PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 46


Aleksandra Melbechowska - Luty

Światło na wzgórzach



Maria Kubiak – malarka i wystawienniczka – to artystka, która w swoim życiu i pracy kieruje się uczuciami, a zarazem głębokim namysłem. Jest „ostatnią idealistką” silnie zanurzoną w duchowości, oddaloną od zgiełku współczesnego życia, a równocześnie związaną z Ziemią i całym jej pięknem. W latach pięćdziesiątych studiowała architekturę wnętrz, a malarstwa uczyli ją: Zofia Czarnocka–Kowalska i Jacek Sempoliński (który wtedy był asystentem). Po ukończeniu Akademii Sztuk Pięknych zajmowała się projektowaniem wnętrz i ekspozycji oraz grafiką reklamową, ale praca ta nie sprawiła jej satysfakcji. Sporadycznie malowała i rysowała, m. in. martwe natury i różne „krajowidoki”, czasem traktowane graficznie, przy użyciu piórka, patyka i tuszu. Rok 1982 przyniósł jej najgorsze, traumatyczne przeżycie – śmierć męża. Potem zaczęła malować częściej, „goręcej”, z przekonaniem i zaangażowaniem; wypełniała dni tworzeniem ciągle nowych, zmiennych i pulsujących uczuciem obrazów świata – tego własnego, duchowego i rzeczywistego, widzialnego. I tak jest do dziś, bowiem linie życia i twórczości są nierozdzielnie ze sobą związane.

Maria Kubiak maluje krajobrazy, kwiaty, Twarze i osadzone w pejzażu sceny religijne. Czuje się związana z Kościołem, często wystawiała swoje prace w różnych świątyniach, także w nieformalnym obiegu w latach osiemdziesiątych. Interesuje ją Biblia, Dzieje Apostolskie, filozofia chrześcijańska, czerpie więc inspiracje z Pisma, które stanowi dla niej źródło wiedzy, mądrości i naturalne środowisko myślenia i obrazowania. Pociąga ją myśl mistyków nadreńskich; czyta Kazania Mistrza Eckharta oraz dzieła św. Katarzyny Sieneńskiej i św. Jana od Krzyża. Bliskie są jej refleksje eschatologiczne, ale te lektury nie przynoszą jej zwątpienia, lecz umacniają nadzieję. Stale ma w sobie poczucie wygnania, ziemskiej tułaczki, a więc może zadać sobie pytanie, które dawno temu postawił Paul Gauguin: „Skąd przychodzimy? Czym jesteśmy? Dokąd idziemy?” Chętnie sięga do tradycji judeochrześcijańskiej – na jednym z pasteli przedstawiła imaginacyjną scenę lamentu mieszkańców Judy wygnanych do Babilonu i opłakujących zburzenie Świątyni Jerozolimskiej.


Nad rzekami Babilonu siedzieliśmy

Płacząc na wspomnienie Syjonu.

Na topolach tamtej krainy

Zawiesiliśmy nasze harfy.


(Psalm 137)



Jednak najwięcej uwagi poświęca życiu, nauczaniu i przesłaniu Chrystusa oraz Pasji. W latach dziewięćdziesiątych malowała akwarelą łączoną z pastelem wielkiej piękności cykl Drogi Krzyżowej, a także inne tematy ewangeliczne. Maria często po swojemu interpretuje obrazowe wątki Nowego Testamentu, tworzy własną wizję zdarzeń, dopowiadającą niejako lub zmieniającą szczegóły tradycyjnych przekazów ikonograficznych. Tam, gdzie Szymon z Cyreny wspomaga Jezusa, krzyż jest niewidoczny, a Ukrzyżowany nie jest, jak zwykle, ukazany frontalnie, lecz w bocznym ujęciu. W niezwykłym przedstawieniu Piety na kolanach Matki ciało Syna odkształca się i zmienia w mistyczną smugę blasku. Jeden olejny obraz dotyka wątku, który nie był zapisany w Ewangelii – opowiada o tym, jak uczniowie schodzili z Golgoty i nieśli na marach zmarłego Mistrza kierując się w stronę Groty. W scenie wywiedzionej ze św. Łukasza Jezus okryty białą szatą kroczy kamienistą drogą do Emaus, by objawić się Kleofasowi. Inna akwarela wyobraża późniejsze dzieje ewangelizacji – Nauczanie św. Pawła; w głębi stromej kotliny świętego otacza grupa słuchających go ludzi, a na szczytach gór zapala się złote światło Wiary. Prawie wszystkie figury tego cyklu zaznaczane są szkicowo, umownie, lekką plamą i organicznie wtapiane w tło, pełniąc rolę swoistych znaków ludzkiej obecności w świecie sacrum. Tajemniczą aurę tych niewielkich, kameralnych obrazów podtrzymuje wyrafinowana, pulsująca światłami gama barwna, w której dominują odcienie brązów, szarości, jasnych lub ciemnych błękitów przecieranych zielenią i złocistych żółci zderzanych czasem z czerwienią szat Jezusa, dramatycznie wyróżniającą poszczególne etapy Pasji.

Dla Marii Kubiak bardzo ważna jest seria wizerunków Madonny. Wcześniej malowała olejno hieratycznie ujęte kompozycje zbliżone do kanonu dawnych świętych obrazów (w typie Matki Boskiej Bolesnej, Częstochowskiej lub Hodegetrii – z błogosławiącym Dzieciątkiem), obecnie tworzy pastelowe wyobrażenia „swojej” Marii – delikatne, ciepłe, bardzo osobiste. Sama mówi, że wyrosła z tradycji malarskiej XIX wieku i tymi Madonnami przywołuje wspomnienie obrazów zapamiętanych z dzieciństwa. Innym, szczególnie lubianym i często podejmowanym przez nią tematem są krajobrazy, subiektywne „imitacje świata” przefiltrowane przez własną wyobraźnię. Malowała białoróżowe sady z kwitnącymi drzewami wiśni, kulistymi i puszystymi jak dmuchawce, i sady „niebieskie”, wszystkie oglądane w czasie pobytów w Niedzicy. Tam też powstało wiele perspektywicznych, powietrznych pejzaży (m.in. z widokiem zamku w Czorsztynie), z charakterystycznym dla tej okolicy łagodnym, falistym spiętrzeniem wzgórz, za którymi ukryta jest linia horyzontu. Artystka respektuje zasadę perspektywy, ale często przybliża też pierwsze plany, gdzie głównymi bohaterami są widziane z bliska rośliny – różne trawy, krzewy, kwiaty (także te zbierane na polu bądź w ogrodzie i układane później w bukiety „cząstki krajobrazu”) i przede wszystkim drzewa, bo one

codziennie zaprzeczają płaskości

niestrudzenie

dźwigają ciężkie minerały

i molekuły wody

podnoszą liście wyżej

niż my serca

a biorąc w nie światło

pozwalają korzeniom

drążyć ciemności gleby

drzewa

być może wyprzedzają nas do nieba

wierne ziemi

tak wytrwale każdego dnia

wniebowstępują

(Janusz Pasierb, Drzewa)



Jednym z najpiękniejszych widoków niedzickich jest „przybliżony” pejzaż z zaroślami i wąskim korytem wąwozu, który scala dwa Żywioły: ziemię i zaznaczony duktem ukośnych kresek wiatr, niewidzialny, lecz dobrze wyczuwalny ruch powietrza. Owe widoki oddające odwieczną niepochwytność zmiennego życia przyrody są najczęściej zjawiskowe, rozemglone, odrealnione, ukryte za jakąś trudną do zdefiniowania zasłoną, lecz dalekie od widzenia abstrakcyjnego, bo należą do innego porządku.

Do sztuki Marii Kubiak dobrze przylega artystyczne credo Balthusa, który uważał, że tajemnicy można dotknąć poprzez zmysłowe doświadczanie rzeczywistości. Balthus nie znosił w malarstwie egotycznej ekspresji artysty, obsesyjnego wyrażania samego siebie. Mówił, że nie jest w stanie pojąć „tego szaleńczego poszukiwania osobowości, które obecnie staje się obsesją tylu ludzi, jak gdyby osobowość była celem samym w sobie. Na malarstwo składa się wizja i obserwacja, obie te sfery powinny się nierozerwalnie złączyć. Malarz nie ma chwili wytchnienia, wciąż rozmyśla, jak przetłumaczyć to, co roztacza się przed jego oczami. Spójrzmy na Cézanne'a. Maluje jabłka i drzewa. To wszystko. Ale czyni to w sposób nieskończenie wysublimowany. Jeśli głęboko podziwia się naturę, nie można nie być religijnym. Malowanie tego, co ma się przed oczami, to sposób przybliżania się do boskości. Należy patrzeć, patrzeć i jeszcze raz patrzeć. Nie dorasta się nigdy do tego, co się widzi. Malarstwo to inkarnacja, to dążenie do tego, co zdaje się niemożliwe. Wizja wypływa z wnętrza, [a] sam akt malowania jest modlitwą” (rozmowy Balthusa z Françoise Jaunin).

Sztuka Marii Kubiak zwrócona jest ku „czemuś” lub ku innym, dlatego w jej ikonosferze znalazło się też miejsce dla człowieka. Artystka maluje Twarze, wśród nich skupione, wyciszone wizerunki własne i podobizny innych osób. Utrwala rysy ludzi zapatrzonych w głąb siebie, „wycofanych”, zakamuflowanych, ukrytych za kurtyną podłużnych i lekkich jak tkanina smug, przetarć i linii spływających w dół niby kolorowe strugi deszczu. W owych cieniach portretów wywołuje wibrujące echa barw: oranżów, brązów, różów, zieleni, szarości i błękitów, czasem wzmacnianych czernią lub zatopionych w półcieniu i tymi melanżami, modulacjami nasyca powierzchnie swoich pasteli, które są bardziej obrazami niż rysunkami.

W tym, co Maria Kubiak tworzy, wybijają się często ślady spraw ostatecznych, cierpienia, poczucia przemijania, tęsknoty, ale i nadziei. Cierpienie wpisane jest w paradoksalny „ład” świata, w stan ludzkiego istnienia naznaczonego złudzeniem wiecznego trwania. W tym „ porządku” splata się kwitnienie i obumieranie, szczęście i rozpacz, piękno i brzydota. Niektórzy poeci sądzą, że ludzie nie są w stanie znieść nadmiernej dawki rzeczywistości. Jednak człowiek, zgodnie ze swoim rytmem wewnętrznym, może odcinać się od absurdalnych przejawów egzystencji i ingerencji zła. Maria przełamuje te fatalne stygmaty siłą duchowości, świadomością obecności boskiego pierwiastka we wszystkim co żyje, szukaniem własnej drogi, zachwytem i dziękczynieniem za ofiarowane dary, i swoją sztuką, w której stara się dotknąć Tajemnicy człowieka, natury i sacrum. W ten sposób wyzwala się z niewoli doczesności i materii. Malując, zachowuje pamięć o sztuce świata i dokonaniach największych twórców, ale ta wiedza nie przytłacza jej ani nie peszy; wie, że obszarom malarstwa może oddać własną maleńką cząstkę. Uczestnicząc w nieustającym spektaklu życia zatrzymuje w swojej twórczości jego odbity, zwierciadlany obraz, który nosi w sobie. Kiedy się myśli o jej wewnętrznych przeżyciach, osobowości i refleksyjnej, cierpliwej, cichej pracy, przypominają się cudowne strofy z Popielca Thomasa Stearnsa Eliota o kobiecie,

Która szła między fiołkiem a fiołkiem

Która szła między

Wieloma rzędami przeróżnej zieleni

Szła w błękicie i bieli, barwach Marii,

Mówiła o rzeczach powszednich

Niewiedząca i świadoma wiecznego cierpienia

Szła niepewna wśród innych idących,

A która potem ożywiała źródła i odświeżała zdroje

Oto są lata, które mijają, unosząc

Daleko skrzypki i flety, odnawiając

Idącą w czasie między snem a jawą [...]

Ale źródło wytrysło i zaśpiewał ptak

Odkup czas, odkup marzenie

Świadectwo słowa nieusłyszanego

Niewypowiedzianego

Zanim wiatr strząśnie z cisów tysiąc szeptów

Na tym wygnaniu


przełożył Władysław Dulęba



Maria Kubiak — Droga krzyżowa



 <– Strona głównanbsp;Spis treści numeru