PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 44


Związki, ślady, przenikania

Ewa Krasińska– Klaputh

Polskie Orły, Bawarskie Lwy



Przystąpienie Polski i innych państw do Unii Europejskiej świętowane było w Monachium uroczyście i z dużym rozmachem. Wśród wielu spotkań, wykładów, wystaw i koncertów nietrudno było przeoczyć niewielką wystawę fotograficzną poświęconą monachijskim polonikom. Oglądać ją można było przez cały maj i czerwiec w Bibliotece Uniwersytetu im. Ludwiga Maksymiliana.

Pomysłodawcą wystawy był Aleksander Menhard, dziennikarz Radia Wolna Europa, który już w latach sześćdziesiątych poprzedniego stulecia podejmował ten temat na antenie. Przyłączył się on wtedy do grupy dziennikarzy radiowych, łowców poloników, do których należały osoby tak znane, jak hrabia Kajetan Czarkowski– Golejewski, Bronisław Przyłuski czy Tadeusz Katelbach. Dziś Aleksander Menhard jest już — chciałoby się powiedzieć — ostatnim, co tak poloneza wodzi...

Monachium miało dla Polaków zawsze ogromną siłę przyciągania. Przebywali tu malarze, politycy i naukowcy, nie brakło niebieskich ptaków i oczajdusz. Każdy pozostawił tu jakiś ślad. Najbardziej uchwytne i widoczne są te po ludziach możnych i znanych, po przedstawicielach wielkich rodów królewskich czy magnackich. Ale wiele jest też śladów zasypanych kurzem historii, a gdy zostają odsłonięte, nawet znawcy się dziwią i pytają, a skąd się to tutaj wzięło. Dzięki 50. kolorowym fotogramom oglądający mógł podjąć wędrówkę szlakiem wspólnych — polskich i bawarskich — historycznych związków. Wystawa dokumentowała to, co w Monachium i okolicy łączyło się z Polską, z polską historią i z mieszkającymi tu Polakami, a zarazem była świadectwem wielowiekowych powiązań Polski i Bawarii.

Dlaczego odbywała się akurat na Uniwersytecie Monachijskim?
W zbiorach monachijskiej Biblioteki Uniwersyteckiej znajduje się bezcenne polonicum — modlitewnik Zygmunta Starego z 1528 roku, ilustrowany miniaturami Stanisława Samostrzelnika (1485–1541) z tzw. mogilskiej szkoły miniatorskiej. Modlitewnik ten wykonany był na zamówienie kanclerza litewskiego Wojciecha Gasztołda i takiej nazwy używa się, mówiąc o nim, w literaturze fachowej. Potocznie określa się go nadal modlitewnikiem Zygmunta Starego, gdyż jemu właśnie, polskiemu królowi i wielkiemu księciu litewskiemu, jest dedykowany. Zabawne, bowiem kanclerz litewski Gasztołd, zaciekły patriota litewski, swoim wiecznym spiskowaniem sprawiał królowi wiele kłopotów.

Piękny modlitewnik przechowywany jest w skarbcu Biblioteki Uniwersyteckiej i światło dzienne ogląda rzadko. Kierownik działu rękopisów, dr Müller, zapytany o możliwość pokazania fotografii z modlitewnika na wystawie poświęconej bawarskim polonikom, życzliwie poparł ten pomysł, udostępnił część bibliotecznych pomieszczeń, przejął patronat nad wystawą i przekazał piękne zdjęcia miniatur.

Jak modlitewnik dotarł do Niemiec, można jedynie snuć domysły. Wydaje się, że przywiozła go Anna Katarzyna Konstancja, córka króla Zygmunta III Wazy, a przyrodnia siostra króla Władysława IV. Ślub królewny z księciem palatynatu Philippem Wilhelmem odbył się z wielkim przepychem w 1642 roku w Warszawie, a jej ogromny posag przeszedł do legendy. Ponad sto lat później nieoczekiwany przypadek sprawił, że książęta palatynatu z Mannheim, z bocznej linii Wittelsbachów, stali się następcami bawarskiego tronu. W Monachium modlitewnik znalazł się jako część bibliotecznych zbiorów po przeniesieniu tutaj Uniwersytetu z Landshutu. Próbę odkupienia modlitewnika, za bardzo wysoką jak na tamte czasy kwotę 3000 talarów, podjął w roku 1875 Władysław Czartoryski. Jednakże po wstępnych pertraktacjach senat uczelni, kiedy zorientował się w wartości książeczki, powiedział stanowczo — nie.

Modlitewnik pisany jest po polsku. Po łacinie spisana jest tylko dedykacja, jako akt ofiarowania „niezwyciężonemu królowi” tego zbioru psalmów, litanii i modlitw do Matki Bożej. W scenach z życia Marii i Jezusa wykorzystywał brat Stanisław nieraz wzory innych ilustratorów, niemieckich i holenderskich. Nie kopiował ich wiernie, lecz wprowadzał swoje, oryginalne rozwiązania. Przykładem — miniatura Zwiastowanie. Na tle szeroko otwartego okna stoi archanioł Gabriel. Na klęczniku po lewej stronie wspiera się Maria. Nad jej głową połyskuje aureola, ramiona okrywa długa szata, która miękkimi fałdami spływa na podłogę. A pod klęcznikiem Marii — najzwyklejsza bura mysz, na którą poluje biały kotek. Codzienność w świecie religijnych uniesień? No, niezupełnie. Raczej przełożenie religijnych uniesień na język codzienności. Kot i mysz na miniaturze to właśnie owo oryginalne rozwiązanie brata Stanisława. Unaocznia on tutaj doktrynę św. Augustyna: muscipula diaboli — pułapka na szatana. W malarstwie holenderskim doktryna ta przedstawiana była obrazowo w postaci pułapki na myszy. Brat Stanisław nieoczekiwanie ilustruje to wyprowadzanie diabła w pole — polowaniem kota na myszy.

W drugiej połowie wieku XIX w. kształciło się w Monachium wielu polskich malarzy. Wówczas tworzyli oni dość niespójną grupę. Dziś nazywa się ich „monachijczykami”. Boznańska, Fałat, Brandt, Czachórski, Matejko, Rosner, Wierusz– Kowalski — właśnie w Monachium uzyskiwali podstawy swojego wykształcenia. Jednak artystą, który jako pierwszy, bo już w XV wieku, przybył do Monachium, jest Jan Polack z Krakowa. W bardzo krótkim czasie zrobił błyskotliwą karierę. Jego obrazy można dzisiaj podziwiać m.in. w Starej Pinakotece. Przez wszystkie stulecia przyjeżdżają do Monachium wybitni politycy, naukowcy i artyści. Ich ślady są nadal obecne. Najbardziej jednak zaskakuje herb Polski i Litwy na kościele Teatynów pod wezwaniem św. Kajetana, przy jednym z najpiękniejszych placów Monachium — na Odeonsplatz. Dla wielu wiadomość, że w tympanonie kościoła Teatynów — którego budowę w stylu włoskiego baroku rozpoczęto już w roku 1663 — znajduje się jeden z najciekawszych poloników monachijskich, herb z polskimi Orłami i litewską Pogonią, jest pełnym zaskoczeniem. Czy to aby nie pomyłka — pytają? A jednak! Znalazły się one tutaj w drugiej połowie XVIII wieku na życzenie bawarskiego elektora Maksymiliana III Józefa, wnuka Teresy Kunegundy, córki polskiego króla Jana III Sobieskiego i żony elektora bawarskiego Maksymiliana Emanuela. Maksymilian III Józef chciał podkreślić w ten sposób związki Bawarii z Królestwem Polskim, a zarazem uczcić swoją małżonkę, Marię Annę Zofię, córkę elektora saskiego i króla Polski, Augusta III.

Z dekoracyjnie obramowanych tarcz herbowych umieszczonych w rokokowych kartuszach spoglądają na przechodzących polskie Orły i litewska Pogoń. Tarcza z herbem polskim umieszczona jest po prawej stronie: na czerwonym polu po lewej u góry i po prawej u dołu polski Biały Orzeł w koronie, na dwu pozostałych polach litewska Pogoń — rycerz na koniu ze wzniesionym nad głową mieczem. Po lewej stronie — tarcza z herbem Bawarii: biało– niebieska szachownica i złote lwy Palatynatu. Pośrodku między tarczami herbowymi Bawarii i Polski, w sercu, mały herb saski oraz złote jabłko z małym krzyżem na wierzchu — symbol władzy.

Mariaże dynastyczne kształtowały dużo wcześniej powiązania Polski i Bawarii — około roku 1309 Beatrycze, piastowska księżniczka ze Świdnicy, poślubiła Ludwika IV Wittelsbacha. Obydwoje zostali ukoronowani w Akwizgranie w roku 1314. Beatrycze, jako pierwsza Piastówna, została królową rzymską!

Bieg historii odsunął na dalszy plan związki wielkich rodów polskich i bawarskich. W niektórych okresach uległy one wręcz zapomnieniu. Po ostatniej renowacji kościoła Teatynów herby stały się matowe, a orły pomalowane na szary kolor zlewają się z tłem. Nie są tak widoczne, jak wtedy, kiedy bawarski elektor chwalił się swymi związkami z Królestwem Polskim. Ale tak samo jak przed wiekami wchłaniają w siebie zwykły uliczny zamęt monachijskiego dnia, podziwiają urządzane na tym placu rozliczne spektakularne imprezy, obserwują gromadzących się tutaj turystów.

Zwiedzanie kościoła Teatynów w trakcie pobytu w Monachium należy do turystycznych obowiązków, tak samo jak wizyta w Pinakotece czy wysłuchanie kuranta na Marienplatzu. Inna turystyczna trasa prowadzi z placu Odeon przez Hofgarten (Ogród Dworski) do Bawarskiego Muzeum Narodowego. Po drodze, na małym skwerze na końcu Galeriestrasse, skąd dobrze widać Kancelarię Rządu Bawarskiego, przechodzi się obok pomnika, który ufundował w roku 1803 hrabia Teodor Henryk Morawitzky, herbu Topór (1735–1810), naukowiec, polityk i wielki znawca sztuki. Zasłużona w Bawarii rodzina Morawickich pochodzi z Polski. Na cokole prezentuje się nam postać w dobrym antycznym stylu nagiego, no, prawie nagiego (bo ma liść) młodzieńca. Jego nagość wzbudziła niegdyś wiele oburzenia. Dzisiaj monachijczycy nazywają go HarmlosNiewinny, Beztroski. Jest dziełem rzeźbiarza Franza Schwanthalera, profesora monachijskiej Akademii Sztuk Pięknych.

W Bawarskim Muzeum Narodowym można zobaczyć kilka eksponatów związanych z polską historią. W dziale gier towarzyskich wystawione zostało jedno z najbardziej zagadkowych poloników: szachownica kasztelana wojnickiego Jana Tęczyńskiego herbu Topór, przedstawiciela potężnego rodu magnackiego z południowej Polski. Wykonana została w Indiach, w Gujarat w XVI wieku. Wyłożona jest masą perłową, szyldkretem i czarną laką.

Szachownica — pięknie wyeksponowana w szklanej gablocie — prezentuje się bardzo okazale. Jej wspaniałość i bogate zdobnictwo podkreśla jeszcze silniej padające z góry światło. Jedna strona eksponatu, widoczna zaraz przy wejściu do sali, to gra tryktrak. Z masy perłowej ułożona jest tutaj opowieść dworska — pod palmami poruszają się żywo dworzanie, gąszcz leśny roi się od egzotycznego dzikiego zwierza, między listowiem z masy perłowej pojawiają się słonie, tygrys, jest i nosorożec. W prawym górnym rogu odbywa się polowanie: myśliwy celuje w przyszłą ofiarę, która skryła się za palmowymi liśćmi. Pośrodku, na tronie, zasiada pod baldachimem władca, naprzeciw niego postać kobieca. Od prawego rogu spieszą z darami posłańcy. Kształty wszystkich postaci są mocno zgeometryzowane. Cała wolna przestrzeń wypełniona jest zawiłym deseniem liści.. Druga, tylna strona eksponatu, to właściwe pole szachowe, misternie wyłożone połyskliwą masą perłową i ciemnymi płytkami szyldkretu.

Na stronie z planszą do tryktraka, pośrodku dolnej części gry, znajduje się malutka, na pierwszy rzut oka niezauważalna, płytka z herbem Topór rodu Tęczyńskich. O istnieniu niegdyś drugiej płytki zaświadcza puste miejsce pośrodku górnej części gry. Płytki wklejone zostały już później, w Europie. Okazją do umieszczenia ich na szachownicy było prawdopodobnie objęcie przez Jana Tęczyńskiego w roku 1571 prestiżowego urzędu kasztelana wojnickiego. Herb widoczny na płytce ma już postać po roku 1561 — na czerwonym polu tarczy w krzyż dwa topory bojowe srebrne ze złotym toporzyskiem, zwrócone w prawo, i dwa dwugłowe, tzw. płatane, orły cesarskie. Nad herbem litery I.C.A.T.C.V. Joannes Comes A Tenczyn Castellanus Voiniczensis. Czyli: Jan Hrabia z Tęczyna Kasztelan Wojnicki. Po lewej i prawej stronie herbu data: 1571. Płytka z herbem stanowi widome świadectwo, że szachownica była kiedyś w posiadaniu polskiej rodziny.

W jaki sposób indyjska szachownica trafiła do skarbca Tęczyńskich — można jedynie snuć przypuszczenia. Jak dotarła na dwór bawarski — też nie da się udowodnić w sposób jednoznaczny. Na pewno wiadomo, że do Bawarskiego Muzeum Narodowego trafiła w 1857 roku ze zbiorów przechowywanych w tzw. Reiche Kapelle w monachijskiej Rezydencji Wittelsbachów.

W roku 1571 w Polsce rządzi od czterdziestu jeden lat król Zygmunt August, ostatni męski potomek dynastii Jagiellonów. Jego następca zostanie wybrany podczas wolnej elekcji. O wpływy na przyszłych wyborców zabiegają różne stronnictwa i ugrupowania polityczne. Także Habsburgowie. Jest to przecież walka o tron! Dbają więc nieustannie o utrzymanie swojego lobby. Nie szczędzą wydatków, nie stronią od przekupstwa. Zabiegi Habsburgów zaowocują w przyszłości. Dwadzieścia lat później król Zygmunt III Waza, latorośl Jagiellonów po kądzieli, ożeni się z Anną Habsburżanką. Ich syn, Władysław IV, zostanie po śmierci ojca obrany polskim królem. Dwór wiedeński wiąże wówczas z rodem Tęczyńskich, a zwłaszcza z hrabią Janem, duże nadzieje. Być może objęcie przez niego urzędu kasztelana wojnickiego stworzyło wysłannikom Habsburgów w Krakowie okazję, by pięknym darem przypomnieć mu czas nauki spędzony na wiedeńskim dworze? Gra w szachy, co wiemy z historycznych przekazów, była jego ulubioną grą. A Wiedeń, obok stolic Hiszpanii i Portugalii, to w XVI wieku jeden z głównych importerów z Indii kunsztownych wyrobów wykładanych masą perłową. Wklejenie szklanej płytki z pięknie wymalowanym herbem rodziny — Topór, z wypisanym po łacinie nazwiskiem Jana i datą objęcia nowego urzędu — to piękny osobisty akcent na drogocennej szachownicy.

Osobna część wystawy poświęcona została ulicom. Aż nie do wiary, że w nazewnictwie monachijskim jest aż tyle ulic jakoś powiązanych z Polską. Są ulice z nazwami miast, jak Warszawska czy Poznańska, są z nazwiskami ludzi sławnych, jak Fryderyk Chopin czy ksiądz Maksymilian Kolbe. Jest też ulica malarza Jana Pollacka, a w dzielnicy Schwabing znajduje się krótka ulica o nazwie Morawitzkystrasse. Przez północną część monachijskich terenów olimpijskich wiedzie rozległa aleja spacerowa — Kusocińskidamm, nazwana tak ku czci legendarnego polskiego lekkoatlety z lat dwudziestych poprzedniego stulecia.

Gdybyśmy od końca alei Kusocińskiego konsekwentnie szli dalej na północ, to po kilkunastu kilometrach wytężonego marszu dotarlibyśmy do miasteczka Dachau. Do 1933 roku — kiedy w dawnej fabryce amunicji założono jeden z pierwszych w Niemczech obozów koncentracyjnych — było to spokojne i zadbane miasteczko, które swój dobrobyt zbudowało już w średniowieczu na pracowitości i handlu. Dzisiaj jest symbolem przemocy, okrucieństwa i gwałtu z czasów II wojny światowej. Swojej złej sławy nie pozbędzie się już nigdy.

Dla Polaków było to miejsce naznaczone szczególnym okrucieństwem: przypominają o tym tablice na zewnętrznej ścianie kaplicy– rotundy. Są one umocowane obok postaci Chrystusa Frasobliwego, poświęconego w Niepokalanowie. Czytamy na nich:

Tu w Dachau co trzeci zamęczony był Polakiem.
Co drugi z więzionych tu księży polskich
Złożył ofiarę z życia.



Dziś, jak dawniej, jest to spokojne i zadbane miasteczko ze średniowiecznym centrum, ponad którym na wzgórzu króluje rozległy kompleks zamkowy. Dachau. Miasto o dwu obliczach.

Nasza podroż po polskich śladach w Bawarii — podróż przez czas i przestrzeń — prowadzi nas z Dachau do Neuburgu nad Dunajem, gdzie w wieku XVI rezydował elektor palatynatu Ottheinrich (1502–1559), wnuk Jadwigi Jagiellonki, córki króla Kazimierza IV Jagiellończyka, i księcia Jerzego Bogatego z dynastii Wittelsbachów. Ślub babki Ottheinricha — wówczas 18– letniej Jadwigi, z 20– letnim Jerzym, zwanym Bogatym, w roku 1475, był zdarzeniem, które odbiło się szerokim echem w średniowiecznej Europie. By uczcić związek Jagiellonów i Wittelsbachów zjechali wówczas do Landshutu przedstawiciele najmożniejszych domów Europy, m.in. cesarz Friedrich III oraz jego syn Maksymilian. Szczęście młodej pary świętowano przez prawie dwa tygodnie. Z przekazów historycznych wiemy, że uroczystości weselne kosztowały 60.766 reńskich guldenów, co w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze wyniosłoby około 12 milionów euro.

Odświętny wjazd królewny Jadwigi do miasta powtarzany jest co cztery lata (od roku 1903) z dużą historyczną wiernością. Przez trzy tygodnie miastem rządzi „Wesele Landshuckie”. Ponad 2000 tysiące osób przebranych w barwne średniowieczne stroje wjeżdża tu dzisiaj — tak jak wtedy — jako królowie i książęta, możni i mieszczanie. Za nimi podążają wozy obładowane darami. W mieście urządzane są turnieje rycerskie, koncerty, festyny. Choć wydawane obecnie kwoty są o wiele skromniejsze, przepych historycznej uroczystości oszałamia i dziś wielotysięczne tłumy turystów. Następne „Wesele Landshuckie” odbędzie się w roku 2005, od 25 czerwca do 17 lipca. Bez wątpienia jest to znakomita okazja, by odwiedzić Bawarię.

Szczęśliwa królewna Jadwiga prowadziła później, jeżeli wierzyć dziejopisom, życie nieszczęśliwej żony, zesłanej przez męża do zamku Burghausen. Na bramie wjazdowej do zamku oglądać można po dzień dzisiejszy herb z polskimi orłami.

Wielki posag królewny Jadwigi, 32.000 węgierskich guldenów, obiecanych przez jej ojca króla Kazimierza IV Jagiellończyka, pozostał w dużej mierze w sferze obietnic. Dług polskiego króla przeszedł jako spadek najpierw na córki Jadwigi, a następnie na jej wnuka, palatyna Ottheinricha. Ponieważ ten ostatni prowadził życie na bardzo wysokiej stopie, jego kasa była wiecznie pusta i zawsze znajdował się w potrzebie finansowej. W listopadzie 1536 roku, kiedy zamarzły drogi i szeroko rozlane rzeki ściął pierwszy mróz, Ottheinrich wybrał się do Krakowa, do swojego wuja — króla polskiego Zygmunta Starego — by odebrać obiecane niegdyś w posagu pieniądze. Po prawie 4 tygodniach jazdy w siodle orszak 40 konnych dotarł do Krakowa.

Z zachowanych dokumentów wiemy, że na polskiej granicy palatyn Ottheinrich powitany został wielce uroczyście przez 4 polskich wysłanników królewskich, a w dalszej podróży towarzyszylo mu tysiąc konnych. Podejmowany wielce ceremonialnie na Wawelu, wziął wówczas udział w powitaniu Nowego Roku 1537 i w obchodzie uroczystości urodzinowych króla 1 stycznia. Z uczty urodzinowej zachowały się: karta potraw i zapis porządku usadzenia gości przy stole.

Pieniądze, które król Zygmunt Stary wypłacił palatynowi Ottheinrichowi, rozeszły się szybko. Z tamtej podróży pozostało jednak 50 kolorowych rycin: są to widoki 65 miast, zamków i posiadłości z terenów dzisiejszych Niemiec, Czech i Polski, m.in. również z Krakowa. Te, do niedawna zupełnie nieznane obrazy, są często pierwszymi widokami tych miejscowości. Pokazano je obecnie w Polsce, Czechach i Niemczech na wystawie zorganizowanej przez Niemieckie Forum Kultury Europy Środkowej i Wschodniej.

Podróż wnuka Jagiellonów palatyna Ottheinricha przez średniowieczne miasta, tak pięknie udokumentowana w wedutach nieznanego malarza, może być też dzisiaj widziana jako symbol „zjednoczonej Europy” w tamtych czasach. Zarazem jest jeszcze jednym świadectwem wielorakich powiązań historycznych i kulturalnych łączących nasze trzy sąsiedzkie kraje: Polskę, Czechy i Niemcy.



 <– Spis treści numeru