PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 65

Andrzej Gazda


Gazociąg nasz obywatelski


Na początku lat osiemdziesiątych w Podkowie Leśnej nie było gazociągu. Obecnie korzystają z niego prawie wszyscy mieszkańcy i nie zawsze zdają sobie sprawę, że to udogodnienie istnieje od niedawna. Warto przypomnieć okoliczności, ludzi, trud ogromnego przedsięwzięcia, wykonanego w niełatwych czasach.


Jak przeważnie bywa z inicjatywą społeczną, utworzyła się grupa (m.in. pan Wilner z ul. Sójek, pan Suszyński – jego sąsiad), która ułożyła odezwę w sprawie powołania Komitetu Gazyfikacyjnego w Podkowie Leśnej. Ponieważ pismo było długie, kilkustronicowe, Kazimierz Głowacki wpadł na pomysł, by zamiast kierować je do mieszkańców, pójść do księdza Leona Kantorskiego, żeby z ambony ogłosił o powstaniu Komitetu i przyjmowaniu zgłoszeń. W ten sposób w ciągu jednej niedzieli zebraliśmy trzysta podpisów. Pismo i listę przekazaliśmy ówczesnemu naczelnikowi miasta, Jerzemu Olesińskiemu, który zorganizował w sali kinowej spotkanie z mieszkańcami. Po tym zebraniu uformował się Komitet Gazyfikacyjny w składzie: pan Michałowski (weterynarz – przewodniczący), panowie Głowacki i Łabęda zostali wiceprzewodniczącymi, oraz członkowie: Iwanejko, Ryczer, Wrzosek, Jarzębski i ja. Niestety, już na początku doszło do konfliktu, ponieważ pan naczelnik z panią Polakową zażądali, aby mieszkańcy od razu wpłacali zadatek na rzecz gazociągu. Sprawa nie była uzgodniona z Komitetem, więc na znak protestu na forum publicznym zrzekli się funkcji panowie Głowacki i Łabęda. Ten pierwszy Komitet, poza próbą rozeznania, jak to było organizowane w innych miejscowościach, nic nie zdziałał i odbyły się wybory nowego Komitetu Gazyfikacji.

Tymczasem naczelnikiem miasta została pani Alicja Polak. Ja byłem radnym. Pani naczelnik zapytała mnie w rozmowie, czy nie zechciałbym zostać przewodniczącym Społecznego Komitetu Gazyfikacji w Podkowie Leśnej. Odpowiedziałem, że lepszy byłby znany w mieście społecznik p. Bogdan Siudowski. Uważałem, że mam zbyt małe doświadczenie, niewielki staż pracy w zakładach państwowych, od trzech lat prowadziłem działalność gospodarczą. Po namowie zgodziłem się kandydować na przewodniczącego i zostałem nim po wygraniu w demokratycznych wyborach z panem Czesławem Wrzoskiem. Jako przewodniczący zaproponowałem na swoich zastępców pana Czesława Wrzoska – inżyniera sanitarnego, pana Juliana Przybylskiego – energetyka z dużym doświadczeniem w inwestycjach, pana Zbigniewa Lewandowicza – znanego w tym czasie w kraju ekonomistę. Skarbnikiem Komitetu została pani Stanisława Małecka, biegła księgowa. Członkami: Iwona Różańska, pracownica Gazowni Warszawskiej, Marian Różański, kierownik działu kontroli wewnętrznej w Mazowieckim Okręgowym Zakładzie Gazownictwa, Józef Łepkowski, Andrzej Białous i Bogdan Wilner. W krótkim czasie zrezygnowaliśmy ze współpracy z panem Lewandowiczem – nie udzielał się, a pan Białous sam zrezygnował. W pozostałym gronie działaliśmy dalej.

Zaczęliśmy od statutu. Dowiedziałem się, że mój znajomy, znany w okolicy adwokat Andrzej Ciałkowski, był przewodniczącym jednego z komitetów w Brwinowie. Udostępnił nam swój statut i na jego podstawie stworzyliśmy własny. Społeczny Komitet Budowy Sieci Gazowej w Podkowie Leśnej – tak brzmiała pełna nazwa naszego komitetu – zaczął działać formalnie. Nasza koncepcja polegała na tym, że budujemy gazową sieć uliczną dla całego miasta. Zadanie karkołomne, albowiem nikt w okolicy nie porywał się na tak olbrzymią inwestycję. Było wiele głosów przeciwnych, nawet w Mazowieckim Okręgowym Zakładzie Gazownictwa. Uznaliśmy jednak, że małe komitety nie mają sensu, bo będzie między nimi rywalizacja o pieniądze i nie będzie spójnej koncepcji budowy sieci gazowej. Pan Różański umówił nas z nieżyjącą już Bogumiłą Nawrocką – dyrektorem technicznym Mazowieckiego Okręgowego Zakładu Gazownictwa w Warszawie. Pani dyrektor poparła naszą koncepcję i poleciła firmę z Wrocławia, która mogłaby wykonać projekt. Była zima 1981 roku, ogłoszono stan wojenny. Mimo to udaliśmy się do Wrocławia na rozmowy. Nasza oferta została przyjęta i już w lutym, marcu pojawili się w Podkowie projektanci. Zakwaterowaliśmy ich w Ośrodku Szkoleniowo- Wypoczynkowym RSW Prasa przy ul. Kwiatowej 20. Razem z projektantami obeszliśmy (pan Wrzosek, pan Przybylski i ja) całą Podkowę, ulica po ulicy, wybierając optymalną trasę przebiegu sieci gazowej.

Pani naczelnik Polakowa skontaktowała nas ze swoją znajomą panią Karwacińską, wiceprezydent Warszawy (Podkowa Leśna podlegała w tym czasie Urzędowi Stołecznemu). Pani prezydent przyjęła nas bardzo serdecznie (okazało się później, że miała w Podkowie domek letniskowy), zadzwoniła do dyrektora Huty im. Lenina w Nowej Hucie – jedynego zakładu w kraju, który produkował rury gazowe. Dzięki jej protekcji otrzymaliśmy rury zaizolowane polietylenem. Była to nowa technologia – wszystkie komitety w okolicy izolowały rury taśmą „denso”, czyli taśmą materiałową nasączoną lepikiem (praca katorżnicza). Udaliśmy się do Huty i zamówiliśmy materiał na całą sieć uliczną. Rury przyjechały wagonami w wiązkach po kilka ton każda. Jedyny dźwig w okolicy ze Spółdzielni Rolniczej „Jedność” w Otrębusach przy wyładunku zaczynał się przewracać. Po wielu kłopotach udało się je przetransportować i złożyć na działce dawnego targowiska (obecnie znajduje się tam przedszkole miejskie). Odtąd był to nasz magazyn. Zatrudniliśmy dozorców, a szefem magazynu został pan Łepkowski.

Istotną sprawą były finanse. Tu również pomogła nam pani prezydent, udając się z nami do dyrektora Biura Planowania i Rozwoju Warszawy, który decydował o dofinansowaniu prac Komitetów Gazyfikacji w całym województwie warszawskim. Przepisy o czynach społecznych mówiły o dofinansowaniu ich ze skarbu państwa do wysokości 50%, ale w wyjątkowych przypadkach – do 70%. Przy wsparciu pani prezydent otrzymaliśmy na piśmie zapewnienie dofinansowania w wysokości 70%.

Równocześnie w dziale wymiaru podatków od nieruchomości sporządziliśmy listę wszystkich właścicieli posesji w mieście (około 1100). Do każdego wysłaliśmy informację o powstaniu Komitetu Gazyfikacji, planach działania oraz deklarację przystąpienia do Komitetu. Każdy deklarujący swój udział musiał go potwierdzić wpłatą 5 tys. złotych. Uznaliśmy, że na samej deklaracji nie możemy polegać. Zorganizowaliśmy pierwsze spotkanie z mieszkańcami w sali kinowej. Sala pękała w szwach. Mieszkańcy naprawdę byli zainteresowani poprawą warunków życia. Miasto – ogród pod koniec XX wieku bez gazu, wody i kanalizacji! Zebranie było burzliwe, ale udało nam się przekonać mieszkańców, że nasza koncepcja jest właściwa i możliwa do wykonania. Następne spotkania odbywały się w miarę potrzeb, przynajmniej raz na pół roku. Mieszkańcy byli informowani o postępie robót. Efekty były widoczne, staliśmy się wiarygodni i mogliśmy apelować o następne wpłaty.

Pierwotnie założyliśmy, że do Komitetu przystąpi około pięciuset przyszłych użytkowników i z grubsza policzyliśmy, że wypadnie po ok. 35 tys. złotych na użytkownika. Nie była to mała kwota, ale rozłożona na raty po 5 tys. złotych co pół roku, była do przyjęcia przez większość. Choć byli i tacy, którzy nam nie dowierzali, nie chcieli nam powierzyć swoich pieniędzy. Społeczny Komitet...? Czy im się uda? Czekali, co dalej. W miarę postępu prac – przekonani wracali.

Staraliśmy się ułatwić mieszkańcom przyłączanie się do sieci gazowej. Rekomendowani przez Komitet projektanci przyłączy domowych (Komitet wykonał sieć uliczną) chodzili od domu do domu i proponowali wykonanie projektu. Nie było tu żadnego przymusu. Każdy mógł wykonać projekt przyłącza we własnym zakresie. Było to jednak duże ułatwienie – nasz projektant przynosił zatwierdzony projekt przyłącza. Zbiorcze projekty, wykonane dla całej ulicy, a czasami kilku, obniżały koszty. Również nasz wykonawca wykonywał przyłącza domowe.

Mazowiecki Okręgowy Zakład Gazownictwa poinformował nas, że rocznie jest w stanie dostarczyć nam maksimum 20 reduktorów gazowych. Ich producentem był zakład w Rawiczu. Niewiele się zastanawiając, pojechaliśmy tam i udało się załatwić na początek sto sztuk. Gdybyśmy ich nie mieli, sieć uliczna byłaby wybudowana, a mieszkańcy nie mogliby się do niej przyłączyć.

Kolejny poważny problem to piece c.o. Dzięki panu Różańskiemu mogliśmy mieszkańcom dostarczyć listę wszystkich producentów pieców gazowych w Polsce. Byli to prywatni przedsiębiorcy. Najlepsze, najwydajniejsze piece produkowano w Mikołowie na Śląsku i w Cieszynie, ale na realizację zamówienia trzeba było czekać około roku. Wiele osób skorzystało również z prywatnego importu pieców z ZSRR.
Nasze starania zaowocowały tym, że do Komitetu przystąpiło nie jak planowaliśmy pięciuset, a około tysiąca przyszłych użytkowników.

Projekt wykonywany, mieszkańcy zdeklarowani, a najbliższy gazociąg przebiega na skrzyżowaniu drogi Warszawa – Żyrardów i ul. Grodziskiej w Brwinowie, niedaleko Turczynka. I tu udało nam się przekonać Mazowiecki Okręgowy Zakład Gazownictwa do przedłużenia tego gazociągu wzdłuż szosy do granicy Podkowy Leśnej, do ul. Gołębiej. W tym miejscu podłączyliśmy naszą sieć uliczną. Dlatego też nasz gazociąg jest nielogiczny z dzisiejszego punktu widzenia, gdyż główna nitka (kręgosłup) powinna biec wzdłuż ul. Brwinowskiej i 1 Maja (dziś Jana Pawła II) i rozchodzić się na boki. W naszym przypadku biegła Gołębią i Sokolą do Brwinowskiej. Takie rozwiązanie pociągało za sobą pewne problemy. W zimie, przy dużym zużyciu gazu, brakowało go czasami na przeciwnych krańcach, np. przy ul. 11 Listopada. W chwili obecnej, po przedłużeniu gazociągu wzdłuż drogi Warszawa – Żyrardów do Otrębus i Kań mamy trójstronne zasilanie – dodatkowo od ul. Brwinowskiej i ul. Kępińskiej.

Projekt sieci ulicznej został wykonany w umówionym terminie, ale należało go uzgodnić w Zespole Uzgadniania Dokumentacji. Choć należy to do obowiązków projektanta, uczestniczyliśmy w tym aktywnie. To była droga przez mękę. Głównym problemem było uzgodnienie przebiegu sieci z Ochroną Środowiska. Nie pozwolono wyciąć żadnego drzewa, nawet nieistniejącego. Na rogu ul. Cichej i Kolejowej po drzewie pozostała niewykopana karpa, ale pani za biurkiem miała na planie drzewo! Strasznie się zdenerwowałem, albowiem w tym miejscu byłem z projektantami osobiście i wiedziałem, że drzewa nie ma. Od tego momentu pani z Ochrony Środowiska wszystkie wątpliwości wyjaśniała na miejscu w Podkowie. Doszło jednak do paradoksu na ul. Kolejowej- Podleśnej, gdzie w prześwicie ulicy rosła kępa krzaków. Samochody, aby je ominąć, jeździły po pustej działce. Dla pani zza biurka były to graby – nie pozwoliła ich wyciąć i kazała przeprojektować gazociąg i puścić go przez prywatną działkę między korzeniami sosny. Krzaki po zabudowaniu działek zniknęły z ulicy.

Telekomunikacja nie miała zinwentaryzowanej sieci telefonicznej podziemnej, wobec tego nie chciała uzgodnić przebiegu gazociągu ulicznego. Zażądano wykonania inwentaryzacji pod groźbą nieuzgodnienia projektu. Musieliśmy ją wykonać na koszt Komitetu.

Przystąpiliśmy do budowy – etap wyboru wykonawcy. Były różne koncepcje. Duży wykonawca obiecywał szybkie wykonanie, ale nie mieliśmy zapewnionych środków finansowych – przecież rozłożyliśmy wpłaty na kilka rat i lat. Jeden z naszych mieszkańców był pracownikiem Spółdzielni Pracy w Pruszkowie, zrzeszającej rzemieślników różnych branż. Zaproponował nam firmę pana Józefa Dybcia, jak się okazało solidną, która została głównym wykonawcą. Dla przyspieszenia prac wzięliśmy jeszcze wykonawcę z Cechu Rzemiosł Różnych w Pruszkowie, ale okazał się niesolidny – zepsuł nam tylko materiał i szybko z niego zrezygnowaliśmy. Pan Dybcio dobrał sobie drugą firmę ze swojej Spółdzielni. Ta zajmowała się głównie wykonywaniem przyłączy domowych. Wykopy pod gazociąg zaczęliśmy dużą koparką. Mieszkańcy Gołębiej zapewne pamiętają. Na szerokość połowy jezdni wykop, a na drugiej połowie pryzmy ziemi. Brak dostępu do działek. Jak to zobaczyłem, byłem przerażony. Wyobraziłem sobie rozkopane pół miasta. Ktoś nam podpowiedział, że telefoniarze mają koparkę łańcuchową do układania sieci telefonicznych. Rowek szerokości 20- 30 cm i dwie kupki piasku po obu stronach. Jej wydajność to około 100 m wykopu na godzinę. Wykonawca wynajął tę koparkę i odtąd wykopy nie były już problemem.

W trakcie budowy zgłosiły się do nas osoby z podkowiańskiej strony Brwinowa (Borki) i Zarybia w Żółwinie. Borki utworzyły Komitet Gazyfikacji – za zgodę na podłączenie się do naszej sieci wpłacili nam 400 tys. złotych. Musieliśmy tylko grubszą nitkę gazociągu zamiast ul. Sarnią puścić ul. Wiewiórek. Znając naczelnika Brwinowa, zwróciłem się do niego o dodatkowe dofinansowanie i nas, i ich Komitetu, a on mi odpowiedział (tego nie zapomnę), że gdyby to od niego zależało, to by lasu nie gazyfikował. Zarybie zrezygnowało, ale Mazowiecki Okręgowy Zakład Gazownictwa, myśląc o przyszłych odbiorcach, wymusił na nas podciągnięcie grubej rury do granicy z Żółwinem.

Ostatni etap budowy zakończyliśmy w 1986 roku.

Nasza pani skarbniczka p. Małecka, biegła księgowa, pilnowała finansów rygorystycznie. Mieliśmy do niej pełne zaufanie, dlatego w pozostałym gronie mogliśmy się zająć rozwiązywaniem problemów technicznych i pilnować postępu prac. Pani Małecka zmarła przed rozliczeniem inwestycji. Szukaliśmy nowej księgowej. Nie chcieliśmy brać żadnej naszej znajomej, bo docierały do nas różne głosy. Powstał podobno antyKomitet: – Co oni zrobili z pozostałymi po inwestycji pieniędzmi? Jeden z mieszkańców – księgowy, biegły sądowy, doniósł do Wydziału Przestępczości Gospodarczej Komendy Powiatowej Milicji w Pruszkowie, że wręczyliśmy panu Dybciowi pod stołem 17 mln złotych. Owszem ostatni etap umowy opiewał na kwotę około 17 mln złotych. On ukradł rower, czy jemu ukradli? – nie ma znaczenia. Wszczęto dochodzenie. Po długim węszeniu panów z PG, po interwencji naczelnika miasta, zostałem wezwany na przesłuchanie. Wszystko wyjaśniłem, poprosiłem o sprawdzenie finansów u nowo wybranej księgowej. Nie wiem, czy sprawdzali, czy wystarczyło im moje wyjaśnienie, w każdym razie węszenie się zakończyło.

Wobec podejrzeń o korupcję zdecydowaliśmy się na wybór nowej skarbniczki także z uprawnieniami biegłej księgowej. Na liście biegłych księgowych naszego województwa znaleźliśmy panią pracującą w Lidze Obrony Kraju w Pruszkowie – zgodziła się. Jak się dowiedziała, że pani Małecka robiła to w czynie społecznym, to też zadeklarowała, że zrobi to darmo. Nie mogliśmy się na to zgodzić, wiedząc, jak karkołomne zadanie ją czeka, choć prowadzona przez panią Małecką dokumentacja była perfekcyjna. Po opłaceniu ostatnich zobowiązań musiała rozliczyć każdego uczestnika gazyfikacji osobno. Przy naszej pomocy zajęło jej to kilka miesięcy, stąd zdenerwowanie niektórych mieszkańców. W wyniku rozliczenia oddaliśmy mieszkańcom po ponad 17 tys. złotych.

Komisja Rewizyjna Komitetu w składzie: Andrzej Ryczer – przewodniczący, Teresa Kozłowska i Janusz Szewczyk w jednym z protokołów napisała:

Komisja ocenia bardzo wysoko działalność wszystkich członków Zarządu, szczególnie Pana Andrzeja Gazdy, Czesława Wrzoska, Juliana Przybylskiego, Iwony Różańskiej, Józefa Łepkowskiego. (.....) Komisja uznaje, że współpraca między Urzędem Miasta a Komitetem była prawidłowa i składa podziękowania Panu Adamowi Jastrzębskiemu, Naczelnikowi Miasta.

Rozliczenie Komitetu i przekazanie całej dokumentacji zostało dokonane przez p. Iwanowicz, Główną Księgową Urzędu Miejskiego.
Cała inwestycja to wykonanie 41,7 km sieci ulicznej, a całkowity koszt wyniósł 57 mln 890 tys. złotych.

Budowa sieci gazowej to jedna ze znaczniejszych inwestycji w naszym mieście. Warto zaznaczyć, że Podkowa Leśna nigdy nie miała dużego budżetu, stąd wykorzystywanie społecznych komitetów. W ten sposób została wybudowana szkoła podstawowa i przychodnia zdrowia. Trzecią poważną inwestycją była budowa sieci gazowej. Siedem lat społecznej pracy! Mam dużą satysfakcję, bo wysiłek nie poszedł na marne, choć niektórzy już zapomnieli, jak wyglądało życie w Podkowie bez gazociągu – tysiące przerzuconych ton węgla, kurz i popiół, którym zasypywaliśmy dziury w jezdniach.

Starzy mieszkańcy Podkowy Leśnej kojarzą gazyfikację z moją osobą, z takim dowcipnym kalamburem – Andrzej Gazdał. Muszę podkreślić, że gdyby nie pozostali członkowie Komitetu, a w szczególności moi dwaj zastępcy, Czesław Wrzosek i ś.p. Julian Przybylski oraz skarbniczka ś.p. Stanisława Małecka, nie byłoby gazu w Podkowie Leśnej, a na pewno nie w owym czasie.




PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY  —> spis treści numeru