PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 47

Zbigniew Baran

ADAM MARCZYŃSKI – PYTANIA O AWANGARDĘ



(...)
zaprawdę, zaprawdę powiadam wam
wielka jest przepaść
między nami
a światłem


Zbigniew Herbert, Struna, z tomu Struna światła.



Do napisania tekstu o Adamie Marczyńskim (1908-1985), jednym z ostatnich przedstawicieli polskiej awangardy – artyście niesłychanie wszechstronnym i intrygującym – skłoniła mnie jego uczennica z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Zofia Broniek. W czasie wernisażu jej niedawnej (tegorocznej) wystawy w krakowskim Związku Plastyków przy ul. Łobzowskiej zauważyłem w prezentowanych pracach artystki subtelne powinowactwa z jej mistrzem, kiedy gra finezyjnie ze światłem i odsłania kosmiczną strukturę materii. Było to dla mnie odkrycie, gdyż po ostatniej retrospektywnej wystawie Marczyńskiego na lat przełomie 1999 i 2000, w krakowskim Bunkrze Sztuki, wydawało mi się, że jego sztuka przestała działać na wyobraźnię artystów i krytyków, podlega nieuchronnemu zapomnieniu. Wprawdzie ówczesna ekspozycja w Miejskiej Galerii została zorganizowana z rozmachem i profesjonalnym zaangażowaniem kuratora Janusza Orbitowskiego, najbardziej konsekwentnego kontynuatora dzieła artysty, profesora tutejszej Akademii (wystawie towarzyszył wielobarwny katalog, wydany nakładem ASP, z tekstami specjalistów i przedrukiem wyczerpującego Kalendarium-biografii Adama Marczyńskiego, autorstwa Józefa Chrobaka), to jednak pozostał niedosyt. Zastanawiający był dla mnie brak zainteresowania telewizji nakręceniem – na kanwie wystawy – poglądowo-edukacyjnego filmu o Adamie Marczyńskim, brak konstruktywnej współpracy z Grupą Krakowską, której artysta był współzałożycielem i członkiem, jeszcze za czasów przedwojennej I Grupy Krakowskiej, brak docenienia przez ówczesną dyrekcję Bunkra Sztuki. Osłodą stał się świetny, niemal całostronicowy tekst Doroty Jareckiej, ogłoszony w „Gazecie Wyborczej”, o wystawie i konieczności prowadzenia ożywczego dyskursu z awangardowym artystą.


Dekompozycja, akryl, z archiwum „Grupy Krakowskiej”

dekompozycja

Miarą pozycji artysty są notowania na rynku sztuki i jego miejsce w prestiżowych kolekcjach. Adam Marczyński jest oczywiście w kolekcjach i Muzeach Sztuki Współczesnej: Łódź, Radom, Wrocław. A co z Krakowem? Ostatnio dużo się mówi o otwarciu stałej Galerii Sztuki Polskiej XX wieku w tutejszym Muzeum Narodowym, od lat planowanej i montowanej (wcześniej Galeria funkcjonowała według koncepcji Heleny Blum, a potem Mieczysława Porębskiego). Na moje pytanie o Adama Marczyńskiego uzyskałem informację (nie wiem, czy się to do końca sprawdzi?), że artysta jest przewidywany w kanonie polskiej awangardy, ale na sposób szczątkowy i wybiórczy – z pojedynczym obrazem w sali Sztuki abstrakcyjnej i konceptualnej wraz z Henrykiem Stażewskim, Ryszardem Winiarskim, Zbigniewem Gostomskim..., z pojedynczym obrazem z cyklu Konkrety, w sali poświęconej Grupie Krakowskiej.

Adam Marczynski swoją obecność i nieobecność w historii polskiej sztuki współczesnej w jakimś sensie sam zaprogramował. Jego zaangażowanie w ruch rodzimej awangardy było oczywiste, ale pozbawione oznak manifestacji i dominacji. W postawie artystycznej ascetyczny i wyrafinowany, miał coś z arystokraty ducha, który kultywuje własną niezależność i intelektualny dystans, patrzy na świat – jak to celnie i poetycko zaznaczył znakomity jego krytyk i entuzjasta Aleksander Wojciechowski – „z lotu ptaka”. Jeżeli zastanowimy się nad drogą twórczą artysty, to zobaczymy, jak artysta do końca swojego życia eksperymentował i poszukiwał własnego języka sztuki, jak po przejściu lekcji postimpresjonizmu, kubizmu, unizmu (Władysław Strzemiński), nadrealizmu, abstrakcji geometrycznej, op-artu (ang. optical art.), doszedł – podobnie jak klasycy europejskiej awangardy Wasyly Kandynsky i Piet Mondrian – przez akt świadomego oczyszczenia i ascetycznej prostoty do własnych i niepowtarzalnych rozwiązań, które zamknął w cyklach zwanych Refleksami, Układami zmiennymi. Wyraził w nich magię świetlnych refleksów, rzutów i skojarzeń, osiągnął „syntezę tego, co uczuciowe z tym, co konceptualne”.

Artysta w 1956 r. wziął udział w – przełomowym dla recepcji polskiej sztuki współczesnej na Zachodzie – Biennale Sztuki w Wenecji. Monotypie W ogrodzie, wraz z pracami Z. Pronaszko, M. Włodarskiego, J. Nowosielskiego, T. Dominika i A. Kenara, zostały określone przez krytykę jako objaw „wolności sztuki w Polsce”. W l. 60. i z początkiem l. 70. Marczyński jest jednym z czołowych propagatorów „abstrakcji geometrycznej”, która w swoim nowatorstwie osiągnęła poziom porównywalny z tym, co proponowali – w tym nurcie – artyści na Zachodzie i w Ameryce. Symboliczne są tytuły indywidualnych i zbiorowych wystaw, w których artysta prezentuje swoje awangardowe dokonania: Przestrzeń–Ruch–Światło (Muzeum Architektury we Wrocławiu), Wieża świata (makieta skonstruowana wspólnie z J. Orbitowskim, sympozjum „Wrocław 70”), Światło geometrii (Muzeum Sztuki w Łodzi).

Cechą charakterystyczną postawy artysty był brak podkreślania własnej wyjątkowości, czym różnił się diametralnie w Grupie Krakowskiej od Tadeusza Kantora, czy z młodszej generacji od Jerzego Beresia. Kantor – sztandarowa postać Grupy, wszystkie swoje nowe pomysły w sztuce namiętnie i erudycyjnie komentował: pisał manifesty, zwoływał konferencje, udzielał wywiadów. Skonfrontujmy bliską Marczyńskiemu i Kantorowi ideę przedmiotu „znalezionego”, przedmiotu „Niższej Rangi”. Jeżeli Kantor z tą ideą się przebił w powszechnej świadomości artystycznej, wykorzystując w malarstwie przedmioty codziennego użytku, porzucone, podniszczone, zatarte, jak parasole, czy zgrzebne torby z cyklu Infantki Velasqueza, to Marczyński ze swoimi Konkretami (seria collages zapoczątkowana u progu lat 60.) – które były budowane na podobnych zasadach odkrywania organicznych związków w sztuce z przedmiotami-materiałami „znalezionymi” i  „odrzuconymi” – nie uzyskał szerszego rezonansu. Dopiero po śmierci Adama Marczyńskiego zostały opublikowane jego Notatki (ogólne refleksje o sztuce awangardowej, Władysławie Strzemińskim, przedwojennej Grupie Krakowskiej, własnej twórczości). Tak komentuje tam znaczenie Konkretów: „Pierwszym, jak mi się wydaje, ważnym [nowym – Z.B] w moich usiłowaniach momentem był rok 1958. Przeciwstawienie się swoim własnym realizacjom lirycznych abstrakcji, przez użycie środków innych – Konkretów. Wynikało to z potrzeby zademonstrowania i zakomunikowania o niemożności wyrażenia tych rzeczy, których byłem i jestem świadkiem. Musiałem zaznaczyć wtedy jakoś to, co mnie wzruszało (ruiny, ślady), a ciągłe używanie tradycyjnych środków malarskich wydawało mi się mało przekonywujące. Czułem też potrzebę wprowadzenia elementów prostych (...), integrowania, porządkowania różnych zjawisk...”. Dodajmy z otaczającej rzeczywistości, form „zgniłych”, „zdegenerowanych, „śmietnikowych”. Artysta anektuje do swoich obrazów kawałki (miejscami nadpalonego) drzewa, zardzewiałą blachę, ziszczoną papę, pokruszony mur. Wszystkim jednak tym „organicznym” odpadom nadaje porządek i rytm, estetycznie sublimuje, tym samym pokazuje niepowtarzalne piękno i dramat rozkładu materii.

ŚWIATŁO - KOLOR - NATURA

Są to kanoniczne elementy twórczości Adama Marczyńskiego. Światło, kolor i natura wyznaczają myślenie artysty o sztuce i kosmiczno-botanicznym świecie. W przestrzeniach świetlnych natury poszukiwał wzajemnych napięć i zależności, ciągle z nimi grał, powtarzał je. Istotę fascynacji naturą Marczyńskiego – w jej metafizycznym wymiarze – znakomicie uchwycił autor Barbarzyńcy w ogrodzieMartwej natury z wędzidłem – Zbigniew Herbert, który tak pisał o botanicznym cyklu artysty: Zielnikach, Ptakach, Kwiatach, Ogrodach, Pejzażach („Tygodnik Powszechny, 1957): „Adam Marczyński jest przykładem na to, że wielkie szkoły nie wygasają bezpowrotnie, a sztywne podziały historyków są sztuczne (...). Z impresjonizmu wyniósł Marczyński ogromną wiedzę kolorystyczną, zamiłowanie do trudnych i niebanalnych akordów barwnych, a zdobyczą jego doświadczeń graficznych jest nieomylna kreska, którą można oddać lot ptaka. Taka jest dusza jego malarskich poematów: ptasia, roślinna, owadzia. Leży na tych płótnach wielkie łagodne światło odbite w wodzie”.

Swój dialog z naturą artysta ponawia na specjalnych plenerach („Osieki 70”, „Lanckorona 71”...), kiedy to kasetony złożone z ruchomych, wielobarwnych płytek umieszczał w lesie na konarach drzew i pniach (podobnie jak ptasie dziuple). Ów eksperyment znajduje potem kontynuację w krajobrazie górskim, na wodzie, w zimowo-śnieżnym pejzażu. W tych działaniach, nazwanych przez artystę Interwencjami, artysta poszukiwał zwielokrotnionego obrazu przyrody, dynamicznej harmonii świateł i odblasków. Po akcji w Osiekach Adam Marczyński piętnaście „kasetonowych” elementów rozdał wśród uczestników pleneru. Tym samym dokonał świadomego aktu ich rozdzielenia, by jednocześnie się przyznać, że stanowią one nadal – w jego wyobraźni – magiczną jedność, która zaczyna teraz funkcjonować w innych relacjach przestrzenno-czasowych.

UKŁADY ZMIENNE I INTEGRACJA SZTUK

Intensyfikacja przemyśleń artysty na temat struktury koloru i udziału widza w powstałym dziele-reliefie, potraktowanym jako układ otwarty, znajduje spełnienie w cyklach Refleksów zmiennych. Chodzi tutaj o grę, zabawę, dadaistyczny przypadek, który nadaje nowych sensów i znaczeń w operowaniu kolorem i światłem. Kasetony wmontowane do obrazów – o barwach intensywnie czystych bieli, błękitach, ugrach, czerwieni – mógł widz otwierać i odkrywać w nich nowe kolory, zmieniać optykę zależności świetlnych na całej płaszczyźnie obrazu. Fenomen Refleksów zmiennych, w których ujawnia się idea korespondencji sztuk, trafnie opisał Marek Rostworowski w refleksji do wystawy Grupy Krakowskiej (Krzysztofory, 1967): „Odosobnionym zjawiskiem na tej wystawie jest twórczość Marczyńskiego, który oczyszczając swoją koncepcję z pozostałości strukturalizmu doszedł do układów prostych, bezosobowych i do rozwiązań technicznych, redukując rolę artysty do zaprojektowania układu-instrumentu, który oddaje widzowi do estetycznej zabawy. Emitowany kolor wywołany jest przez naciśnięcie klawisza, podobnie jak ton muzyczny”.

Myślę, że warto powracać do wielowątkowej i fascynującej twórczości Adama Marczyńskiego, by sobie choćby przypomnieć najlepsze lata polskiej awangardy, która przy immanentnej potrzebie eksperymentu i estetycznym wyrafinowaniu, zabiegała o kreatywny kontakt z widzem, włączanym niejednokrotnie w proces funkcjonowania dzieła sztuki.



Zakopane, sierpień 2005

25 października w Krakowie w Starmach Gallery otwarto wystawę dzieł Adama Marczyńskiego.



 <– Spis treści numeru