Muszę się zastanowić, dlaczego istnieje w sztuce zjawisko określane
mianem malarstwa sztalugowego... Malarz na dostępnym mu polu odciska za pomocą
ubarwionych pędzli fikcyjne byty, bardziej lub mniej przypominające coś ze
świata ludzi, przedmiotów, przyrody. Kto dał pierwszy wzór takiego
wypowiadania się? Jaki człowiek plamiąc skalną ścianę odciśniętym
znakiem dłoni, dokonał pierwszego aktu autokreacji? Czy praartysta zrozumiał,
że ślad jest zwielokrotnieniem siebie, a zatem stał się silniejszy, większy
od współplemieńców i że przeniósł się w ponadczas?
Chlubiące się swoją innością „ja” musiało się przebić przez
zaprzeczenie istnienia jednostki, obowiązujące jeszcze w wiekach średnich.
Poprzez artystę obdarzonego nieprzeciętnymi zdolnościami przemawiała Siła
Wyższa i to jej należało oddać hołdy, to ona budowała, rzeźbiła, malowała dla
swojej chwały. Czasem w poczuciu niesprawiedliwego podziału zasług, tu i ówdzie
pojawił się skrzętnie ukryty gmerk – znak śmiałka
upominającego się u Najwyższego o łaskę docenienia, o prawa autorskie, ale już
w rozliczeniach wieczystych.
Piękny obraz jest rozpoznawalny od pierwszego wejrzenia. To wrażeniowe
odczucie, czyżby złudne? Co sprawia, jakie cechy stanowią o jego pięknie? Nie
podejmuję się definiowania. Teoretycznie, bez przykładu na konkretnym obiekcie,
można powtórzyć, że jest to zgodność, zachowana równowaga pomiędzy pomiędzy
zawartością myślową i emocjonalną
dzieła a zespołem plam, barw, linii, płaszczyzn, brył, faktur.
Artysta nie przechodzi obojętnie wobec zwyrodnień społecznych, dzięki pewnemu
aparatowi będącemu coraz rzadziej w użyciu. Jest nim wrażliwość. Sztuki piękne
potrafią uwrażliwionym sumieniom przedstawić kondycję i przeznaczenie
człowieka. Malarz dostrzegający piękno w rzeczy jest poprawny, malarz
współczujący utożsamiający się z głodnym, bezdomnym, a nawet
uzależnionym, jest jego bratem. Skoro potrafię odróżnić dobro od zła,
wyjaśniam drugim te kategorie, malując. Sam także zażywam oczyszczającej
kąpieli zwanej katharsis. Przypowieści o złych i dobrych uczynkach układają
mi się w ciąg obrazków, które porządkowo nazywam
cyklem, coś na podobieństwo biblii ubogich. Czepiam się złudnej nadziei, że
poprzez świadectwa można uchronić, uzdrowić człowieka.
1999
Oto mój obraz „Fajerant”. Jedynym zawodem niechcianym, narzuconym a rzadziej wykonywanym con amore jest żołnierka. To narzędzie paranoicznych ideologii, jakże wzbogacających nasze życiorysy w ostatnim stuleciu. |
|
Cykl „Nasz wiek”, Fajerant I, 1998, olej. |
|
|
Tatuaż, olej, 1978 |
Leszek Sobocki urodził się 14 listopada 1934 roku w Częstochowie. Studiował
na Wydziale Grafiki w Katowicach w latach 1953-1956, na Wydziale
Malarstwa Akademii Sztuk
Pięknych w Krakowie w latach 1956-1959 oraz w Państwowej Wyższej Szkole
Teatralnej i Filmowej w Łodzi w latach 1959-1960.
Współzałożyciel i członek grupy WPROST, w której dziewiętnastu wystawach
uczestniczył. Brał udział w około 200 wystawach zbiorowych organizowanych
w kraju i za
granicą, m.in.: „Romantyzm i Romantyczność w sztuce polskiej XIX
i XX wieku””, „Polaków portret własny” „Myśl Artysty” w stulecie śmierci Norwida.
Autor około
trzydziestu wystaw indywidualnych i laureat licznych nagród w dziedzinie
malarstwa i grafiki,
w tym nagrody „Solidarności” w 1983 roku.