PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 54-55

To było przeznaczenie

Z Joanną Liberadzką rozmawia Małgorzata Wittels




Od kilku lat młoda harfistka, mieszkanka Podkowy Leśnej, pozwala podkowiańskiej publiczności poznawać coraz bogatszy repertuar, jaki przygotowuje pracując ze swoimi profesorami. Podczas tegorocznych Otwartych Ogrodów wystąpiła aż czterokrotnie – w prywatnych ogrodach Podkowy Leśnej, Brwinowa i Milanówka oraz w kościele św. Krzysztofa. dwudziestoletnia artystka jest laureatką wielu znaczących konkursów harfowych: Międzynarodowego Konkursu im. Lily Laskine w Deauville we Francji w 1999 roku, F.J. Reinla w Monachium w 2001 roku. W 2002 roku jako jedyna harfistka z Polski zakwalifikowała się do udziału w koncercie Światowego Kongresu Harfy w Genewie.

W latach 2004-6 uczestniczyła i została laureatką międzynarodowych konkursów w Anconie, w Cieszynie (pierwsze miejsce) oraz w trzyetapowym konkursie ogólnoniemieckim (za każdym razem zdobywając pierwsze miejsce) i w Japonii. Joanna była kilkakrotnie nagradzana stypendiami artystycznymi. Ma za sobą liczne koncerty kameralne, recitale i koncerty z orkiestrami w kraju i w różnych miastach europejskich. Przy tych wszystkich osiągnięciach pozostała osobą skromną, z którą rozmowa jest samą przyjemnością.

Harfa nie jest instrumentem popularnym, dopiero niedawno powstały klasy uczące gry na tym instrumencie w podstawowych szkołach muzycznych. Jaka była Pani droga artystyczna?

To był przypadek, nie jedyny w moim życiu. Zawsze lubiłam muzykę, chętnie słuchałam, gdy moja koleżanka grała na pianinie. Kiedyś podczas jej lekcji nauczyciel zaproponował mi, abym spróbowała coś zagrać. Po tej próbie nalegał na rodziców, aby zapisali mnie do szkoły muzycznej. Dzwonił do mamy i pilnował, żebyśmy nie przegapili terminu zapisów. W tym czasie pani prof. Urszula Mazurek utworzyła eksperymentalną klasę gry na harfie, do której wybrała kilka osób, m.in. mnie. Nie byłam zadowolona, bo chciałam się uczyć na wiolonczeli lub innym instrumencie, byle nie na harfie. Wymogłam na mamie, by złożyła podanie o przeniesienie mnie. W międzyczasie po raz pierwszy zetknęłam się z harfą i już nie było mowy o niczym innym. Byłam zauroczona nią, a możliwość nauki u pani prof. Urszuli Mazurek uważam za wielkie szczęście.

Czy małe dzieci, rozpoczynające naukę, grają od razu na „dorosłych” instrumentach?

Dla najmłodszych są mniejsze tak zwane harfy celtyckie, jednak ja od początku grałam na harfie koncertowej, która ma 47 strun. Wtedy nie dosięgałam nawet do pedałów.

Kiedy kilka lat temu usłyszałam recital na harfę w naszym kościele byłam zaskoczona pięknem dźwięku i siłą, z jaką tak małe ręce poruszają struny... Zastanawiałam się, czy trudno jest utrzymać niemały, a więc i nielekki instrument

. Harfa jest bardzo dobrze wyważona, trzymam ją odchyloną między kolanami, opierając lekko na ramieniu. Ciężko jest ją podnieść, ale ja nawet nie próbuję. A do transportu są specjalnie zaprojektowane wózki.

Czy gra na harfie jest bardzo trudna?

Każdy instrument ma swoją specyfikę, którą trzeba poznać. W harfie to są pedały, których jest aż siedem, w trzech pozycjach. Trudne jest ich opanowanie i zsynchronizowanie z pracą rąk. Dużo wysiłku wymaga opanowanie techniki, wydobycie pięknego brzmienia. Inaczej gra się na harfach celtyckich, na których grają najmłodsi. Nie mają one pedałów tylko haczyki i nie można na nich wykonywać wszystkich wirtuozowskich utworów.

Czy repertuar na harfę jest bogaty, czy też dokonuje się transkrypcji?

Zazwyczaj gram utwory pisane właśnie na harfę i jest ich dużo. Pochodzą z różnych epok, są to utwory kameralne i na instrument z orkiestrą. Uczestniczyłam też w kursach mistrzowskich muzyki jazzowej na harfę, co dało mi wiele przyjemności.

A jaka muzyka to ta ulubiona?

Lubię słuchać muzyki różnej, nie tylko wykonywanej na harfie. Słucham muzyki orkiestrowej, lubię klasykę, ale i muzykę współczesną, także popularną.

Jak wiele trzeba ćwiczyć, aby mieć takie osiągnięcia (pomijam talent, z którym trzeba się po prostu urodzić)?

Przede wszystkim regularnie. I „z głową”, bo po każdej dłuższej przerwie pojawiają się na palcach bąble, a nauka nie posuwa się naprzód. Czasem gram więcej, czasem mniej. Przed ważnymi koncertami i przed konkursami staram się ćwiczyć jak najwięcej, ale najważniejsze jest skupienie.

Wiem, że Pani nauka przebiegała nietypowo, w ciągu sześciu lat – cała szkoła podstawowa i średnia.

Szkołę podstawową muzyczną „zaliczyłam” w trzy lata, kończąc po dwie klasy w jednym roku. Podobnie było ze szkołą średnią. Kiedy miałam 15 lat zdałam egzamin do Wyższej Szkoły Muzyki i Teatru w Monachium. Podjęłam naukę w klasie prof. Helgi Stock, wybitnej harfistki i świetnego pedagoga. Pani profesor zaprosiła mnie na kursy mistrzowskie we Francji, pomogła mi uzyskać stypendium. Wcześniej wielokrotnie spotykałam ją na różnych imprezach harfowych, więc to chyba było przeznaczenie! Bardzo się cieszę, że mam przyjemność studiować u tak wspaniałego profesora. Ucząc się w Wyższej Szkole Muzyki i Teatru równocześnie chodziłam do szkoły niemieckiej. Od października pani profesor przenosi się do Salzburga i zabiera mnie ze sobą.

Chyba nie było łatwo uczyć się z dala od domu, wśród zupełnie obcych ludzi?

Na początku tak, tym bardziej, że nie znałam języka, ale później przyzwyczaiłam się. Spotkałam wiele życzliwych osób i mam wielu serdecznych przyjaciół. Staram się też przyjeżdżać do domu, jak tylko to jest możliwe, a z rodzicami rozmawiam przez telefon codziennie.

Podczas konkursów i koncertów spotyka się Pani z różnymi wybitnymi muzykami. Z kim kontakt ceni sobie Pani najbardziej?

Każdy koncert to szansa, aby się wiele nauczyć. W zeszłym roku grałam w Radziejowicach z panią Teresą Żylis-Garą, co było dla mnie wielkim zaszczytem. Bardzo podziwiam różne harfistki i harfistów, których miałam okazję posłuchać na międzynarodowych festiwalach, konkursach i kongresach. Mam wiele płyt z nagraniami wybitnych harfistek, które są dla mnie przykładem. Cenię sobie też kontakt z przyjaciółmi muzykami, grającymi na innych instrumentach.

Proszę powiedzieć jeszcze coś o planach na przyszłość.

Chciałabym skończyć studia, zrobić studia podyplomowe i znaleźć miejsce w dobrej orkiestrze. Chętnie uczyłabym też gry na harfie, myślę, że warto ją upowszechnić. Bardzo lubię uczyć, może znajdę też trochę czasu na indywidualne koncerty.

Czy przy tak intensywnym życiu jest jeszcze czas na jakieś hobby?

Od czasu do czasu maluję i bardzo mi się to podoba. To mój autoportret, prawda, że podobny?

Rzeczywiście, bardzo. Życzę więc dalszych sukcesów artystycznych i dziękuję za wspaniałe przeżycia podczas Otwartych Ogrodów.




 <– Spis treści numeru