- Tak kazał tytułować się mojemu dziewięcioletniemu wówczas synkowi, gdy zamieszkaliśmy po sąsiedzku na Ursynowie. Różnica wieku jaka dzieliła Mistrza ode mnie, szacunek dla Jego niekwestionowalnych osiągnięć, nie mogły uwikłać Karnego w niewolę konwenansów. "To dla ludzi, którzy nie wiedzą co zrobić z czasem". Pozostał więc respekt nie akcentowany, bo ten notoryczny kpiarz, ale też najpoważniejszy artysta lubił środowisko naturalne. Jednakże jako osobowość niezwykła, bywał w sytuacjach niezwykłych i wówczas, zachowując się najzwyczajniej w świecie potrafił wprawiać w osłupienie. Bawiły Go ludzkie wyobrażenia o stosowności zachowań. Opowiadał:
Cytuję, bo nie jest to zwykła anegdota bez kontekstu. Ukazuje
stosunek Karnego do śmieszności konwenansów i niezwykłego oddziaływania
tego, co najnaturalniejsze. Ale życie to jeszcze nic, taki potrafił być
przede wszystkim w sztuce.
A przyszło mu żyć w okresie niezwykłym: dwie wojny światowe,
rewolucje ustrojowe, naukowe, technologiczne, informatyczne,
światopoglądowe, bezprecedensowa w historii sytuacja sztuki współczesnej
i kontakt z twardą, codzienną rzeczywistością zwykłego człowieka
i artysty. Zagubić się łatwo, ale wewnętrznym drogowskazem były mu
wówczas ta wrodzona naturalność oraz intuicyjna odwaga przekory.
I oto w czasie, gdy eksponowanie indywidualności stało się celem
nadrzędnym, co nieuchronnie doprowadzić musiało do nadprodukcji
indywidualności standartowych, uzależnionych umysłowo, on robił
swoje. A wcale niełatwe jest życie artysty rezygnującego
z zewnętrznych znamion nowoczesności, gdy obowiązuje jedynie słuszna
wizja rozwojowa sztuki, ustanowiona przez najbardziej wpływowych
teoretyków, bezceremonialnie spychająca indywidualistów
niesubordynowanych poza margines. W wieku Orwella indywidualista ma być
standardowy i działać zgodnie z obowiązującą doktryną. To nic, że póki
takiej wizji nikt nie roztaczał, sztuka miała się lepiej.
Był wybór: zostać pojętnym uczestnikiem niewiadomej przygody, bez
czytelnych, akceptowalnych reguł, czy zachować dystans. Na szczęście
Karny, choć wykształcony, to niezależnie, głęboko myślący, a także
autentycznie skromny człowiek. Jego celem nie stała się nigdy
wyzywająca nowoczesność formy. Nieodmiennie fascynowała go przygoda
poszukiwania rzetelnej, wnikliwej syntezy widzianego, dająca
wiarę, że to przecież musi spełnić oczekiwania. I gdy owczy pęd
do eksponowania indywidualności doprowadzał najczęściej zapaleńców
(nawet tych starych) do banalnych, bezdusznie geometryzujących
schematów, manieryczności, czy uwłaczających harmonii natury deformacji,
nasz mistrz przekory mozolnie i nieomylnie rafy te omijał. I chociaż
z pewnością gorzko doświadczył bycia niemodnym, nie do tego dążył, by
stać się innym, ale by robić to co robi, tylko coraz lepiej.
Musimy uczyć się w ciągu całego życia. Karny miał intuicyjną
skłonność, a także niewątpliwe szczęście portretowania
najwybitniejszych. To zobowiązuje, ale też inspiruje pozostawiając
zawsze niedosyt. Wnikliwego obserwatora rozwija, pozwalając mu z czasem
osiągnąć brawurową monumentalność formy, zachowującej równocześnie
ciepło i intymność. Monumentalność już nie jako skutek apriorycznych,
schematyzujących założeń, a efekt wtajemniczenia w oddziaływanie form
syntetyzujących anatomiczne detale, uczytelniających doznania
i przezwyciężających materialność przedmiotu.
O tym, że problemy budowy rzeźbiarskiego portretu opanował w stopniu
niezrównanym, świadczy najlepiej okres, kiedy już fizycznie zaniemógł.
Pokazał wówczas, jak można wyrzeźbić w wielkim granitowym otoczaku
wielokrotnie powiększony portret, bez gipsowego, w skali 1:1 choćby
szkicu i... cudzymi rękami. Wprawdzie rękami pojętnego kamieniarza,
który jednak rzeźbiarzem nie jest. To sytuacja zupełnie inna, niż
w stopniowym doszukiwaniu się formy ręką autora, czy zlecaniu wykonania
kopii. Trzeba wyczuwać i nieomylnie wyznaczać kolejne płaszczyzny do
odklinowania, zgodnie z "holograficznym" wyobrażeniem ideału, do
którego się zmierza, utkwionym w umyśle jak i we wnętrzu kamienia.
Przekazać wykonawcy wizję - nie sposób. Improwizowana strategia
kolejnych etapów działania decyduje o tym, by do procesu twórczego nie
wkradł się chaos. Skutki błędnych decyzji czy nieporozumień przy pracy
w kamieniu są nieodwracalne, a o sile portretu decydują czasem niezwykle
małe różnice. W tak ekstremalnych warunkach stworzył Karny bodaj
najdojrzalsze swe dzieła. I ciągle pozostawał rzeźbiarzem niemodnym.
Instytucjonalne próby klasyfikacji artystów, ich dokonań, czynione na
bieżąco, z upływem czasu ulegają naturalnym przewartościowaniom.
Zresztą nie tylko te oficjalne.
W latach sześćdziesiątych, jeszcze jako student Wydziału
Rzeźby oglądałem portrety Karnego w zbiorowych ekspozycjach. Ktoś, kto
sam robi to na co dzień, patrzy na prace innych w sposób specyficzny.
A już studenci, szczególnie ci początkujący oczywiście wiedzą wszystko
najlepiej. I wszystko zrobiliby "lepiej". W owym czasie, tuż po
zrzuceniu gorsetu socrealizmu, rzeźba każda, nawet portret, to była
obowiązkowo rozgrywka czasoprzestrzenna, detale miały pojawiać się
w stosownym rytmie i w słuszny sposób, i tę czasoprzestrzeń organizować.
Detal był tu znakiem o anatomicznym wprawdzie rodowodzie, ale
dociekliwość studiowania niuansów z natury, to już nie było to, co
odważnie "wybiega do przodu". Odnoszący się do takich postaw
z rezerwą "oczywiście nie mieli racji". Uwagi, że portret jest
sugestywny, gdy budując myśli się o nim "od wewnątrz", albo
że "głowa musi być konstruowana jak katedra" chyba mało
kto tak naprawdę próbował zrozumieć, jako że efekt byłby i tak zbyt
staroświecki.
W dobie wybujałego indywidualizmu portretując kogoś, zazwyczaj
eksponuje się swoją, pośpiesznie wykoncypowaną indywidualność. To, czy
autor w pracy ekscytuje się portretowanym, czy sobą, to dylemat
altruizmu i egoizmu. Altruizm śmiesznie anachroniczny, egoizm
funkcjonuje efektownie. Na krótką metę.
Karny pokazywał tylko to, co umiał. Nie dekorował czasoprzestrzeni.
Każdy detal można by tu zrobić "lepiej", odważniej, dosadniej. Tak
też robiono. I o dziwo, te nowalijki budowane z impetem wiedzy
nowoczesnej o prawach rządzących czasoprzestrzenią, nader często stawały
się w portrecie kokieteryjnie uatrakcyjnianą grą pozorów, nie "
czystą formą" jak oczekiwano, a czystą materialnością.
Stymulowane z zewnątrz dążenie do niezwykłości, to błędna strategia
i przynosi plony kuriozalne. Znamienne, iż niemal każdy rocznik
akademicki ujawnia wybitne talenty, a znakomitych portretów
rzeźbiarskich w ciągu wielu ostatnich dziesięcioleci powstało tak
niewiele. Duchową potrzebę sprostania wyzwaniom, zastępuje niecierpliwa
żądza szybkiego sukcesu "z nadania" - niezawodnie poprzez
działania efekciarskie a puste, poparte żenująco infantylną
pseudofilozofią. Poniewieranie własnej i cudzej godności, to ostatnio
w "sztuce" towarek, który sprzedaje się najlepiej, natomiast od
widza żąda się natarczywie akceptacji i "przygotowania", jak
niegdyś od świadka w pokazowym procesie. Przypomina to sytuację,
w której ekipa "pęka ze śmiechu" na planie realizacji filmowej
komedii, a publiczność kino opuszcza z konsternacją. Stanowi też
wymowne tło do zadumy nad postawą twórczą skrajnie odmienną. Karnego
nie opuszczało zamiłowanie do figlów w stosownym czasie, jak i w dobrym
tonie. Pracował jednakże w skupieniu kameduły, z poczuciem
odpowiedzialności i determinacją. Bardzo dużo widział, wiedział,
odczuwał i od siebie wymagał. Jeśli czegoś potrzebował, to tylko do
pracy. Widzom żądań nie stawiał. Dzieło jego życia, społeczeństwo choć
ubogie i skłócone, otacza pietyzmem. (Muzeum Alfonsa Karnego
w Białymstoku, Kolekcja w Teatrze Wielkim w Warszawie).
Równocześnie niezwykle fotogeniczne zło robi zadziwiającą wprost
karierę w sztuce zwanej już "ponowoczesną", a dotkliwość skutków
tego bałwochwalstwa odczuwamy. Zanik estetyki okazał się tylko "
niewinnym wstępem" do zaniku etyki. Kontynuacja takiej linii
rozwojowej byłaby już szaleństwem, na szczęście właściwością natury
ludzkiej są nieuchronne reorientacje zainteresowań, instynkt
samozachowawczy. Kiedy histeryczne próby osiągnięcia dna zawiodły,
tylko powrót ze sfery bezgranicznej pychy może okazać się największą
przygodą ludzkości.
<– Spis treści numeru