początku trzeba ludziom uświadomić ograniczenia, które należałoby przyjąć. Potrzebny jest konserwator samorządowy (niekoniecznie w samej Podkowie), no i programy rewitalizacji. Przykład Kazimierza pokazuje, że można oprzeć rozwój na turystyce, byle nie przekroczyła ona pewnej skali. Ale Wasze miasto jest w dużo lepszej sytuacji, bo obok macie prawdziwą metropolię. Wy nie musicie rozwijać turystyki na skalę masową. Zdecydowanie zachęcam do tego, żeby budować Waszą tożsamość i rozwój na dziedzictwie, na tym, że jesteście miastem-ogrodem. Między tak pojętą ochroną dziedzictwa a rozwojem nie ma żadnej sprzeczności. Wręcz przeciwnie – można z niego czerpać tak, by umożliwić zachowanie poziomu życia mieszkańców.




 <– Spis treści numeru