W sierpniowy dzień żegnaliśmy jedną z najstarszych mieszkanek Podkowy,
związaną z miastem od samych jego początków – panią Krystynę
Michałowską.
Była córką inżyniera Tadeusza Baniewicza, wieloletniego dyrektora
Elektrycznych Kolei Dojazdowych i jednego z założycieli Podkowy Leśnej,
współtwórcy Towarzystwa Miłośników Miasta-Ogrodu Podkowa Leśna. To
właśnie Krystyna Baniewiczówna otrzymała legitymację towarzystwa
z numerem pierwszym. Studiowała malarstwo. Swoje zdolności
i umiejętności wykorzystywała podczas wspólnych z mężem wypraw
archeologicznych. Po powstaniu w willi „Krychów”, nazwanej przez
Baniewicza od jej imienia, zainstalowany został oddział chirurgiczny
szpitala wolskiego, w którym pielęgniarską posługę pełniła także
Krystyna Baniewiczówna.
Jest nieomal regułą, że za odkryciami naukowymi, sukcesami
artystycznymi czy literackimi wspaniałych mężczyzn kryją się ciche
działania towarzyszących im kobiet. Profesor Kazimierz Michałowski
(1901-1981) był najsławniejszym polskim archeologiem, światowym
autorytetem w swojej dziedzinie, organizatorem licznych wypraw
(najsłynniejsze to: Edfu, Palmyra, Aleksandria, Faras), zastępcą
dyrektora Muzeum Narodowego, kierownikiem Katedry Archeologii
Śródziemnomorskiej UW, członkiem licznych towarzystw naukowych, autorem
wielu prac specjalistycznych oraz książek, w których popularyzował
archeologię, czyniąc ją dostępną i interesującą dla laików.
Czy osiągnąłby tak wiele, gdyby nie wspierała go żona?
„Staje przy boku męża we wszystkich jego przedsięwzięciach
naukowych – pisze Maria Ludwika Bernhard (Kazimierz Michałowski 1901-1981) – będąc rysownikiem i dokumentalistą oraz
biorąc na swe barki ciężkie trudy prowadzenia gospodarstwa w czasie
wypraw archeologicznych w niełatwych warunkach
klimatycznych”.
Podobnie widzi jej rolę Alicja Okońska: „Krysia dzielnie
sekundowała mężowi w jego zajęciach naukowych. Podziwiałam energię,
z jaką prowadziła dom i wychowywała dzieci, jednocześnie zaś spełniała
obowiązki reprezentacyjne. Posiadała również swój niemały udział
w podróżach badawczych męża, bywała przecież i rysownikiem znalezisk,
i organizatorką «dnia powszedniego» polskiej ekipy. Trzeba przyznać, że
profesor znalazł godną siebie partnerkę, umiejącą prowadzić jego wielkie
i małe sprawy”. I dodaje: „uważam, że ciężko oboje pracowali na
okresy powodzenia”. Zauważa też, że zewnętrznie upodobnili się do
siebie: „Oboje posiadają ten sam typ nobliwej urody, którą
zachwycają na reprezentacyjnych przyjęciach” (Spotkania z ludźmi niezwykłymi).
Pani Krystyna po śmierci męża nie zerwała więzi ze współpracownikami
profesora. W jej domu nadal mieściła się Pracownia Archeologii
Śródziemnomorskiej PAN, a ona sama utrzymywała stały kontakt ze
środowiskiem naukowców i archeologów, spotykając się z nimi regularnie,
pamiętając o każdym, o jego kłopotach, o jego rodzinie. Jej niezwykła
skromność i nieskrywana życzliwość sprawiały, że każdy, kto się z nią
spotkał, pozostawał pod jej urokiem. Interesowała się żywo sprawami
swego miasta, ale także szerszymi zagadnieniami, przyjmowała wielu
ludzi, zawsze serdeczna, gościnna, życzliwa. Włączyła się
w reaktywowanie Towarzystwa po roku 1989; wiele wysiłku włożyła, by nazwisko Tadeusza
Baniewicza zostało utrwalone w pamięci mieszkańców Miasta-Ogrodu
– jego imieniem nazwano piękną aleję w samym centrum, a w ścianę
kościoła wmurowana została tablica, upamiętniająca jego udział
w powstaniu świątyni.
W uznaniu zasług dla Podkowy wiosną tego roku Krystyna Michałowska otrzymała (wraz z kilkoma
innymi osobami) tytuł honorowego obywatela miasta.
W ostatnich latach
musiała opuścić dom, z którym związana była od dzieciństwa, ale zmianę
przyjęła pogodnie, nigdy nie narzekała. Zawsze jednak była ciekawa, co
słychać w Podkowie.
Wszyscy, którzy poznali panią Krystynę, zapamiętają jej urok osobisty,
naturalność i serce dla ludzi. Ktoś powiedział, że była wielką damą.
Niewątpliwie, ale także wspaniałym człowiekiem.
Jest jak otwarte okno, przez które wpada do mieszkania promień
słońca. Otwiera się i nie przeszkadza działać Bogu w swoim życiu.
Ksiądz Jan Twardowski użył takiego porównania w odniesieniu do świętych,
jednak czyż każdy człowiek nie może być takim oknem dla swoich
najbliższych, sąsiadów, znajomych? Może, choć nie musi. I jeśli jest,
zostaje w ich wdzięcznej pamięci.
Dziękując za obecność wśród nas Teresy Sudry, długoletniej mieszkanki
Podkowy, pamiętać będziemy jej uśmiech, otwartość i życzliwość.
(red.)