Podkowiańskie lato 1989 r. nie wyróżniało się niczym szczególnym.
Niczego niezwykłego sobie nie przypominam. Po wyborach 4 czerwca
i pracowitej nocy z 4 na 5 czerwca 1989 r. wróciłam do domu. Już był
jasny dzień, poranek przechodził w przedpołudniową porę. Piszę tak
precyzyjnie, bo przeszukując szuflady znów trafiłam na zapomniane
notatki.
...akurat minęła godzina dziewiąta. Jestem w doskonałym
nastroju. Trochę mnie to dziwi. Przecież jutro czeka mnie podróż do
Zakopanego. Wstawanie o czwartej rano.
Andrzej (mój mąż) z naszymi synami już wyjechał. Dziwnie się
czuję. Brakuje mi rozmowy z nim. Nie mam się z kim podzielić swoimi
refleksjami...
Pewnie dlatego wtedy usiadłam i spisałam tę notatkę.
W kilkanaście godzin później byłam już w Zakopanem. Późne lata
osiemdziesiąte i pierwsze dziewięćdziesiąte to był nasz okres
tatrzański. Wyjeżdżaliśmy co roku późną wiosną, by sobie pospacerować po
Orlej Perci i Czerwonych Wierchach. Nie było to jakieś chodzenie
wyczynowe, ale takie dla czystej przyjemności z potrzeby wsłuchania się,
jak hula wiatr na wierchach. Zatrzymywaliśmy się w Orliku, pensjonacie
przeznaczonym dla rodzin z małymi dziećmi. Orlik to dom pracy twórczej
ZAiKS-u.
Późnym popołudniem trzy dni po wyborach spacerowałam Krupówkami
i rozglądałam się z wielkim zainteresowaniem. Oczywiście ciekawiło mnie,
jak też oni radzili sobie z kampanią wyborczą. Miasto było w dalszym
ciągu oplakatowane, chociaż była już środa i służby porządkowe mogły
część posprzątać.
Zakopane wyglądało zupełnie inaczej niż Podkowa. U nas nie było tylu
plakatów. Może dlatego, że nie było gdzie ich wieszać. To taka nasza
podkowiańska specyfika. Drzewa nie są dobrym miejscem na wieszanie
plakatów.
Tu, na Krupówkach rzucała się w oczy taka wizytówka plakatowa. Też ją
dostaliśmy w Podkowie do naklejania i do rozdawania. Był to pierwszy
materiał propagandowy, jaki dostaliśmy. Treść tej ulotki-plakaciku była
krótka: „Musimy wygrać”. Takimi karteluszkami były oblepione Krupówki
– od początku do końca. A po niedzieli wyborczej ktoś pracowicie na
tych plakacikach, prawie na każdym, odręcznie napisał długopisem:
WYGRALIŚMY
Zwyczajnie, prosto, naturalnie. I był w tym jakiś spokój
i oczywistość. Tak to wtedy odbierałam.
A jak zaczynaliśmy? Był rok 1989, bardzo wczesna wiosna.
– Smutna, niczyja ta Polska, szara i niekochana – powiedział Lech
Wałęsa na spotkaniu w Audytorium Maximum na Uniwersytecie Warszawskim.
– Wiecie państwo, tak jeżdżę ostatnio po Polsce. Jeżdżę i proszę,
żeby jeszcze poczekać. Nie strajkować. Mówię: Czekaliście tyle lat.
Spróbujcie jeszcze, chociaż przez ten czas, kiedy rozmawiamy przy
„okrągłym stole”. A więc jeżdżę od miasta do miasta i patrzę na Polskę.
Taka ona szara, taka smutna. Taka niekochana. Ludzie jeszcze o wnętrza
domów to jakoś dbają, ale na zewnątrz... to serce kuli się z bólu.
Było rzeczywiście szaro, było rzeczywiście smutno. Obradom
okrągłego stołu nie towarzyszył entuzjazm, ani zbyt wielkie
zainteresowanie. Nie sądzę, żeby w tym była niewiara tylko...
I tu moje notatki się urywają.
Po czerwcowych wyborach zapewne większość podkowian, podobnie jak my,
udała się na wakacyjny wypoczynek.
Nie było tylko wakacji w polityce. W Polsce następował wielki zwrot
ku demokracji.
Latem zaczął się exodus Niemców z NRD do ambasad RFN w Polsce, na
Węgrzech i w Czechosłowacji. Tak nawiasem mówiąc, czy zauważyliście
Państwo, że jakoś o tej ucieczce Niemców opinia publiczna zapomniała,
a przecież była ona możliwa dlatego, że rządy tych krajów do tego
dopuściły. Dopiero po tych wydarzeniach został zburzony mur berliński.
No i dlatego mówimy, że tamtej jesieni zaczęła się Jesień Ludów.
Aksamitna rewolucja w Czechosłowacji. Dramatyczny upadek reżimu
rumuńskiego w grudniu.
Natomiast to, co działo się z naszym Komitetem Obywatelskim, mogłam
sobie przypomnieć sięgając po archiwalny, pierwszy numer „Gazety
Podkowiańskiej” z datą 10 marca 1990 r.
Ta pierwsza jaskółka nadchodzącej demokracji objawiła się mieszkańcom
Podkowy Leśnej skromną winietą z informacją, że mamy do czynienia
z dwutygodnikiem niezależnym.
Na drugiej stronie pierwszego numeru pani Joanna Walc (szefowa
zespołu redagującego dwutygodnik) w tekście pt. Jak to z Komitetem
było pisze:
Przed pamiętnymi wyborami czerwcowymi skrzyknęło się kilkanaście
osób. Stworzyliśmy Komitet Obywatelski, wybraliśmy Janasa i trójkę
senatorów (Annę Radziwiłł, Findeisena i Trzeciakowskiego –
przypomnienie moje), potem przewodniczący z Gdańska Komitet
rozwiązał. A nasz, nie bardzo wiedząc, jaką zająć postawę, a może też –
co właściwie robić, zbierał się dość niemrawo, do jesieni kilka razy
w różnym składzie.
Odwołuję się do tego zapisu, gdyż nie pamiętam, co działo się
z Podkowiańskim Komitetem Obywatelskim w miesiącach po wygranych
wyborach 4 czerwca 1989 r.
Z ważniejszych wydarzeń o wymiarze obywatelskim było zawiązanie się
koła STO przy podkowiańskiej szkole podstawowej. Podkowiańskie Koło
(STO) wyłoniło swój zarząd. Prezesem został Jacek Wojnarowski, członkami:
Andrzej Ryczer, Wojciech Skowron i Marta Zahorska. Jednym z sporów,
który wyzwolił wiele emocji, była sprawa granic obwodu szkoły
podstawowej. W efekcie Podkowa po wyborach samorządowych, przyjęła jako
jedna z pierwszych gmin w Polsce, oświatę do swoich zadań własnych.
Skutkowało to lepszymi warunkami nauczania. Wcześniej, bo we wrześniu
1989 roku powstała Społeczna Szkoła Podstawowa przy kościele św. Krzysztofa. I od razu
miała dwie pierwsze klasy i po jednej drugiej i trzeciej. Szkoła
istnieje do dzisiaj. I jest jedną z najlepszych na Zachodnim Mazowszu,
a może nawet w całej Polsce. Dyrektorem założycielem pełniącym tę
funkcję do dzisiaj jest Grzegorz Dąbrowski. Efektami tamtych dyskusji
i zaangażowania było też utworzenie w tym samym czasie w Podkowie Liceum
Ogólnokształcącego. Tu dyrektorem założycielem był wieloletni
późniejszy radny Podkowy – Wojciech Skowron.
Podkowiańskie szkolnictwo ma swoje piękne karty wymagające osobnego
opracowania i spisania wspomnień.
Powróćmy jednak do Komitetu Obywatelskiego. W lutym 1989 dokonał on
dwóch ważnych posunięć: opracował statut i zorganizował spotkanie
mieszkańców. Spotkania z mieszkańcami – to pierwsze i późniejsze –
cieszyły się dużym zainteresowaniem. Mnie utkwiło w pamięci takie
prowadzone przez Jana Modrzewskiego. Było to chyba jedno ze spotkań tuż
przed wyborami do samorządu miejskiego. I to, co z niego zapamiętałam,
to to, że było nieprawdopodobnie dużo ludzi. Potem już chyba nigdy nie
widziałam takich tłumów w MOK-u. Bo, oczywiście, wszystkie te spotkania
odbywały się w sali widowiskowej Miejskiego Ośrodka Kultury – świeżo
wtedy wyremontowanego i wyposażonego przez zarządzających wówczas
miastem, naczelnika Adama Jarzębskiego i Radę Narodową.
Oczywiście, temu wszystkiemu towarzyszyły ożywione dyskusje. Czasem
bardzo ostre. Nie sposób je tu wszystkie przedstawić. Warto jednak
chociażby wymienić obszary zainteresowania członków KO. Wyraźnie je
zobaczymy, jeśli przyjrzymy się grupom problemowym, jakie zostały wtedy
powołane: 1. gospodarcza, 2. kultury, 3. młodzieży, 4. społeczna, 5.
zdrowia, 6. ochrony środowiska, 7. gospodarki terenami i budowlana.
Przeprowadzone zostały wybory do Zarządu KO. Weszli do niego:
Jolanta Fortini-Morawska, Andrzej Gazda, Marek Lach, Jan
Modrzewski, Piotr Skalski i Włodzimierz Sobociński; przewodniczącym został ponownie
Andrzej Kościelny. Zarząd też ustalił liczbę członków Komitetu. Było
ich w marcu 1990 pięćdziesiąt troje. Nie była to jednak liczba
ostateczna. Ciągle przybywali nowi członkowie.
Najważniejszym zadaniem Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”
w Podkowie Leśnej – taką miał oficjalną nazwę, używaną na różnego
rodzaju ulotkach i zawiadomieniach – było przygotowanie
i przeprowadzenie wyborów do pierwszego w powojennej Polsce samorządu
terytorialnego. I były to także pierwsze w pełni demokratyczne wybory
w powojennej historii Polski.
A piętnastka, którą trzeba było wyłonić, wzięła się stąd, że według
nowej ordynacji podkowianie mieli wybrać 15 radnych. Po każdy z tych
mandatów startował jeden przedstawiciel Komitetu. Podkowa została
podzielona na 15 okręgów. Podziału tego dokonał specjalny zespół
wyłoniony przez urzędującą jeszcze wtedy Radę Narodową. Później się
dowiedziałam, że jednym z tych, którzy dokonywali tego podziału na
okręgi, zresztą istniejące do dzisiaj z małymi wręcz kosmetycznymi
korektami, był Oskar Koszutski.
Komitet Obywatelski wyłonił swoją piętnastkę w drodze publicznych
przesłuchań. Było to coś w rodzaju prawyborów. Pomysł, żeby tak
podejść do sprawy, zgłosił, o ile sobie przypominam Włodzimierz
Sobociński. Do przesłuchań stanęło 24 kandydatów. Przesłuchania były
jawne i otwarte. Mogli się im przesłuchiwać wszyscy mieszkańcy miasta.
Mogli też zadawać pytania kandydatom na kandydatów do pierwszej
demokratycznie wybieranej Rady Miasta. Prawo głosowania w prawyborach
mieli jednak tylko członkowie Komitetu. Tych członków komitetu
uprawnionych do głosowania (tajnego oczywiście) było 77. W końcu
głosowało 68 i oddano 67 ważnych głosów.
Same przesłuchania były bardzo emocjonujące, przynajmniej dla mnie.
Każdy z nas, kto chciał kandydować do rady, przedstawił się,
powiedział coś o swoich poglądach i przedstawił problemy, którymi
chciałby się w radzie zająć.
Ja byłam zainteresowana problemami infrastruktury podkowiańskiej,
szczególnie wodociągiem i kanalizacją. Te przyziemne sprawy są
zasadniczymi w działaniach samorządów terytorialnych tak w ogóle.
Budowa zaś wodociągu była w Podkowie zapowiadana od czasów jej
powstania, a więc od lat dwudziestych minionego stulecia. Ale ostatnią
dekadę, lata dziewięćdziesiąte XX wieku Podkowa powitała bez tej
podstawowej cywilizacyjnej infrastruktury.
Wyłoniona piętnastka to w kolejności uzyskanej akceptacji:
1. Janusz Siemiński uzyskał poparcie aż 94% głosujących,
2. Marek Zabłocki 88%,
3. Jadwiga Piwońska 79%
4./5. Jerzy Duszyński 77%; Stefan Żółtowski 77%
6. Jolanta Fortini-Morawska 75%
7. Jacek Wojnarowski 73%
8. Grzegorz Dworak 71%
9. Marek Lach 68%
10./11./12. Kazimierz Głowacki, Marek Kobosko, Marta Zahorska – po 60%
13. Wojciech Skowron 57%
14. Michał Gołąb 55%
15. Elżbieta Daszewska 54%.
Cała piętnastka wygrała w wyborach 26 maja 1990 r. I to ci ludzie
tworzyli pierwszą demokratyczną Radę Miasta. Była to Rada, która
podjęła między innymi decyzję o budowie wodociągów i kanalizacji
w naszym mieście, największej i z konieczności rozłożonej na lata
inwestycji komunalnej. Tak się złożyło, że w dużej części realizuje ją
i chyba zakończy obecny burmistrz Podkowy a wtedy przewodniczący
Komitetu Obywatelskiego, Andrzej Kościelny.
Trzeba jeszcze jedną ważną rzecz przypomnieć: Radni I kadencji Rady
Miasta, ta wyżej wymieniona piętnastka nie brała diet. Nikt z nich
przez cztery lata nie wziął ani złotówki z budżetu miejskiego. Wszyscy
pracowali społecznie.
Kiedy patrzę z perspektywy czasu na tamte wydarzenia, zadziwia mnie,
jak bardzo aktywni obywatele Podkowy Leśnej nadążali za przemianami
dokonującymi się w kraju. Pierwszy numer Gazety Podkowiańskiej
ukazał się 10 marca 1990 r., a ustawa o samorządzie terytorialnym
uchwalona została 8 marca tegoż roku. A więc prasa lokalna wychodziła
na powierzchnię i kształtowała się równolegle do powstawania ustaw
o samorządzie lokalnym. I jeszcze jedna ciekawostka: z artykułu
wprowadzającego, tzw. wstępniaka dowiadujemy się, że przed wojną Podkowa
Leśna też miała swoją gazetkę.
Drugą lokalną gazetą, która zaczęła się ukazywać w tamtym czasie był
Głos Podkowy dr Bożeny Durskiej. Nr 1 w winiecie ma datę kwiecień
1990 r., właśnie go sobie przeglądam. Tekst z pierwszej strony
zatytułowany Czy Podkowa Leśna nadal jest „płucami Warszawy”?
zapowiada właściwie linię tego pisma istniejącego bodajże do końca
1994 r. a więc o wiele dłużej niż Gazeta Podkowiańska, która
pożegnała się ze swoimi czytelnikami w 1992 r. Zastąpiły ją na
kilka lat Wiadomości Podkowiańskie redagowane od 1992 roku przez
Jolantę Fortini. Niedługo potem pojawił się dodatek kulturalny, wkrótce
(od kwietnia 1993) przekształcony w niezależne czasopismo Podkowiański
Magazyn Kulturalny.
Myślę, że pierwsze miejsca, jakie zajmuje nasze miasto w osiąganych
frekwencjach w kolejnych wyborach, nie jest przypadkowe. Od samego
początku Podkowa Leśna szybko, sprawnie i dość szerokim frontem włączyła
się w ówczesne nurty demokratyczne. Było burzliwie, było ostro, ale
i ciekawie.
Od lewej stoją: Marek Lach z córeczką Zuzią, Marta Zahorska, Jadwiga Piwońska, Jolanta Fortini-Morawska, Grzegorz Dworak z synem, Jerzy Duszyński i Stefan Żółtowski.