PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 73

Beata Wróblewska

Michał, jakim go znam


15 stycznia 2015 roku Michał Anioł Bogusławski został odznaczony Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.

Jak opowiedzieć o kimś, kto ma tak bogaty i różnorodny dorobek? Jak wybrać z ogromu zdarzeń i działań te, które są najistotniejsze? Jak zobaczyć kogoś w rzeczywistości Warszawy lat pięćdziesiątych czy sześćdziesiątych, której się nie zna lub prawie nie pamięta? To będzie zatem opowieść o moim profesorze Michale Bogusławskim, poznanym i oglądanym w podkowiańskiej scenerii.

Poznałam go kilka lat temu. Wygłaszałam dla Uniwersytetu Otwartego „Pokolenia” wykład poświęcony literackiemu obrazowi Podkowy Leśnej. Michał i jedna z jego współpracowniczek, chyba któraś z dawnych uczennic, filmowali to wydarzenie. Po wykładzie ona podeszła do mnie i powiedziała, wskazując na Michała: „Profesor kazał się zaanonsować”.

Ta niedzisiejsza grzeczność, pewien rodzaj nieobecnej w dzisiejszym życiu kurtuazji, a jednocześnie ogromna bezpośredniość i życzliwość towarzyszą od tej pory naszym spotkaniom. Obserwuję ją także w stosunku do bohaterów filmów Michała, który, próbując pokazać prawdę, nigdy swoich bohaterów nie narusza, nie obnaża w sposób dla nich upokarzający, nie pokazuje w chwilach zawstydzających słabości i wzruszeń. Pamiętam pokaz filmu Wiktora Zina trzeciego świata opisanie. W jednej z pierwszych scen widzimy profesora Zina w Hrubieszowie, otwierającego bramę do domu swojego dzieciństwa. Kiedy odwraca się w stronę kamery, ma wilgotne, załzawione oczy — tak trudny był dla niego powrót do świata, który minął, zaludnionego przez cienie najbliższych. Michał po projekcji filmu opowiadał, że profesor Zin chwilę wcześniej się rozpłakał. Niejeden współczesny twórca pokazałby także ten moment dla uzyskania większego dramatyzmu. Ale dla Michała oczywiste było to, że tego robić nie wolno, że trzeba zachować się taktownie wobec bohatera filmu. Michała charakteryzuje bowiem niedzisiejszy takt i niezwykła życzliwość dla innych. W roku 1993 Fundacja Kultury rozpisała konkurs pod hasłem „Małe ojczyzny — tradycja dla przyszłości”. Powstało wówczas 180 portretów niewielkich miejscowości, a potem, już po konkursie utrwalono jeszcze obrazy trzydziestu kolejnych. Zbysław Kaczmarek, autor filmu Same stamtąd, wspomina w liście, że Michał jest jedyną osobą zarządzającą funduszami, która oceniła kosztorys filmowego przedsięwzięcia — filmu Same stamtąd — jako nierealistyczny i uznała, że twórca powinien dostać większą kwotę niż ta, o którą występuje.

Wzruszający jest stosunek Michała do współpracowników, byłych uczniów i wszystkich tych, którymi się opiekuje. Pokazując filmy zrobione wspólnie z żoną Krystyną Bogusławską, zawsze podkreśla jej wkład. Często pojawiają się zwroty: „I wtedy Krysia powiedziała…” czy „ten fragment, kiedy liść tańczy na wodzie, jest zasługą niezwykłej perfekcji mojej żony”. Niejednokrotnie mówi o jakimś filmowym dokonaniu młodszego twórcy, którego kształcił lub któremu patronował, będąc kierownikiem artystycznym cyklu „Małe ojczyzny”: „To świetny film, musisz to obejrzeć”. Bo Michał jest twórcą, który sobą nie zasłania innych ludzi.

Michał to człowiek łagodny, ale stanowczy i skuteczny. Kiedy w Księgarni Caffe pokazywano spektakl Czas bez imienia, zrealizowany w 1979 roku, a oparty na poezji Gajcego, Stroińskiego, Bojarskiego, Baczyńskiego, zaproszony został autor muzyki do części tekstów — Wojciech Trzciński. Wspominał on wówczas, że kiedy ze Stanisławem Syrewiczem przyszli do Michała z propozycją zrobienia widowiska do tekstów poetów czasu wojny i okupacji, Michał wysłuchał ich w milczeniu, a potem powiedział tylko: „To co, chłopaki, trzeba to zrobić”. Sprawa nie była jednak prosta. Poezja Gajcego, Trzebińskiego, Stroińskiego, Bojarskiego znana była w PRL tylko nielicznym. Nie drukowano wierszy tych poetów, ponieważ związani byli z pismem „Sztuka i Naród”, ideowo obcym PZPR. Udało się zrealizować to widowisko dzięki Stanisławowi Stampflowi, do którego Michał zwrócił się z prośbą o pomoc. To on, jak się wówczas mówiło, „przepchnął” sprawę, czyli wykorzystując swoje wpływy i znajomości spowodował, że podjęto właściwą decyzję.

Przed 1989 rokiem trudno było robić w TVP rzeczy ważne i wartościowe. Cenzurowano nawet klasyków. Tak stało się w przypadku widowiska Wyspiański. Część główna widowiska, złożona z rozliczeń Wyspiańskiego z narodowymi mitami, koncepcjami dotyczącymi postaw w czasach niewoli, powinności artysty i przeciętnego Polaka, została ujęta we współczesną ramę. Trójka przechodniów — Maja Komorowska, Piotr Fronczewski i Marek Walczewski — wędruje po współczesnym Nowym Świecie i rozmawia o sprawach narodowych bardzo aktualnie brzmiącymi frazami Wyspiańskiego. Z tej rozmowy cenzura wycina słowa o tym, że naród nie może istnieć bez państwa. Michał kazał potem studentom oglądać dwie wersje tego widowiska po to, by zrozumieli, jak usunięcie kilku zdań zmienia wymowę całości.

Michał bardzo chętnie pokazuje tzw. filmy „małoojczyźniane”, które powstawały pod jego kierownictwem. Mała ojczyzna dla Michała to gwarancja istnienia społeczeństwa obywatelskiego. Pytany o swoją „małą ojczyznę” odpowiada, że ma dwie. Pierwszą jest Toruń, gdzie mieszkał z rodziną aż do wojny. Żartuje, że w Toruniu zobaczył krasnoludka. Rozumiem wagę tego doświadczenia, które jedynie w dzieciństwie może nam się przytrafić. Baśniowe zdarzenia czynią świat dzieciństwa niepowtarzalnym, nasycają wspomnienia niezwykłą aurą.

Drugą małą ojczyzną jest Podkowa, ponieważ wcześniej nigdzie nie mieszkał tak długo jak tutaj. Po raz pierwszy przyjechał do Podkowy w 1944 roku. Po Powstaniu Warszawskim rodzina Bogusławskich znalazła schronienie w Milanówku. Michał miał wówczas 13 lat i zarabiał jako sprzedawca gazet i papierosów. Ponieważ w Milanówku bardzo wielu chłopców pracowało w ten sposób, Michał przyjeżdżał na Zachodnią. Krążył po podkowiańskich uliczkach, wołając: „«Nowy Warszawski Kurier», sporty, węgierskie, płaskie, markowe po 2 zł! Okazja!”. Osiadł w Podkowie jednak dopiero po wielu latach, w roku 1979, właściwie przez przypadek. Z jego inicjatywy powstał Zespół Podkowiańskiej Wideokroniki, uwieczniający wydarzenia ważne dla miasta. Prowadził też klub poświęcony filmom dokumentalnym i reżyserował spektakle teatru „Między słowami”. Na początku były to proste inscenizacje, towarzyszące deklamowanym wierszom, które po jakimś czasie przerodziły się w prawdziwy teatr. Szczególnie poruszające był widowisko poetyckie Przychodzimy… odchodzimy…, oparte na tekstach współczesnych poetów, wygłaszanych w częściowej ciemności, przeplatanych muzyką. Wszyscy wykonawcy byli ludźmi dojrzałymi, więc widzowie czuli, że rozumieją tajemnice czasu, i to dawało temu spektaklowi szczególną siłę. Czas, który unicestwia, przemienia i tworzy, przemijanie i trwanie są chyba najważniejszymi tematami twórczości Michała i jego żony Krystyny. Wystarczy przywołać widowisko Leśmian, film dokumentalny Wiktora Zina trzeciego świata opisanie czy spektakl telewizyjny w reżyserii Krystyny Bogusławskiej Rozregulował się czas, pokazywane w Podkowie Leśnej w Kawiarni Caffe. Pragnienie utrwalenia rzeczywistości, która nieuchronnie przemija, uchwycenie momentu przemiany znajduje się u źródeł wszelkiej twórczości i jest podstawowym doświadczeniem każdego człowieka, dlatego wdzięczni Ci jesteśmy, Michale, za utrwalanie naszego małego podkowiańskiego świata.




PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY  —> spis treści numeru