PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 67

Łada Jurasz-Dudzik

Perepelniki


Są czytelnicy, którzy najbardziej lubią książki o domach, zwłaszcza tych istniejących – jak wiele budynków w Podkowie. Jednak domu, o którym piszę, nie da się zobaczyć w rzeczywistości. Przetrwał on jedynie w pamięci właścicieli, ich dzieci i wnuków, dzięki słowu pisanemu oraz zachowanym starym zdjęciom. Dwór ten stał w Perepelnikach na Podolu, w ziemi złoczowskiej, 80 kilometrów na wschód od Lwowa. Nieopodal przepływa niewielki jeszcze Seret – latem chadzano kąpać się w Serecie, który ma źródła gdzieś na okolicznych łąkach. Tyle wskazówek powinno wystarczyć, abyśmy mogli umieścić to miejsce na mapach.

Na książkę trzeba było czekać od kilku dziesięcioleci. Perepelniki znałam już ze wspólnego tomu autorstwa dwóch lwowskich poetek, opublikowanego w roku 1974, na który złożyły się Quodlibet Maryli Wolskiej oraz Quodlibecik– dalszy ciąg, napisany przez jej córkę, Beatę Obertyńską. W jego skład miały wejść również teksty poświęcone Perepelnikom, lecz choć do tego ostatecznie nie doszło, w książce można zauważyć ślady takiego zamiaru: fragmenty listów Wolskiej. Było oczywiste, że w przepastnych archiwach rodzinnych musi się kryć jeszcze wiele skarbów... A perepelnicki dwór pojawił się w mojej głowie jeszcze dawniej, dzięki kultowemu niegdyś miesięcznikowi „Ty i Ja” i zamieszczonemu w nim artykule o porzuconej miłości Staffa, Białce Hubickiej (a może były i jakieś inne?). Rzecz działa się właśnie w Perepelnikach, pamiętam pozowane zdjęcia prześlicznej Białki z salonu lwowskiego domu Wolskich na Zaświeciu. Musi być coś naprawdę niezwykłego w tych opowieściach, skoro pamięta się o nich tak długo.

Ale najpierw o ludziach. Właściwie należałoby tu przedstawić całą skomplikowaną genealogię rodu Wolskich i Pawlikowskich wraz z antenatami i późnymi wnukami, znanymi wszystkim jak gdyby oddzielnie – podczas gdy we wspomnieniach są tu wszyscy razem, żywi, barwni i złączeni niepoliczonymi więzami. Matką Maryli Wolskiej, de domo Młodnickiej, była Wanda Monné, narzeczona młodo zmarłego Artura Grottgera, sportretowana przez niego w Lithuanii. To ona rozpoczyna ciąg niezwykłych postaci pojawiających się na kartach obu książek, jak Kornel Ujejski, Władysław Bełza (wierszyk Kto ty jesteś? Polak mały został napisany właśnie dla syna Maryli Wolskiej, Luka), Ignacy Paderewski, Leopold Staff, Ostap Ortwin... – a dzieje się to wszystko we Lwowie i w ogóle w Galicji, w kolejnych mieszkaniach Młodnickich i Wolskich – na Zimorowicza, a potem w willi na Zaświeciu oraz w ukochanej Storożce pod Skolem, gdzie przed pierwszą wojną spędzano każde lato. Później doszły do nich jeszcze Perepelniki, rodowy majątek męża Maryli, Wacława Wolskiego, pozostający w posiadaniu rodziny aż do 1939 roku.

Gdyby ktoś chciał dziś na własne oczy zobaczyć ducha – w dużym oczywiście przybliżeniu – zaświeckiego domu, przy okazji bytności we Lwowie powinien udać się na ulicę Czajkowskiego, dawną Kaleczą albo Kalecza, położoną na stokach Cytadeli, za Ossolineum (obecnie jest to prawie centrum miasta). Pod numerem 37 mieści się tam restauracja „ Kupoł”, pełna pamiątek po polskich mieszkańcach Lwowa – zdaniem właścicielki było to właśnie mieszkanie Maryli Wolskiej (co nie może być prawdą, wystarczy przyjrzeć się zdjęciom Zaświecia). Legenda poetki, bliskiej dziś nielicznym czytelnikom (seria wydawnictwa Universitas, w której w 2003 roku ukazały się Wiersze wybrane, nosi tytuł „Klasyka mniej znana”), we Lwowie jednak żyje; Marylę Wolską przy tym uważano za osobę niesłychanie majętną, co z kolei nie powinno wcale dziwić, gdyż Wacław Wolski był jednym z pionierów rodzącego się w Galicji przemysłu naftowego. Podobno nikt we Lwowie nie miał takich pereł, jak pani Wolska... To tylko jedno spojrzenie na rzeczywistość, bo jej córka tymczasem wspomina: „Pamiętam na przykład historię pewnego glinianego dzbanka. Wypatrzyła go Mama na jarmarku w Stryju. Miał być jakiś pradawny, osobliwy w kształcie i proporcjach – cóż, kiedy baba się uparła i nie chciała dać go inaczej niż za pięć koron! I Mama, nie będąc pewna, czy może sobie na ten zbytek pozwolić, wróciła na Storożkę z nosem na kwintę i bez garnka!” (Wspomnienia, s. 381-382).

Dwór w Perepelnikach był obszerny, mieścił wielką rodzinę z przyległościami, rezydentów, gości z sąsiedztwa albo przybywających na całe lato. To o jego ścianach Maryla Wolska pisała w wierszu Na dnie zwierciadeł:

Kocham czar wspomnień, smutny wdzięk dawności,
Woń starych dworów, pustki i lawendy,
Rozwory wielkich, szklanych drzwi – bez gości,
Myśl, że tak wiele przeszło życia tędy,
Życia, co płynąc, jak dym się ulatnia –
I żem nie pierwsza tu i nie ostatnia...

Na przestrzeni kilkudziesięciu lat opisanych dokładniej we wspomnieniach w tych samych pokojach kręciły się coraz to nowe pokolenia dzieci, których żywa pamięć przechowała perepelnickie „to i owo”, ciągle za nim tęskniąc. Jej świadectwem są zamieszczone w książce precyzyjne plany dworu i ogrodu, odtworzone przez Marcina Wolskiego (wnuka Maryli, a bratanka Beaty). Obok opowieści o trudnych miłościach i skandalach rodzinnych z wieku jeszcze XIX otrzymujemy szczegółowy opis dworu i obszernego parku, a w nich najwięcej miejsca zajmują rzeczy nie bardzo ważne, a czasami nieważne zupełnie. Czytamy o zielonym od dzikiego wina salonie, o walce z muchami (zamieszczono nawet fotografię szklanej muchołapki, która przetrwała wojnę – historia bywa łaskawa dla dziwnych przedmiotów...), o deseniu na tapetach, o olbrzymich winniczkach sprowadzonych do ogrodu przez pradziada z Francji jeszcze w czasach napoleońskich (czy żyją tam ciągle?), o cmentarzyku kwiatów, o tarciu konfitur ze słynnej perepelnickiej cukrowej róży i suszu jabłkowym przygotowywanym na ogniu w sadzie, o „rezydentkach na gracji”, rządcy majątku i służących, dziwacznych lustrach i „ kotiaczym pokoiku”, z którego wywietrzał już zapach kotów, o wuju podobnym do cara, o niedoszłej transakcji kupna żywej zakonnicy za pieniądze uzyskane ze sprzedaży maciory, o straszliwych kuracjach dla gruźlików (jabłka nabijane zardzewiałymi gwoźdźmi), zbieraniu śmietany, o różnych pięknych albo dość zwyczajnych sprzętach i zupełnych drobiazgach... Słowem, sprawy nieważne, ale najważniejsze. Do takich należy zwłaszcza cytat o Kasinej kapie:

„Kapa była biała, z cieniutkiego lnianego płótna, obrzeżona szerokim, różowo-malinowym haftem. Pochodziła z Łańcuta, tak samo jak Kasia, z okolic gdzie kwitnie po wsiach ten gruby wypukły rodzaj haftu. Kapa była tak rzadkiej piękności, że Mama odkupiła ją od Kasi, a po latach dała mi ją do Odnowa. Do września 1939 roku zaścielała mi łóżko. Wisząca nad nią na ścianie malinowo-srebrna buczacka makata godziła się dobrotliwie z malinowym, ludowym ««gadzikiem»», obiegającym tuż pod nią białe błonie lnianego płótna. Mam ją w oczach jak żywą! Ot, taki drobny, nieważny szczegół. Tak, wiem, że nieważny, ale jeśli haftu tego tu – teraz – kiedy mi się sam podwinął – nie wspomnę, to już do końca świata nikt!... A przecie był! I był śliczny! I był rękom, które go wyszywały, ważny kiedyś. I mnie był ważny. I przepadł. I rozpłynął się, a «stać się» może tylko słowami. Więc – niech! Nie wykreślę tego o «Kasinej kapie» ! Sobie na pociechę i na pamiątkę Kasi...” (Perepelniki, s. 33).

I chociaż naprawdę kapy już nie ma – przecież ciągle jest, chociaż przetrwała tylko w słowach.

Książkę o Perepelnikach wydano nadzwyczaj pięknie i starannie, z licznymi reprodukowanymi zdjęciami, a nawet z erratą, czego w dzisiejszych czasach prawie się już nie widuje!

Przydałby się tom kolejny, poświęcony tym razem trzeciej spośród rodzinnych siedzib: podkrakowskim Goszycom, stanowiącym następny etap życia tej bardzo rozgałęzionej rodziny podczas wojny i w latach powojennych. Pewnie kiedyś się doczekamy.

A na koniec jeszcze fragmencik wspomnień Obertyńskiej, zapisanych gdzieś daleko, w Johannesburgu albo w Anglii: „Mieliśmy w salonie, w podłodze, pewną nam tylko wiadomą kostkę parkietów, którą nożem można było podważyć... Tam co roku zgarnialiśmy szczypteczkę osypanych z drzewka igieł... Z kochania. Z czci. Z wdzięczności... A może na zapas? Nie wiem...” (Perepelniki, s. 39-40).

I wiersz Maryli Wolskiej, poetki „mniej znanej”, zatytułowany Opór pod Storożką (Opór to nazwa górskiej rzeki, która płynie przez Skole):

Woda rwąca, zielona,
Zimny, śliski, migotliwy pęd!
Wyciągnięte na wietrze ramiona,
Ślady mokrych na kamieniach pięt...

Wertep, glina, dziewanny,
Kij, kapelusz na oczach jak grzyb –
Na dnie wody zachłannej, przeszklannej
Cienie drobnych ślizgają się ryb.

Skwar, południe, pogoda,
Wspak we wodzie dwojący się las,
Taka rwąca, szumiąca ta woda!
Taki rwący, szumiący ten czas!

Słońce, niebo, murawa!
Bryzgi piany i głazy na dnie...
Czas cię spłukał, godzino łaskawa,
Czemuż razem nie spłukał i mnie?




Maryla Wolska, Beata Obertyńska, Wspomnienia, PIW, Warszawa 1974.
Beata Obertyńska, Perepelniki, wstęp Anna Pawlikowska, posłowie Kacper Pawlikowski,
nakładem własnym, Goszyce 2010.




PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY  —> spis treści numeru