PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 48


Jadwiga Piwońska

Pierwsza kadencja Rady Miasta– Ogrodu (1990–1994)



W dniu pierwszych wolnych wyborów samorządowych 26 maja 1990 r. nastąpiła faktyczna reaktywacja demokracji w Polsce. Dla nas mieszkańców Podkowy Leśnej ciekawą informacją może być to, że współautorem ustawy samorządowej, dzięki której zaczęliśmy budowanie od podstaw polskiej demokracji, był profesor Jerzy Regulski, syn właścicieli majątku w Zarybiu.

Dzisiejszymi właścicielami Zarybia są Adwentyści. Piękny dwór obecnie restaurowany zlokalizowany jest na rogu ulicy Młochowskiej i dawnej ulicy Żółwińskiej – obecnie Jana Pawła II. Krótko tylko wspomnę, że rodzina Regulskich ma swoja jasną i piekną kartę w dziejach Podkowy Leśnej. Matka pana Jerzego była główną inicjatorką budowy kościoła podkowiańskiego. Ale to już osobna historia.

W Podkowie wszystkie mandaty przypadły kandydatom wyłonionym w procedurze prawyborów z Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”. Na Mazowszu były trzy takie gminy. Oprócz Podkowy pamiętam jeszcze Milanówek. Frekwencja w tamtych pamiętnych wyborach w Podkowie wynosiła 53,5% uprawnionych do głosowania. Przewodniczącym Terytorialnej Komisji Wyborczej był wtedy Antoni Ring.

Sesję inauguracyjną poprzedziła niedzielna uroczysta msza celebrowana przez księdza Leona Kantorskiego. Ksiądz miał kazanie o odpowiedzialności i o ciężkiej pracy, jaka czeka na nowo wybranych radnych. Radni złożyli wiązankę kwiatów pod pomnikiem Kalwaria Polska. Było jeszcze spotkanie przy kawie w czytelni Jana Pawła II w podziemiach kościoła podkowiańskiego i swobodna rozmowa, trochę wspomnień, duże nadzieje na przyszłość. We mszy i w późniejszym spotkaniu brali udział przewodniczący Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” Andrzej Kościelny i Przewodniczący Terytorialnej Komisji Wyborczej, Antoni Ring. Msza została odprawiona 3 czerwca 1990 r. o godz. 11. Jeśli sobie dobrze przypominam, to przez całe lata osiemdziesiąte o tej właśnie godzinie odprawiane były co niedziela msze za ojczyznę. A później było spotkanie z autorem, można powiedzieć „jak zwykle”. Bo to były regularne wystąpienia niezależnych intelektualistów i artystów, którzy w czasach wszechobecnej cenzury w naszej kościelnej czytelni mogli docierać do szerszych kręgów opinii publicznej ze swoimi ideami czy projektami artystycznymi.

Pierwsza sesja nowo wybranej rady została zwołana 6 czerwca 1990 r. Miała uroczystą oprawę. Odbyła się w MOKu. Doskonale pamiętam, że była to środa. Sesja była dobrze przygotowana. Materiały do niej, w tym ksero nowej ustawy o samorządzie terytorialnym, dostaliśmy ze znacznym wyprzedzeniem. Przygotowania owe poczynione były w Urzędzie Miasta i zgodnie ze swymi kompetencjami, nad wszystkim czuwała ówczesna sekretarz miasta, Teresa Zaleszczyk.

Pierwszą sesję tamtej rady miał prowadzić najstarszy radny. Tak wynikało z przepisów prawnych. Wśród 15 nowo wybranych radnych wtedy ten wymóg spełniała pani Jolanta Fortini– Morawska.

Mieliśmy złożyć ślubowanie i wybrać przewodniczącego Rady. Dla omówienia szczegółów organizacyjnych zwołane zostało dzień wcześniej w MOKu nieformalne spotkanie, z którego pamiętam, że postanowiliśmy mówić do siebie po imieniu, ponieważ wszyscy wywodzimy się z Komitetu Obywatelskiego.

Uroczysta sesja miała swoich bohaterów. Nowo wybranym przewodniczącym Rady został mec. Janusz Siemiński – w prawyborach Komitetu Obywatelskiego dostał największe poparcie (94%). Najmłodszy radny, Grzegorz Dworak odczytywał nam rotę ślubowania, a my za nim powtarzaliśmy z przejęciem, że ślubujemy.

Janusz Siemiński kierował Radą aż do swojej rezygnacji. Pani Fortini Morawska została wybrana chyba na drugiej sesji na wiceprzewodniczącą Rady Miasta.

Na tej pierwszej sesji podjęliśmy jeszcze uchwałę o ogłoszeniu konkursu na burmistrza i ustaliliśmy, ile będzie komisji i jaki będzie zakres ich prac. Do czasu wyłonienia nowego burmistrza pracami urzędu kierował dotychczasowy naczelnik miasta, Adam Jarzębski.

Bardzo pracowity był tamten czerwiec i pierwsze dni lipca. Na następnych sesjach ustalone zostały składy poszczególnych komisji i ich przewodniczący. Wybrany został także Zarząd Miasta w składzie: Jadwiga Piwońska, Marek Lach, Michał Gołąb i Grzegorz Dworak. Prócz stałych komisji powołano dwie okazjonalne: jedna miała opracować statut miasta. I – inwentaryzacyjną, która miała spisać mienie skarbu państwa i na tej podstawie część tego mienia zmieniła właściciela i stała się mieniem samorządowym. W Podkowie Leśnej były to budynki użyteczności publicznej i działki. Niektóre nieruchomości miały nieuregulowane stany prawne. Inwentaryzacja, na której przeprowadzenie ustawodawca dawał trzy miesiące, wszędzie, w całej Polsce ciągnęła się latami. Nam udało się z nią uporać w ciągu pierwszej kadencji.

Wybrany został także burmistrz. Stało się to w piątek, 13 lipca 1990 r. Został nim Feliks Okraszewski, lat 58, inżynier budowlany, specjalista od robót wodnych i kanalizacyjnych. Był burmistrzem do 24 października 1990 r. Tego to dnia Zarząd Miasta podał się do dymisji, a w związku z tym Rada Miasta odwołała burmistrza.

Dymisja Zarządu Miasta? Jej przyczyny spowodowane były brakiem współpracy z nowym burmistrzem, który właściwie całkowicie odsunął Zarząd od zarządzania miastem. Było to wbrew ustawie samorządowej, która zasadniczo zmieniała panujący wtedy system zarządzania gminą jednoosobowo przez naczelników czy też w większych miastach przez prezydentów.

Myślenie członków Zarządu Miasta (wśród których byłam i ja) było takie: Jeśli jesteśmy odsunięci od zarządzania miastem, to nie widzimy siebie w roli figurantów.

Doszliśmy do wniosku, że jedynym wyjściem jest podanie się do dymisji. Były wprawdzie próby nawiązania współpracy, ale ona się ciągle nie układała.

Na tej samej sesji, na której została przyjęta nasza dymisja i odwołany burmistrz, zostałam wybrana na nowego burmistrza. Wybór ten poprzedziło przesłuchanie. Bardzo wnikliwe. Zadawano mi dużo pytań. Pamiętam, że na wszystkie odpowiadałam wyczerpująco i wiedziałam, że odpowiadam dobrze. Jedno z tych pytań pamiętam do dziś. Może dlatego, że dotyczyło przerostów biurokracji. Problemu, który jest aktualny do dziś. A nawet może jest bardziej dotkliwy dzisiaj. Zadał je Jacek Wojnarowski. Zapytał, jak sobie mam zamiar radzić z biurokracją.

Chodziło mu o biurokrację, która w naszej rzeczywistości sprowadza się do przewlekłości w załatwianiu spraw.

Oczywiście – odpowiedziałam – postaram się, żeby urzędnicy sprawnie i bez zbędnej zwłoki zajmowali się sprawami obywateli. Często jednak – mówiłam dalej – ich dobra wola i chęć porządnej pracy urzędniczej nie wystarcza. Ich praca zależy od jakości przepisów prawnych. Im ich więcej, im są bardziej zagmatwane i często sprzeczne ze sobą, tym dłużej ciągnie się załatwianie spraw, które są przez te przepisy regulowane. I na nic się tu zdadzą nawet najlepsze chęci. Złe prawo tworzy patologiczną biurokrację i przeszkadza w rozwoju cywilizacyjnym. Wspominam o tym, bo wtedy miałam nadzieję, że to się zmieni. Ale nie zmieniło się. W dalszym ciągu musimy i my, obywatele, i urzędnicy mocować się z prawem złej jakości. A przepisów przybywa w postępie geometrycznym. Mówi się wręcz o hiperinflacji prawa.

Na tej sesji wybrany został także nowy Zarząd. Jego skład został powiększony. Rada doszła do wniosku, że Zarząd trzeba wzmocnić. W nowym składzie znaleźli się: Jerzy Duszyński, Marek Kobosko, Marek Lach i Wojciech Skowron. Nieco później dokooptowany został jeszcze Marek Zabłocki – prawnik, specjalista w trudnej dziedzinie, jaką są finanse.

Zarząd zbierał się raz w tygodniu. Przez jakiś czas była to środa, później czwartek. W pracach Zarządu Miasta brała udział sekretarz gminy. Była nią Teresa Zaleszczyk aż do swej niespodziewanej śmierci. Umarła rok przed zakończeniem kadencji. Na jej miejsce Rada Miasta powołała mgr Joannę Damaziak. Finansów pilnowała i to z dobrym skutkiem pani Maria Iwanowicz – skarbnik miasta, a wcześniej długoletnia główna księgowa. Na cotygodniowych Zarządach bardzo wnikliwie były omawiane wszystkie problemy miasta. Decyzje były podejmowane poprzez głosowanie. Z każdego posiedzenia powstawał protokół. Członkowie Zarządu, podobnie jak radni, nie brali pieniędzy za swoją pracę na rzecz miasta. Z radnych tylko ja pobierałam pensję burmistrza, była ona jednak stosunkowo skromna. I to nawet w stosunku do tych uposażeń pobieranych w małych gminach wiejskich. Finanse publiczne były w tym okresie regulowane zmieniającymi się przepisami. Był to okres wielkiej hiperinflacji, realizacji planu Balcerowicza, przygotowywania nowych przepisów podatkowych i zmieniającej się bez przerwy ustawy o finansowaniu gmin. Właściwie to nie można było być pewnym „dnia ani godziny”.

Pamiętam taką sytuację, gdzieś chyba na początku 1991 lub 1992 roku, że uchwalając budżet właśnie na ten rok, w pierwszym kwartale tego roku były tak słabe dochody gminy, że doszliśmy do wniosku, że jeśli to się nie poprawi, to będziemy mieli tylko jedno wyjście z tej patowej sytuacji: podać Zarząd do dymisji na znak protestu.

Z ważnych spraw, które zostały załatwione w tamtej kadencji lub przynajmniej zainicjowane, warto przypomnieć przede wszystkim uchwalenie planu zagospodarowania przestrzennego. Taki plan jest prawem miejscowym. Podkowa od słynnego planu Antoniego Jawornickiego, na podstawie którego powstało miasto– ogród, nie miała planu. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku sprawy zabudowy w naszym mieście regulował ogólny plan Brwinowa, którego część obejmowała Podkowę Leśną. Ten plan zresztą zaginął. Nigdy nie widziałam go na oczy. Od tamtego czasu powstały dwa projekty. Jeden na przełomie lat 70. i 80. Bardzo ciekawy plan – trochę taki z rozmachem gierkowskim – i za to ostro krytykowany. Krytycy nie dopuścili do jego uchwalenia. Natomiast w efekcie tamtych dyskursów w roku 1981 układ urbanistyczny Podkowy Leśnej został wpisany do rejestru zabytków.

Prace nad następnym planem zagospodarowania przestrzennego wznowione zostały w drugiej połowie lat 80. i mimo że zostały doprowadzone prawie do finiszu, też nie doszło do uchwalenia tego planu. Zresztą plany zagospodarowania, które regulują sposoby korzystania z prywatnej własności nieruchomości, a także regulują sferę własności publicznej i sposób korzystania z niej przez mieszkańców, wszędzie budzą wiele emocji i konfliktów. Wydaje mi się, że my podkowianie niczym nie różniliśmy się w tej mierze od reszty Polski. Niemniej jednak konflikty i dyskusje, jakie towarzyszyły następnej edycji podkowiańskiego planu zagospodarowania przestrzennego, kosztowały mnie dużo zdrowia. Bo przecież efektem tej dyskusji było referendum o odwołanie Rady Miasta i burmistrza. Z dzisiejszej perspektywy patrzę inaczej na tamte wydarzenia. Wydają mi się normalnym elementem ostrej debaty publicznej na ważny temat. Wtedy przeżywałam to jednak bardzo głęboko i boleśnie. Pamiętam doskonale dzień, w którym odbywało się referendum. Była to deszczowa i ponura październikowa niedziela. Czekając na wyniki referendum, przez cały dzień nie mogłam nic przełknąć. Byłam bardzo spięta wewnętrznie. Gdzieś koło południa wybrałam się na spacer. Wydawało się, że Podkowa zastygła w bezruchu i szarościach październikowych.

A kiedy już były wyniki, zostałam zaproszona do urzędu i przywitana kwiatami. Kwiaty dostawałam jeszcze na drugi dzień. Plan zagospodarowania przestrzennego, który był osią tamtego sporu, w którym odwołano się aż do instytucji referendum gminnego, został uchwalony. Później nawet przez jego krytyków uznany został za niezły i uchodzi za taki do dziś, chociaż już stracił swoją aktualność i powstałą lukę niebawem wypełni nowy plan.

W uspokojeniu ówczesnych nastrojów dużą rolę odegrał list otwarty do mieszkańców Podkowy Leśnej, wystosowany przez księdza Kantorskiego i doktora Andrzeja Lipińskiego, wówczas Prezesa reaktywowanego Towarzystwa Przyjaciół Miasta– Ogrodu Podkowy Leśnej.

Inicjatywa referendum wyszła z kręgu osób współpracujących z miesięcznikiem „Głos Podkowy”. Była to druga z lokalnych gazet, która jakoś tak z marszu, zaraz po swoim powstaniu stała się gazetą opozycyjną do Rady miasta.

Do osiągnięć I kadencji Rady należy rozpoczęcie budowy komisariatu. Jego powstanie to wielka zasługa księdza Kantorskiego i skupionych wokół niego ludzi – Antoniego Ringa, Andrzeja Gazdy, Michała Gołąba, ówczesnego komendanta podkowiańskiej policji i oficera Komendy Głównej, mieszkańca Podkowy Leśnej Andrzeja Czaykowskiego. Budynek komisariatu zaprojektowany został przez arch. Stefana Żółtowskiego.

Bardzo ważnym dokonaniem tamtej Rady było podjęcie decyzji o budowie wodociągów i kanalizacji. Były one podjęte po wszechstronnych i wnikliwych analizach studyjnych. Za tę decyzję ówczesny Zarząd miasta, który był organem wykonawczym Rady, także był ostro krytykowany przez „Głos Podkowy”. Ale decyzje zostały podjęte, prace projektowe ruszyły. W następnej kadencji rozpoczęta została ta największa inwestycja infrastrukturalna w historii naszego miasta. Inwestycja ta szczęśliwie obecnie ma się ku końcowi.

Teraz można przystąpić do budowy nawierzchni na ulicach gruntowych, które nie są jeszcze utwardzone i urządzania ich przez architektów krajobrazu.

Ja natomiast jestem szczególnie dumna z wprowadzenia segregacji śmieci i ich indywidualnego odbioru z naszych posesji. Byliśmy pierwszą gminą w Polsce, która to zaczęła robić. Wypracowany wtedy system sprawdza się do dzisiaj.

„Nie samym chlebem człowiek żyje” – tak też i z naszym miastem. Nie tylko ważna jest infrastruktura techniczna i budowa budynków użyteczności publicznej. Prawda. Nie zdążyłam jeszcze wspomnieć o budynku nowej poczty, jaki wtedy powstał. Poczta w Podkowie funkcjonowała najpierw w zajętych prywatnych, bardzo skromnych pomieszczeniach przy ul. Brwinowskiej. Później po wypowiedzeniu najmu przez prywatnych właścicieli mieściła się w jeszcze skromniejszym pomieszczeniu, baraku przy ul. Kościelnej. Latem 1994 r. przeniosła się do nowo wybudowanego, przestronnego i ładnego budynku przy ulicy Słowiczej, w którym funkcjonuje do dzisiaj.

W sferze duchowej i kulturalnej też dużo się działo... i różnie się działo. Ale o tym to już innym razem.



 <– Spis treści numeru