PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 38

Bohdan Skaradziński

Fenomen transsyberyjskiej kolei


Osobliwe bywają ludzkie fascynacje... W moim wypadku na przykład tą koleją... Już mniejsza o jej światowy rekord długości — blisko 10 tysięcy kilometrów. Jakieś tu może mieć znaczenie fakt, na szczęście niedoszły, że jako dziecko byłem bliski podróżowania tą magistralą, na koszt oraz za staraniami władzy radzieckiej. Dziś prowokuje tu wyobraźnię wielka geografia. Moskwa – Ural, Syberia – Bajkał, Chabarowsk – Władywostok, albo odnoga Mongolia – Chiny. I nie mniejsza przyroda wraz z niebanalnymi klimatami. Bezkresy tajgi sośniano–brzozowej, ale też i modrzewie oraz cedry, ze stosowną fauną, aż po tygrysy i gronostaje. Nie widać wszystkiego z okien wagonów, ale od czego wyobraźnia. Musi człowieka ekscytować tęgość zimna za szybą, albo tumany śnieżnego burianu, gdy okręca się porządnie kocem — jeżeli nie kożuchem — i sączy sobie gorący „czaj”, jeśli nawet i nie coś mocniejszego... Mija dzień po dniu i noc po nocy; nie zawsze można się zorientować, bo mylą ciemności i poświaty, mylą nawet zegarki ze względu na strefy czasowe. Imponuje technika tej gigantycznej budowli, a Rosjanie nie zawsze mają dobrą rękę w swych przedsięwzięciach. A tu torowiska, bywa, na wiecznej zmarźlinie, wiadukty i tunele, rozjazdy oraz mijanki, stacje i warsztaty, sieć trakcyjna oraz paliwowe kolosy...

Wielka historia, także polska, staje tu człowiekowi przed oczyma. A jeśli wybierać tylko przyszłość, to syberyjskie fantazje mogą nie mieć granic. Pustka i bieda tu króluje pospołu z marazmem i bezruchem, ale kto zgadnie, co będzie, gdy „bratnie” Chiny — ze swą najnowszą dynamiką — przekroczą już liczbę półtora miliarda mieszkańców, duszących się u siebie w ścisku? Jeżeli Rosjanie zdecydują się kiedyś na obronę swych dalekowschodnich pozycji i jakoś skończą swe czeczeńskie zmagania, kolej transsyberyjską będą musieli zrewolucjonizować. Inaczej zostaną całkiem bez szans, nawet w pokojowej rywalizacji.

Dobrą miewam zabawę z „transsibem”, gdy mi się dłuży droga ... kolejką WKD do Warszawy. Czy można sobie żartować z rzeczki Mrówki, albo nawet Utraty, porównując je z Jenisejem bądź Irtyszem? Albo Pruszków; byłby to raczej Jekaterinburg słynący mafią oraz zbiorowym morderstwem carskiej rodziny, jak u nas uprowadzeniem kierownictwa podziemia („szesnastu”) na słowiański dialog przed sądem w Moskwie? I gdzie tu należałoby umieścić monument na wzór tego uralskiego, który znaczy granicę między Azją i Europą; my też mamy podmiejski „meksyk” i wielki świat stołecznych świateł oraz marmurów. Glinianki za Komorowem głupio porównywać z Bajkałem, ale niczego stosownego nie widać na całej naszej trasie.

Ostatnio szczególną pożywkę dla takich moich podróżnych rozważań daje praca zbiorowa z Krakowa, Szlak transsyberyjski. Moskwa – Bajkał – Mongolia – Pekin. Opasłe dzieło. Wydawca nazywa to przewodnikiem turystycznym, zbyt skromnie. To mini informator–agitator, i słusznie, bo my w Polsce szybko robimy się analfabetami co do Wschodu, zaś by nas zachęcić do biznesu i turystyki na tym kierunku, nie wiem, czy by nie należało stosować „środków perswazji bezpośredniej” z arsenału dawnego GPU–NKWD. Nie powiem, że nasze uprzedzenia są bezzasadne. Ale czy nie wyglądają one dzisiaj nazbyt anachronicznie? Bóg raczy wiedzieć, co ostatecznie dla świata wykluje się na tym wschodzie. A przecież w każdym wariancie lepiej jest znać i rozumieć sąsiada — aż po jego skryte uwarunkowania oraz tłumione tęsknoty — aniżeli drażnić go naszą niewiedzą, obcością i arogancją. Autorski zespół dokonuje dużych wysiłków, by możliwie umniejszyć naszą ignorancję i zaciekawić. Na nowo, chciałoby się rzec. To żmudna praca kilkudziesięciu osób, zdaje się, zupełnie młodej generacji. Dobry omen! Starsi — z obu stron Bugu — nieszczególnie się spisali w próbach, by nasze sąsiedztwo XXI wieku mogło wypaść zasadniczo odmiennie, aniżeli bywało to w stuleciach onegdajszych. A póki się żyje, nie wolno z góry spisywać nadziei na straty.

Już w punkcie wyjścia transsyberyjskiego szlaku — w Moskwie — autorzy nasi dają próbę sposobu swego opisywania Rosji, ziemi szczególnej. Nie trzymają się typowej przewodnikowej maniery; relacja o zabytkach i turystycznej bazie jest obficie uzupełniana informacjami o obecnych warunkach życia ludzi w tym mieście. Tak typowym dla kraju, jak i u nas Warszawa typowa jest dla reszty Polski... To obecnie kolos tym większy, im bardziej ściąga zewsząd ludzi — po interesy, kariery, rządowe łaski, pieniądze, zakupy. Imponuje rozmachem, a nawet i — bywa — bogactwem, co na prowincji reguły wcale nie stanowi. Pełna jest symboli najwyższej próby, choć nie zawsze o dość dobitnej społecznie czytelności. Ot, sobór Chrystusa Zbawiciela, tylko co odbudowany w rekordowym tempie — i bajecznym kosztem, a był wznoszony przez 44 lata, jako dziękczynienie za pobicie Napoleona, kosztami nie mniej ogromnymi, chociaż spierano się, czy bardziej stanowił carski popis, czy dzieło sztuki. Wysadzili go w powietrze bolszewicy, by zrobić miejsce na Pałac Rad, o wysokości 415 m, bijącej na głowę amerykańskie rekordy. Nie dało się, więc posoborowy lej w samym centrum Moskwy przeznaczono na basen kąpielowy bez dachu, ale z podgrzewaną wodą, do użytkowania przez „ludność” okrągły rok, bez względu na temperaturę. Dziś ten sobór może tłumaczyć turystom, dlaczego najbogatsza ziemia świata musi borykać się z biedą; jeden i ten sam obiekt wypada tu nieraz opłacać trzykrotnie, budując go i rozbierając...

Można też w Moskwie oddać się kontemplacji swoistej polskiej pamiątki, w sąsiedztwie Miejsca Straceń blisko Kremla. To pomnik Minina i Pożarskiego, którzy rozbili tu ... polski garnizon w roku 1612. Wypadło to Rosji dziś jak znalazł; głupio hołdować rewolucyjnej dacie 7 listopada, ale naród przywykł, więc zadekretowano, że to teraz święto zgnębienia polskiego imperializmu.

Rzecz do dyskusji, czy nieoficjalną stolicą Syberii powinien być Nowosybirsk (3300 kilometrów od Moskwy, trzeci dzień biegu ekspresu), czy raczej Irkuck (5100 kilometrów, bite cztery dni jazdy). Pierwszy ma skalę wielkości Warszawy, zaś jego wielkomiejska kariera to efekt wielkiej wojny — ośrodek przemysłowy i badawczy — oraz „socjalistycznej industrializacji”, gdy trzeba było Rosji sposobić się na wypadek, jeśli zimna wojna rozwinęłaby się w gorącą. Próżno więc by tu szukać zabytków kultury. Architektura miasta może zaciekawić wyłącznie fanów socrealizmu. Irkuck — co innego; kozacka ongiś stanica, gdy Rosjan zaczęło ciągnąć w głąb Syberii. Dzisiaj to skala naszego Wrocławia, albo Poznania. Dźwiga legendę kolejnych fal zesłańców — katorżników, dekabrystów, „miatieżników” z Polski, sceptyków co do „reform społeczno–ekonomicznych” rządów sowieckich. Opatrzność widać próbowała ludziom jakoś łagodzić uciążliwości klimatu, bo w okolicach znaleziono pokłady złota. Stanowi dziś półmetek do brzegów Pacyfiku, a i do centrum Chin. Pobliże Bajkału — hydrologicznego fenomenu — było od wieków walorem miasta. Fenomenalne ryby, bogactwo ptaków i zwierząt. Jezioro, a właściwie morze słodkie i śródlądowe, od zawsze stanowiło dla podróżnych atrakcję wobec monotonii „transsibu”. Ongiś wagony przeprawiano tu przez jezioro promem, albo ekspediowano — z należytą ostrożnością — po sezonowych torowiskach, kładzionych wprost na zamarźniętych głębinach. Dzisiaj pociąg na poły okrąża Bajkał po groblach i wykopach; panoramy mieszczą się w cenie biletu, a są one tym oryginalniejsze, iż te wody mają dodatkowo oprawę bujnych lasów oraz całkiem poważnych gór. A jeśli Rosja i cały nasz świat kiedyś znormalnieje, to Bajkał będzie czymś jak chłodniejsze Wyspy Kanaryjskie lub oryginalniejsze Lazurowe Wybrzeże. Z lotniskami, festiwalami, hiltonami, kąpieliskami, klimatyzacjami. Istną żyłą złota, chociaż szans na gorące plaże i dorodne palmy, jak dotąd ciągle nie widać.

Cofnijmy się jeszcze na moment do samego Irkucka, bo wypada też odnotować miejscowe pamiątki polskie; jak na odległość od Warszawy, są one wcale obfite. W pobliskiej Tunce odsiadywał swoją bujną młodość sam Józef Piłsudski. Kościół, nazwany „polskim”, to dziś diecezjalna siedziba na całą bodaj Syberię i wsparcie dla miejscowej filharmonii, jako sala koncertów organowych. Poprzedni budynek tegoż kościoła powinien przypomnieć starą polską anegdotę. Rodacy nadwiślańscy za carskich czasów przybywali tu wcale licznie i nie tylko dla naprawy swych politycznych kręgosłupów; przyciągały ich też sowicie opłacane, jak i dziś, rządowe posady specjalistów, biznesy drzewne, futrzarskie, mineralne. Jak zawsze, polska troska o pobożne budownictwo wyprzedzała starania o pobożność własną. Jęli zbierać więc pieniądze na swój kościół, gdyż najbliższy pozostawał ciągle w Moskwie bodaj. Szło powoli. Aż stosowny komitet upatrzył sobie polskiego ...milionera na miejscu. Miał on sporo do powiedzenia w miejscowym kopalnictwie złota i trzymał rękę na pulsie tutejszych gorzelni wraz z detalicznym wyszynkiem. Podzielone były zdania, która z tych „żył” jest bardziej wydajna. Istotnie, na nieśmiałe pytanie kwestarzy, na ile mogą „szanownego pana” zapisać, odpowiedź padła: „na tyle, ile wam jeszcze brakuje”. Powiedziane po męsku, choć w rachubę szły dziesiątki tysięcy rubli — tamtych carskich, prawdziwych, w złocie.

Fama Bajkału wywodzi się nie tyle z jego wielkości — rozmiary na skalę polskiego województwa — co z jego rekordowych głębin. Sięgają aż po 1600 metrów „z hakom”! Potrzeba by około 400 lat, aby 336 rzek i strumieni (dopływów) wypełniło misę jeziora — czytamy. Ma zasoby wody równe naszemu Bałtykowi. I oczywiście syberyjski klimat. Stosowną florę i faunę. Herbowe drzewo Bajkału to cedr — ze smakowitymi orzeszkami. Unikalna w świecie foka, nerpa, reprezentuje tutejszy bogaty zwierzostan. Jak niemal wszędzie w Rosji, wisi tu groźba wręcz klęski ekologicznej: ścieki celulozowe leją się wprost do jeziora, wbrew zaklęciom każdej kolejnej ekipy w Moskwie, z bynajmniej nie świętej pamięci komunistycznymi na czele.

Dowiadujemy się przy okazji z książki, że średnia pensja syberyjska to trzy dolary dziennie, czyli około 300 naszych złotówek miesięcznie. Jest ciężko, tym bardziej, im więcej żywności oraz odzieży, opału też nie pomijajmy, wymaga surowy klimat. Nasza magistrala pełni tu funkcje nie tylko dostawcze, ale i zarobkowe. Wymowna fotografia ilustruje postoje ekspresu, gdy jego okna zamieniają się w istne stoiska handlowe; „transsibieryjskij uniwiermag” — podżartowują sobie sybiracy, bo i cóż mają robić. Autorzy rozweselają nam lekturę, która na ogół do śmiechu nie jest, podziałem całej trasy na „strefy” pierożków nadziewanych na wszelkie sposoby, ryb rozmaitych gatunków i wędzeń oraz uniwersalnych orzeszków cedrowych — serwowanych podróżnym przez syberyjskie kobieciny.

Sieć osadnicza, w której mieszkają owe „businesswomen”, to skupiska małych, drewnianych domków, jeden z częstych elementów — czytamy — przykolejowego krajobrazu. W Rosji dacza wciąż odgrywa bardzo istotną rolę [...] w ogródkach uprawia się cebulę, pomidory, ogórki, ziemniaki. Małe ogródki [...] stanowią więc dla Rosjan źródło dodatkowego pożywienia, a często i podstawę utrzymania.

Gdzieś na wysokości Omska, na ponad dwuipółtysięcznym kilometrze autorom przewodnika zbiera się już na filozofowanie: Podróż pociągiem [...] daje możliwość uświadomienia sobie, jak to los przykuwa ludzi do miejsca, w którym się rodzą, a z którego fizycznie nie mogą się wyrwać. Człowiek w ogromie krajobrazu jest drobiną wraz ze swym maleńkim domkiem [...] z trzema, lub czterema oknami, które obowiązkowo przyozdobione są okiennicami, jaskrawo pomalowanymi na zielono, lub niebiesko [...] I poruszają się tamtejsi mieszkańcy przez całe swoje życie pod tym bezkresnym niebem [...] Zmiany nieprędko tutaj dotrą. Wielka przestrzeń stanowi warstwę izolacyjną.

Albo — na refleksje plastyczne: Poczucie czasu zanika, pojawia się natomiast poczucie przestrzeni, największą bowiem część pejzażu za oknem zajmują chmury, nadając mu treść [...] Za oknem rozciągają się wielkie obszary lasów [...] Wspaniale wyglądają brzozowe pnie, odznaczające się swą świeżą bielą na tle trawy, czy odbijające światło wieczornego słońca. Specyficzny to widok: tysiące białych pni przemyka za oknem bez końca. Jeśli ta gigantyczna podróż potrafi być czasami monotonna, to jej przewodnikowy opis — jak widzimy — bywa całkiem urozmaicony.

Chiny i Mongolię lepiej odłożyć sobie na inną okazję, bo omówienie wszystkiego za jednym zamachem, to wyzwanie dla ludzkich zdolności percepcji. Ożywienie polskich zainteresowań bajkalskim półmetkiem jest wystarczająco ambitnym przedsięwzięciem. Ludzi znad Wisły widać dziś ledwo śladowo po Moskwie, Petersburgu, Kijowie, czy nawet na Krymie, to i cóż mówić o Syberii. Można się spierać, czy złe skojarzenia z onegdajszą Rosją i Ukrainą tłumaczą nasze opory lepiej, aniżeli siermiężność dzisiejszej wschodniej rzeczywistości plus nijakość tamtejszych perspektyw.

Lecz dobra lektura w każdym razie przybliża czasy, kiedy moda na syberyjskie podróże stanie do konkurencji z wybrzeżami Grecji, albo Hiszpanii.



Praca zbiorowa pod red. Tomasza Ostrowskiego Szlak transsyberyjski. Moskwa – Bajkał – Mongolia – Pekin, Wyd. Bezdroża, Kraków 2002.




 <– Spis treści numeru