Prywatne muzeum Jana Szczepkowskiego w domu artysty
w Milanówku, spuścizna duchowa 20-lecia, istnieje dzięki
heroicznej postawie córki artysty i działalności rodzinnej
Fundacji im. Jana Szczepkowskiego.
Hanna Szczepkowska-Mickiewicz
należy do grona niezwykłych córek wielkich twórców, co nie
szczędzą życia, by zachować dzieło ojca w żywej pamięci potomnych.
Dzieła artystów plastyków to trudna spuścizna. By istniała, trzeba ją
otoczyć opieką, eksponować i przypominać o niej w sposób
właściwy dla tego rodzaju twórczości. Wymaga to oczywiście
pieniędzy, a nade wszystko dobrej woli.
Przedstawiamy piękną inicjatywę, która powstała na skrzyżowaniu
szlaków między Milanówkiem, Zakopanem, Grodziskiem a Podkową
Leśną.
Hanna Szczepkowska-Mickiewicz: Moje wnuki są
szóstym pokoleniem w tym domu. Zbudował go mój dziadek, aktor,
Rufin Morozowicz w 1910 roku. Sama przenosiłam rzeźby
z sutereny do mieszkania rodziców i zrobiłam to muzeum. To było
dwadzieścia trzy lata temu. Byłam wówczas w pełni sił
i nieprawdopodobnego wigoru. Te pokoje chciano nam odebrać
i przeznaczyć na żłobek, przedszkole lub mieszkanie dla trzech
rodzin. Walka trwała dziesięć lat, ale w końcu muzeum ocalało.
Zostało otwarte w 1978 roku. Niestety nie stać nas na jego
ogrzewanie.
W naszych zbiorach są autoportrety ojca, portrety najbliższych,
przyjaciół i znajomych, a także lalki z kabaretu "Zielony
Balonik". Są też projekty i szkice późniejszych realizacji, maski
pośmiertne, w tym maska pośmiertna Józefa Piłsudskiego. Ojciec
projektował także trumnę i sarkofag dla Marszałka. Trumnę według
jego projektu zrobiono, a projekt sarkofagu z wygranego konkursu
tutaj stoi. Każdy ma teraz wspaniały grobowiec a On, biedactwo,
tam, w tej trumnie...
Ojciec odlewał swoje rzeźby w gipsie, robił też bloki gipsowe i ciął
w nich. Wiele spośród stojących tu odlewów sama patynowałam.
W muzeum jest też pierwszy szkic do projektu łuku triumfalnego, który
miał stanąć na Marszałkowskiej, mniej więcej tam gdzie dziś
przebiega Trasa Łazienkowska. Kamień węgielny miał być
kładziony we wrześniu trzydziestego dziewiątego roku.
W 1925 roku ojciec otrzymał Grand Prix na Międzynarodowej
Wystawie Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu oraz Legię Honorową.
Tymi nagrodami uhonorowano jego Kaplicę Bożego Narodzenia.
Kiedy montowano ją na wystawie, codziennie przychodził tam
wytworny pan w średnim wieku, z laseczką i stołeczkiem
trójnogiem i patrzył, jak powstaje rzeźba. Pamiętam go dobrze, bo -
dziesięcioletnia dziewczynka - kręciłam się wśród robotników.
Po kilku dniach ojciec zagadnął tego pana, czy nie jest przypadkiem
artystą, skoro tak interesuje się jego rzeźbą. - Nie - odparł
nieznajomy. Jestem królem Szwecji. Król chciał zresztą rzeźbę
kupić, ale rząd francuski miał pierwszeństwo. Kapliczka znajduje się
w kościele w Dourges, na północy Francji.
Przed wojną ojciec wykonał projekt mebli, boazerii i oświetlenia do
jednej z sal Zamku Królewskiego. Dzieło pozostało w Milanówku
i tworzy wnętrze sali jadalnej.
Całe w drewnie sosnowym, a to, według mnie, najpiękniejsze drewno do rzeźby.
Ozdobą sali jest tak zwana kapliczka z Echarlins, również z drewna sosnowego. Ojciec
zrobił ją na zamówienie do Szwajcarii, ale pozostała w kraju.
Przy stole w jadalni zasiadało wielu wybitnych ludzi: pani
Marszałkowa, Anna Żeromska, Wieniawa-Długoszowski,
generał Sosnkowski, Reymontowie, Witkacy, Osterwa. Zdarzało się,
że gościliśmy 30-40 osób. A w czterdziestym czwartym roku,
w sobotę 29 lipca, przy tym stole oświadczyłam rodzicom: Jutro o 6
rano jedziemy do Warszawy. Oni mieli nas tylko dwoje... Nie
powiedzieli słowa, żeby nas zatrzymać. No i szczęśliwie wróciliśmy.
Jerzy Juczkowicz, rzeźbiarz: Muzeum Jana Szczepkowskiego
odwiedzałem wielokrotnie. Pani Hanna Mickiewicz, córka artysty,
wielce zasłużona osoba, czyni wielkie wysiłki, by zachować
spuściznę artystyczną po ojcu. Rodzinna Fundacja im. Jana
Szczepkowskiego boryka się z ogromnymi problemami
finansowymi, a przecież jest pewien czynnik, który koniecznie
należy wziąć pod uwagę - czas. Prace artysty są wykonane
w gipsie i dziś jest już ostatni moment, żeby je utrwalić.
Szczepkowski należał do twórców, którzy w okresie
międzywojennym poszukiwali formy wyrażającej istotę sztuki
polskiej; stąd między innymi jego upodobanie do materiału tak
bardzo tutejszego, jakim jest drewno. Powstały dzieła wybitne, ale
ponieważ ich twórca był piłsudczykiem, nie doczekał się po wojnie
rozgłosu.
Wiosną tego roku odwiedziłem muzeum wraz z moim kolegą
rzeźbiarzem, Stanisławem Cukrem, dyrektorem zakopiańskiego
liceum im. Antoniego Kenara. Zbiory wywarły na nim ogromne
wrażenie. Zwrócił przy tym uwagę na kruchość gipsów, które się
rozsypują w pomieszczeniach wilgotnych i nieogrzewanych.
Zaproponował więc pani Hannie Mickiewicz, by uczniowie liceum
w ramach letnich praktyk utrwalili w drewnie kilka rzeźb, które
pozostałyby w muzeum. Skoro jeżdżą na plenery do Francji, do
Niemiec, czemuż by nie mieli przyjechać do Milanówka? Tym
bardziej, że cel jest piękny.
Mamy nadzieję, że temu zamiarowi będzie patronował pan Starosta.
A może weźmie inicjatywę w swoje ręce i, korzystając z ustawy
o ochronie dóbr kultury, poszuka środków na to przedsięwzięcie.
Chodzi po prostu o to, żeby kilkanaścioro młodych ludzi, którzy
przyjechaliby na miesiąc z opiekunem, miało się gdzie rozłożyć ze
swymi śpiworami i gdzie się przez ten czas stołować.
Stanisław Cukier, rzeźbiarz, dyrektor Liceum im. Antoniego
Kenara: Jan Szczepkowski jest postacią ważną dla zakopiańskiej
szkoły, którą dziś kieruję. Ukończył ją pod koniec XIX w.,
a nazywała się wówczas Szkołą Przemysłu Drzewnego. To wybitny
rzeźbiarz, przedstawiciel formizmu polskiego. Dobrze by było
poprowadzić dzieci tropem jego twórczości, dać im wejść w ten
specyficzny sposób myślenia, zanurzyć w klimacie tamtego okresu.
Cały dom państwa Szczepkowskich jest nim przesiąknięty.
Dla dzieci ważna byłaby nie tylko sama praca, lecz także
obcowanie z tym miejscem, poznanie dróg, którymi chadzał
Szczepkowski i możliwość rozmowy z ludźmi mu najbliższymi.
Byłby to pomost pomiędzy pokoleniami. A budowanie takich
pomostów uważam za naszą powinność.
Marek Młyniec, architekt, wiceprzewodniczący Rady
Fundacji: Kiedy dowiedziałem się, że nawiązała z nami kontakt
Szkoła Kenarowska, bardzo się ucieszyłem, bo oto mamy chyba
szczęśliwy zbieg okoliczności. Otóż, trzecia co do rangi w całej
twórczości artysty praca - fryz z teatru Ateneum, rzeźbiony
w drewnie - spłonęła w czasie wojny. Fryz ten, wykonany w gipsie
w skali 2:1, znajdował się do niedawna w Pomarańczarni, a ostatnio
był eksponowany w Muzeum Narodowym na wystawie Rytm.
Czynimy starania, by fryz wrócił do nas w formie depozytu. Można
by się więc pokusić o odtworzenie go w drewnie przez uczniów
szkoły zakopiańskiej w ramach studium - pracy zaplanowanej na
kilka lat. Tak powstałby w drewnie praprojekt, bardzo wierny
względem późniejszego, zniszczonego opracowania. Jesteśmy żywo
zainteresowani tym pomysłem. Zwłaszcza, że na miejscu znajdują
się inne rzeźby w drewnie - ich studiowanie bardzo pomogłoby
uczniom w pracy. Pani kustosz Hanna Kotkowska-Bareja
z pewnością podpowiedziałaby, które z pozostałych rzeźb gipsowych
warto również odtworzyć w drewnie. A na jej sugestiach można by
polegać, ponieważ, jako wieloletnia opiekunka prac Jana
Szczepkowskiego, jest prawdziwą znawczynią przedmiotu.
Krzysztof Markowski, starosta: W czasie wojny rodzina Jana
Szczepkowskiego wypełniała obowiązek patriotyczny, angażując się
w działalność konspiracyjną. To zaważyło na popularności dzieła
artysty w powojennym pięćdziesiecioleciu.
Znam panią Hannę Mickiewicz, znam ten obiekt. Kiedy pełniłem
funkcję burmistrza Milanówka, założyłem tam izbę pamięci, żeby
wspomóc to miejsce skromnymi dotacjami z budżetu miasta.
Wyprowadziliśmy również lokatorów kwaterunkowych. Jestem pełen
uznania i podziwu dla determinacji Córki w walce o zachowanie
spuścizny po Ojcu. Jako kustosz nie szczędziła swego czasu,
zdrowia, majątku, żeby pamięć o Nim nie zginęła. Już choćby to
jest godne poparcia.
Nieraz ubolewałem, że mieszkańcy najbliższych okolic mało wiedzą
o tym niezwykłym miejscu. A przecież to prawdziwa muzealna
perełka! Powinna być udostępniona zwiedzającym w takiej mierze,
w jakiej na to zasługuje. Cóż, kiedy oprowadzanie wycieczek jest
ponad siły jednej osoby... Propozycja p. Stanisława Cukra jest
naprawdę znakomita. Będę się starał pomóc w miarę możliwości.
Rysuje się przecież szansa na ocalenie czegoś wyjątkowego, co
mogłoby bezpowrotnie zniknąć.
Urodził się w Stanisławowie, zmarł w wieku 86 lat w Milanówku.
Ukończył Szkołę Przemysłu Drzewnego w Zakopanem,
potem studiował w krakowskiej ASP pod kierunkiem Alfreda
Dauna, Konstantego Laszczki i Jacka Malczewskiego, a następnie
w Paryżu w latach 1904-7 u Augusta Rodina i Emila A.
Bourdelle'a.
Należał do Towarzystwa Polska Sztuka Stosowana
i TAP Sztuka. W latach 1922-39 był profesorem, a później
dyrektorem Miejskiej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Malarstwa
w Warszawie. Związany był z ugrupowaniem Rytm od momentu
jego powstania. Był laureatem wielu konkursów rzeźbiarskich.
Do najważniejszych realizacji artysty należą: fryz na
dachu Towarzystwa Rolniczego i pomnik dr. Henryka Jordana
w Krakowie, ołtarz w kościele w Krzeszowicach, a w Warszawie -
płaskorzeźby na fasadzie Banku Gospodarstwa Krajowego i na
gmachu Sejmu, fryz dla teatru Ateneum (zniszczony w 1939 r.),
pomnik Wojciecha Bogusławskiego (zniszczony w czasie wojny,
zrekonstruowany w 1965 r.) oraz pomnik Stanisława Moniuszki.
W 1925 r. otrzymał Grand Prix na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu oraz
Legię Honorową; w 1929 roku złoty medal na PWK w Poznaniu.