Idei przygotowania wystawy huculskiej od początku przyświecała chęć
przypomnienia dorobku Stanisława Vincenza, wyjątkowego humanisty,
prozaika, badacza huculskiej kultury ludowej, który – mimo złożenia
jego prochów na krakowskim Salwatorze – pozostawał w Krakowie postacią
nieco zapomnianą. Czterdziesta rocznica śmierci Vincenza, przypadająca
na rok 2011, wydawała się odpowiednia, by uhonorować pisarza wystawą,
dedykowaną jego pamięci.
Byłem świadom organizowanych już wcześniej w Krakowie festiwali
huculskich i zamierzałem nawiązać współpracę z ich organizatorami,
natomiast niezwykłym i cennym zbiegiem okoliczności Justyna i Piotr
Kłapytowie niezależnie rozpoczęli działania na rzecz zorganizowania
szczególnie rozbudowanego festiwalu pod hasłem „Słowiańska
Atlantyda”, który miał po raz pierwszy przekroczyć granice państw.
Zaplanowali go w tym samym roku i z tego samego powodu, pozostało zatem
jedynie uzgodnić, że data otwarcia wystawy (17 marca) będzie
jednocześnie datą otwierającą festiwal, który miał potrwać znacznie
dłużej. Ogrom imprez zaplanowanych w ramach festiwalu nie byłby możliwy
do realizacji, gdyby nie życzliwa postawa Jerzego Kapłona, dyrektora
Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie. Całość wydarzeń
dokumentował w materiale filmowym Krzysztof Krzyżanowski. Wystawa miała
trwać do końca maja, zaś festiwal do jesieni 2011 roku. Podjęliśmy
zatem wspólne wysiłki, by tę rocznicę uczcić możliwie najgodniej, stąd
zarysował się szeroki plan działań obejmujących szeroką i wszechstronną
promocję zarówno wystawy, jak i festiwalu, w ramach którego przewidziano
między innymi odsłonięcie popiersia Vincenza (według projektu
i realizacji artysty-rzeźbiarza Bogdana Czesaka) oraz tłumaczenie
I tomu dzieła życia Vincenza Na wysokiej połoninie na język
ukraiński, który to tytuł przyjąłem wcześniej za hasło wystawy. Tom
w tłumaczeniu Tarasa Prochaśki doczekał się debiutu rok później, w marcu
roku 2012.
Drugą ideą, która nie odstępowała mnie przy planowaniu ekspozycji,
była chęć podkreślenia archetypiczności sztuki Hucułów. Dostrzegałem
ją, ilekroć patrzyłem na przykład na naszyjniki z krzyży lub wpisane
w nie koncentryczne koła, przypominające dzieła pierwszego tysiąclecia,
albo na drewniane krzyże do błogosławieństw, podobne do wyrobów pracowni
monasterskich Góry Athos sprzed kilkuset lat. Skromny, lecz
reprezentatywny zestaw tych przedmiotów został zgromadzony w gablocie
ostatniej sali stałej ekspozycji sztuki cerkiewnej w Pałacu Biskupa
Erazma Ciołka – oddziale Muzeum Narodowego w Krakowie, otwartym dla
publiczności w roku 2007 przy ul. Kanoniczej. Znamienne, że dawność tę
dostrzegał i podkreślał Stanisław Vincenz, dla którego kultura ludowa,
zwłaszcza huculska, stanowiła skarbnicę wzorów dawnych, sięgających
wręcz czasów greckiego antyku. Co ciekawe, Vincenz dostrzegał te cechy
przede wszystkim jednak w ludowych podaniach i muzyce, sztuką
interesował się jakby najmniej, toteż wyeksponowanie tych cech
w dziełach materialnych stanowiło doskonałą okazję dopełnienia jego
spostrzeżeń, które dobitnie wyartykułował w jednym zwłaszcza eseju,
poświęconym kulturze ludowej1.
Poznanie biografii Vincenza, niestrudzenie zgłębianej przez wielu
literaturoznawców, w tym prof. Mirosławę Ołdakowską-Kuflową, pozwoliło
dostrzec ewolucję zainteresowań i wiedzy Vincenza, dla których
przełomem, jak można sądzić, były studia wiedeńskie, zwłaszcza kontakt
z wykładami Sigmunda Freuda i Carla Gustava Junga. W kontekście później
wyrażonych przez Vincenza poglądów na charakter sztuki ludowej zwraca tu
uwagę teoria archetypów Junga – powróci ona w twierdzeniach o osobliwej
„prawdzie starowieku”, której depozytariuszem miał być prosty lud.
Nieco idealistyczne wyobrażenia na temat ciągłości dziedziczenia
prastarych zwyczajów najlepiej chyba wyrażało przekonanie humanisty, że
to, co autentycznie przetrwałe ze starożytnej kultury greckiej, której
był wielkim wielbicielem i znawcą, to „góry” i „lud
pasterski”. Tę obserwację przenosił na lud karpacki, w którym
odnajdywał prawdy zapomniane gdzie indziej, przez to fascynujące
i wymagające ponownego odkrycia oraz reinterpretacji dla współczesnych.
Układ wystawy narzucał się niejako samoistnie. Z jednej strony
prezentacji wymagała kultura ludowa, ogarniająca wszystkie sfery życia,
przejawiająca się w wielkiej różnorodności twórczych działań, z których
wyróżniała się niezwykle bogata aktywność wielopokoleniowa na polu
ceramiki, snycerstwa, kowalstwa i malarstwa. Z drugiej zaś
odpowiednikiem wielobarwnej i urozmaiconej twórczości ludowej była
wspaniała działalność artystów młodopolskich, widoczna w bogactwie
zastosowanych technik graficznych oraz malarskich. Zwornikiem obu
światów była literacka twórczość Stanisława Vincenza, stojącego jakby
pomiędzy nimi, zanurzonego w jednym i tłumaczącego jego osobliwości dla
tego drugiego świata, świata cywilizacji współczesnej, coraz bardziej
zagrażającego temu pierwszemu. Świadectwem dopełniającym owe fascynacje
była gwałtownie postępująca eksploracja turystyczna i krajoznawcza,
zapoczątkowana z końcem XIX wieku i dynamicznie kontynuowana zwłaszcza
na początku kolejnego stulecia oraz w dwudziestoleciu międzywojennym,
czego wyrazem były licznie wytyczane szlaki w paśmie Czarnohory, a także
dynamicznie powstające schroniska, których ślady zatarł czas
i niepamięć. Owe główne zręby koncepcji scenariusza i aranżacji
przestrzennej wystawy znalazły odzwierciedlenie w układzie katalogu
wystawy2. Okazało się, że istnieje
problem z bogactwem nadmiaru dzieł, których liczba – po kwerendzie
w kilkudziesięciu muzeach krajowych – oscylowała w okolicach tysiąca.
Bardzo pozytywnym doświadczeniem była współpraca z muzealnikami, których
wskazówki przyczyniły się do wykorzystania wielu ciekawych obiektów,
wcześniej mi nieznanych, np. mebli stylizowanych na huculskie,
w posiadaniu spadkobierców majora Henryka Gąsiorowskiego. Większa część
dzieł pochodziła z Muzeum Narodowego oraz Muzeum Etnograficznego
w Krakowie, aczkolwiek każda z około trzydziestu instytucji, które
wypożyczyły eksponaty na wystawę, miała osobliwe minikolekcje, które
wzajemnie się dopełniały. Muzeum Etnograficzne w Grudziądzu posiada na
przykład cenny zbiór instrumentów muzycznych oraz przedmiotów bardzo
prostych, pozbawionych zdobień, które wyszukiwał wspomniany kolekcjoner
Henryk Gąsiorowski; Muzeum Śląskie w Katowicach użyczyło zestawu obrusów
i chust haftowanych; Muzeum Narodowe w Przemyślu – mebli oraz
przyborów biurowych zdobionych stylizowanym ornamentem huculskim.
Intrygujące było owo odkrywanie regionu dzikiego, malowniczego,
przyciągającego uwagę geografów, podróżników, etnografów, literatów,
artystów. Zwłaszcza ci ostatni odnajdywali w nim bodźce ożywcze, żywioł
i kolorystykę inspirujące ich po wielokroć i w każdym pokoleniu,
narzucając tym samym paralele do poszukiwań prowadzonych w tym czasie
przez artystów zachodnich – między innymi Paula Gauguina – nowych
inspiracji w nieskażonych cywilizacją kulturach3. Wśród wielu publikacji na
wystawę trafił też rękopis z Biblioteki Kórnickiej, autorstwa anonimowej
podróżniczki, która przybyła w ten rejon aż z Anglii4.
Z kontekstu wynikało, że zainteresowana
była tutejszym rękodziełem, którego nie powstydziłyby się najlepsze
sklepy w Londynie. Autorka pozostawiła wiele cennych uwag dotyczących
zgubnego raczej wpływu cywilizacji industrialnej na inwencję twórców
ludowych, którzy mając do dyspozycji kilka zaledwie barw, potrafili
tworzyć dzieła wielkie, wysmakowane, wyrafinowane i oryginalne, gdy zaś
dano im możliwość korzystania ze znacznie powiększonej gamy kolorów,
dostępnych w produkcji przemysłowej, a dotąd im nieznanych, tracili ów
zmysł i gubili się w twórczości banalnej. Zwodnicza polszczyzna
rękopisu nie pozwoliła od razu dostrzec w jego narracji licznych
zbieżności z publikacją słynnej Panny w Karpatach, jak
przedstawiła się w londyńskim wydaniu relacji z podróży po
Huculszczyźnie Ménie Muriel Dowie z Liverpoolu5.
Na zbieżność obu relacji zwróciła mi
uwagę dr Patrice M. Dabrowski, wykładowca historii w Uniwersytecie
Harvarda, od dłuższego czasu zajmująca się recepcją kultury huculskiej
w literaturze europejskiej. Oba utwory powstały w latach
osiemdziesiątych XIX wieku, lecz zagadką pozostaje ich wzajemna
zależność, skoro rękopis ma charakter relacji osobistej, pisanej
w pierwszej osobie.
Zgodnie z przyjętym zamiarem zarówno dorobek Vincenza, jak i twórczość
– ta ludowa i ta artystyczna – przybliżone zostały szerszej
publiczności w cyklu jedenastu wykładów, organizowanych w każdą środę
w czasie trwania wystawy, których prelegenci mieli z założenia
prezentować różne środowiska i różne specjalności. Dlatego też
wygłaszali je wykładowcy uniwersyteccy z Lublina, Torunia, Wrocławia,
Łodzi, Warszawy i naturalnie z Krakowa. Byli to zatem literaturoznawcy,
historycy sztuki, etnolodzy, architekci, a wśród tematów znalazły się
rozważania o huculskiej magii, ale i o mitach w postrzeganiu huculskiego
folkloru, o architekturze dawnej, ale i o współczesnej, o trwaniu
i przemianach w kulturze ludowej, o sztuce i muzyce, a w końcu o tym,
przez jakie pryzmaty postrzegał to wszystko Vincenz i dlaczego jego
obserwacje miały tak osobliwy charakter na tle ówczesnej literatury.
Moim osobistym dopełnieniem zebranych doświadczeń była podjęta już po
zakończeniu wystawy, w czerwcu 2012 roku, wyprawa w pasmo Czarnohory, do
ziemi huculskiej, do owej Arkadii czy też Atlantydy, w celu konfrontacji
wyobrażeń ze współczesną rzeczywistością. Ponownie przyszło mi
korzystać z wydarzeń przewidzianych w ramach festiwalu, który trwał
nadal, przeniesiony niejako do źródeł, i tu uroczyście otwarty 24
czerwca. I tak jak otwarcie wystawy i festiwalu w Krakowie poprzedzone
zostało modlitwą nad prochami Vincenza na cmentarzu salwatorskim, tak
i tu wydarzenia festiwalowe rozpoczęto modlitwami w intencji rodzin
Przybyłowskich i Vincenzów w cerkwi Zaśnięcia Bogurodzicy w Krzyworówni.
Istotnym elementem programu było zorganizowane następnie spotkanie
naukowe w Muzeum Iwana Franki w Krzyworówni, w którego trakcie mówiono
i o festiwalu, i o wystawie, zaś w dniu następnym – konkurs
solistyczny na najlepszego muzykanta huculskiego. Trwający wiele godzin
koncert ujawnił bogactwo instrumentarium i żywotność muzyki huculskiej,
prezentowanej przez kilka pokoleń artystów. Szczególnie chyba
wzruszającą chwilą dla tych, którzy się na to zdecydowali, była podróż
do swoistego epicentrum wszystkich tych wydarzeń, w górę rzeki Bystrec,
coraz trudniejszą i bardziej dziką drogą – do miejsca, gdzie stał
niegdyś dom Stanisława Vincenza z rozpościerającą się szeroką panoramą
najbliższego masywu Czarnohory. Stoi tu jedynie krzyż, wystawiony 1
czerwca 2010 roku staraniem Towarzystwa „Huculszczyzna” oraz
Towarzystwa Karpackiego, z napisem w językach ukraińskim, polskim
i hebrajskim:
W tym miejscu
w latach 1926-1940 stał dom
Stanisława Vincenza (1888-1971)
Autora tetralogii „Na wysokiej połoninie”.
Tu została spisana opowieść o dawnej Wierchowinie
– świecie mądrym, dobrym i szczęśliwym.
Pięknym wersom towarzyszyła jeszcze piękniejsza myśli bohatera:
Posiadłości, domeny i domy
rozsypują się w proch,
A to co ludzkie pozostaje
I trzyma przyszłość
W swoich objęciach.
Druga myśl to krótka idea wyrażona przez Iwana Frankę:
Wierzę w siłę ducha.
Tę siłę czuliśmy w tym miejscu, patrząc na milczący garb Czarnych Gór. Kiedy z kolei wędrowaliśmy ich grzbietem, z pozoru łagodnym, pokrytym bujną połoniną, nieodłącznie towarzyszył nam świadek ludzkiej zawiłej historii – długa, częściowo zarośnięta bruzda okopów z czasów I wojny światowej. Z tej wysokości roztaczała się panorama piękna tej ziemi, przybywały myśli o niegdysiejszej harmonii i dramatycznych losach ludzi tu mieszkających lub przygodnie trafiających. Przyszło nam na przykład poznać jedynego potomka licznie tu niegdyś zadomowionych wyznawców wiary mojżeszowej. Wszystkich innych pomordowali naziści w czasie II wojny. Trzeba było wielkiej siły ducha, by unieść to wszystko, co spotkało Vincenza, który musiał zostawić dom, bibliotekę, ziemię i przyjaciół, by nigdy tu więcej nie powrócić. Musiał po wielokroć to przeżywać, gdy zamieszkał wysoko we francuskich Alpach, w miejscowości La Combe- de-Lancey. Świadectwo swojej siły objawiał, niosąc pomoc innym: narażając życie, ratował na Węgrzech Żydów, za co już pośmiertnie zyskał miano „Sprawiedliwego wśród Narodów Świata”. Pisał nadal o tym, co dobre, co łączy, o solidaryzmie narodów, a przede wszystkim kontynuował opowieść o bohaterach krainy, w którą wrósł, z którą się identyfikował i na którą kolejne pokolenia patrzą poprzez karty jego epopei.
Wystawa uzyskała nominację w Konkursie o Nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na Wydarzenie Muzealne Roku Sybilla 2011 w kategorii wystaw etnograficznych i archeologicznych.
1 Stanisław Vincenz, Uwagi o kulturze ludowej, odb. z zeszytu 2. rocznika I/1938 kwartalnika
„Złoty Szlak”, [bez paginacji]
2 Na wysokiej połoninie. Sztuka Huculszczyzny –
Huculszczyzna w sztuce. W 40. rocznicę śmierci Stanisława Vincenza. On
the High Uplands. Art of the Hutsul Region – Hutsulshchyna in Art.
On the 40$^th$ Anniversary of the Death of Stanislaw Vincenz
[Katalog wystawy w Muzeum Narodowym w Krakowie, marzec-maj
2011], publ. pol.-ang.: Mirosław P. Kruk, Wprowadzenie,
s. 12-17; idem, Stanisław Vincenz – „Homer”
i „lirnik” Huculszczyzny, s. 18-23; idem,
„Prawda starowieku” – archetypiczność sztuki Pokucia,
s. 24-31; idem, Sztuka Huculszczyzny „ludowa”
– Huculszczyzna w sztuce „akademickiej”,
s. 32-49; opr. Stanisław Vincenz – skrócona
bibliografia, s. 50-53; Jerzy Kapłon, Poznanie
i zagospodarowanie turystyczne galicyjskich a później polskich Karpat
Wschodnich w XIX i XX wieku, s. 54-74; Album,
s. 75-178, Kraków 2011.
3 Mirosław P. Kruk, „Huculi” i Huculi, „Wiadomości ASP” (Kraków) 54
(lipiec), s. 62-65. Tu jest może okazja do sprostowania,
że krajobraz w Umizgach Wacława Szymanowskiego postrzegam jednak
jako „ireniczny”, a nie „ironiczny”, jak błędnie przekazane
zostało to w druku – ibidem, s. 65.
4 A. N., Na Ruthenii. Opis podróży po Huculszczyźnie, Biblioteka Kórnicka, rkps. Niedźw. 50.
5 Ménie Muriel Dowie, Panna w Karpatach (A Girl in the
Karpathians, London 1891), w: Dawne Pokucie i Huculszczyzna
w opisach cudzoziemskich podróżników. Wybór tekstów z lat
1795-1939, opr. zb. Janusz Gudowski i in., Warszawa
2001, s. 59-130.