To fascynujące, jak historia Podkowy – dzieje życia jej mieszkańców
– splata się z historią Polski. Wybitni ludzie, którzy wybrali to
miejsce, naznaczyli swoje miasto tym, co przeżyli, co ze sobą
przynieśli.
Ród Ledóchowskich zapisał się w historii nie tylko naszej ojczyzny,
lecz także Europy. W Podkowie znaleźć możemy aż cztery miejsca związane
z nazwiskiem i rodziną Ledóchowskich: dom Stanisława i Elżbiety przy
Parkowej, Władysława przy Krasek, willę „Nieczuja” – dawny dom
Heleny z Ledóchowskich Dzierżkowej przy Słowackiego i klasztor sióstr
Klawerianek przy Warszawskiej – zgromadzenia misyjnego, którego
założycielką była Maria Teresa Ledóchowska.
Przewodnikiem po dziejach rodziny jest pan Stanisław Ledóchowski,
mieszkaniec Podkowy Leśnej, związany z nią jeszcze w okresie okupacji
i w pierwszych latach po wyzwoleniu. Rozmawiamy na tarasie domu przy
ulicy Parkowej. Otaczają go piękne drzewa, a Podkowa jest tu może nie
tyle leśna, co właśnie parkowa. Jesienne słońce prześwieca przez
gałęzie, śpiewają ptaki. Szkoda, że stary, wiekowy dąb – zabytek
przyrody znalazł się, po podziale pierwotnej działki, za ogrodzeniem
posesji.
Dom państwa Elżbiety i Stanisława Ledóchowskich powstał w pierwszych
latach po rozpoczęciu parcelacji majątku Stanisława Lilpopa. Wybudował
go dla swojej rodziny w 1927 roku inż. Stanisław Futasewicz, sytuując
na niewielkim pagórku, w otoczeniu starych drzew. Nadał willi charakter
polskiego dworku z czterokolumnowym portykiem i spadzistym dachem.
Kilka lat później, również według jego projektu, powstał chyba
najładniejszy dom w Podkowie – willa Krzyżewskich przy ulicy Bobrowej,
także położona na pagórku, także z kolumnowym portykiem, tylko większa
i bardziej okazała.
Stanisław Ledóchowski odkupił dom od rodziny poprzedniego właściciela,
zna więc jego historię tylko pośrednio. Po wojnie mieszkało w nim wielu
ludzi nie należących do rodziny, przyjaciele, lokatorzy. Była wśród
nich pani Felicja, plastyczka i historyk sztuki, później żona Antoniego
Uniechowskiego. Nawet garaż miał swoich lokatorów. Dom przez lata nie
remontowany niszczał i tracił atrakcyjny niegdyś wygląd. Nowi
właściciele przeprowadzili generalny remont, z wymianą dachu włącznie.
Odnowili i wzbogacili wnętrze, Sylwester 2000 rozpoczął nowy okres
w dziejach willi przy Parkowej.
Rodzina Ledóchowskich pochodzi z Kresów Wschodnich, z Wołynia. Jak
wiele tamtejszych rodów początkowo wyznawali prawosławie, dopiero za
Kazimierza Jagiellończyka stali się katolikami, dając Kościołowi
duchownych, zakonników, wiernych i gorliwych świeckich wyznawców,
a także błogosławioną i świętą. Nic zatem dziwnego, że przedstawiciele
rodu znaleźli się tam, gdzie walczono w obronie wiary – w bitwie pod
Wiedniem. W kościele na wzgórzu Kahlenberg znajdują się freski
przedstawiające sceny odsieczy wiedeńskiej. Autorem jest Jan Henryk
Rosen, którego obraz świętego Krzysztofa i witraże zdobią podkowiański
kościół. Herby rycerzy poległych w tej bitwie umieszczono nad
malowidłami Rosena. Wśród nich znalazł się herb rodziny Ledóchowskich
„Szaława”, upamiętniający śmierć Felicjana, syna kasztelana
wołyńskiego Stefana.
Założycielem rodu był rycerz Nestor Halka, który otrzymał od
Kazimierza Jagiellończyka wieś Ledóchów koło Krzemieńca. Pochodząca
z Wołynia gałąź rodziny nosi więc podwójne nazwisko: Halka–
Ledóchowscy. Nestor, walcząc za wiarę, otrzymał herb – trzy krzyże
w złotym kole na błękitnym tle, odtąd herb rodu. Później dodano do
niego sentencję: Avorum respice mores (Bacz na obyczaje
przodków). A obyczaje te warte są naśladowania, skoro tyle wybitnych
osób wsławiło rodzinę.
W ubiegłym roku odwiedziłem nasze gniazdo, wieś Ledóchów, która
teraz nosi nazwę Ledichiw, na Wołyniu. Przy wjeździe do wsi znajduje
się cerkiew zbudowana na fundamentach pierwotnej, szesnastowiecznej,
wzniesionej przez Ledóchowskich. Było to dla mnie wzruszające
zetknięcie się z żywą historią rodziny – opowiedział na spotkaniu
z mieszkańcami Podkowy, poświęconym rodzeństwu Marii Teresie, Urszuli
i Włodzimierzowi, Stanisław Ledóchowski.
Innym miejscem ważnym dla Ledóchowskich jest klasztor ojców
dominikanów w Podkamieniu. Znajdował się tam cudami słynący koronowany
obraz Matki Bożej Różańcowej, do którego ciągnęli pielgrzymi z całego
Wołynia. Obraz ten jest obecnie w kościele ojców dominikanów we
Wrocławiu i nadal odwiedzają go wierni z dawnych polskich kresów. Na
dziedzińcu klasztornym w Podkamieniu Stanisław Ledóchowski, wojewoda
wołyński, ufundował figurę Matki Bożej. Był on marszałkiem konfederacji
tarnogrodzkiej i sejmu niemego, wielkim czcicielem Maryi i autorem
pieśni Jej poświęconych.
Rozbiory rozdzieliły poszczególne gałęzie rodu. Ta, do której
należeli przodkowie mojego rozmówcy, pozostała w zaborze rosyjskim,
druga natomiast, która wydała Kościołowi wybitnych przedstawicieli,
znalazła się pod władzą cesarzy Austrii.
Trudno nie wspomnieć o generale Ignacym Ledóchowskim, weteranie wojny
1812 roku, komendancie Arsenału, dowódcy twierdzy Modlin w 1831. Od
niego rozpoczął się austriacki epizod dziejów rodziny, gdy po powstaniu
opuścił Polskę. Antoni, jego syn, sprzedał majątki wołyńskie, ale wrócił
później do kraju i zamieszkał w Lipnicy Murowanej koło Bochni. Starsi
jego synowie pozostali w Austrii, natomiast w Lipnicy wychowała się
szóstka dzieci z małżeństwa z Józefiną Salis–Zizers: Maria Teresa,
Urszula, Włodzimierz i Ignacy. Ojciec uczył je patriotyzmu, matka –
służenia ludziom, a oboje – miłości i posłuszeństwa Bogu. Józefina,
matka świętych, sama jest kandydatką na ołtarze. Przypomnijmy
pokrótce losy sławnego rodzeństwa.
Maria Teresa, dama dworu książąt toskańskich, została misjonarką,
założycielką świeckiej sodalicji św. Piotra Klawera, później
przemianowanej na zakon misyjny. Była pisarką i redaktorką pisemek
misyjnych, „Echa z Afryki” i „Murzynka”, walczyła o zniesienie
niewolnictwa Murzynów. Nazywana jest matką Afryki. Wyniesiona została na
ołtarze przez papieża Pawła VI.
Julia Maria, znana pod imieniem Urszuli, założycielka zgromadzenia
sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, opiekunka i wychowawczyni
młodzieży. Była również autorką książek dla młodzieży, opiekunką
dziewcząt w Petersburgu, później w Szwecji i Finlandii. Zakładała
klasztory we Francji, także w Polsce, w Pniewach. Została ogłoszona
świętą.
Włodzimierz Dionizy przez 28 lat sprawował urząd generała zakonu
jezuitów, powodując rozkwit zakonu i wielki wzrost powołań.
Mniej znany z rodzeństwa Ledóchowskich, lecz dla nas ważny Ignacy,
generał dywizji W.P., był ojcem mieszkańca Podkowy, Włodzimierza.
Ignacy walczył w wojsku polskim w 1920 roku, otrzymał Virtuti Militarii,
dwukrotnie Krzyż Walecznych oraz Legię Honorową z rąk marszałka Focha.
Autorytetem dla rodzeństwa Ledóchowskich i ich rodziców, człowiekiem
zasłużonym dla Kościoła i Polski był kardynał Mieczysław, arcybiskup,
metropolita gnieźnieńsko–poznański, prymas Polski. Więziony za
obronę polskości i wiary przez pruski rząd w czasie Kulturkampfu, po
uwolnieniu został mianowany prefektem Kongregacji Wiary. Mamy
w rodzie papieża czerwonego, bo tak nazywany jest dostojnik Kościoła
pełniący tę funkcję, mamy też czarnego, czyli generała zakonu jezuitów.
Brak nam tylko białego – żartuje pan Stanisław. Jednak to polski
papież ogłosił świętą Urszulę Ledóchowską.
W Podkowie Leśnej zamieszkał pod koniec życia syn generała Ignacego,
bratanek wyniesionych na ołtarze: Marii Teresy i Urszuli, Włodzimierz
(1910–1987). To niezwykła postać – mówi o nim Stanisław
Ledóchowski, a przecież niezwykłych postaci w tej rodzinie nie brak.
– Był oficerem artylerii w kampanii wrześniowej, walczył
w obronie Warszawy. Jako kurier tatrzański przerzucał ludzi przez
zieloną granicę. Rozpoznany, musiał zaprzestać działalności. Walczył
potem w Afryce, pod Tobrukiem, gdzie ciężko ranny, cudem ocalał. Do
końca życia miał bezwładną rękę.
W książce Polacy w obronie Tobruku, w rozdziale opisującym
zdobycie twierdzy Bardija, wspominany jest por. Włodzimierz
Ledóchowski, jeden z oficerów łącznikowych wyznaczonych do kierowania
ogniem. Jego radiostacja nosiła nazwę Carrier Buk. To właśnie podczas
zdobywania Bardiji Ledóchowski został ciężko ranny. Po wojnie brał
udział w akcjach Special Operation Executive (SOE) w Anglii. Absolwent
Politechniki Lwowskiej, w RPA, kraju, który wybrał jako miejsce
osiedlenia, projektował autostrady. Dał się poznać jako działacz
społeczny, był prezesem komisji Juditia et Pax w Johanesburgu,
zaangażował się w walce z apartheidem. To sprawiło, że nie mógł tam
pozostać. Wrócił do Polski. Wybudował dom w Podkowie Zachodniej, przy
ulicy Krasek i tu spędził ostatnie lata życia, pisząc artykuły,
wspomnienia. Zabierał też młodzież z rodziny i ich przyjaciół na
wspólne wyprawy szlakiem pamiątek rodzinnych. Pozostawił po sobie
artykuły publicystyczne i książki, m.in. Pamiętnik pozostawiony
w Ankarze i Mój nierodzinny kraj. Zmarł w Warszawie, pochowany
został na cmentarzu podkowiańskim.
Niemniej ciekawe są dzieje innej linii rodu.
Do I wojny światowej jej przedstawiciele mieli majątki na Podolu,
Wołyniu i Kijowszczyźnie. Stanisław Antoni, absolwent Szkoły
Morskiej w Chersoniu, założył nad Morzem Czarnym
stocznię remontową, pionierskie warsztaty modeli okrętowych i składy
portowe oraz Towarzystwo Handlu Morskiego w Brukseli. Wybuch
rewolucji w Rosji zniweczył ambitne plany stworzenia regularnej
komunikacji miedzy portami Morza Czarnego a Antwerpią. Prowadził
później za pośrednictwem Kampanii Belgijskiej eksport polskiego
drewna do zachodniej Europy, a także odkupił od poprzednich
właścicieli, Belgijsko Rosyjskiego Towarzystwa Handlowego, firmę
produkującą siatkę używaną w budownictwie. Do dziś nosi ona nazwę
„siatki Ledóchowskiego”. Wracając do swych najwcześniejszych
zamiłowań, Stanisław Antoni założył prywatne, pierwsze w Polsce
Muzeum Morskie z Biurem Propagandy
i Informacji Morskich, redakcją Biuletynu oraz warsztatami modeli
okrętowych.
Po wojnie zbiory przekazane zostały muzeum w Szczecinie.
Syn Stanisława, Edward, działacz społeczny, jeden z prezesów
Akcji Katolickiej, dowódca szwadronu w 1. Pułku Szwoleżerów Józefa
Piłsudskiego w Warszawie, był ojcem mojego rozmówcy. Uczestniczył
w kampanii wrześniowej i w Powstaniu Warszawskim.
W Młochówku, w jednym z „sześciu domków”, kolonii
bliźniaczych willi, mieli letnie mieszkanie siostra ojca z mężem,
Helena i Tadeusz Dzierżkowie. Od 1938 r. dom o nazwie „Nieczuja”, był własnością wuja Tadeusza. Ciotka Helena
z Ledóchowskich. (1906–1081) mieszkała do 1929 roku w majątku
pierwszego, wcześnie zmarłego męża, Stanisława Śliźnia
w Dziewiątkowicach na Polesiu. W Warszawie założyła Warsztaty Tkanin
Dekoracyjnych, dla których projekty wykonywali Stanisław Zamecznik
i Stanisław Bogucki. Otworzyła też filie warsztatów na Polesiu,
wykorzystując wzornictwo ludowe mieszkańców tych okolic.
Kiedy ich warszawskie mieszkanie przestało istnieć, osiedli na stałe
przy ulicy Słowackiego 21; wtedy nie był to już Młochówek, tylko
Podkowa. Helena Dzierżkowa uczyła francuskiego, jej uczniami byli także
księża miejscowej parafii. Urządzała u siebie spotkania i ogniska dla
młodzieży sąsiedzkiej i zaprzyjaźnionej. Miała też interesujących
przyjaciół, np. mieszkającego w Podkowie Ludwika Grabowskiego, malarza
pejzażystę, potomka króla Stanisława Augusta.
Przyjeżdżaliśmy do niej, podobnie jak inni goście, na soboty
i niedziele, a ona wszystkich przyjmowała wykwintnymi obiadami. Potem
przez cały tydzień jadła chleb z masłem.
Związki Stanisława Ledóchowskiego z Podkową rozpoczęły się dzięki
ciotce Helenie, to u niej znalazł schronienie wraz z matką i siostrą
Teresą, obecnie Horodyńską.
Po upadku Powstania, w którym zginął nasz ojciec, znaleźliśmy się
z mamą w obozie w Pruszkowie. Stamtąd dotarliśmy do domu ciotki.
Powstało wówczas harcerstwo, początkowo tajne, które założył druh
Zygmunt Sobota. Drużyna otrzymała numer 101 i błękitne chusty.
Początkowo nie mieliśmy mundurów, tylko biało–czerwone opaski
z harcerską lilijką. Pamiętam ogniska, wspólne śpiewanie, patriotyczny
nastrój, wyrosły z tradycji Szarych Szeregów.
Zanim otwarto w Podkowie szkołę przy ulicy Parkowej, Staś i Teresa
uczyli się na kompletach w pobliskim domu państwa Wardzyńskich.
Na progu okresu stalinowskiego opuściliśmy Podkowę. Ja
przeniosłem się do internatu księży Marianów na Bielanach, a moja
siostra do Polskiej Wsi w Poznańskiem, gdzie istniała od dawna słynna
szkoła dla dziewcząt Sacré Coeur. Podkowa pozostała uroczym,
tkliwym wspomnieniem. Kiedyś napisałem nawet o niej wiersz. Po
zamknięciu internatu przeniosłem się do liceum im. Stefana Batorego
w Warszawie, gniazda Szarych Szeregów, gdzie w 1951 roku otrzymałem
maturę. Uznany za wroga ludu i jednostkę aspołeczną nie miałem szans na
wyższe studia. Chcąc otrzymać status robotnika, rozpocząłem pracę jako
kamieniarz–przekuwacz w Przedsiębiorstwie KAM (Konserwacja
Architektury Monumentalnej) w Warszawie. W 1952 roku zdałem egzamin na
historię sztuki na Uniwersytet Jagielloński z wynikiem bardzo dobrym,
ale „z braku” miejsc mnie nie przyjęto.
Po kilku próbach dostania się na inne wydziały, zostałem wcielony do
wojskowych batalionów pracy. Pracowałem w trzech kopalniach:
„Prezydent”, „Michał” i „Matylda”. W wojsku założyłem
pracownię rzeźbiarską, uczestnicząc w wystawach Śląskiego Okręgu
Wojskowego. Po wyjściu z wojska dostałem się na wydział rzeźby Akademii
Sztuk Pięknych w Warszawie, dzięki poparciu prof. Michała Byliny,
znanego batalisty, oficera 1. Pułku Szwoleżerów, kolegi ojca.
Po dyplomie rozpocząłem działalność jako krytyk sztuki i publicysta,
w „Kierunkach”, „Przeglądzie Kulturalnym” i w „Kulturze”
i innych tygodnikach kulturalnych. Współpracowałem także z redakcją
literacką Polskiego Radia. Po pewnym czasie zainteresowałem się
scenografią i dekoracją wnętrz. Związałem się wówczas z Andrzejem
Żuławskim, przygotowując scenografię do wszystkich jego filmów
realizowanych w Polsce, m.in. do „Trzeciej części nocy”, filmu
uważanego za jego szczytowe osiągnięcie. Współpracowałem też
z Andrzejem Trzosem–Rastawickim, przygotowując dekoracje do jego
filmu „Gdziekolwiek jesteś, panie prezydencie”, o S. Starzyńskim.
Powróciłem do publicystyki i dziennikarstwa,
poświęcając się działalności w ruchu kolekcjonerskim. Byłem
współzałożycielem Federacji Klubów Kolekcjonerskich oraz wieloletnim
redaktorem jedynego wówczas pisma o tym profilu, „Kolekcjonera
Polskiego”.
Po dziesięciu latach, w związku z likwidacją „Kolekcjonera”, Stanisław
Ledóchowski wycofał się z pracy dziennikarskiej i zajął pracą społeczną
w kilku stowarzyszeniach: w Towarzystwie Przyjaciół Książki,
Stowarzyszeniu Miłośników Dawnej Broni i Barwy, w Polskim Towarzystwie
Heraldycznym, jako członek zarządów tych organizacji. Jest też
członkiem Koła Pierwszego Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego.
Stanisław Ledóchowski pracuje naukowo, zajmując się heraldyką
i dawnymi militariami polskimi. Jest też autorem tekstów do albumów
fotograficznych, m.in. Polska – dwory i dworki oraz
Dwory, dworki i pałace z fotogramami wybitnego artysty Michała
Wiśniewskiego. Przygotowuje również do druku tomik swoich wierszy
w Oficynie Przypkowskich w Jędrzejowie.
Na progu podkowiańskiego domu żegnają mnie gościnni gospodarze
wraz z synem
Franciszkiem Antonim, studentem ASP. Córka Magdalena Kurzątkowska,
absolwentka Akademii Sztuk Pięknych mieszka z mężem Tomaszem
w Warszawie. Już przy furtce rzucając ostatnie spojrzenie na piękny dom,
usłyszałam, że będzie on nosił nazwę „Zielone Wzgórze”.
Przedstawiciele trzech pokoleń: Stanisław Antoni,
|
Stanisław i Włodzimierz Ledóchowscy w Łańcucie.
|
Stanisław jest miłośnikiem i znawcą koni.
|
Elżbieta i Stanisław Ledóchowscy
|