PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 54-55

Anna Kalinowska

Jaką przyrodę pragniemy zachować w Podkowie Leśnej




Leniwe wrześniowe popołudnie niemal pół wieku temu. Świeże fundamenty domu wcinają się w pachnące wrzosowisko, nad którym unoszą się roje owadów, pod zwisającymi gałęziami młodziutkich sosen błyszczą lepko- brązowe kapelusze maślaków. Między kępami wrzosów buszują sójki, zakopując w piasku żołędzie...



?

Zima



Jeszcze mam w oczach obraz prześwietlonej słońcem polany, jaką był ogród mojego dzieciństwa w czasach, kiedy z rodzicami sprowadziliśmy się do Podkowy Leśnej. Teraz w tym samym jesiennym ogrodzie ani śladu wrzosów, które wyparł cień krzewów panoszących się między pniami kilkudziesięcioletnich sosen i pokaźnych dębczaków posadzonych niegdyś przez sójki. Bez mego udziału sama przyroda w bliskości lasu tak zadecydowała o zmianach na rodzinnej działce. Co jest więc odziedziczonym przyrodniczym spadkiem – czy wrzosowisko, które „odebrał” nam mężniejący las, czy dorosłe, łysiejące nieco sosny, które wkrótce zaczną się starzeć jak ja i wcześniej czy później też z mego ogrodu znikną? A może skrawek wydartego dzikiej naturze ogrodu, gdzie ocalały staromodne kosztele i papierówki, czy też nowy, wygładzony klomb z holenderskimi odmianami rododendronów? Jaką odsłonę przyrody poznają przyszli właściciele tego ogrodu, jaki obraz przyrodniczego dziedzictwa zostawimy my wszyscy przyszłym mieszkańcom Podkowy?

Obchodzone w połowie września Europejskie Dni Dziedzictwa stały się okazją do takich refleksji przez przypomnienie, że niezbywalną część europejskiej spuścizny szczególnie w Mieście-Ogrodzie stanowi wartość, jaką jest miejscowa przyroda. Już samo określenie „dziedzictwo przyrodnicze” oznacza żywe dobra w krajobrazie, które zastaliśmy, a będąc ich spadkobiercami, powinniśmy nie uszczuplone, a może i pomnożone przekazać naszym następcom. Dobrze przecież wiemy, jak określa się tych, co spadek przepuścili... Aby jednak to wiedzieć, trzeba najpierw określić dzisiejszy stan podkowiańskiej przyrody, porównując z tym, co było w idealizowanej przeszłości. Jeśli porównanie nie wypadnie pomyślnie (a za mojej pamięci zniknęły choćby dudki i kraski), warto się zastanowić, co zrobić, żeby zielonej schedy nie roztrwonić do końca, ale raczej ją odbudować i wzbogacić. Przy tym bilansie rodzą się jednak ważkie pytania. Czy wartość dóbr przyrodniczych da się dokładnie zdefiniować? Czy pojęcie cenności różnych elementów przyrody nie ulega zmianom wraz z lepszym zrozumieniem wielu procesów naturalnych? Czy nasza dzisiejsza modna „sztuka ogrodów” to dziedzictwo przyrodnicze wzbogaca czy też wprost odwrotnie – w sposób niezamierzony niszczy? Pytania takie przyszło stawiać nie tylko nam w Podkowie Leśnej. W obliczu kurczących się obszarów dzikiej przyrody i nad wydłużającą się listą ginących gatunków zastanawiają się nad tym problemem naukowcy i miłośnicy przyrody na całym świecie. Czy wystarczy chronić tylko tę ocalałą dzikość przyrody w rezerwatach, „odpuszczając sobie” miejsca już przez człowieka przekształcone, bo przecież wszystkiego ochronić nie sposób? Może tylko otoczyć opieką wybrane gatunki roślin i zwierząt, które zaspokajają nasze potrzeby konsumpcyjne oraz estetyczne? Odpowiedzi na te dylematy dostarczył sławny amerykański biolog prof. Edward O. Wilson w latach 80. zeszłego stulecia, określając całe bogactwo życia na Ziemi zwrotem „różnorodność biologiczna”. Rozszerzył tym pojęciem obszar ochrony przyrody, nie ograniczając jej tylko do przyrody „dzikiej”. Zwracając uwagę zarówno na niepowtarzalność każdego żyjącego indywiduum, jak i różnorodność gatunków i środowisk, wskazał, że nie da się chronić jedynie wybranych elementów bez ochrony całości bogactwa różnorodnych przejawów życia. Także tych, które kształtowały się pod wpływem działalności człowieka. Dziełem człowieka jest więc krajobraz rolniczy z mnogością odmian roślin uprawnych, a także bogactwo ogrodów i parków miejskich. Tak więc i te stworzone przez człowieka enklawy „przyrody pod kontrolą” są nie mniej warte zachowania, bo pomnażają jeszcze różnorodność. Nie da się podzielić przyrody na mniej lub bardziej cenną, na gatunki jedynie warte uwagi i takie które są „po nic”. Tylko zachowanie wszystkich zapewnia podtrzymanie sieci życia. Nic nie przyjdzie z ochrony wybranych gatunków czy środowisk, gdy zerwane będą zachodzące między nimi relacje i zachwiane wielkie przyrodnicze procesy gospodarowania energią i materią, a także zatrzymane naturalne zmiany.

Pojęcie różnorodności biologicznej zrobiło zawrotną karierę. Oznacza to dużą zmianę w podejściu do tradycyjnej ochrony przyrody zwłaszcza w poszukiwaniu skuteczności działań także w miejscach zagospodarowanych przez człowieka – jak miasta czy ogrody.



?

Wczesna wiosna



Co z tego przydługiego wstępu wynika dla przyrody Podkowy Leśnej? Zarówno tej „dzikiej” przenikającej do ogrodów z lasu, tej „oswojonej” staraniem twórców ogrodów, ale i niestety wypieranej betonowymi ścieżkami i szczelnymi ogrodzeniami. Zacznijmy od ogólnej charakterystyki przyrodniczej Podkowy Leśnej. Polodowcowy charakter krajobrazu wyposażył Podkowę i okolice w zróżnicowane siedliska – mamy tu piaszczyste wydmy i podmokłe zagłębienia, a także żyzne gleby doskonałe dla bogatego lasu mieszanego. Jedno, czego nam los poskąpił, to środowisko wodne – rzeka, potok lub jezioro. Te najpiękniejsze fragmenty drzewostanu z wiekowymi dębami i sosnami objęte zostały ścisłą ochroną rezerwatową i to nie tylko w obrębie lasu Młochowskiego, ale i w samym środku miasta w Parowie Sójek. Różnorodność ukształtowania terenu i zróżnicowany charakter lasu oddaje w miniaturze park wokół Pałacyku-Kasyna, stanowiący chroniony zespół przyrodniczo-krajobrazowy. Szczególnie okazałe głazy, pojedyncze czcigodne drzewa, a nawet całe ich szeregi, jak Aleja Lipowa, noszą dumne miano pomników przyrody. Jednak, z całym szacunkiem dla tych licznych miejsc i obiektów chronionych prawem, dbałość o ich bezpieczeństwo nie zwalnia od opieki nad całą przyrodą pozostałą. To właśnie stopień zadbania zieleni miejskiej, a przede wszystkim stan przyrody na każdej z prywatnych działek stanowi o tym, czy poważana jest istota Miasta- Ogrodu. Przecież sztandarowym hasłem, które przyświecało powstawaniu Podkowy Leśnej, było zapewnienie harmonii pomiędzy ludźmi a zachowaną leśną przyrodą, w której królestwo ludzie wkroczyli. Ta leśna przyroda wyglądała u zarania Podkowy rozmaicie w różnych częściach miasta. Niektóre działki były pokryte sosnowym lasem, na innych, jak w Podkowie Zachodniej, królowały dęby, jeszcze inne były pozostałością po opuszczonych polach, gdzie zwolna kiełkowały przyniesione przez wiatr nasiona brzóz i sosen. Przestrzenie między działkami nie były ogrodzone, co pozwalało przyrodzie na zmiany zwane sukcesją. Dziś dobry przyrodnik potrafiłby odtworzyć historię wielu z ogrodów. Nieustająco też trwa proces dzielenia przestrzeni na działki, których gospodarze różnie sobie poczynają z przyrodą. Zachodzą również zmiany samej przyrody spowodowane jej naturalną dynamiką. Jak więc dziś można ocenić stan różnorodności biologicznej Podkowy? Warto więc w tym miejscu wrócić znów do teorii i przypomnieć główne z przyczyn jej zagrożenia.

Są to przede wszystkim:

Niestety, to jedno z największych zagrożeń podkowiańskiej różnorodności. Szczelne ogrodzenia, ba, czasem mury jak w warownych zamkach, uniemożliwiają wędrówki drobnych zwierząt. Jeże, jaszczurki czy ropuchy uwięzione w takich klatkach-ogrodach nie mają szans na kontakty z innymi przedstawicielami swego gatunku. Jeśli zaś znajdą się na zewnątrz, to nie mają dokąd uciec. Sama widziałam jeża, który panicznie biegał wzdłuż ruchliwej ulicy, bezskutecznie starając się czmychnąć w bok.

Może ta opowieść skłoni niektórych posiadaczy takiego „płotu- pułapki” do zainstalowania w nim przepustów dla drobnych zwierząt.

Moda na wielkie powierzchnie gładkich trawników i niechęć do krzewów oraz choćby kawałka dzikiego ogrodu sprawia, że różnorodność środowisk gwałtownie się zmniejsza, zabierając zwierzętom miejsca na kryjówki czy zakładanie gniazd. A przecież może być inaczej. Za świetny przykład ogrodu, w którym zadbano o różnorodność środowisk, może służyć pięknie zaplanowany ogród wokół kościoła św. Krzysztofa. Bogactwo roślin stwarza różnorakie możliwości dla wielu gatunków zwierząt, a staw z kaskadą zapewnia im dostęp do wody w upalne dni.

Zatrucie środowiska może być spowodowane stosowaniem pestycydów – chemicznych substancji zwalczających szkodniki roślin. Konsekwencje ekologiczne stosowania tych substancji są szczególnie duże, gdy zatruciu ulegną trzmiele oraz inne owady zapylające. Tymczasem w wielu przypadkach stosowanie „chemii” w ogrodzie nie jest niezbędne: więcej mogą zdziałać owadożerne ptaki, które zachęcimy powieszoną budką lęgową.

Właściwości środowiska mogą się też niekorzystnie zmienić gdy jesienią usuwamy „do czysta” wszystkie opadłe liście, narażając glebę na przemarzanie i szybsze wysychanie.

Nasze marzenia, aby w letnie dni fruwały roje motyli, nie dają się pogodzić z bezwzględnym niszczeniem w ogrodzie pokrzyw i innych „chwastów”. Nie można chronić jakiegoś gatunku, gdy odetniemy go od źródła pokarmu, a pokrzywy czy osty – choć może wyglądają nieszczególnie – są pokarmem gąsienic wielu motyli, a nasiona – ptaków. Dlatego wzorem rad, jakich udzielał niegdyś św. Franciszek z Asyżu, trzeba choć małą cześć ogrodu oddać we władanie dzikich roślin,.

W skali zagrożeń światowej różnorodności poczesne miejsce zajmują gatunki roślin i zwierząt, które dostaną się do środowiska w miejscach, gdzie nigdy przedtem nie występowały. Powszechnie znany jest przykład królików, które przywiezione do Australii tak się rozmnożyły, że o mały włos nie wyparły kangurów. Jednak mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak groźne mogą choroby i pasożyty egzotycznych roślin zawleczone do lasu – zgodnie z szerzącym się zwyczajem wywożenia tam suchych liści po porządkach w ogrodzie.

Może to ciągle powracanie do problemu opadłych liści zabrzmi jak obsesja, ale ich skrzętne usuwanie z ogrodów to jeden z większych zamachów na przebieg naturalnego procesu, niezbędnego dla zachowania różnorodności biologicznej czyli krążenia materii. Ilość substancji pokarmowych jest w środowisku ograniczona i ich dopływ wraz ze szczątkami roślin podnosi żyzność gleby. W procesie rozkładu liści bierze udział cały szereg organizmów np. dżdżownic, które są także pokarmem dla kosów i jeży. Trudno więc sobie wyobrazić na długą metę zachowanie bogactwa gatunkowego i dobrej kondycji przyrody bez pozostawiania jesiennych liści, choćby w odległym rogu ogrodu czy na stercie kompostowej.

Tych kilka reguł służących zachowaniu różnorodności biologicznej to bezdyskusyjne minimum działań, bez których bogactwo przyrody Podkowy Leśnej będzie uporczywie się zmniejszać. Inne sposoby działania są już dużo bardziej skomplikowane, bo wobec dochodzenia naszych sosen do naturalnego kresu życia i rozprzestrzeniającej się ich choroby stoi przed nami konieczność przebudowy drzewostanu. A sposób i kierunek wprowadzenia tych zmian to temat na osobne rozważania.



?

Owady, ptaki i inne...



Czyńmy więc to, co możemy zrobić już dziś, bo różnorodności biologicznej niestety nie wzbogacą nawet dziesiątki nowych odmian roślin ozdobnych, sprowadzanych z najlepszych holenderskich szkółek do wypielęgnowanych ogrodów. Choć być może wydłuży się lista gatunków, nie uda się zachować innych kryteriów różnorodności: bogactwa środowisk i niezakłóconego przebiegu naturalnych procesów. Stracić za to możemy to, co stanowi o unikalności Miasta-Ogrodu: harmonię między tym, co naturalne, a tym, co wprowadzone ręką człowieka. Będzie to przyroda zbliżona bardziej do umeblowanego salonu niż naszych tęsknot za kontaktem z naturą. Nawet jeśli sama natura się zmienia i nigdy już nie będzie taka, jak zapamiętana z czasów naszego dzieciństwa, niezależnie od tego, na jakie czasy ten piękny okres by przypadał...



Europejskie Dni Dziedzictwa, Festiwal „Otwarte Ogrody”




 <– Spis treści numeru