PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 41-42


Wspomnienia


Maria Jezierska (1931–2003)



Po powstaniu Warszawskim przebywałam przez pewien czas na wsi, koło Błonia, gdzie rodzice moi mieli małą posiadłość ziemską – Bolesławów.
W lecie 1946 roku zamieszkałam w Podkowie Leśnej, w domu mojej ciotki Marii Siarkowskiej, przy ulicy Słowiczej 27.
We wrześniu rozpoczęłam naukę w pierwszej klasie liceum, które mieściło się przy ulicy Parkowej 21, w dawnym Pensjonacie „Przedwiośnie”.
Tu wśród grona kilkunastu uczniów, którzy wspólnie uczyli się w gimnazjum w poprzednich latach, poznałam Isię Latoń. Była dziewczyną o typowo słowiańskiej urodzie i pięknych jasno–blond włosach, które zaplecione w gruby warkocz upinała wokół głowy. Zawsze pogodna i uśmiechnięta, uczynna i koleżeńska chętnie angażowała się we wszelkie sprawy klasowe, wykazując przy tym duże zdolności organizacyjne. W początkowym okresie, w nowej szkole i nowym otoczeniu czułam się trochę zagubiona, ale dzięki Isi, która umiała doskonale współżyć ze wszystkimi koleżankami i kolegami, zostałam szybko zaakceptowana przez klasę.
W czasie naszej wspólnej nauki byliśmy bardzo zgraną klasą, dzięki czemu po zdaniu matury utrzymywaliśmy w dalszym ciągu bliskie kontakty, a raz w roku, w połowie maja spotykaliśmy się wszyscy wspólnie z naszą ukochaną i niezapomnianą profesorką Julią Heybowicz, która była naszą wychowawczynią i uczyła nas matematyki i fizyki.
Miło wspominam rodziców Isi – państwa Latoniów, a szczególnie panią Krystynę Latoń, która żywo interesowała się sprawami naszej szkoły i klasy i często nam „matkowała”. Dom państwa Latoniów przy ulicy Kwiatowej był zawsze bardzo gościnny i otwarty szczególnie dla młodzieży, z którą pani Krystyna miała doskonały kontakt.
Organizowaniem naszych spotkań klasowych zajmowała się zwykle Isia wspólnie ze Staszkiem Wojnarowskim, z którym pobrali się niedługo po maturze i zamieszkali w domu rodzinnym Isi. Oboje byli szalenie towarzyscy i gościnni, dlatego też nasze spotkania klasowe odbywały się najczęściej w ich domu. Wszyscy koledzy i koleżanki zapraszani byli z żonami i mężami, tak więc każdego roku na naszych spotkaniach przybywało gości. Spotykaliśmy się regularnie przez 20 lat, do śmierci Staszka Wojnarowskiego.
Okres po zdaniu matury w maju 1948 roku spędziliśmy wesoło na różnych zabawach i wycieczkach. Moi rodzice, którzy w tym czasie jeszcze mieszkali na wsi, w Bolesławowie zorganizowali nam całodniową wycieczkę przysyłając rano do Podkowy dwa wozy konne, które zabrały całą naszą klasę, a wieczorem odwiozły wszystkich z powrotem.
W październiku 1948. roku rozpoczęłyśmy razem z Isią studia na Wydziale Chemii Uniwersytetu Warszawskiego, który mieścił się przy ulicy Pasteura 1. W tym czasie często spotykałyśmy się w kolejce WKD lub na terenie Wydziału.
W końcu 1952. roku ukończyłyśmy studia i nasze drogi się rozeszły, bo Isia rozpoczęła prace w Instytucie Hematologii, a ja w Instytucie Techniki Budowlanej i niedługo po tym zamieszkałam w Warszawie.
W dalszym ciągu jednak utrzymywałyśmy bliskie kontakty towarzyskie, a nasze spotkania klasowe odbywały się regularnie . Po śmierci Staszka Wojnarowskiego nastąpiła długa przerwa w naszych spotkaniach. Dla Isi był to bardzo trudny okres w Jej życiu, bo została sama z dwoma synami, których wychowaniem musiała zająć się samodzielnie. Po kilku latach Isia wyszła po raz drui za mąż za Kazimierza Jezierskiego, który zmarł w 1994 roku.
Pomimo wielu tragicznych przejść Isia była zawsze bardzo dzielna i nie poddawała się łatwo zrządzeniom losu. Przez szereg lat działała aktywnie w Towarzystwie Przyjaciół Miasta–Ogrodu Podkowa Leśna.
Na wiosnę 1998 oku, Isia znów pełna energii i zapału postanowiła zorganizować jubileuszowe spotkanie klasowe, z okazji 50–tej rocznicy naszej matury. Musiała poświęcić wiele trudu i czasu aby po długiej przerwie odnaleźć wszystkie koleżanki i kolegów i znów nawiązać z nimi kontakt. Udało się i w maju 1998 roku odbyło się nasze jubileuszowe spotkanie, które rozpoczęło się wspólnym obiadem w Białym Dworku, a skończyło słodkim podwieczorkiem, w nowym domu Isi, przy ulicy Storczyków 38 pełnym kwiatów, które Isia uwielbiała. Zabrakło jednak kilku naszych już nieżyjących kolegów i pani Julii Heybowicz, która zginęła tragicznie kilka lat wcześniej. Na naszym spotkaniu była bardzo przez nas lubiana i ceniona profesorka pani Anna Gierżod. Spędziliśmy bardzo miły dzień wspominając lata szkolne, sprzed 50–ciu laty.
W ostatnim okresie widywałyśmy się z Isią na różnych spotkaniach towarzyskich, a czasem na cmentarzu podkowiańskim, gdzie jest pochowany mój ojciec. Isia, jak zwykle bardzo uczynna, w ciągu lata podlewała kwiatki na grobie mojego ojca, dzięki czemu do późnej jesieni jeszcze kwitły. Niestety tego ostatniego lata ze względu na Jej stan zdrowia było już to niemożliwe.
W czerwcu 20002 roku odbył się Zjazd Chemików Absolwentów UW, którzy rozpoczęli studia do roku akademickiego 1951/1952, w którym uczestniczyłyśmy razem z Isią i grupą wspólnych koleżanek i kolegów. Na rozpoczęcie zjazdu była Msza św. w kościele św. Jakuba przy Placu Narutowicza, następnie w gmachu Chemii UW, przy ul. Pasteura, wspomnienia poświęcone twórcom chemii UW po Drugiej Wojnie Światowej i wspomnienia uczestników zjazdu z okresu studiów. Zwiedziliśmy również cały zmodernizowany Gmach Chemii, bardzo unowocześniony w porównaniu z okresem sprzed 50–ciu laty, kiedy tu studiowaliśmy. Spędziliśmy bardzo miły dzień pełen wrażeń i wspomnień, zakończony wspólnym uroczystym obiadem. Pomimo, że był to dzień dość męczący Isia była pełna życia, bardzo radosna i żywo interesowała się działalnością kolegów, którzy wybrali prace naukowa na Wydziale Chemii. Nikomu wtedy nie przeszło przez myśl, że tak niedługo od nas odejdzie.



Maria Jarosz (z d. Wierzbicka), koleżanka ze szkolnej ławy i studiów




Isia


Tak trudno o śp. Marii Wojnarowskiej–Jezierskiej przez przyjaciół zwanej Isią pisać w czasie przeszłym. Wszechstronnie uzdolniona, umysł ścisły, ogromnie zorganizowana – ukończyła chemię na Uniwersytecie Warszawskim.
Miała wiele zainteresowań, była by również doskonałym architektem wnętrz, a także projektantem zieleni. Ogród był jej ukochaniem; każda nasza wizyta w Podkowie zaczynała się od „przeglądu” ogrodu. Isia cieszyła się każdą nabytą rośliną, pielęgnowała swój ogród nawet już będąc ciężko chorą.
Była bardzo wrażliwa na piękno przyrody, dom był zdobiony ładnymi kwiatami; nasz podziw budziła zwłaszcza olbrzymia datura znacznie wyższa od swojej hodowczyni i pięknie kwitnąca. Pamiętała też o ptakach, dla których karmnik był w zimie zawsze pełny.
Isia umiała doskonale gospodarować swoim czasem, wykonywała masę różnych zajęć, lubiła być czynną, miała pasje społecznika, a nie odnosiło się wrażenia, że tego czasu Jej brakuje.
Lubiła podróżować i zwiedzać nie tylko obce kraje; cieszyły Ją wycieczki po Polsce, często sama wybierała się na zwiedzanie różnych ciekawych miejscowości, nawet odległych jak Zamość. Będąc przez kilkanaście dni z Isią w Paryżu mogłam się przekonać z jakim zapałem z mapą w ręku „tropiła” zabytki i uroki tego miasta.
Była zawsze pogodna, świetny kompan z dużym poczuciem humoru.
Isię interesowało malarstwo, wszystkie ciekawe wystawy w Warszawie starałyśmy się obejrzeć, często Isia sama wybierała się choć na jeden dzień do Krakowa, aby zobaczyć wspaniałe ekspozycje – wiadomo w Krakowie tyle się zawsze dzieje.
Sztuka schodziła na dalszy plan kiedy zaczynały się w domu jakieś instalacje techniczne jak zakładanie gazu czy też wodociągu – Isia była tak pochłonięta pracami, znała się na terminologii i rozwiązaniach technicznych czym budziła nasze zdumienie.
Podziw mojego męża i mój budziła zawsze dzielność Isi. Pamiętamy bardzo ciężkie sytuacje w Jej życiu, stratę najbliższych. Trudne warunki po śmierci Jej męża śp. Staszka Wojnarowskiego, zwanego Kubą, mądrego, pełnego uroku mieszkańca Podkowy. Isia nigdy nie poddawała się.
Była dość skryta, zawsze gościnna, pomagająca i serdeczna, ale powściągliwa w wyrażaniu uczuć, ogromnie uczynna i wierna w przyjaźni.
Była bardzo dumna ze swoich synów Jacka i Piotra, starała się nie narzucać Im swoich opinii, była szczęśliwa, że ma swoją rodzinę tak blisko siebie. Cieszyła się zdolnymi wnukami. I bardzo bliska była Jej sercu Podkowa. Często oprowadzała nas po uliczkach Podkowy, znała prawie każdy dom i historię dawnych jej mieszkańców. To było Isi ukochane miejsce na ziemi.
Choroba Isi była dla nas zaskoczeniem i wielkim wstrząsem – Isia tak czynna i nigdy nie chorująca. Dzielnie zmagała się z ogromnym cierpieniem, nigdy nie mówiła o nim, miała do końca taka wielką wolę życia. Była wzruszona i szczęśliwa, że synowie i ich rodziny tyle wysiłku i serca wkładają w ratowanie Jej życia.
Dla mnie i mego męża Podkowa Leśna bez Isi będzie już zupełnie inną Podkową.


Barbara i Ksawery Bukowieccy




Maria Jezierska


Przez przyjaciół zwana Isią. Panią Marię Jezierską pamiętam właściwie od zawsze. Była mamą mojego przyjaciela z dzieciństwa – Jacka. Istniała w cieniu naszych dziecięcych zabaw. W którymś momencie, po śmierci pierwszego męża Andrzeja Wojnarowskiego, wyjechała do Stanów. Lata biegły i nasze grono podkowiańskich rówieśników dorastało, pobierało się, dochowywało potomstwa. Były to lata siedemdziesiąte. Właśnie z tego okresu dobrze zapamiętałam panią Marię. Jej życie prywatne za oceanem ułożyło się bardzo szczęśliwie.
Mieszkając w Stanach Zjednoczonych zorganizowała sieć pomocy dla pozostających w kraju znajomych. Ilość wysyłanych do Polski paczek była tak dużą, że tamtejsza poczta udzieliła pani Marii specjalnego rabatu na przesyłki do kraju. Moi mali wtedy synowie byli regularnie zaopatrywani w ubrania przez panią Isię.
Po powrocie do Polski wraz z drugim mężem, Kazimierzem Jezierskim, zamieszkała w Podkowie przy ulicy Storczyków. Bardzo szybko włączyła się w działalność społeczną na rzecz miasta i jego mieszkańców.
W 1996 roku zostałam wybrana prezesem Towarzystwa Przyjaciół Miasta Ogrodu Podkowy Leśnej. Pani Maria zgodziła się pełnić w Zarządzie bardzo odpowiedzialną i niewdzięczną funkcję skarbnika. Miałam zaszczyt i przyjemność z nią współpracować przez następne kadencje. Była zawsze dobrym duchem naszego stowarzyszenia. Wraz z doktorem Andrzejem Lipińskim stanowili jego trzon, nadający niepowtarzalną atmosferę spotkaniom zarządu.
Charakterystyczną cechą pani Marii była jej ogromna gospodarność i dokładność. Zawsze trzeźwo oceniała stan finansów Towarzystwa i bardzo często sprowadzała na ziemię nas, pozostałych członków Zarządu wraz z naszymi pomysłami działalności. Kiedy zaistniała potrzeba, gotowa była do bezinteresownej pracy. Dawała temu niejednokrotnie wyraz. Wspomnę choćby o organizowaniu pomocy dla osób pokrzywdzonych w czasie powodzi.
Jednocześnie zadziwiała swoją pogodą ducha, pozytywną i niewyczerpaną energią, bez pobłażania sobie uczestniczyła we wszystkich poczynaniach Towarzystwa. Doskonale pamiętam panią Marię na rowerze, w rajdzie po świeżo otwartych ścieżkach rowerowych.
Stanowiła postać bardzo charakterystyczną w krajobrazie postaci Podkowy Leśnej.
Będę ją pamiętać jako zawsze bardzo zadbaną, z nieodłącznym koszyczkiem u boku, zaaferowaną, spiesząca załatwić jakąś nie cierpiącą zwłoki sprawę.


Hanna Gradkowska
prezes Towarzystwa Przyjaciół Miasta–Ogrodu Podkowa Leśna.





 <– Spis treści numeru