PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 65

Witold Bartoszewicz


Estońskie śpiewanie


Autobus pełen gości z Estonii przyjechał niespodziewanie. W ostatniej chwili pojawiły się plakaty, anonse i pilne maile, zapraszające do sali kinowej starego domu kultury:
„21 lipca (czwartek), godz. 19.00 – koncert chóru Kuss Ouna z Palamuse oraz występ tancerzy folkowej grupy Sirtsuline. Zapraszamy na występy gości z Estonii! W programie tradycyjna czterogłosowa muzyka estońska oraz utwory muzyki religijnej”.

Na miejscu zobaczyłem, że przybyszy z małej gminy Palamuse (wiejski rejon Jõgevamaa w Estonii) jest chyba więcej niż nas, gospodarzy i widzów. Nikomu to nie przeszkadzało, atmosfera na sali była swobodna i takież stroje: klapki, sandały, szorty, T-shirty. Tylko grupa taneczna, która musi wyglądać, wystąpiła w kostiumach ludowych, zmienionych w pewnym momencie na estradowe. Estończycy, będąc w trakcie objazdu wakacyjno-artystycznego, przystanek w Podkowie Leśnej wykorzystali jako okazję do otwartej próby. A my mogliśmy posmakować estońskiego zamiłowania do śpiewu i folkloru.

Repertuar przedstawili mieszany. Tradycyjne pieśni (niekoniecznie czterogłosowe), poważne kościelne i żartobliwe wiejskie, przemieszane z patriotycznymi, raczej miejskiego pochodzenia. Zespół taneczny sięgnął także do popu. Repertuar przeznaczony dla szerokiej i różnorodnej publiczności i, jak się szybko okazało, także polskiej. Bo oto cóż słyszymy prawie na początku występu? – Boże, coś Polskę wykonane w naszym języku, a na tyle zrozumiale, że wiemy, który wariant tekstu wybrano („pobłogosław”).

Ta pieśń, zaśpiewana przez amatorski chór z estońskiej prowincji, uświadomiła mi, że właśnie Estończycy są mistrzami śpiewania dla ojczyzny.

W drugiej połowie XIX wieku widmo ruchów odrodzenia narodowego krążyło po Europie chyba nawet żwawiej niż widmo komunizmu. Jedni wówczas odkryli Proletariat, inni – Lud. Pierwszy, jak ogłoszono, nie ma ojczyzny, drugi – przechowuje i strzeże jej największych skarbów. Ruchy odrodzenia narodowego próbowały to, co przez długie wieki było sobie tylko wioskowe i lokalne, zgromadzić, scalić, zsyntetyzować w coś nowego, o czym będzie można powiedzieć, że jest „narodowe”.

Nie inaczej było w Estonii, a kto wie, może nawet bardziej. W 1869 roku urządzono w Tartu pierwsze ogólnoestońskie Święto Pieśni, co dało początek zjawisku doprawdy masowemu. Siódme Święto Pieśni odbyło się w Tallinie w czerwcu 1910 roku. Wzięło w nim udział przeszło 12 tysięcy wykonawców, ponad jeden procent ludności estońskiej. Teraz święto Laulupidu organizuje się w lipcu raz na pięć lat. Ostatnio zgromadziło ono 80 tysięcy widzów i 30 tysięcy śpiewaków (proszę zwrócić uwagę na proporcję!), którzy stworzyli w pewnym momencie jeden, zjednoczony chór.

Estończycy lubią śpiewać i, co ważne, lubią śpiewać razem. Nie są to samotne pieśni pastusze pod kaliną, tylko rzecz wspólna, forma współbycia z innymi. Towarzyszy temu porządna praca etnografów i folklorystów, którzy zgromadzili drugie pod względem liczebności zbiory pieśni ludowej na świecie (prym wiedzie tutaj Irlandia).

Kiedy u nas działał Komitet Obrony Robotników, a potem Solidarność, w Estonii główną strukturą oporu społecznego było Towarzystwo Obrony Zabytków. Jeden ze współzałożycieli ruchu (który w szczytowym momencie liczył kilkanaście tysięcy członków) później dwukrotnie był premierem niepodległej Estonii.

W marcu 1988 roku na placu Śpiewaków w centrum Tallinna zebrało się ponad sto tysięcy osób. Niewiele mniejsze tłumy gromadziły się w innych miastach. Setki tysięcy ludzi, którzy demonstrowali po prostu śpiewając. Stąd nazwa „Śpiewająca Rewolucja” (a bardziej oficjalna: „drugie estońskie odrodzenie narodowe”). Wikipedia powiada, że rozpoczęła się trochę wcześniej – jesienią 1986 roku, w związku z akcją protestacyjną przeciwko budowie odkrywkowych kopalni fosforytów. Preteksty nie zasługują na pamięć, ważne jest to, że Towarzystwo Ochrony Zabytków odegrało istotną rolę w pierwszej fazie Śpiewającej Rewolucji, organizując wespół z Estońską Partią Niepodległości Narodowej obchody narodowych rocznic, Dni Ochrony Zabytków i Dni Muzyki Estońskiej. Tysiące uczestników śpiewało pieśń Jestem Estończykiem i Estończykiem pozostanę, niepisany hymn drugiego estońskiego odrodzenia narodowego. To właśnie przewodniczący Towarzystwa Ochrony Zabytków wezwał do przywrócenia państwu estońskiemu pełnej niepodległości. Przyjemnie pomyśleć, że to już dawne dzieje.

Słuchamy Estończyków w Podkowie w poszanowaniu dla ich sposobu narodowej ekspresji. Trochę zazdrościmy (patrz internetowe wpisy widzów dokumentalnego filmu Singing Revolution, pokazanego w Warszawie kilka lat temu). Ale dziś to wszystko już nie takie ważne. Bo najlepsze chór Kuus Oune zachował na koniec – coś, co brzmiało najprawdziwiej – ani ludowo, ani narodowo: dziewczęcy sopran dialogujący z chórem. Czysto i wzruszająco.



PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY  —> spis treści numeru