PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 39

Krzysztof Meisner

Hałas w sztuce



Uważa się, że hałas to głośne dźwięki. Niekoniecznie. Kiedy mury katedr trzęsą się od muzyki organowej, a protestancki chór wyśpiewuje fortissimo modlitwy Jana Sebastiana, nikt nie odczuwa tego jako hałas.


Mieliśmy sąsiadkę, która uważała, że po godzinie 20.00 nie powinno się spuszczać wody w toalecie. Miała „głowy” łóżka przystawione do ściany naprzeciwko tej toalety i najlżejszy plusk przelewanej wiaderkiem wody wywoływał awanturę.


Dla osłuchanych z artylerią żołnierzy w okopach cisza oznacza atak wroga – już czołgają się pod osłoną nocy w naszym kierunku! We włoskim filmie „Nie ma pokoju pod oliwkami” śliczna Lucia Bose wchodzi do wąwozu, w którym czai się ponury gwałciciel. Widzowie w stanie doskonale osiągniętego napięcia gapią się w zupełnej ciszy na czarny ekran. Podobnie jest w filmie Agnes Vardy „Szczęście”, w którym oglądamy szczęśliwy byt młodej pary z córeczką. W środku filmu on wyznaje żonie zdradę, w błyskawicznych obrazach brzeg jeziora, biegnący ludzie, pogrzeb, osamotniony ojciec dla dobra dziecka żeni się z obiektem zdrady. Druga połowa filmu jest lustrzanym odbiciem pierwszej. Widz znów ogląda szczęśliwe obrazy młodej rodziny, ale teraz odczuwa je jako HAŁAS.


Choć sztuka przywodzi na myśl kulturę, a kultura sztukę, te dwa pojęcia nie są ze sobą tożsame. Słowo SZTUKA, a stąd słowo SZTUKMISTRZ, oznacza osiągnięcie perfekcyjne, nieosiągalne dla ogółu, KULTURA zaś to obyczaje, prawa i religie trzymające nasze instynkty w ryzach – w imię pokojowej przyszłości gatunku. SZTUKA nie ma zobowiązań moralnych. Jeśli więc SZTUKMISTRZ, aktor, linoskoczek, malarz wykona coś bezecnego, uczyni to przeciw KULTURZE.


Komputer działa podobnie do naszego mózgu. Wewnątrz jego pudła jest ciemno, nie ma niczego, co by reagowało na świat zewnętrzny, a wszelkie o nim informacje docierają tam tylko za pośrednictwem kabelków. Tak samo ciemno jest wewnątrz naszych czaszek. Nie słyszy się hałasów, nie czuje zapachów, nie doznaje uroku dotyku. I tu informacje docierają jedynie za pośrednictwem kabelków-nerwów.


Jest jednak jedna różnica. Działaniem komputera steruje mysz, to ona wydaje polecenia. Nasza mysz siedzi w środku głowy. Jest ośrodkiem naszych instynktów. Mysz mówi mózgowi, że jest głodna, a on opracowuje sposób zdobycia jadła. Mysz krzyczy, że się boi, a mózg wymyśla drogę ucieczki. Mysz chce się rozmnażać, a on wynajduje sposoby przywołania partnerki. Nasza mysz jest potomkiem pierwszej komórki, tej, która kiedyś spadła tu z kosmosu czy też wylęgła się z chemicznego bulionu.

m1


Jej najważniejszą cechą musiał być instynkt zajmowania wolnej przestrzeni. Gdyby nie potrafiła wypełniać wszystkich szczelin wokół siebie, pchać się do przodu, życie pozostałoby na wieki w tym jednym punkcie, w którym powstało. Ruszając z miejsca komórka poruszała się po linii. Widok linii jest dla naszego wzrokomózgu niezwykle ważny. Natychmiast dostrzegamy ją wśród nieruchomych punktów. Jej widok zagłusza obraz punktów, jest więc hałasem. Wśród „nieruchomości” gwiazd widok ogona komety jest hałasem. Im większa prędkość, tym linia jest bardziej wyprostowana. Najbardziej hałaśliwa jest linia prosta. Wśród linii prostych najprędzej dostrzeżemy linię poziomą i linię pionową. Jeśli przekręcę obraz wiszący na ścianie, wszyscy zobaczą, że wisi „krzywo”, nie pionowo i nie poziomo, nikt jednak nie będzie w stanie powiedzieć, o ile dokładnie stopni go przekręciłem. Piony i poziomy są najhałaśliwsze z najhałaśliwszych.


Nasza babcia prakomórka nie pędziła cały czas do przodu. Tak jak pchła po dokonaniu skoku zatrzymuje się, odpoczywa, nabiera sił, rozpoznaje teren różowych ciepłych pagórków. Rośliny po rozrzuceniu ziaren trwają w pozornym bezruchu, zbierają siły do następnego wysiewu. Myszka naszych instynktów także po chwilach ataku przeżywa okresy pokoju. Jest wtedy kochana, macierzyńska, wrażliwa na piękno i harmonię. Poczyna, rodzi, wychowuje następne pokolenie. Zbiera energię. Nieszczęście zacznie się wtedy, kiedy tej energii nazbiera za dużo. Będzie musiała ją rozładować. Niestety cywilizacja sprzyja jej kumulowaniu.


Natura nie wybrała dla nas drogi ziemskiego bytu wiecznego. Bardziej praktyczny okazał się system wymiany pokoleń. Regułą tej wymiany była rozmaitość. Tak jak nie znaleziono do dziś dwóch identycznych linii papilarnych, tak nie znaleziono dwóch identycznych listków, nawet na tym samym drzewie, ani dwóch takich samych kwiatków. Każde następne pokolenie ze wszystkich kombinacji tej rozmaitości wybierało te, które najlepiej się nadawały do wypełnienia nowych szczelin. Szyja żyrafy wyciągała się z pokolenia na pokolenie, tak, że wreszcie pozwoliła temu gatunkowi pożywić się liśćmi z najwyższych drzew.


W ten sposób przyroda zdobywała coraz to nowe narzędzia. Motyle i ptaki otrzymały skrzydła, krety umiejętność życia pod ziemią, muchy zdolność chodzenia po suficie. Filmy przyrodnicze pokazują nam przykłady tak skonstruowanego systemu instynktów, że nawet antagonistyczne gatunki potrafią egzystować w stanie równowagi. Od tysięcy lat lwy pożerają antylopy i od tysięcy lat oba gatunki paradowały spokojnie wśród afrykańskiej zieleni. Postępowały zgodnie z decyzjami przewidujących myszek, zamkniętych w ich łbach.


Mózgi, narzędzia jak skrzydła czy nogi, też stawaly się coraz sprawniejsze, coraz trafniej podpowiadały myszom, jak wypełniać ich zachcianki. Zaczęły wreszcie same wymyślać nowe narzędzia. W świecie zwierząt były to zaledwie początki, dopiero nasz mózg wymyślił skuteczną maczugę, dzidę i łuk, sposoby opanowania ognia, siekierę i piłę mechaniczną do ścinania drzew, pojazdy i łodzie, i przypiął nam skrzydła samolotu. Teraz zmiany gatunkowe następowały zbyt wolno w stosunku do lawinowego tempa tworzenia nowych narzędzi przez człowieka, zaskoczony system instynktów okazał się zawodny.

m2


Dla samego gatunku homo sapiens euforia wywołana odkryciem ogromnych przestrzeni do wypełnienia też była zaskoczeniem. Pamiętam czasy, kiedy ludzkość dumnie przekraczała liczbę pierwszego miliarda. Dziś jest nas sześciokrotnie więcej. To znaczy, że w fotelu babuni powinno siedzieć sześć babć. To jeszcze nic. Człowiek zajmuje o tyle więcej przestrzeni, o ile szybciej się porusza. Mój pojedynczy dziadek miał jeden fotelik, przy ładnej pogodzie wystawiał go przed dom. Ja dziś, aby się przenieść z Warszawy do Koszalina, potrzebuję powierzchni przekroju wagonu PKP pomnożonej przez 600 kilometrów trasy. A do tego czekają na mnie w obu miastach przestrzenie ulic, knajp, pływalni, teatrów, szpitali i komisariatów, zacisza domu opieki...


Mamy już za sobą znakomite przykłady poligonów, gdzie przemyślne KULTURY potrafiły, w imię przyszłości gatunku, wykorzystać SZTUKĘ, aby zapanować nad mysimi zachciankami. Jednym z nich była wielka oaza wzdłuż rzeki Nil, Starożytny Egipt. Kiedy osiągnięto tam stan równowagi pomiędzy człowiekiem a jego otoczeniem, wymyślono linię MAAT, zakaz wszelkiego postępu. Dzień jutrzejszy miał być taki sam jak dzisiejszy, jak dzień tysiąc lat temu i dzień za tysiąc lat. Rygor był tak bezwzględny, że za przekroczenie tej linii odwoływano nawet faraonów.


Egipcjanie wierzyli, że istotą człowieka jest KA, jego dusza. Nie portretowano więc ciał, portretowano piękno dusz. Ciało można było w każdej chwili zmienić, decyzją bogów można było znaleźć się w skórze pawiana albo ibisa, albo innego surrealistycznego tworu. Ta wędrówka przypominała ideę reinkarnacji, była jednak szybsza, natychmiastowa. Reinkarnacja wymagała wymiany pokoleń, trzeba było umrzeć, aby urodzić się kimś innym. Choć powolniejsza, reinkarnacja w kształtowaniu kultury symbiozy z przyrodą była w życiu codziennym też ogromnie skuteczna: nie depcz roślinki, bo może to twoja ciotka, zostaw żuczka w spokoju, bo może w następnym wcieleniu sam zostaniesz żuczkiem.


Odcięty od reszty świata i od pokoleń znający problem przeludnienia archipelag Japonii był poligonem odmiennym, chociaż w myśli przewodniej do Egiptu podobnym: skoro dalsza ekspansja może zniszczyć to, dzięki czemu żyjemy, zniszczyć przyrodę – wykorzystajmy to, co już zajęliśmy, możliwie racjonalnie. Jeśli chcemy cieszyć się potomstwem, to musimy się trochę zmniejszyć, żeby wygospodarować dla niego miejsce.


Ten kult małości stworzył ideę ekspansji do środka. Energia, która miała służyć zdobywaniu przestrzeni zewnętrznej została skierowana na doskonalenie precyzji ruchów, dokładności, ostrości wzroku, koncentracji uwagi. W ten sposób i pozostawiano przestrzeń innym braciom-gatunkom, i mysz była zadowolona.


Drzewem najświętszym jest w Japonii sosna. Jest to drzewo najpowszechniejsze. A więc święte jest każde. Wygląd japońskich lasów świadczy o tym, że czują, że są święte. W konsekwencji każda istota żywa ma cechy świętości, każdy zwyczajny człowiek jest na swój sposób święty. Nie ma pogardy, nie ma lepszych i gorszych.

m3


Architekci starożytnej Grecji dbali o to, aby pionowe linie kolumn nie atakowały przestrzeni poza organizmem świątyń, chwytali je w ślimacznice głowic. Proste linie dachów więzły w labiryntach rzeźb. Grecy nauczyli się rozładowywać nadwyżki energii w sportowych zapasach. Ale jednocześnie kultura grecka oparła się na podziale na tych, co myślą, i na to, co ich żywi: wieśniaków, pola, sady, pastwiska. Sukces mózgu zrodził przekonanie, że gatunkowi homo opłaca się wytworzyć warstwę wymyślaczy, opracowujących systemy filozoficzne, maszyny i opowiadających ludowi baśnie o bogach, podobne do współczesnych seriali telewizyjnych. Z czasem podział pomiędzy nimi a tym co żywi, stawał się podskórnie ważniejszy niż podziały religijne czy narodowe. KULTURA symbiozy z przyrodą została zdominowana przez CYWILIZACJĘ. Grecja upadła, kiedy nadmierna liczba owiec zniszczyła pastwiska.


Rzym oplótł Europę siecią idealnie prostych dróg. Do dziś lecąc nad Anglią można je rozpoznać wśród krętych dróg lokalnych. Wozy bojowe, które się po nich poruszały, miały tylko cztery pionowo-poziome szprychy. Ta arbitralna forma odpowiadała HAŁASOWI zajmowania nowych przestrzeni. Impet, nadany przez Rzym, zaraził Anglię, później Amerykę...


Chrześcijaństwo zaprzeczyło agresji, myśl o rychłej śmierci kryła się pod łukami kaplic, linie agresji rodziły się w ziemi i w ziemi umierały. Dopiero żarliwość wiary gotyku przełamała te łuki, ich linie wznosiły się teraz ponad biosferę, ku sprawiedliwemu niebu. Sprawiedliwemu, ale tylko dla ludzi, bowiem filozofia chrześcijańska przyszła z pustyń, a tam życie istniało dzięki człowiekowi, nic więc dziwnego, że o przyrodzie zapomniano. Zapomniał Kościół, Islam, Marksiści. Rozruchy studenckie w Paryżu w 1968 roku skończyły się rzezią drzew. Dziś młodzi podpalają lasy w Australii. Na pytanie, co to jest przyroda, potrafią pewnie odpowiedzieć, że to drogie albumy i kasety.


Konfrontacja CYWILIZACJI z KULTURĄ narastała powoli, od czasów powstania warstwy wymyślaczy. Zadufani w sukcesy swoich wynalazków uwierzyli, że są w stanie stworzyć wymyślony „wirtualny” świat. Jest mało prawdopodobne, aby gdzieś w Kosmosie taki świat istniał, tam wszystko porusza się według realistycznych praw i zależności. Zresztą wynalazki ludzkości są tylko odkryciami, kopiami przyrody. Na razie nic nowego nie stworzyliśmy.


W początkach XX wieku, w okresie secesji, pod wpływem kultury Japonii, zachwycono się bogactwem rozmaitości form życia. Na krótko; zaraz potem nastąpił atak hałasu. Kubizm konstruował prostopadłościenne bryły, Piet Mondrian przetwarzał pejzaż na systemy kratownic, Le Corbusier i architekci ze szkoły Bauhaus budowali przestrzenie z klocków. Klocki miały racje technologiczne i socjalne, ale zaklockowały Planetę. Picasso (rozwijając ideę perspektywy, wdzierającej się w głąb płaszczyzny obrazu) malował postacie widziane jednocześnie z różnych stron, Brancussi zamykał cały obraz otoczenia w polerowanych bryłach. Zapisuje się gest i ruch, powstał plakat odczytywany w ciągu ułamka sekundy, penetruje się wnętrze ludzkiego ciała, zabija się w imię SZTUKI i maluje wiadrami krwi, przynoszonej z rzeźni. Sztuka, tak jak nauka, nie ma zobowiązań moralnych, jednak nie powstrzymywana przez KULTURĘ zachowuje się jak niegrzeczne dziecko, gotowe zrobić sobie krzywdę, aby tylko zwrócić na siebie uwagę.

m4

Można by sądzić, że homo sapiens, istota obdarzona najdoskonalszym mózgiem, pierwsza wśród mieszkańców Planety ogarnie rozumowo konsekwencje zniszczenia przyrody w skali globalnej. Tymczasem, paradoksalnie, mózg ten sam uległ myszy, swoim najprymitywniejszym instynktom...


Myśliciel, twórca nowych narzędzi agresji, nikogo SAM nie zabija, ale skutki jego myślenia są śmiertelne. Mimo to jest bezkarny. Szansą gatunku jest (z pomocą i cywilizacji, i kultury) jak najszybszy powrót do harmonii, choćby w celu odsuwania katastrofy, jeśli się już nie da jej uniknąć. Kiedy w światłej Kanadzie pytano mnie, gdzie jest mój dom, wskazywałem na podłogę pod krzesłem. Nie rozumiano, że tam, po drugiej stronie Planety, leży mój kraj. W ludzkim umyśle Ziemia wciąż przedstawia się tak, jak wyobrażał ją sobie ów rosyjski wieśniak, którego pytałem: Co jest tam za lasem? – Jezioro. – A za jeziorem? – Las. – A za lasem? – Tam już nic nie ma.


Patrzę przez okno na moje warszawskie WSM Okęcie. Jeszcze niedawno była to dzielnica-ogród. Piękne stare drzewa dawały tu tlen i chłód. Nienagannie utrzymane trawniki, pełno krzewów. Wielka wierzba, którą przewrócił huragan, a osiedlowa wspólnota linami i drągami postawiła z powrotem, przez lata odwdzięczała się warkoczami sięgającymi ziemi. Dziś jest kikutem. Osiedle kikutów. Nikomu nie chce się już wynosić ściętych gałęzi na ulicę, w trawnikach grzęzną ciężarówki, żłobiąc głębokie koryta. Kultura codziennie przegrywa z cywilizacją. Hałas się nasila i wypiera harmonię. A niestety hałas, zwłaszcza nieustanny, prowadzi do głuchoty. A z głuchym nie ma rozmowy.

m5


 <– Spis treści numeru