PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 34


przygotowała Zofia Broniek

Pamięć i czas


Prywatne muzeum Jana Szczepkowskiego w domu artysty w Milanówku, spuścizna duchowa 20-lecia, istnieje dzięki heroicznej postawie córki artysty i działalności rodzinnej Fundacji im. Jana Szczepkowskiego. Hanna Szczepkowska-Mickiewicz należy do grona niezwykłych córek wielkich twórców, co nie szczędzą życia, by zachować dzieło ojca w żywej pamięci potomnych.
Dzieła artystów plastyków to trudna spuścizna. By istniała, trzeba ją otoczyć opieką, eksponować i przypominać o niej w sposób właściwy dla tego rodzaju twórczości. Wymaga to oczywiście pieniędzy, a nade wszystko dobrej woli.
Przedstawiamy piękną inicjatywę, która powstała na skrzyżowaniu szlaków między Milanówkiem, Zakopanem, Grodziskiem a Podkową Leśną.



Hanna Szczepkowska-Mickiewicz: Moje wnuki są szóstym pokoleniem w tym domu. Zbudował go mój dziadek, aktor, Rufin Morozowicz w 1910 roku. Sama przenosiłam rzeźby z sutereny do mieszkania rodziców i zrobiłam to muzeum. To było dwadzieścia trzy lata temu. Byłam wówczas w pełni sił i nieprawdopodobnego wigoru. Te pokoje chciano nam odebrać i przeznaczyć na żłobek, przedszkole lub mieszkanie dla trzech rodzin. Walka trwała dziesięć lat, ale w końcu muzeum ocalało. Zostało otwarte w 1978 roku. Niestety nie stać nas na jego ogrzewanie.
W naszych zbiorach są autoportrety ojca, portrety najbliższych, przyjaciół i znajomych, a także lalki z kabaretu "Zielony Balonik". Są też projekty i szkice późniejszych realizacji, maski pośmiertne, w tym maska pośmiertna Józefa Piłsudskiego. Ojciec projektował także trumnę i sarkofag dla Marszałka. Trumnę według jego projektu zrobiono, a projekt sarkofagu z wygranego konkursu tutaj stoi. Każdy ma teraz wspaniały grobowiec a On, biedactwo, tam, w tej trumnie...
Ojciec odlewał swoje rzeźby w gipsie, robił też bloki gipsowe i ciął w nich. Wiele spośród stojących tu odlewów sama patynowałam. W muzeum jest też pierwszy szkic do projektu łuku triumfalnego, który miał stanąć na Marszałkowskiej, mniej więcej tam gdzie dziś przebiega Trasa Łazienkowska. Kamień węgielny miał być kładziony we wrześniu trzydziestego dziewiątego roku.
W 1925 roku ojciec otrzymał Grand Prix na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu oraz Legię Honorową. Tymi nagrodami uhonorowano jego Kaplicę Bożego Narodzenia. Kiedy montowano ją na wystawie, codziennie przychodził tam wytworny pan w średnim wieku, z laseczką i stołeczkiem trójnogiem i patrzył, jak powstaje rzeźba. Pamiętam go dobrze, bo - dziesięcioletnia dziewczynka - kręciłam się wśród robotników. Po kilku dniach ojciec zagadnął tego pana, czy nie jest przypadkiem artystą, skoro tak interesuje się jego rzeźbą. - Nie - odparł nieznajomy. Jestem królem Szwecji. Król chciał zresztą rzeźbę kupić, ale rząd francuski miał pierwszeństwo. Kapliczka znajduje się w kościele w Dourges, na północy Francji.
Przed wojną ojciec wykonał projekt mebli, boazerii i oświetlenia do jednej z sal Zamku Królewskiego. Dzieło pozostało w Milanówku i tworzy wnętrze sali jadalnej. Całe w drewnie sosnowym, a to, według mnie, najpiękniejsze drewno do rzeźby. Ozdobą sali jest tak zwana kapliczka z Echarlins, również z drewna sosnowego. Ojciec zrobił ją na zamówienie do Szwajcarii, ale pozostała w kraju.
Przy stole w jadalni zasiadało wielu wybitnych ludzi: pani Marszałkowa, Anna Żeromska, Wieniawa-Długoszowski, generał Sosnkowski, Reymontowie, Witkacy, Osterwa. Zdarzało się, że gościliśmy 30-40 osób. A w czterdziestym czwartym roku, w sobotę 29 lipca, przy tym stole oświadczyłam rodzicom: Jutro o 6 rano jedziemy do Warszawy. Oni mieli nas tylko dwoje... Nie powiedzieli słowa, żeby nas zatrzymać. No i szczęśliwie wróciliśmy.
Jerzy Juczkowicz, rzeźbiarz: Muzeum Jana Szczepkowskiego odwiedzałem wielokrotnie. Pani Hanna Mickiewicz, córka artysty, wielce zasłużona osoba, czyni wielkie wysiłki, by zachować spuściznę artystyczną po ojcu. Rodzinna Fundacja im. Jana Szczepkowskiego boryka się z ogromnymi problemami finansowymi, a przecież jest pewien czynnik, który koniecznie należy wziąć pod uwagę - czas. Prace artysty są wykonane w gipsie i dziś jest już ostatni moment, żeby je utrwalić. Szczepkowski należał do twórców, którzy w okresie międzywojennym poszukiwali formy wyrażającej istotę sztuki polskiej; stąd między innymi jego upodobanie do materiału tak bardzo tutejszego, jakim jest drewno. Powstały dzieła wybitne, ale ponieważ ich twórca był piłsudczykiem, nie doczekał się po wojnie rozgłosu.
Wiosną tego roku odwiedziłem muzeum wraz z moim kolegą rzeźbiarzem, Stanisławem Cukrem, dyrektorem zakopiańskiego liceum im. Antoniego Kenara. Zbiory wywarły na nim ogromne wrażenie. Zwrócił przy tym uwagę na kruchość gipsów, które się rozsypują w pomieszczeniach wilgotnych i nieogrzewanych. Zaproponował więc pani Hannie Mickiewicz, by uczniowie liceum w ramach letnich praktyk utrwalili w drewnie kilka rzeźb, które pozostałyby w muzeum. Skoro jeżdżą na plenery do Francji, do Niemiec, czemuż by nie mieli przyjechać do Milanówka? Tym bardziej, że cel jest piękny.
Mamy nadzieję, że temu zamiarowi będzie patronował pan Starosta. A może weźmie inicjatywę w swoje ręce i, korzystając z ustawy o ochronie dóbr kultury, poszuka środków na to przedsięwzięcie. Chodzi po prostu o to, żeby kilkanaścioro młodych ludzi, którzy przyjechaliby na miesiąc z opiekunem, miało się gdzie rozłożyć ze swymi śpiworami i gdzie się przez ten czas stołować.
Stanisław Cukier, rzeźbiarz, dyrektor Liceum im. Antoniego Kenara: Jan Szczepkowski jest postacią ważną dla zakopiańskiej szkoły, którą dziś kieruję. Ukończył ją pod koniec XIX w., a nazywała się wówczas Szkołą Przemysłu Drzewnego. To wybitny rzeźbiarz, przedstawiciel formizmu polskiego. Dobrze by było poprowadzić dzieci tropem jego twórczości, dać im wejść w ten specyficzny sposób myślenia, zanurzyć w klimacie tamtego okresu. Cały dom państwa Szczepkowskich jest nim przesiąknięty.
Dla dzieci ważna byłaby nie tylko sama praca, lecz także obcowanie z tym miejscem, poznanie dróg, którymi chadzał Szczepkowski i możliwość rozmowy z ludźmi mu najbliższymi. Byłby to pomost pomiędzy pokoleniami. A budowanie takich pomostów uważam za naszą powinność.
Marek Młyniec, architekt, wiceprzewodniczący Rady Fundacji: Kiedy dowiedziałem się, że nawiązała z nami kontakt Szkoła Kenarowska, bardzo się ucieszyłem, bo oto mamy chyba szczęśliwy zbieg okoliczności. Otóż, trzecia co do rangi w całej twórczości artysty praca - fryz z teatru Ateneum, rzeźbiony w drewnie - spłonęła w czasie wojny. Fryz ten, wykonany w gipsie w skali 2:1, znajdował się do niedawna w Pomarańczarni, a ostatnio był eksponowany w Muzeum Narodowym na wystawie Rytm. Czynimy starania, by fryz wrócił do nas w formie depozytu. Można by się więc pokusić o odtworzenie go w drewnie przez uczniów szkoły zakopiańskiej w ramach studium - pracy zaplanowanej na kilka lat. Tak powstałby w drewnie praprojekt, bardzo wierny względem późniejszego, zniszczonego opracowania. Jesteśmy żywo zainteresowani tym pomysłem. Zwłaszcza, że na miejscu znajdują się inne rzeźby w drewnie - ich studiowanie bardzo pomogłoby uczniom w pracy. Pani kustosz Hanna Kotkowska-Bareja z pewnością podpowiedziałaby, które z pozostałych rzeźb gipsowych warto również odtworzyć w drewnie. A na jej sugestiach można by polegać, ponieważ, jako wieloletnia opiekunka prac Jana Szczepkowskiego, jest prawdziwą znawczynią przedmiotu.
Krzysztof Markowski, starosta: W czasie wojny rodzina Jana Szczepkowskiego wypełniała obowiązek patriotyczny, angażując się w działalność konspiracyjną. To zaważyło na popularności dzieła artysty w powojennym pięćdziesiecioleciu.
Znam panią Hannę Mickiewicz, znam ten obiekt. Kiedy pełniłem funkcję burmistrza Milanówka, założyłem tam izbę pamięci, żeby wspomóc to miejsce skromnymi dotacjami z budżetu miasta. Wyprowadziliśmy również lokatorów kwaterunkowych. Jestem pełen uznania i podziwu dla determinacji Córki w walce o zachowanie spuścizny po Ojcu. Jako kustosz nie szczędziła swego czasu, zdrowia, majątku, żeby pamięć o Nim nie zginęła. Już choćby to jest godne poparcia.
Nieraz ubolewałem, że mieszkańcy najbliższych okolic mało wiedzą o tym niezwykłym miejscu. A przecież to prawdziwa muzealna perełka! Powinna być udostępniona zwiedzającym w takiej mierze, w jakiej na to zasługuje. Cóż, kiedy oprowadzanie wycieczek jest ponad siły jednej osoby... Propozycja p. Stanisława Cukra jest naprawdę znakomita. Będę się starał pomóc w miarę możliwości. Rysuje się przecież szansa na ocalenie czegoś wyjątkowego, co mogłoby bezpowrotnie zniknąć.




Jan Szczepkowski (1878-1964)


Urodził się w Stanisławowie, zmarł w wieku 86 lat w Milanówku.
Ukończył Szkołę Przemysłu Drzewnego w Zakopanem, potem studiował w krakowskiej ASP pod kierunkiem Alfreda Dauna, Konstantego Laszczki i Jacka Malczewskiego, a następnie w Paryżu w latach 1904-7 u Augusta Rodina i Emila A. Bourdelle'a.
Należał do Towarzystwa Polska Sztuka Stosowana i TAP Sztuka. W latach 1922-39 był profesorem, a później dyrektorem Miejskiej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Malarstwa w Warszawie. Związany był z ugrupowaniem Rytm od momentu jego powstania. Był laureatem wielu konkursów rzeźbiarskich.
Do najważniejszych realizacji artysty należą: fryz na dachu Towarzystwa Rolniczego i pomnik dr. Henryka Jordana w Krakowie, ołtarz w kościele w Krzeszowicach, a w Warszawie - płaskorzeźby na fasadzie Banku Gospodarstwa Krajowego i na gmachu Sejmu, fryz dla teatru Ateneum (zniszczony w 1939 r.), pomnik Wojciecha Bogusławskiego (zniszczony w czasie wojny, zrekonstruowany w 1965 r.) oraz pomnik Stanisława Moniuszki.
W 1925 r. otrzymał Grand Prix na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu oraz Legię Honorową; w 1929 roku złoty medal na PWK w Poznaniu.




 <– Spis treści numeru