PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 49-50



Małgorzata Bojanowska

Słowo o listach





W archiwum korespondencyjnym Stawiska w Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów zachowały się listy około trzech i pół tysiąca osób. Blok korespondencyjny Wandy Telakowskiej zawierający listy pisane do Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów jest dość pokaźny – liczy bowiem 73 listy, 23 karty pocztowe, 2 telegramy i jedno drukowane zaproszenie z odręcznym dopiskiem.

Telakowska zaczyna pisać do Iwaszkiewicza w 1937 r. Pierwszy list datowany 19 marca 1937 r. w Podkowie Leśnej pisze na życzenie Iwaszkiewicza „Był pan ciekaw moich wrażeń z czytania Czerwonych tarcz – wrażenia te pełne zachwytów i świadczące o bardzo wnikliwej i umiejętnej lekturze płyną przez 3 bite strony tekstu. W sierpniu zaś tego samego roku kartę wysłaną z podziękowaniami dla autora „Czerwonych tarcz” za otwarcie przed nią średniowiecznego miasta Sandomierz, które właśnie wizytuje i za rozkosz odkrywania go oczyma wybitnego artysty podpisuje jeszcze jako nieznana bliżej Iwaszkiewiczowi Wanda Telakowska – „ta duża od Krzywickiej”. Pozwala to sądzić, że Wanda Telakowska i Jarosław Iwaszkiewicz poznali się u mieszkającej w Podkowie Leśnej przyjaciółki obojga. Ostatni z zachowanych listów pisze 29 września 1979 roku z lubelskiej kliniki okulistycznej, gdzie przez 13 lat leczy się broniąc przed zagrażającą ślepotą. Korespondencja trwa więc, jak łatwo policzyć, 42 lata i dokumentuje bardzo bliską i autentyczną przyjaźń łączącą ją z obojgiem Iwaszkiewiczami, a szczególnie z Jarosławem.

Czym jest obecnie ten blok zachowanej korespondencji?
Najkrócej mówiąc można nazwać go autoportretem wybitnej postaci.

Pisząc do kogoś bliskiego szczerze i prawdziwie, chcąc nie chcąc pokazywała Telakowska samą siebie w codziennym zabieganiu i mnogości spraw, w kontaktach z innymi, w pasjach i zajęciach, w kłopotach i trudnościach, przed którymi stawała, ale również w radościach – pisała bowiem i o porażkach, i o sukcesach. Tematem zasadniczym jej listów były sprawy, którym się oddawała bez reszty, jej cele i zamierzenia. Ujawniała siłę swego charakteru, ale i odsłaniała swoje słabości, a także wielką wrażliwość.

Tak naprawdę jednak to Telakowska nie pisała do Iwaszkiewicza o sobie wprost. Dowiadujemy się prawdy o niej poprzez opisywane przez nią jej relacje z ludźmi i zaangażowanie w ich sprawy (wymienić trzeba chociażby jej starania o pomoc dla profesora Mieczysława Kotarbińskiego zarabiającego na życie rodziny w czasie okupacji portretami po 100 złotych, o stypendium dla studenta ASP Balcerkiewicza, o protekcję dla młodego tłumacza Sielskiego, o trzcinę znad stawiskiego stawu dla podopiecznych Kenara, by mieli z czego wyrabiać zarobkowo chodniki). Troszczy się nawet o popularyzację twórczości Iwaszkiewicza na Zachodzie, głównie w Szwecji, poszukując godnych tłumaczy. Jest wielką admiratorką kolejnych utworów prozatorskich Iwaszkiewicza i wnikliwą ich czytelniczką.

Ze znawstwem pisze o rożnych zjawiskach kultury, m.in. o książce Czapskiego „Oko”, która jest dla niej egzemplifikacją artystowskiego podejścia do sztuki, którego nie akceptuje.
Telakowska jest w swych listach bezpośrednia, szczera i bezpardonowa. Ten, komu się według niej należy, dostaje po głowie. I samego Iwaszkiewicza potrafi przywołać do porządku, gdy w swych prawdopodobnie dobrotliwych złośliwościach pod jej adresem posunie się zbyt daleko. Jednocześnie jest bardzo troskliwą przyjaciółką, dba o spokój przyjaciela – artysty, myśli o jego zdrowiu i stanie psychicznym, podtrzymuje go na duchu w trudnych chwilach.
Celnie, błyskotliwie, dowcipnie i niezwykle inteligentnie potrafi nakreślić portrety znajomych, na przykład młodego Czesława Miłosza, Jana Lechonia, Tadeusza Pruszkowskiego, Antoniego Michalaka.
Przez wszystkie lata z największą przyjemnością pisze o swoich bytnościach w Stawisku, o przyjaźni z córkami Iwaszkiewiczów, przywołuje wspólne z Iwaszkiewiczem wyprawy do Kazimierza, różne uroczystości, rocznice i święta. Jest zawsze pamiętającą przyjaciółką.

Po wielokroć prosi też o pomoc, a nawet domaga się interwencji pisarza, posła, człowieka, jak pisała o „wielkim nazwisku i autorytecie”, gdyż jest przekonana o tym, iż dzieło jej życia „polskie wzornictwo”, „humanizacja postępu technicznego”, „piękno na co dzień dla wszystkich” i jej Instytut Wzornictwa Przemysłowego wymaga protekcji jednego z największych w jej życiu autorytetów i – jednego z najbliższych przyjaciół – Jarosława Iwaszkiewicza.

Korespondencja Wandy Telakowskiej z Annš i Jarosławem Iwaszkiewiczami to autoportret nakreślony słowami listów osoby, która się zmienia z delikatnej artystki, młodej kobiety pełnej temperamentu, w zdecydowaną, oddaną swej misji twórczynię i Dyrektorkę Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, i w końcu w starzejącą się kobietę, której wiele udało się osiągnąć, choć nie wszystko – mimo, że wszystko w swym życiu poświęciła swej idei. Jest ona też jednym z dowodów wielkiej mocy osobowości jej autorki.

A oto same listy Wandy Telakowskiej do Jarosława Iwaszkiewicza.




List z 11.10.1937

Drogi Jarosławie,

Zmartwiłam się bardzo treścią Pana karty. Rozumiem, że taki „niewesoły nastrój” i „rozklekotane nerwy” mogą bardziej dręczyć niż niejeden dramat czy nieszczęście. Zapewne ten stan wywołały także i zewnętrzne przyczyny – ale przede wszystkim gra tu pewnie rolę najważniejszą – własna predyspozycja i nadmierna Pana reaktywność.
Szkoda, że tak daleko do tego Wiednia. Gdyby leżał bliżej, wpadłabym na parę godzin – by wytrącić Pana z tego fatalnego nastroju.
Opowiedziałabym Panu, jak inni ludzie bronią się przed smutkiem własnego serca. Jak to się robi, by radość z nas promieniowała zawsze, nawet w tych najgorszych chwilach. Może jeszcze kiedyś pogadamy o tym, kiedyś – jak Pan tu powróci... Nie będę Panu pisała – niech się Pan nie martwi, bo to czy tamto zmieni się na lepsze. Na pewno po dniach niepowodzeń przyjdą dni pomyślności – a po tamtych znów mogą powrócić te złe. Chyba dlatego warto uniezależnić się od wszelkiej koniunktury i kaprysów losu.
Nie potrafię napisać, jak bardzo Pana smutek mnie obchodzi i jak bardzo Panu życzę, by wszystko jakoś na lepsze się zmieniło.
Wczoraj idąc do kościoła znalazłam Pana kartę w puszce. Jeszcze w trakcie nabożeństwa myślałam o niej. I nagle wydało mi się, że Pan na mnie patrzy. Obejrzałam się, a to Wasza Marysia wlepiła we mnie swoje śliczne oczki. Ach, jaka ona była śliczna ta Marysia, gdy z twarzyczką leśnej boginki modliła się pobożnie z wielkiego brewiarza. Po prostu trudno powiedzieć, która z Pana córek jest ładniejsza. Każda jest śliczna jakąś inną pięknością.
Proszę Terenię pięknie pozdrowić. Niech skrzętnie zbiera wszystkie rysunki, i te „nieudane” także – gdyż po jej powrocie chcę z nią o nich pogadać.
Bardzo tu wszyscy chcemy wiedzieć o diagnozie wiedeńskich doktorów i o tym, jak postępuje zdrowienie Tereni.
Niedługo będą jej imieniny. Bardzo serdecznie życzę jej zdrowia i radości życia.
Do tego J. Balcerowicza już napisałam. Niech się chłopak jak najprędzej ucieszy Pana uznaniem. W jego beznadziejnej egzystencji będzie to na pewno największa z doznanych radości. Jego adres: Jerzy Balcerowicz. Poczta Sadowne.Młyn Krupieńskie. Powiat Węgrów.
Panie Jarosławie, gdyby Pan przechodził w Wiedniu koło Herrengasse 6.VI.1/2 to może Pan zerknąć na szyld lub wywieszkę w bramie i zobaczy, kto to jest pan W. van der Kuylen. Przysłał on do mnie druk, w którym podaje, że jest kolekcjonerem drzeworytów i druków – chce, bym mu napisała czym rozporządzam z tego zakresu. Otóż chcę wiedzieć, czy to jest po prostu sklep kunsthändlerski, czy prywatny amator. Naturalnie proszę się moją prośbą zbytnio nie kłopotać. Nie będę mieć żalu, gdy Pan o niej zapomni.
Bardzo dziękuję za kartę – wyrwała mnie ona z zamętu polityczno-społecznych przeżyć, które mnie ostatnio dręczą. Xawery Pruszyński siedział przez 6 dni w Warszawie i wciąż się o tym mówiło – jak jest – jak być powinno... Niewątpliwie to jego wpływ wytrącił mnie z moich zwykłych spraw i codziennych dociekań. Karta Pana przywołała mnie do porządku. Znów mniej myślę o „ludziach w ogóle” – a bardziej o człowieku.

Bardzo, bardzo wiele serdeczności łączę i każde słówko z Wiednia należycie ocenię.

W. Telakowska



6.IV.1938

Drogi Jarosławie,

Myślę, że już Panu przeszła ta straszliwa passa złego samopoczucia, którego śladem był list pisany z Wenecji. Mam nadzieję, że może powoli odprężyły się udręczone nerwy... Oby Pan jak najprędzej wyrwał się z kręgu rozpamiętywań nieszczęść, jakich Los Panu nie szczędził – by zdać sobie sprawę, że jednocześnie obdarowano Pana, jak mało kogo: wielki talent, głęboka kultura, prawdziwa mądrość – wrażliwość kolosalna – dobroć serca – skonsolidowały bardzo własny styl osobowości – bujność natury tak wielka – że z Pana cech charakteru można by skomponować sześciu, i to nie byle jakich ludzi. Mało tego, jest Pan najlepszym polskim pisarzem, wielkim poetą, dramaturgiem – człowiekiem, przed którym otwarte są uroki innych sztuk – plastyki i malarstwa. Ci, którzy znają literaturę europejską mówią, iż Pana pióro należy do najświetniejszych, a przecież współczesna literatura jest nie byle jaka.

Cieszy się Pan uznaniem w swej młodości – a nie jak inni artyści na starość lub dopiero po śmierci. Czaruje Pan ludzi – a wielu pozostaje pod urokiem – mimo, mimo, że czują jak mało są potrzebni lub ocenieni. Ładny zastęp można by sformować z takich, którzy by za Jarosławem „w ogień...”Ach, jakżesz by to było dobrze, gdyby Pan więcej myślał o tym wszystkim, a mniej o nieszczęściach. Zamiast dręczyć się trwogą o córki, niech Pan sobie zda sprawy w całej pełni – jakie to są niespotykane, wspaniałe osoby. Piękne niesłychanie, inteligentne, bujne, wyrobione, kulturalne, dobre dzieci – w których już teraz czuje się wybitne jednostki. Pan nie tylko wspaniałą twórczością przedłuża tu swą egzystencję – ale tem wszystkim, co Pana córki po nim odziedziczyły, a odziedziczyły niemało. Wreszcie niechże Pan zda sobie sprawę ze swej wewnętrznej wspaniałości – postawy, urody – czaru – wdzięku – przecież to są skarby – które ułatwiają realizację niejednego doznania. Pan stoi w połowie ludzkiej drogi – w rozkwicie sił – wyposażony wspaniale – i zamiast myśleć o tym wszystkim to Pan wciąż rozdrapuje rany i blizny – i jakby plecami staje do przyszłości. Och, przydałoby się Panu trochę wewnętrznego wygodnictwa – przeoczenia wszystkiego, co przykre i niewygodne. Cóż, tego listownie nie da się przekazać, zwłaszcza jeśli nie ma się pewności, czy te słowa pisane w najlepszej intencji przekazać są zdolne wkładane w nie treści. Jarosławie, jeżeli coś niezręcznie napisałam, to gorąco przepraszam...

A teraz o Miłoszu. Spotkałam go dzisiaj i wykazałam mu różnicę klasy Pana i jego własnej.

On bez sensu i taktu napadł na Pana za świetną książkę – trafiając ze swymi wywodami na złe samopoczucie przyjaciela. Egocentryczny paroksyzm w nimbie szlachetnych, pryncypialnych frazesów. A Jarosław zmaltretowany – własną neurastenią i poważnymi nieszczęściami – ma na tyle dobroci, że nie tylko nie zapomina o złym przyjacielu, nie dewaluuje go – a przeciwnie, pisze troskliwy list z poleceniami – by się zająć Miłoszem, któremu coś doskwiera. – Gdy tak zestawiłam te dwa różne ujęcia przyjaźni – widziałam, że Miłosz bardzo się przejął i zmartwił – poprosił o adres Pana i postanowił napisać list.

A teraz wywiad na temat jego samopoczucia: twierdził, iż tej wiosny czuje się znacznie lepiej niż kiedykolwiek; w Radio dostał ciekawą pracę i awans – a jedynie wewnętrzne rozterki na temat literatury trochę go wyczerpują. Proponowano mu wyjazd do Szwajcarii – w celach propagandowych odmówił – Kotarbiński twierdzi, że to przez ową kobietę, w której teraz się kocha, nie chciał rozstawać się z Warszawą. Obawy na temat jego stanu psychicznego nie wydają mi się uzasadnione, ale niewątpliwie z tym, co on mówi trudno się jest pogodzić. Palnęłam mu mówkę na temat szkodliwości niektórych odmian pryncypialnych szlachetniaków, zwłaszcza jeśli działają na siebie i innych destrukcyjnie – i o pożytkach jakie niesie ze sobą nieraz „brudna woda” – słowem chciałam go trochę ściągnąć na ziemię. Zresztą był uroczy, piękny, miły, pieszczotliwy jak kotek – tylko może trochę nazbyt „nieobecny”. Czyżby to owa jego Wierzchosława – tak go odrywała od nas wszystkich? Poczekajmy – w jego wieku miłość może być jak szkarlatyna – groźna, ale krótkotrwała – nie przechodząca w stany chroniczne. Za parę miesięcy zaczniemy traktować go normalnie – teraz jest niedomagający!!! Obiecał mi pożyczyć Pana książkę, gdyż Irena zapomniała ją w Leśnej Podkowie – idę więc jutro do Radia i mam nadzieję, że przy tej okazji jeszcze przyjrzę się Miłoszowi – może wtedy uda mi się dostrzec jakieś symptomy, o których Pan wspominał – i może potem napiszę do Pana znowu. Miłosz chce, bym po przeczytaniu książki pogadała z nim o niej – mam nadzieję przy tej okazji trochę lepiej wniknąć w tego chłopca, który jest znacznie trudniejszy do rozszyfrowania, niż przypuszczałam. Przepraszam za straszliwy styl tego listu, ale piszę go już po północy – a dzień był nie tylko pracowity, ale i pełen wrażeń.

Wezwano mnie do Min[isterstwa] W[yznań] R[eligijnych] i O[świecenia] P[ublicznego] proponując mi niezłą posadę. Jeśli dadzą 600 zł i 2 miesięczny urlop, to się od 1 czerwca zaprzedam „Ojczyźnie” – strasznie mi żal, że wakacje skurczą się wówczas do 2 lub 3 tygodni – ale nie ma innego wyjścia. Byłabym się nie zdecydowała na tę pracę – ale okazuje się, że jestem jakimś „specem” nie do zastąpienia i moja odmowa mogłaby odbić się fatalnie na szkolnictwie artystycznym...(?) Bardzo mnie to zdziwiło, ale po usilnych argumentacjach uwierzyłam. Smutno mi bardzo, że się zmieniłam w speca od pedagogiki artystycznej – gdy właściwe lubię tylko rysowanie, malowanie i drzeworytnictwo. Takie życie krótkie – a tyle wyrzeczeń się w nim mieści. Nie mam czasu na nic – ani na „pełnię życia” – ani na sztukę – brr, brr. – nie trzeba o tym myśleć, bo się zatraci „twarzową” raźność, dzielność, witalność i inne takie zaletki.

Czekam na długi list – gdybyś wiedział Jarosławie, jak każda Pana literka jest mi droga – to na pewno nie zwlekałby Pan zbyt długo. Tutaj w Warszawie wciąż marzec, a w Zakopanem – 10 stopni mrozu. Czy u Was kwitną już migdały i róże?

Jarosławie – moc czułości – i pozdrowień najlepszych wiele od

W. Telakowska

Wczoraj wysłałam list pierwszy. List trzeci dostanie Pan dopiero wówczas, gdy na wczorajszy przyjdzie odpowiedź.



20.02.1951

Drogi, kochany Jarosławie.

Dziś są Twoje imieniny, więc najlepsze życzenia przesyłam – zdrowia, realizacji pragnień, humoru i porażki twoich przeciwników. Tak smutne i schorowane życie pędzę, że nie mam odwagi pokazywać się przyjaciołom sprzed lat. Po co wywoływać współczucie i pocieszenia u ludzi, którym też niełatwo się żyje. Mimo, że Was nie widuję miesiącami – często myślę o Tobie, a nawet biorę udział w potyczkach o Twoje sprawy. Chętnie opowiedziałabym Ci np. – o obronie twojej osoby – zrealizowanej przez Broniewskiego, którego uznania dla Twego talentu nie doceniałeś.

Teraz już nie pracuję w BNEP, przeniesiono mnie – na moje życzenie do Instytutu Wzornictwa Przemysłowego. Pracuję na Długiej 10/12, na wprost wylotu Podwala – b. Blisko Domu Literatów, tel. 824-01. Chciałabym Ci ten 1. Budynek (już dokończony) pokazać. Dalsze budynki (3) już są zatwierdzone. Drugi budynek obok – szklimy. Instytut może stać się wspaniałą instytucją. Boję się tylko, że jak już wszystko zostało zorganizowane – to mnie wygryzą pod byle pretekstem. Gdy głową biłam w mur oporów – nikt się nie interesował problemem estetyki produkcji masowej. Teraz, gdy dziura w murze została przebita – wszyscy nagle zainteresowali się, no i mają pretensji tysiące... że mam kurz w butach, albo sińce na tej głowie, która ten mur przebiła... No i zdrada, zdrada przyjaźni. Jak żmije wyhodowałam na własnej piersi muszę odganiać dawne „przyjaciółki” – by nie szkodziły sprawie.
No, ale dosyć skarg – jest mimo wszystko kawał roboty odwalony. Chcę Ci różne śliczności pokazać. Zatelefonuj, proszę, jak najprędzej.
Nie wiem, czy widziałeś się z Czesławem M., gdy był w Warszawie. Raz spędziliśmy razem 5 godzin. Bardzo chcę Ci powtórzyć nasze dialogi. Coraz mniej starych znajomych do pogadania. Pamiętaj o mnie, Jarosławie... zadzwoń, to się umówimy na wizytkę Twoją na moim poddaszu na Grójeckiej 45 (blisko kolejki EKD).
Ostatnio nie widuję prawie nikogo – kiedyś byłam u Ireny. Na Sylwestra poszłam do Domu Literatów, liczyłam, że Ty tam będziesz. Było obco, bardzo obco – z naszego pokolenia prawie nie przyszedł nikt. „Działaczy kultury”, tzn. różnego typu sekretarzy i sekretarek mnogość – po kątach skromnie tu i ówdzie siedział pisarz lub pisarka. Podobno teraz trochę lepiej przedstawiają się te sprawy w Domu Literatów. Może tam spotkalibyśmy się – jeżeli nie chciałoby się Panu – „ambarasować” na Długą lub Grójecką.
Całuję Cię bardzo gorąco i raz jeszcze najlepsze życzenia przesyłam.

Twoja W. Telakowska



7.09.52 Jarosławie kochany,

Nie mam szczęścia... Miesiąc temu przyjechałam gratulować Ci nagrody, dziś z czułościami i interesem – i zawsze to samo „Jarosława nie ma”...

Kochany! Od 7 lat biję się o to wzornictwo – niemal sama – niemal bez pomocy. A przecież mam potężnych przyjaciół – pisarzy... Kochacie mnie za moje wady, anegdotki itd., a nikt nie kocha mnie za żarliwość w walce o tę estetykę życia codziennego. Otóż jest tu Andrzejewski i właśnie powiada, że Twój artykuł o naszych sprawach bardzo byłby dobry do „Przeglądu Kulturalnego”. Błagam, zatelefonuj 824-01 do mnie do IWP.

Całuję Cię Twoja Wanda (Telakowska)



18.VIII.60

Drogi Jarosławie,

Bardzo gorąco dziękuję Ci za „Tatarak”. Wspaniałe opowiadania i takie różne w wyrazie, w nastroju... Bardzo niełatwo zdecydować, które z nich podobało mi się najbardziej...
Nie telefonowałam, ani pisałam zaraz po przeczytaniu – co miało miejsce natychmiast po powrocie ze Stawiska – gdyż zapowiadałeś, iż będziesz bardzo zajęty. Tak mało masz możliwości samotnego skupienia – więc nie chciałam, nawet listami, przeszkadzać...
Dziś zdecydowałam się na parę słów, bo nie wiem, czy w taki deszcz – długo tu w Leśnej Podkowie wytrzymam. I z ciszy niewiele zostało, bo zjechała jedna „wnuczka”, jutro druga przybywa, a i z Instytutu poznali drogę do mnie i wciąż są jakieś sprawy... Chcę ci także podziękować za „Oko”, które zwracam. Interesująca lektura – uwag kulturalnego, ale bardzo „zawężonego” plastyka – w moich dalszych bitwach – już nie z rządem o międzyresortowy Instytut, a z profesorami szkół artystycznych o inne metody i programy nauczania – lektura ta była szczególnie przydatna. Z „kapistów” myśli najkulturalniejszego (Czapskiego) – mogą być odskocznią do niejednej dyskusji. Przez 15 lat wojowałam, ani osobistej twórczości plastycznej, ani lektury nie mogłam uprawiać. Może dlatego teraz w czasie choroby czytam wszystko z ostrością – dawniej mi nieznaną. Czytam b. dużo – i to dobrych książek – Twój „Tatarak” pochłonęłam jednym tchem i ciągle o tych opowiadaniach myślę – i o przedziwnym procesie wczuwania się Twego w takie odległe od Twego życia nastroje, klimaty, zdarzenia. Jak Ty to robisz, że czujesz i małą niekochaną dziewczynkę i nie wyżytą starzejącą się kobietę z prowincji?
Pytanie pewno dość głupie, więc lepiej list zakończyć. Łączę wyrazy podziękowania i za tamtą niedzielę, i za fotos, no i przede wszystkim za „Tatarak” – a także za udostępnienie „Oka”!

Czułości W. Telakowska





 <– Spis treści numeru