Dawno już, w chłopięctwie, wyemigrowałem nad Morze Śródziemne, w strefę biblijno–helleńską, czyli do mojej Polski, śródziemnomorskiej, tej, która pod względem duchowym leży nad Morzem Śródziemnym, i poprosiłem o azyl. Obcuję z Klemensem Janicjuszem, z mistrzem Janem z Czarnolasu, z królem jegomością Zygmuntem Augustem, do którego zawsze zwracam się ze słowami, jakich mnie nauczył mistrz Jan: „Panie mój! – to najwiętszy tytuł u swobodnych”.
Zygmunt Kubiak
Gdy spada na nas wieść niespodziewana o śmierci nagłej
wielkiego twórcy szczególnie nam bliskiego, to wstrząs ów
wytrąca nas z niedorzecznego wszak poczucia, że ów Ktoś
winien być z nami zawsze, żywy, obecny,
przynajmniej do końca naszych dni. Darzył nas bowiem hojnie
owocami swej twórczości. Stąd też – gdy Go już nie ma między
żyjącymi, gdy z czasu ziemskiego przeszedł w bezczas
wieczności – chęć odwdzięczenia się jakoś za ów bezcenny
dar... Stąd więc i mój szkic, w którym postaram się
odpowiedzieć na pytania: kim On był jako twórca? Na czym
polega wielkość Jego pisarstwa? Choć wiem, że tej
wielkości zdołam zaledwie dotknąć...W trzech przynajmniej
zasadniczych punktach, tyczących: miejsca, stylu, obrazu
świata.
Przygotowując ten szkic, zgromadziłem wokół siebie książki
Pisarza (wszystkich tu nie wymienię), który tyle już lat
towarzyszy mojej drodze duchowej: od najwcześniejszej
Półmrok ludzkiego świata (1962), przez kolejne tomy esejów
(Wędrówki po stuleciach, Szkoła stylu, Jak
w zwierciadle, Przestrzeń dzieł wiecznych, Brewiarz Europejczyka,
Uśmiech kore), antologie tłumaczeń poezji (Muza grecka,
Muza rzymska, Antologia poezji nowogreckiej, „Twarde dno
snu” – Tradycja romantyczna w poezji języka angielskiego),
wielkie dzieła translatorskie (Wyznania św. Augustyna,
Eneida Wergiliusza, Wiersze zebrane Konstandinosa
Kawafisa), monografię Kawafis aleksandryjczyk,
opracowania dawnych polskich przekładów – Iliady
(Dmochowskiego) i Odysei (Siemieńskiego), po
„trylogię antyczną” (tak to nazywam) obejmującą: Mitologię
Greków i Rzymian, Literaturę Greków i Rzymian, Dzieje
Greków i Rzymian (2003). Obrazują te książki pół wieku
nieprzerwanej pracy w materii słowa, i układają się w
„Bibliotekę Zygmunta Kubiaka” (na podobieństwo niegdysiejszej
„Biblioteki Boya”). W tej Bibliotece wyróżnimy trzy
zasadnicze działy: eseje (których większość miała pierwodruki
w czasopismach, do książek zaś wchodziły przeredagowane),
przekłady poetyckie, dzieje.
Pozwala więc ta Biblioteka jakoś wstępnie usytuować Zygmunta
Kubiaka, określić miejsce mu należne w kulturze Polski
i świata; z całym, podkreślmy to, Jego zakorzenieniem. Był
On bowiem, jak mało kto dzisiaj, zakorzeniony
w najcenniejszym dziedzictwie kultury duchowej Europy.
Wchłaniał to dziedzictwo całym sobą, żył nim: mitologią
i pisarstwem Greków i Rzymian, poezją Biblii, św. Augustynem,
Dantem i Petrarką, Kochanowskim i polskim Renesansem,
polską poezją Oświecenia, romantyzmem angielskich poetów, aż
po Leśmiana i poetów nowogreckich. Dla porównania:
podobnie żywe zakorzenienie mieliśmy ongi u naszych wielkich
humanistów– myślicieli i zarazem niezrównanych mistrzów
słowa, działających na polu literatury – średniowiecznej,
antycznej, nowożytnej: Edwarda Porębowicza, Tadeusza
Zielińskiego, Mariana Zdziechowskiego, Jana Parandowskiego,
Juliusza Kleinera, Wacława Borowego, Zygmunta Łempickiego
i pisarza równie jak Zygmunt Kubiak osobnego, Stanisława
Vincenza... Każdy z nich, rzec można, wyróżniał się swoim
indywidualnym sposobem zakorzenienia. Podobnie Kubiak,
o dwa blisko pokolenia od nich młodszy, miał na wskroś własny
modus bycia w żywym dziedzictwie słowa – poezji,
prozy, dramatu – jak i związanych z tym sztuk naocznych,
plastycznych.
Mawiał o sobie, nieco żartobliwie, że jest na pół
chrześcijaninem i na pół greko–rzymskim poganinem;
bliski w tym może był Tadeuszowi Zielińskiemu, choć bardziej
odeń czuły i otwarty na tradycje „starotestamentowe”. Pisał:
„Już w latach chłopięctwa urzekł mnie czar tradycji
żydowskiej. Jest to czar starego ludu, podobny do czaru
greckiego. Czar intelektualny, obecny nie tylko w Biblii
i w późniejszych wielkich dziełach żydowskiej myśli i literatury,
lecz nawet i w żydowskich anegdotach. Moc, jaką z Biblii
i z całej wielkiej myśli żydowskiej czerpałem do duchowej walki
przeciw komunistycznemu totalitaryzmowi. Ale nie tylko to.
Także pewien szczególny rodzaj intymności”.
W tym wszystkim zdawał się całkiem osobny.
Z dystansem pewnym do współczesności, zarazem z ostrą jej
świadomością. Cenił splendid isolation jako stan konieczny
dla tworzenia wartości artystycznych, piękna po prostu, bez
którego sztuka usycha i więdnie. Równocześnie, daleki od
jałowego estetyzmu, świadom był tego, że artysta– twórca
nie powinien sobie piękna zakładać jako nadrzędnego celu, ani
myśleć o nim zbytnio, a tylko strzec się nadmiaru... brzydoty.
Jego pozycja w bieżącym życiu artystycznym, literackim, rysuje
się nader wyraźnie: życzliwy dla wszystkich wartych
życzliwości, przychylny dla tych, co przychylności pragną,
w środowisku przyjacielski, zarazem jakby obok nurtujących
środowiska artystyczne trendów, tendencji, nastawień, mód,
dyskusji, sporów. Na rozgorączkowaną współczesność patrzył
z perspektywy klasycznej – Grecji, Rzymu, polskiego i włoskiego
Renesansu...
Ten dystans, życzliwy zresztą, pozwalał mu tym bardziej
realizować dzieło życia – w postaci publikowanych książek;
dzieło, którego wielkość, oczywista już dziś dla Jego
czytelników, będzie jeszcze rosła i umacniała się
w świadomości powszechnej. Jako autor pięknego określenia
„Przestrzeń dzieł wiecznych” (zarazem tytułu jednej z jego
książek), sam się, chcąc nie chcąc, ze swą „Biblioteką” w tej
przestrzeni sytuował. Dla nas, wiernych Jego czytelników (ich
liczba, wierzę w to, będzie stale rosła), pozostanie Wielkim
Przewodnikiem, czarodziejskim sposobem swojego pisania
oprowadzającym po obszarach Dzieł wiecznych...
To nie jest historia literatury. To jest opowieść o wędrówce i przygodach duszy wśród arcydzieł. Zapisana dla Czytelników, którzy chcą wybrać się w taką podróż. [...]
Pragnę, żeby moja polszczyzna była coraz prostsza (najlepiej – skrajnie dosłowna) i coraz bardziej płomienna. Jak poezja grecka, w której nieraz bije piorun.
(Zygmunt Kubiak, Literatura Greków i Rzymian)
Był mistrzem sztuki słowa z rzędu największych. We wszystkim
co pisał, w każdym z gatunków literackich, jakie uprawiał,
czuje się wysokiej próby artyzm. Wszystko, co wyszło
spod jego pióra i ujrzało światło druku – od krótkiego szkicu,
po dużą książkę, od drobnego epigramatu antycznego, po wielką
epopeę – było dziełem sztuki pisarskiej; inaczej być nie mogło
– tu działał mus, konieczność, imperatyw doskonałości, czy,
skromniej: dobrej roboty, warsztatu, rzemiosła – tego wymagał
od siebie dla swoich czytelników, o których się troszczył,
z którymi czuł żywą więź, a to wprost wynikało z jego bycia
w książkach, rozmiłowania w nich, bytowania w przestrzeni
lektury. Cieszyła go wspólnota czytających:
„Chciałbym powiedzieć parę słow o tym, co nas szczególnie
łączy. Amor librorum nos unit – łączy nas miłość do
książek” – choć z drugiej strony martwiło go, że powszechna
potrzeba życia książką u nas maleje...
Działał na różnych polach, uprawiał różne dziedziny pisarstwa.
Pytanie: kim był przede wszystkim – eseistą, krytykiem
(literackim), historykiem (literatury), tłumaczem (poezji
i prozy)? – mały ma sens, gdyż był tym wszystkim równocześnie
i maksymalnie; wszystkie te sposoby czynnego bycia w słowie harmonijnie w nim współgrały. Gdy czytam jego eseje z kręgu
kultury śródziemnomorskiej, zda mi się on najznakomitszym,
najbardziej oryginalnym z mistrzów tego przedziwnie
wielopostaciowego gatunku. Kiedy rozsmakowuję się w jego
tłumaczeniach – drobnych, dużych, największych (Eneida!)
– poezji starożytnej Grecji i Rzymu, poezji nowogreckiej
(Kawafis!), romantycznej poezji angielskiej – urasta mi on do
rangi największego z polskich poetów, którzy sztuką
tłumaczenia się parali (wszak dobry przekład utworu
poetyckiego jest, musi być samoistnym poetyckim utworem!).
Wczytajmy się i wsłuchajmy choćby w ten wiersz –
z Muzy rzymskiej:
Płynął strumień nurtem chłodnym przez zieloną, rzeźwą łąkę,
Śmiejąc się kamyków błyskiem, chłonąc w siebie barwy kwiatów.
Nad nim były modre laury i zielone krzewy mirtu,
Które trącał lekki powiew, kołyszący, szeleszczący.
W dole łąka miękką trawę dla wędrownych stóp ścieliła,
Wyzłocona szafranami, bielą lilii rozjaśniona,
I fiołków leśnych wonnym tchnieniem cały gaj oddychał.
Mówił (w rozmowie z Tomaszem Fiałkowskim, zamykającej
tom Przestrzeń dzieł wiecznych): „z całą nieśmiałością
zbliżałem się do spraw tłumaczenia; najpierw były eseje, później
dopiero odważyłem się przekładać wielką literaturę.
Podkreślam: wielką, bo pomijając przekłady prozy
popularnonaukowej, pożyteczne, ale robione raczej dla chleba,
tłumaczyłem tylko arcydzieła. W ogóle interesują mnie tylko
arcydzieła, inne książki najzwyczajniej mnie nudzą. Pierwsze
moje przekłady, poza paroma wierszami Eliota, to były
epigramaty z Antologii Palatyńskiej. Do wielkiej epickiej
tradycji zbliżałem się więc od małych okruszyn”.
Jego rozmiłowanie w książkach – amor librorum –
równoznaczne było z rozmiłowaniem w języku; w języku
w ogóle, w językach różnych, z których tłumaczył, a w języku
polskim w szczególności. Rzeczywistość języka, językowy
żywioł, materię i formę języka, piękno języka, urodę języków
poszczególnych w ich cechach konkretnych – to wszystko
wyczuwał, postrzegał i pisał o tym tak, jak nikt przed nim ni po
nim.
O języku polskim: „W moim odczuciu jest to bezmiernie
wspaniały język. Niejednokrotnie o tym starałem się pisać. Czy
przywołam Lechonia: Dzisiaj nocą samotną, spędzoną
bezsennie, po promieniach księżyca, jakimś dziwnym
tchnieniem, czy głębiej sięgnę, do Mickiewicza:
Jeżyna, czarne usta tuląca do malin, czy jeszcze głębiej:
Czemu mnie próżno, srogi Apollo, trapisz – jest to
dla mnie język, o którym nawet nie mogę mówić spokojnie,
ponieważ zbyt głęboko mnie dotyka. Jest to medium, poprzez
które odczuwam świat, ten język mnie ogarnia jakby jakieś
skrzydło, ciąży mi, muszę go dźwigać, a jednocześnie wznosi
mnie lekkimi pióry. To cytuję z Dmochowskiego,
z jego przekładu Iliady...[...] Tam jest taki cudowny werset,
że ptak wzlata lekkimi pióry. To nie chodzi o to, że
pióro jest lekkie, ale że ptak wzlata w górę. To jest język, który
ma ekspresyjne możliwości niewypowiedziane. Właściwie tylko
grecki i łacina są językami, które by ten stopień podziwu we
mnie budziły.” (z tomu Uśmiech Kore).
Jak określić styl pisarski Zygmunta Kubiaka – w całym
jego słownym bogactwie, w różnych odmianach, w rozlicznych
niuansach? Sposób pisania jedyny, niezrównany, nie–
do– podrobienia, język wyrastający z żywej mowy, zarazem
klasycznie zwięzły, mocny w opisie, celny w charakterystyce,
wyrazisty w przedstawianiu... W ramach zaś tego stylu
osobistego rysuje się podział generalny (i tradycyjny) na styl
prozy i styl poezji. W „prozie” wyróżnimy
z kolei styl esejów, różnej długości, układanych często w cykle,
oraz styl ksiąg dużych (Wyznania Augustyna, monografia
Kawafis aleksandryjczyk, „trylogia antyczna”).
W esejach zaś – obejmujących zapiski z lektur rozmaitych,
sylwetki twórców, sceny z podróży, krajobrazy (ukochanej
Grecji, Italii, także Ameryki), rekonesanse w głąb (żywej!)
przeszłości i penetracje aktualnej teraźniejszości – jakież
bogactwo odcieni stylu!
Mnie tutaj szczególnie urzeka muzyczność Kubiakowej
prozy. Nie tyle i nie tylko ta łatwa, głaszcząca ucho eufonią,
kołysząca rytmem, sycąca melodyjnością słownej frazy. Przede
wszystkim muzyczność rdzenna, substancjalna, strukturalna;
muzyczność jako modus kształtowania literackiego tworzywa;
muzykopodobne formowanie dzieła sztuki pisarskiej
z materii słownej – pojęć, znaczeń, wyglądów, przedstawień
postaci ludzkich i ich losów. Jak takie quasi– muzyczne
formowanie wygląda? Oto przykład.
W twórczości Kubiaka znajdujemy klejnoty sztuki eseju
szczególnie kunsztowne. Do takich należy Słodycz śródziemnomorska (z tomu
Brewiarz Europejczyka, tu pozwolę sobie przytoczyć
fragment z mojego Wstępu do tego tomu), skomponowany –
w rytmie, tempie, narracji – niby jakiś poemat
symfoniczny... Chodzi mi o ideę takiego kształtowania muzyki,
zmiennej w ruchu, w tempie rubato – trochę sonatowo,
trochę wariacyjnie – z ekspozycją tematów, ich kołowaniem
i przetwarzaniem, z techniką motywów przewodnich. Esej
Kubiaka, bliski idei poematu symfonicznego, instrumentowany
jest z przedziwną subtelnością, niuansowy
w kolorycie... Eksponuje zrazu ów tytułowy motyw przewodni,
jakość wyrazowo– nastrojową, „słodycz
śródziemnomorską”. I zaraz potem idą tematy konkretne, z dwu
poziomów rzeczywistości: mitycznej – Odys, Feakowie,
i historycznej – św. Augustyn i jego bliscy. Tematy rozwijają się,
krążą, nawracają, przetwarzają, przeobrażają, splatają się,
kontrapunktują. Zmieniają się tonacje i koloryty: naczelna
„słodycz” – jasna, promienna, ściemnia się, gorzknieje,
mrocznieje w sferach podziemnych... Oddalenia i przybliżenia,
odcienie temperatury uczuć, niuanse ekspresji. Tok prozy bliski
toku utworu muzycznego, narracja słowna podobna narracji
muzycznej...
W takim pisarstwie widziałbym też cudowne zespolenia różnych
rodzajów artystycznej wyobraźni, w medium słowa muzycznie
kształtowanym, na zasadzie romantycznej „korespondencji
sztuk”: wyobraźnia poetycka z muzyczną i malarsko–
obrazową harmonijnie ze sobą współgrają...
Sztuka jest dla mnie wartością zarówno estetyczną, jak i moralną: wykuwanie dzieła wymaga pewnych określonych cech charakteru. Sztuka jest też wartością metafizyczną. [...] Bardzo nie lubię mętnego mieszania religii ze sztuką, można jednak dostrzec, że wznoszenie się do piękna i do obiektywności sztuki gdzieś tam, na szczytach, zbiega się ze wznoszeniem się religijnym. [...]
Przywiązanie się do estetyzmu wzmogło się w mej działalności i w mym myśleniu przez trwającą tyle lat wewnętrzną walkę przeciw marksistowskiemu totalitaryzmowi. Uważam, że marksizm jest doktryną rzeczywiście bezmiernie straszną, usiłował bowiem człowieka zniewolić w sposób bardzo głęboki. Usiłował odciąć go od tego świata wewnętrznego, który gdzieś tam wysoko, jest światem zarówno estetycznym, jak religijnym.
Próbował tego dokonać, podporządkowując ów świat wyłącznie grze sił politycznych i ekonomicznych.Przestrzeń dzieł wiecznych,
z Zygmuntem Kubiakiem rozmawia Tomasz Fiałkowski)
Jak to się stało, że na wielkiej fali szlachetnego w swoich źródłach buntu, walki o przemianę świata, powstał system nieludzki? [...]
Ludzkość przerażona jest totalizmem niby garbem, który wyrósł na jej plecach podczas jej dążenia ku sprawiedliwości i szczęściu. Ale wielka mistyfikacja naszej epoki: że system totalistyczny został stworzony z woli ludu albo przynajmniej dla dobra ludu, została zdemaskowana do końca.
(Zygmunt Kubiak, Natura i obłęd,
z tomu Przestrzeń dzieł wiecznych)
Odczuwał rzeczywistość i pojmował świat, rzec można,
maksymalnie: w całym pięknie i całej grozie, w rdzennych
sprzecznościach, w dramatyzmie i tragiźmie dziejów.
Powiedziałbym, że w przedziwny sposób łączył w sobie
światoodczucie starożytnego Greka i Rzymianina, człowieka
Renesansu i człowieka Romantyzmu z światoobrazem
współczesnym. W sferze kultury wysokiej, „przestrzeni dzieł
wiecznych”, jak ją nazywał, przyświecał mu ideał wielkiej
syntezy: chrześcijaństwa z antycznym pogaństwem, Odrodzenia
ze Starożytnością, grekołacińskości z polskością,
klasycznej harmonii i dyscypliny z romantyczną czułością
i uniesieniem. Znawca myśli św. Augustyna i kongenialny
tłumacz jego Wyznań (cztery kolejno ulepszane wydania!)
dociekał sensu ludzkich dziejów w najbliższym mu kręgu
kultury śródziemnomorskiej. Z „trylogii antycznej”,
z licznych także esejów, wyeksplikować można filozofię dziejów,
w której poetycka wyobraźnia i trzeźwy realizm zaskakująco ze
sobą współgrają. Ta myśl historiozoficzna jest nicią przewodnią
pisarstwa Kubiaka, od pierwszych jego prac – esejów zawartych
w tomie Półmrok ludzkiego świata, a tyczących Grecji
Homeryckiej. Już więc na początku swojej drogi twórczej
wydobywa te dzieje z półmroku i przywodzi do światła naszej
czytelniczej świadomości.
A w dalszej drodze – św. Agustyn z Hippony i Konstandinos
Kawafis aleksandryjczyk (którego całą twórczość poetycką
językowi polskiemu kongenialnie przyswoił!), każdy ze swoją
wizją dziejów i myślą historiozoficzną, to byli, jak sądzę,
najwięksi jego przewodnicy, inspirujący do własnych
przemyśleń, dociekań, przedstawień, rozwinięć...
Dzieje Greków i Rzymian (trzecia część „trylogii
antycznej”) oraz mający się wkrótce ukazać (wyd. Świat
Książki) przekład Ewangelii wg św. Łukasza, to ostatnie dzieła
Zygmunta Kubiaka. Śmierć zabrała Go nagle, w pełni sił
twórczych, przerywając pracę nad przekładem czterech
Ewangelii, niwecząc projekt tłumaczenia Homerowej Iliady...