24 kwietnia zmarł Wojciech Juliusz Siemion, wybitny aktor teatralny
i filmowy.
Stworzył niezapomniane postacie w spektaklach Dejmka (między innymi
w Żywocie Józefa oraz w Historyji o chwalebnym
Zmartwychwstaniu Pańskim), Hanuszkiewicza (Wernyhory w Śnie
srebrnym Salomei Słowackiego), Minca (Bohatera w Kartotece
Różewicza) – by wymienić tylko najważniejsze. Szczytowym osiągnięciem
była kreacja Wowry, beskidzkiego świątkarza. Kinomani pamiętają go
z Eroiki, Zezowatego szczęścia, Ziemi obiecanej,
Przedwiośnia, komedii Barei...
Założył i prowadził teatr Stara Prochownia. Był autorem
i interpretatorem monodramów oraz programów poetyckich, prezentowanych
na scenie, w radiu i telewizji. Reżyserował liczne spektakle.
Od wielu lat jego pasją było poznawanie i interpretowanie poezji
największych naszych twórców. Nie tylko sam recytował, ale także uczył
innych wygłaszania tekstów literackich zgodnie z intencjami poetów
i z kanonem polskiej wersyfikacji. „Ci autorzy posługują się
w niezrównany sposób językiem polskim. A język jest głównym
wyznacznikiem naszej odrębności. Jeśli chcemy czuć się Polakami, musimy
znać i cenić dzieła naszych wielkich poetów. Nie jest to oczywiście
łatwe... Kluczem do ich odczytania jest zagłębienie się w warstwę
językową danej epoki” – przekonywał młodych. Myśl tę rozwijał w
Lekcjach czytania, poświęconych interpretacji poezji Mickiewicza,
Norwida, Gałczyńskiego, Różewicza i Białoszewskiego. Wydane w niskich
nakładach są na rynku praktycznie niedostępne, a szkoda – powinny
stanowić podstawę pracy nad tekstem każdego polonisty, aktora,
recytatora czy lektora. Każdego, kto zabiera głos publicznie.
Nie stronił od polityki, był posłem na Sejm IX kadencji, ale przede
wszystkim społecznikiem, zaangażowanym w popularyzację sztuki
w regionie. W 1979 roku kupił zaniedbany dworek i kilka hektarów ziemi
z karczmą i stawami we wsi Petrykozy pod Grodziskiem. Tam zamieszkał,
wyremontował dom i założył prywatne muzeum wsi mazowieckiej. Urządzał
także „posiady sąsiedzkie”, na których wspólnie czytano
i recytowano wiersze.
– Pewnego dnia wszedł do mnie, do gabinetu burmistrza Grodziska,
i powiedział krótko, że mieszka niedaleko, w Petrykozach, i gdyby był do
czegoś potrzebny, to zawsze można na niego liczyć – wspomina Grzegorz
Benedykciński.
Bo Wojciech Siemion czuł się odpowiedzialny za swoje miejsce na ziemi.
Był jednym z tych, którzy przywrócili pamięć o Józefie Chełmońskim –
w Grodzisku stanął pomnik malarza, a w centralnych punktach miasta widać
kopie jego obrazów.
Był jurorem wielu konkursów, w tym także obchodzącego już jubileusz
dziesięciolecia konkursu recytatorskiego imienia Jarosława
Iwaszkiewicza, organizowanego w stawiskim muzeum. Wiosną tego roku miał
znów przewodniczyć jury konkursu, stało się jednak inaczej. Zabrakło
Jego uśmiechu, humoru, fachowych i życzliwych uwag, a przede wszystkim
pasji, którą zarażał otoczenie.
– Jestem uczniem Wojciecha Siemiona – wspomina jeden z jurorów,
Mariusz Bonaszewski. – W szkole teatralnej prowadził zajęcia
z wersyfikacji, bardzo trudne, studenci ich nie lubili, bo ten przedmiot
wymagał dyscypliny i zmuszał do pracy. Dlatego cieszyli go wszyscy,
którzy przychodzili z własnej woli, których to interesowało.
Pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy studiowałem, bardzo zaostrzyły
się podziały polityczne, a On tkwił w tamtej strukturze i przez to nie
był traktowany tak, jak na to zasługiwał – jak mistrz, od którego
uczniowie uczą się sztuki. A przecież w szkole teatralnej kontakty
studentów z profesorami są i powinny być bliskie, bo tylko tak można
przekazać młodym tajemnice warsztatu.
Na zajęciach nie opowiadał nam o swoich rolach, jak wielu innych
profesorów. Nigdy nie wspomniał też o swojej przyjaźni z Tadeuszem
Różewiczem. Koncentrował się na tekście, sposobach jego wygłaszania,
technice recytacji, brzmieniu, nigdy na własnych dokonaniach w teatrze.
Później spotkaliśmy się na próbach u Andrzeja Wajdy, no a potem podczas
konkursów w Stawisku. Najciekawsze było omawianie recytacji. Siemion
zwracał uwagę na pewne techniczne aspekty mówienia wierszy, na
wersyfikację, na której znał się jak mało kto. W takich chwilach
zdawałem sobie sprawę, że wiele mi jeszcze brakuje, i znów czułem się
Jego uczniem. Często nie mógł się powstrzymać, by nie recytować samemu.
Tak bardzo chciał pokazać, jak się mówi wiersz. Było to nieraz
olśniewające.
Pani Lidia Abramczyk, jurorka tego samego konkursu, zapamiętała
charakterystyczny szczegół: – Wojtek przewodniczył jury.
Z ciekawości, jak zapisuje swoje uwagi o uczestnikach i ich
umiejętnościach, zajrzałam kiedyś do jego notatek. Były tam... rysunki.
Przez ten krótki czas, gdy młody człowiek recytował, on zdążył
naszkicować jego portret! Pomagało mu to podczas omawiania i oceniania
recytacji – rzut oka na szkic i już stawał mu przed oczyma uczestnik
konkursu, jego interpretacja, dykcja, osobowość.
– Siemiona poznałam w 1998 roku, kiedy zostałam radną i członkiem
zarządu powiatu grodziskiego – wspomina. – Nasza znajomość
zacieśniła się, gdy rok później przygotowywałam dla radia Bogoria cykl
Spacerkiem po powiecie; jeden z odcinków był o Petrykozach.
Siedząc przed dworkiem słuchałam, jak opowiadał o swoich zbiorach sztuki
ludowej, którą kolekcjonował od lat, o współczesnych obrazach i rzeźbach
(te również zbierał), a przede wszystkim o poezji. Mówił o niej także
na naszej antenie – w cyklu Czytanie poezji objaśniał, jak
interpretować wiersze. Robił to również na żywo – na spotkaniach
z młodzieżą i na lekcjach, które prowadził w grodziskich szkołach,
budząc fascynację polską literaturą.
Był prawdziwym animatorem kultury. Organizował u siebie koncerty,
spotkania, a nawet warsztaty malarskie dla dzieci i młodzieży. Kiedy
w Koszalinie zainicjowano przegląd zespołów ludowych, nazwanych na jego
cześć Siemionaliami, wymyślił, by u nas zrobić „małe Siemionalia”.
Rok później odbył się więc w Petrykozach pierwszy przegląd. Przed domem
ułożono dechy, a na nich prezentowały się zespoły dziecięce – od
przedszkolnych do ponadgimnazjalnych. Impreza (zorganizowana we
współpracy z Wydziałem Kultury starostwa i panią Beatą Pawłowską,
ówczesną dyrektorką szkoły nr 1 w Grodzisku) była tak udana, że
powtórzyliśmy ją w następnym sezonie (tym razem, z powodu złej pogody,
w sali Ochotniczej Straży Pożarnej w Skułach). Przegląd tegoroczny nie
mógł się, niestety, odbyć w Petrykozach, ale pani Barbara, żona artysty,
zaprosiła uczestników za rok do siebie.
Wojciech Siemion angażował się w wiele innych przedsięwzięć na rzecz
gminy i powiatu. Również w działalność na rzecz środowiska, a jego
siedmiohektarowa posiadłość mogła być wzorem właściwego stosunku do
przyrody. Niósł także pomoc Polakom na wschodzie; wielu z nich
zapraszał i gościł u siebie. Był człowiekiem bezpośrednim, ciepłym,
otwartym. Człowiekiem niezwykłym – kończy swą opowieść pani Lidia.
Za zasługi dla kultury polskiej Wojciech Siemion był wielokrotnie
odznaczany, w tym Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia
Polski. Jego działalność na rzecz społeczności lokalnej doceniła ona
sama – w 2002 roku Rada Powiatu uhonorowała Go tytułem Mecenasa
Kultury. (Owalny medal w brązie z herbem powiatu i rysunkiem malwy,
autorstwa Wiktorii Czechowskiej-Antoniewskiej, otrzymał w tym samym
roku ksiądz Leon Kantorski).
Potrzebował ludzi, a oni to czuli. Nawet gdy przemawiał publicznie,
nie był to monolog, lecz dialog z wyimaginowanym odbiorcą. Pytał
i odpowiadał, co czyniło wypowiedź żywą i ciekawą. A kiedy pisał,
wyobrażał sobie, że z kimś wymienia poglądy, dyskutuje. Słowo było dla
niego niezwykle ważne, nie tylko jako nośnik treści, ale także kultury
i historii – stąd zainteresowanie pochodzeniem wyrazów i zmianą ich
znaczeń w ciągu wieków.
Wojciech Siemion, wybitny artysta, ale także niestrudzony społecznik,
pokazał, jak wiele można uczynić dla swojego otoczenia, jeśli ma się
wiedzę, pasję i życzliwość dla świata.
Wojciech Siemion w Stawisku