PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 56-57

Maria Kaniewska

Cmentarze – pamięć i historia

[ zdjęcia ]


Każdy naród czci zmarłych na własny sposób i chociaż niektóre tradycje i obrzędy mogą wydawać się nam obce, dziwaczne lub nawet odrażające, każdy postępuje zgodnie z kulturą i tradycją, w jakiej został wychowany. Nawet na terenie Europy odmienności tych jest niemal tak wiele, jak narodów. Są kraje, przez które nie przetaczały się obce wojska, gdzie – jak choćby w Anglii – zachowały się nie tylko najstarsze kościoły, zamki i pałace, ale również wiejskie chaty i cmentarze. Może właśnie dlatego Anglicy mogą sobie pozwolić na pewną swobodę w okazywaniu uczuć zmarłym – na nagrobkach widnieją nie tylko aniołki, ale nawet pieski i kotki, które były ulubieńcami spoczywających tam osób. Stąd na grobie piłkarza wykute w kamieniu boisko do piłki nożnej...

Nasza historia obfitowała w zmagania, wojny i dramaty, dlatego mamy tyle cmentarzy wojennych, gdzie w zbiorowych mogiłach spoczywają setki, a nawet tysiące ludzkich istnień. To świadectwa przeżyć, których pokolenia wychowane po wojnie nie są w stanie nawet sobie wyobrazić. W kulturze środkowoeuropejskiej – polskiej, ukraińskiej, niemieckiej, słowackiej czy czeskiej – niestosowne byłyby takie niepoważne, choćby nawet sympatyczne gesty, bo cmentarz jest zawsze miejscem szczególnej powagi – i to niezależnie od tego, czy jest cmentarzem kościelnym, czy wojskowym, gdzie pochówki odbywają się często bez udziału osoby duchownej. Cmentarz to miejsce zadumy nad kruchością ludzkiego życia, nad sobą samym, miejsce, gdzie wspominamy bliskich. Każdy związany jest ściśle z losem miasta czy wsi, dla których został założony, a losy te tworzą zawiłą sieć historii narodów.

W dzisiejszych czasach zmieniają się również obyczaje. Traci już nieco impet królująca niedawno unifikacja, w której ramy bezlitośnie wtłaczało nas życie, zwłaszcza w dużym mieście. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych większość z nas mieszkała w niemal identycznych, anonimowych blokach, w których mieszkania miały taki sam rozkład, a układ sieci elektrycznej, kanalizacyjnej czy przewodów gazowych narzucał jednakowe ustawienie mebli, telewizora, pralki czy lodówki. Dzisiejsi projektanci domów próbują odejść od tego schematu, a unifikacja zapanowała tymczasem wszechwładnie i chyba na długo – na cmentarzach. Rzędy identycznych lastrykowych nagrobków, umajonych bajecznie kolorowymi wieńcami sztucznych kwiatów wyglądają po prostu upiornie, a odwiedzającemu grób bliskiej osoby nasuwa się smutny wniosek, że oto człowiek z anonimowego bloku nigdy się nie wyróżnił, zaistniał tylko jako jeden z wielu – zarówno za życia, jak i po śmierci...

Nie można nie zauważyć innych znaków czasu. Z różnych powodów coraz mniej ludzi odwiedza groby w samotności, natomiast podczas świąt cmentarze zamieniają się w barwne królestwo komercji – to tłumy odwiedzających z naręczami piękniejszych co roku chryzantem, to radosne pogawędki ludzi, którzy spotykają się nieraz tylko przy tej okazji, to gigantyczne parkingi, setki namiotów ze zniczami, których producenci prześcigają się w coraz bardziej kiczowatych wzorach, to stosy śmieci z poprzednich świąt. Dopiero wieczorem cichną rozmowy, na grobach płoną tysiące zniczy i nastrój robi się prawdziwie uroczysty.

Jak Polska długa i szeroka, nie brak jednak nagrobków, na których nikt nie zapala świateł, jedynymi odwiedzającymi są wiatr szumiący w konarach drzew i śpiewające ptactwo, a bukiety narcyzów i kobierce barwinka każdej wiosny przystrajają zapadnięte w ziemię mogiły. Może to i dobrze, że nikt nie zakłóca tu spokoju zmarłym, bo ileż to cmentarzy zostało niegdyś unicestwionych nie tylko na skutek aktów zwyczajnego wandalizmu, ale i przemyślanej agresji. Konsekwencje ideologii komunistycznej w Rosji, Polsce czy na Ukrainie ponosimy do dziś. Pamiętajmy o tym, oglądając zniszczone kościoły, cerkwie i cmentarze zarówno na terenie Ukrainy, jak i Polski. Nie lepszy los spotkał większość cmentarzy żydowskich i ewangelickich, głównie po II wojnie światowej. Również każde przesunięcie granic powodowało, że niemało cmentarzy zostało świadomie startych z powierzchni ziemi i nikt już nie odnajdzie tych mogił.

Jednak i dziś, kiedy emocje ucichły, opuszczone cmentarze znikają nieraz z zaskakujących powodów: atrakcyjności działki, na której niegdyś zostały założone albo, co równie haniebne, przydatności kamienia, z jakiego wykonano nagrobki. Na miejscu cmentarzy powstają parki, a nawet rozrastające się osiedla mieszkaniowe.

Zarówno te cmentarze, które zachowały się stosunkowo dobrze, dzięki bliskości wsi czy miasta, kościoła lub cerkwi, jak i te, które pozostały jedynym śladem po żyjącej tam niegdyś społeczności, są fascynującą, nie do końca odczytaną księgą losów ludzi, niejednokrotnie w tragicznych okolicznościach rzuconych na obcą ziemię. Księga ta zawiera rozdziały poświęcone wojnom, powstaniom, przesiedleniom, epidemiom, nie brak w niej dziejów rodzinnych klanów, mieszanych małżeństw, bezmiaru ludzkich dramatów, ale także miłości, szacunku, tęsknoty za bliskimi, którzy odeszli.

Niektóre karty są wyraźne, czytamy je z łatwością. Oto jeden z pięknych cmentarzy roztoczańskich w Bruśnie Nowym (pow. lubaczowski). Dowiemy się tu o tragedii przedwcześnie zmarłej trzyletniej Polki, Henryki Falęckiej, zobaczymy piękne jak ornament starocerkiewnosłowiańskie litery na nagrobkach ukraińskich. W zielonym mchu ostro rysuje się napis: HIR RUHET ANA ROS, 1882. Jak współżyły ze sobą te trzy narody? Panujący wokół spokój każe zapomnieć o waśniach.

Brusno Stare: znajdziemy tu nie tylko wiele nieporadnie wyrytych inskrypcji ukraińskich, ale także bogato zdobione pomniki i przyciągające pięknym liternictwem nazwiska zmarłych, pochodzących ze słynnych rzeźbiarskich klanów. Między nimi zaś: DOM WIECZNEGO ODPOCZYNKU ZMARŁEY TEKLI BORODZIEWICZ Z PIOTROWSKICH...

Huta Różaniecka: DOM WIECZNY. TU SPOCZYWA S.P. KUZIO REBIZANT. UMAR (sic!) R.P.1854. Napis poświęcony innemu zmarłemu głosi, że 4 lipca, MAIĄC LAT 78 PŻENOS SIĘ DO WIECZNOSCI. Na starszych nagrobkach, pochodzących niewątpliwie z początku XIX wieku, napisy są już nieczytelne.

Turzańsk (pow. sanocki): wzruszająca inskrypcja alfabetem łacińskim – TUT SPOCZYWAJE ANNA JEDYNAK PROŻYŁA 45 LIT PROSYT O MOŁYTWU; obok: HIER RUHT EUGENIE LAUTEN SCHLAGER 1871.

Żurawce (pow. tomaszowski): tu odpoczywa Juliana Sieracińska umarła 1812.

Łuck (Wołyń): Экатерина Заенчковськая (zm. 1959); Галина Семіонтковская (zm. 1912); ПюрковскаСтефанія (zm. 1972); Яблонська (zm. 1999); ZDE ODPOCIVA V PÁNU ANNA ŠTEFLOVÁ (zm. 1931).

Wszystkie te teksty, a także zdarzające się napisy dwujęzyczne, najlepiej dowodzą, że niegdyś ci ludzie byli sąsiadami, razem chodzili do kościoła, cerkwi, synagogi. Żenili się między sobą, wspólnie świętowali, pomagali sobie nawzajem. Dziś pogrążeni w wiecznym milczeniu znów leżą po sąsiedzku obok siebie, jak gdyby wszystkie XIX- i XX-wieczne dramaty były tylko złym snem...

Łagodne światło przedwieczornej pory wydobywa piękno kamiennych aniołów i świętych, wyzwala zastygłe w kamieniu rysy cierpiącego Chrystusa. Porastający nagrobki mech i oplatające je pnącza tworzą zadziwiająco harmonijne kompozycje, których rzeźbiarz nie byłby w stanie przewidzieć i zaprojektować. Czasami ogarnia nas żal, że porządkowanie cmentarza musi nieść za sobą wycinanie drzew, zdzieranie mchu, ustawianie pomników w pionowych szeregach. W Bruśnie Nowym cmentarz znalazł się nagle na odsłoniętym polu, a rzeźby stoją jakby w zadziwieniu, nie mogąc jeszcze odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Zabytkowe nagrobki doczekały się szacunku, ale przy okazji wycięto wiele drzew, przez co stworzono obiekt nieco sztuczny, oderwany od historycznego i niejako psychologicznego kontekstu takiego miejsca. Wiadomo, że korzenie rozsadzają nagrobki, że uszkadzają je łamiące się konary, ale w imię tych praktycznych celów pozbawia się cmentarze szczególnej aury, skłaniającej do zadumy, gdzie odwiedzający nie ograniczają się do zapalenia znicza, lecz pragną pobyć tu dłużej ze swoimi myślami.

Marcin Skrzypek, muzyk z Lublina, opatrzył swoje zdjęcia roztoczańskich cmentarzy niezwykłymi komentarzami:

„(...) Lasy kamiennych krzyży często zarośnięte prawdziwym lasem, samotne postacie w zaroślach, grupy aniołów jakby zatrzymane w marszu, z uśmiechami Mony Lizy wpatrzone w ścianę drzew albo pole. (...) Mówi się, że te cmentarze są zaniedbane, ale to nieprawda. Są dzikie. I nie chcą, by je porządkować, lecz odkrywać (...). Unikają tego, żebyś mógł je objąć jednym spojrzeniem, pragną twoich powrotów (...). Są czym innym o poranku, a innym o zmierzchu. Czym innym na początku wędrówki, czym innym pod koniec. Z okien samochodów stają się niewidzialne” [z folderu wystawy czarno-białych fotografii M. Skrzypka. Wystawa była prezentowana w W-wie trzy lata temu w wieży kościoła św. Anny.]

Cmentarze ukraińskie wyjątkowo silnie działają na wyobraźnię, skłaniają do refleksji. Sprawia to nie tylko ich odosobnienie i położenie wśród lasów, samotnych zagajników, czasem w pobliżu starej opuszczonej cerkwi. To również przemawiająca wyraźnie indywidualność każdego nagrobka, zamysł twórcy, który wykonywał na zamówienie konkretnej osoby ten właśnie konkretny krucyfiks. Nie udało mi się wśród wielu setek znaleźć dwóch identycznych. Nie może ich być zresztą tam, gdzie praca wychodzi spod ręki człowieka, a nie maszyny.

Jeden z najpiękniejszych cmentarzy w Europie, w Bruśnie Starym, niewątpliwie zajmuje miejsce szczególne. I to z kilku powodów. To tu zachowało się ponad 350 nagrobków wykonanych przez artystów najwyższej klasy, jak rzeźbiarze z rodzinnych klanów Pidhoreckich, Kuźniewiczów, Chmielów, Lubyckich, Zaborniaków. Najsłynniejszy, Grzegorz Kuźniewicz, (informacje o twórczości Grzegorza Kuźniewicza zaczerpnęłam m.in. z przewodnika Roztocze Wschodnie (P. Wład, M. Wiśniewski, Mielec 2001, s. 72–74), który rozsławił swój talent nawet za oceanem (jest autorem jednej z monumentalnych rzeźb głów prezydentów w Dakocie Południowej w USA), tutaj miał mniej szczęścia. Z ozdobionej jego polichromią cerkwi w Bruśnie Starym, rodzinnej wsi rzeźbiarza, zachowały się tylko resztki fundamentów. Pozostała jednak piękna polichromia w cerkwi w Cieszanowie i pomnik na cmentarzu w Horyńcu, poświęcony pamięci żołnierzy polskich poległych w 1918 roku w walkach z Ukraińcami.

W pobliskiej Polance mieszka ostatni z wielkich artystów, Mieczysław Zaborniak, który zgłębił wszystkie tajniki rzemiosła. Potrafi rozpoznać już w kamieniołomie, jaki fragment będzie odpowiedni do pracy, którą zamierza wykonać. Niestety, po urazie ręki nie podejmuje się nowych zamówień. Być może nigdy nie powstaną już krucyfiksy z „Maryjami”, których tak wiele na roztoczańskich cmentarzach.

Teren dawnej cerkwi, dużej wsi, sadów, kaplicy św. Mikołaja nad Brusienką – porasta las. Tylko dzikie wino, oplatające wyrosłą przez półwieczem dorodną sosnę, krzew jaśminu czy zdziczała jabłoń przypominają o przeszłości tego miejsca. Kiedy wędruje się tłumiącą kroki trawiastą drogą, odnosi się nieodparte wrażenie, że ta nekropolia, jak las-cmentarz w społeczności indiańskiej, jest miejscem-tabu, które należy już do innej rzeczywistości, miejscem, w którym człowiek czuje się profanem. Uporządkowanie takiego cmentarza powinno iść w parze z uszanowaniem przyrody, która stworzyła swoiste sanktuarium. Tu jednak zwycięstwo muszą odnieść względy praktyczne, nie można bowiem pozwolić na to, aby piękne, zabytkowe rzeźby uległy unicestwieniu. A jednak szkoda tego niepowtarzalnego klimatu.

Zupełnie inny nastrój stwarza dzikie i tajemnicze wzgórze Monastyr, położone w pobliżu wsi Werchrata. Niegdyś tętniące życiem, przyciągało ludzi różnych wyznań i kultur. Dziś zachowały się tylko skromne pozostałości klasztoru bazylianów i drewnianej cerkwi, ślady wsi Monastyr porasta las. W pobliżu klasztoru znajdowała się również pustelnia, gdzie w latach 1891–1905 przebywał św. Brat Albert (czyli Adam Chmielowski) ze współbraćmi. Dziś w otoczeniu potężnych lip, w gęstwinie krzewów można odnaleźć jedynie fragmenty kamiennej posadzki. Historia dwóch wojen światowych dodała tu cmentarz wojenny, gdzie pochowani są żołnierze niemieccy i radzieccy, a także pomnik ku czci żołnierzy UPA – tu bowiem rozegrała się bitwa, w której zginął Jarosław Staruch – „Stiah”. Pomiędzy pomnikami stoi również krzyż poświęcony mieszkańcom wsi Monastyr, którzy zginęli 5 września 1945 roku.

Z terenu całej Polski zniknęło wiele cmentarzy i pojedynczych grobów. Skromne mogiły, drewniane krzyże przestały istnieć wraz z pamięcią o pochowanych tam ludziach. Ubogie niewielkie cmentarzyki zostały niejednokrotnie wchłonięte przez rozrastające się miejskie aglomeracje. Bywa, że nie ma już świadków dawnych pochówków i stary cmentarz staje się zagajnikiem.

Ukraińskie cmentarze na wschodnim pograniczu mają większą szansę przetrwania, a to przede wszystkim dzięki temu, że są nie tylko miejscami pochówku, ale także skupiskami niezwykłych nieraz i doskonale zachowanych prawdziwych dzieł sztuki, reliktów XVIII- i XIX-wiecznego rzemiosła kamieniarskiego i kowalskiego. Większość nagrobków pochodzi ze słynących ówcześnie warsztatów bruśnieńskich. Bardzo zasobne złoża miękkiego wapienia i twardego piaskowca już od połowy XVI wieku przyciągały do Brusna Starego kamieniarzy, zwanych wówczas „górnikami”. Początkowo wyrabiali oni kamienie młyńskie i przedmioty użytkowe, później rzeźbili głównie krzyże przydrożne i nagrobki. Wykonywali je nie tylko na zamówienie miejscowych odbiorców, ale również na sprzedaż, dzięki czemu zasłynęli na terenach niemal całej Galicji.

Zupełnie inny charakter mają cmentarze łemkowskie, niewiele tam było bowiem nagrobków kamiennych, a żeliwne czy drewniane krzyże nie oparły się działaniu czasu i umyślnym zniszczeniom. Jerzy Harasymowicz pisze w wierszu Na cmentarz łemkowski:

Oto cmentarz
zielem zarosły
Oto poręba
po krzyżach zwalonych

Wiatrołom
świętego drzewa

Oto cmentarze Łemków
W Złockiem
w Szczawniku
w Leluchowie

Oto śpią na podłodze
Dawno już spróchniałej
Bez krzyża nad głową
Fiłypy
Nykyfory
Włodzimierze

Jesień im tylko
ostu zapala
świecę

Liści szumi
wieniec

Czort niepotrzebny
chyłkiem w zarośla
czmycha



Na wielu cmentarzach łemkowskich, np. w Leluchowie, Rzepedzi, Muszynce, Tyliczu, Wołosatem, Smereku, zachowały się wspaniałe okazy lip, jaworów, kasztanowców, a wiosną cała ziemia pokrywa się łanem pachnących narcyzów. Nawet tam, gdzie jedynym śladem nagrobka jest niewielki wzgórek ÔłÍ zieleni się lub kwitnie to, co ktoś zasadził z szacunku czy miłości dla bliskiego zmarłego. Na pięknym cmentarzu w Oleszycach Starych w powiecie lubaczowskim również panowanie objęła przyroda, ale jest to panowanie przyjazne, niemal opiekuńcze: kwitnący barwinek kryje uszkodzenia i braki, nie ujmując nic z piękna kamiennych i drewnianych krzyży.

Żal mi potężnych, zdrowych i wspaniałych drzew z cmentarzy w Korniach, Żurawcach, Bruśnie Nowym. Tym bardziej, że coraz mniej teraz widujemy okazów nie okaleczonych piłą, nie zaatakowanych przez choroby czy jemiołę. Poza tym drzewo na cmentarzu to świadectwo wieku nagrobka, to świadoma intencja człowieka, który pochował bliską sobie osobę i przy jej grobie drzewo zasadził.Mennonici sadzili na cmentarzach kasztanowce. Potężne dziś drzewa przetrwały nawet tam, gdzie czas i ludzie nie uszanowali poświęconej ziemi i nie zachował się ani jeden nagrobek.

Słowianie wierzyli niegdyś, że dusza zmarłego wciela się w drzewo posadzone na grobie, toteż wycięcie go traktowano jak pozbawienie duszy jej siedliska. Chociaż później funkcję takiego drzewa zastąpił chrześcijański drewniany krzyż, drzewa pozostały elementem integralnie związanym z terytorium cmentarza. Pozbawianie go tej istotnej ozdoby i ochrony w imię „porządkowania” wydaje się nieporozumieniem. Wiadomo przecież, że kępa starych drzew od zawsze była drogowskazem prowadzącym w kierunku cmentarza, kościoła czy dworu. Niejednokrotnie tam właśnie można jeszcze dziś zobaczyć pomnikowe okazy dębów, lip, jesionów czy jaworów, które w innym miejscu miały mniej szczęścia.

Niektóre niedawno uporządkowane cmentarze, np. w Nowicy, Leszczynach (pow. gorlicki), Turzańsku (pow. sanocki), a zwłaszcza w Kotowie w powiecie przemyskim, są szczególnie przygnębiającym skupiskiem ledwie widocznych ziemnych mogił. Tylko wypalone znicze pozwalają odróżnić je od pobliskich pól i łąk. Dobrze jednak, że pamiętają o nich sąsiedzkie społeczności.

Podobnie jak kamienne krzyże na Lubelszczyźnie i Podkarpaciu są rozpoznawalnym znakiem warsztatów bruśnieńskich, w Beskidzie Niskim oryginalną architekturą wyróżniają się cmentarze z I wojny światowej z pomnikami słowackiego artysty Dušana Jurkovicia, który jest twórcą 31 projektów cmentarzy wojskowych, m.in. na Rotundzie, Magurze Małastowskiej, w Gładyszowie. Cmentarze te, położone na ogół z dala od ludzkich siedzib, stopniowo niszczały. Dopiero ostatnio niektóre z nich uporządkowano. I tu znowu powraca dylemat trudnego kompromisu pomiędzy koniecznością uszanowania ludzkich szczątków, złożonych w poświęconej ziemi, i uporządkowania cmentarza a zachowaniem jego niepowtarzalnego klimatu. Na położonym na Przełęczy Małastowskiej niewielkim austriackim cmentarzyku niezwykły urok drewnianych krzyży i nieustającą muzykę świerszczy w rozgrzanej słońcem trawie zastąpiły dziś surowe, pedantycznie rozmieszczone rzędy słupów, zwieńczonych niby takimi samymi, ale jakże odmienionymi krzyżami.

Cmentarze Polski południowo-wschodniej są niejednokrotnie jedynym śladem przymusowych wędrówek zamieszkujących te tereny Polaków, Rusinów, Żydów, Cyganów. Bywa, że jest to ślad o wymowie tak dramatycznej, jak pomnik bezimiennych ofiar obozu koncentracyjnego w Bełżcu, gdzie zginęło co najmniej 600 tysięcy Żydów i Cyganów, a także 1500 Polaków, którzy udzielili im pomocy.

Wiele cmentarzy żydowskich, nawet tych kilkusetletnich, zniknęło już bezpowrotnie z powierzchni ziemi. Jeden z największych na tym terenie, piękny niczym park cmentarz w pobliżu zabytkowej synagogi zachował się w Lesku. Do niedawna na cmentarzu było 2000 macew, obecnie jest około 500, najstarsze z XVI wieku.

W Szczebrzeszynie cmentarz żydowski obejmuje teren o powierzchni 2 ha. Zachowało się tu około 380 macew. Najstarszy nagrobek pochodzi z 1790 roku. Przy wejściu macewa wrośnięta w drzewo. Przyjeżdżający tu Żydzi zostawiają tam karteczki z prośbami.

W Błudku (Błódku, Błótku), w lasach Puszczy Solskiej, w pobliżu kamieniołomu kryje się symboliczny cmentarz i pomnik poświęcony więźniom obozu założonego przez NKWD i UB. Mimo że w marcu 1945 obóz ów rozbiły oddziały AK, większość więźniów została już wcześniej wywieziona w nieznanym kierunku.

Nie można zapomnieć o cmentarzach klasztornych i szpitalnych. Cmentarz w Radecznicy został założony w XVII wieku. Dziś większość nagrobków to jednakowe betonowe krzyże na anonimowych mogiłach pacjentów miejscowego szpitala psychiatrycznego, natomiast cyrylica na inskrypcjach kilku starszych pomników jest świadectwem obecności na tym terenie duchownych greckokatolickich i prawosławnych, którzy przejęli kościół w Radecznicy po powstaniu styczniowym, kiedy to miejscowy klasztor bernardynów uległ likwidacji.

Ludzie wysiedleni w 1947 roku z Łemkowszczyzny, z Podkarpacia i Roztocza pozostawili swoje domy i rodzinne groby. Nikt jednak zapewne nie przypuszczał, że nie była to ostatnia przymusowa wędrówka ludów na tych terenach. Niespełna kilka lat później, w roku 1951, w powiecie ustrzyckim zamieszkali wysiedleni z Sokalszczyzny w ramach Akcji „H-T” (Hrubieszów-Tomaszów), będącej konsekwencją umowy zawartej pomiędzy Bierutem i Stalinem, a dotyczącej „wzajemnej zamiany terytoriów”. I ci ludzie opuścili domy, gospodarstwa i cmentarze w Bełzie, Warężu i Uhnowie, a sami znaleźli miejsce wiecznego spoczynku m.in. w Czarnej Ustrzyckiej – jak ks. Edward Godlewicz, zasłużony proboszcz chylącej się dziś ku upadkowi wspaniałej waręskiej kolegiaty.

Odwiedzając miejsca pochówków, musimy wspomnieć o kaplicach grobowych osób zasłużonych, arystokratów, właścicieli ziemskich, którzy mieli przywilej spoczywania w oddzielnych grobowcach, często wyróżniających się oryginalną architekturą, wykonanych ze szlachetnych materiałów, misternie zdobionych... Wiele cennych nieraz zabytków architektury i konsekrowanych kaplic padało ofiarą wandalizmu i profanacji. To szczególnie niechlubna karta historii. Dziś możemy zobaczyć tylko pozostałości pięknej secesyjnej kaplicy Hulimków w Mycowie (pow. tomaszowski), kaplicy Florkowskich w Fajsławicach na „górce ariańskiej” czy kaplicy w pobliskich Trawnikach. Podobnie zdewastowane kaplice, jak wyrzut sumienia, pozostały zresztą również na terenie całej Polski, a zwłaszcza na Ziemiach Odzyskanych.

Wszystkie cmentarze, bez względu na to, czy kryją w sobie szczątki tysięcy ofiar wojny czy obozu, czy są pozostałością nieistniejącej wsi, czy mówią nam wiele o historii danego terenu, czy przeciwnie – są tylko bezimiennymi krzyżami i kopcami, czy są uszanowanym powszechnie miejscem spoczynku, czy tylko smutną pozostałością ideologicznej dewastacji – wszystkie one domagają się poważania. Na pewno niełatwo będzie je uporządkować. Ale wiele się ostatnio zmieniło. Przykład Korczmina i innych wsi w powiecie tomaszowskim, a także wielu cmentarzy łemkowskich w Beskidzie Niskim napawa optymizmem. Przy wspólnej pracy rodzi się potrzeba wzajemnej życzliwości, wspólnego wysiłku i pojednania. Zabytkowe cmentarze są również atrakcją turystyczną i o tym warto pamiętać. Odwiedzają je ludzie, którzy potrafią je uszanować. W czasach, kiedy agresja i terror opanowują coraz więcej dziedzin naszego życia, spróbujmy wyciszyć emocje, kiedy odwiedzamy groby nie tylko bliskich i znajomych, lecz również te bezimienne. Przywróćmy godność miejscom ostatniego spoczynku.


 <– Spis treści numeru