Dnia 9 września Ilonę Korompay pożegnali mieszkający w Warszawie
Węgrzy wraz z ambasadorem Republiki Węgierskiej, członkowie Rodzin
Katyńskich oraz Siostry Nazaretanki razem z uczennicami ich liceum. Po
mszy żałobnej w Kaplicy Sióstr Franciszkanek od Cierpiących Ilona
Korompay spoczęła w grobie rodzinnym, w którym pochowano w 1940 roku jej
siostrę Martę. Dla ojca, matki i siostry Elżbiety jest to mogiła
symboliczna.
Ilonę Korompay poznałem po przeczytaniu serii artykułów Wiesława
Budzyńskiego, opublikowanych na łamach „Życia Warszawy” pod koniec
lat osiemdziesiątych. Z nich dowiedziałem się o okrutnych kolejach losu
tej węgiersko-polskiej rodziny.
Ojciec Ilony, Emanuel Aladár Korompay, urodził się w Léva
(obecnie Levice na Słowacji) w starej rodzinie mieszczańskiej.
Studiował na uniwersytecie w Budapeszcie. Po uzyskaniu dyplomu pracował
jako nauczyciel w gimnazjum w Léva. W 1914 roku został
zmobilizowany i służył jako porucznik honwedów w Armii Monarchii
Austro-Węgierskiej w okolicy twierdzy przemyskiej. Tam poznał
pannę Mieczysławę Grabas, tłumaczkę języka niemieckiego w sądzie
polowym. Wielka miłość została uwieńczona małżeństwem w 1917 roku.
Obie rodziny młodej pary nie były tym zachwycone. Rodzina Mieczysławy
nie chciała, aby Polka wychodziła za Niemca (młodzi wówczas rozmawiali ze sobą
po niemiecku), z kolei rodzina Emanuela spodziewała się, że syn
ożeni się z bogatą panną.
Mieczysława Korompay z domu Grabas
Kapitan Emanuel Korompay
W 1918 roku po zakończeniu wojny i rozpadzie Monarchii Austro-
Węgierskiej Korompayowie z córeczką Iloną (urodzoną w roku 1918)
wyjechali na Węgry. Tu zetknęli się z katastrofą historyczną.
Léva, węgierskie miasto rodzinne Emanuela, zostało przyłączone do
nowo powstałej Republiki Czechosłowackiej. W tym samym czasie na
okrojonych Węgrzech nastąpił przewrót komunistyczny (tak zwana Węgierska
Republika Rad). W tej sytuacji małżeństwo z malutkim dzieckiem uciekło
do Polski.
Pani Ilona, która nigdy nie mówiła o polityce, po latach cytowała
ojca: „Wszystko, tylko nie komunizm”.
Zaraz po przyjeździe porucznik Korompay przyjął polskie obywatelstwo
i w 1919 roku wstąpił do Wojska Polskiego, gdzie awansował do stopnia
kapitana w garnizonie przemyskim. Tu przyszły na świat następne córki:
Marta (1919) i Elżbieta (1921). W roku 1930 kapitan Korompay odszedł
z wojska. Rodzina przeniosła się do Warszawy na ulicę Hołówki 3, do
domu oficerskiego (z tego domu wyszło szesnastu oficerów, którzy zginęli
w Katyniu, nieznane są losy sześciu, stąd poszedł do powstania Krzysztof
Kamil Baczyński). Z inicjatywy Stefana Melaka (zginął w katastrofie
smoleńskiej) oraz Ambasady Republiki Węgierskiej na domu umieszczono
dwujęzyczną tablicę. Pod postrzelonym orłem z koroną z czapek żołnierzy
Wojska Polskiego widnieje napis:
W tym domu mieszkał Emanuel Korompay, oficer Wojska Polskiego
Więzień Starobielska, zamordowany w 1940 w Charkowie
Komitet Katyński, Rodacy z Węgier
Tablicę odsłoniła pani Ilona w dniu 12 kwietnia 1992 roku.
Dziewczynki uczyły się w szkole Sióstr Nazaretanek. Były kapitan
został pierwszym lektorem języka węgierskiego na Uniwersytecie
Warszawskim. Pełnił również funkcję referenta kulturalnego w Poselstwie
Królestwa Węgier w Warszawie. W 1936 roku wydał pierwszy słownik
polsko-węgierski, zawierający 2800 haseł.
Na Uniwersytecie Warszawskim w roku 2002 odsłonięto tablicę
następującej treści:
Emanuel Korompay 1890-1940. Lektor języka węgierskiego.
Kapitan Wojska Polskiego, uczestnik kampanii wrześniowej 1939 r.
Więzień obozu w Starobielsku, zamordowany w Charkowie
Pani Ilona wspominała: „W sierpniu 1939 roku, po raz pierwszy od
chwili rozstania się z rodziną i ojczyzną, ojciec jedzie na Węgry
z grupą Polaków, uczestników kursu języka węgierskiego (...). Tymczasem
w Polsce ogłoszono mobilizację. W tej sytuacji wszyscy uczestnicy
decydują się pozostać na Węgrzech, dzięki czemu ocaleli. Mój ojciec
natomiast wraca do Polski – do Warszawy (...) i zgłasza się do wojska,
chociaż jako pracownik Ambasady (ówczesnego Poselstwa – przyp.
Węgierskiej i oficer w stanie spoczynku mógł jeszcze czekać
na dalszy rozwój wypadków”.
Ksiądz prałat Wacław Karłowicz, kapitan AK, poświęcając tablicę na
domu przy ulicy Hołówki 3, powiedział: „Bohater narodowości
węgierskiej dobrowolnie wybiera nową ojczyznę – Polskę. Obrał drogę
jej obrońców (...). Jest to dowód, że wobec nowej ojczyzny swoją służbę
wypełnił wzorowo”.
We wrześniu 1939 roku pani Mieczysława z średnią córką Martą zgłasza
się do cywilnej służby obrony Warszawy. Marta zostaje sanitariuszką.
W czasie bombardowania Hotelu Europejskiego (mieścił się tam punkt
dowodzenia) jako jedyna ginie na oczach matki.
Ilona i Elżbieta po powrocie z wakacji do Warszawy razem z matką
przystępują do konspiracji.
Od kapitana Korompaya nie było żadnych wiadomości. Wreszcie 8 marca
1940 roku przyszła kartka ze Starobielska, która zachowała się w cudowny
sposób. Pierwsze słowa były po węgiersku: „Droga, moja złociutka
Ptaszynko, kwiatku malutki”. Potem już po polsku: „Kochane moje
dzieci. Od 15 listopada jestem w Starobielsku w Rosji (...)”.
Dziś wiemy, że oddział kapitana został rozbrojony przez Armię Czerwoną
przy granicy rumuńskiej. Zdenerwowany Korompay mówił po węgiersku.
Sowieci chcieli go rozstrzelać jako szpiega. Uratowali go koledzy,
tłumacząc, że jest lektorem języka węgierskiego. Wiemy również, że jako
Węgier mógł zostać później zwolniony z obozu, ale świadomie wybrał los
towarzyszy broni.
Rodzinę odwiedził potem znajomy z Warszawy, pan Burzyński, uwięziony
w obozie wraz z kapitanem Korompayem i wypuszczony jako szeregowiec.
Przekazał on bliskim jego zegarek kieszonkowy z dewizką,
z wygrawerowanym św. Emerykiem i koroną św. Stefana.
9 stycznia 1943 roku została aresztowana Elżbieta
(pseudonim „Grażyna”), która podobnie jak matka była łączniczką kontrwywiadu AK,
w dwa dni później to samo spotkało panią Mieczysławę. Obie były bite
i torturowane, Elżbieta wyjątkowo okrutnie również na oczach matki. Aby
ratować innych, Elżbieta otruła się cyjankiem. Jej nazwisko figuruje na
tablicy poświęconej pamięci ofiar gestapo, umieszczonej na obecnym
budynku Ministerstwa Edukacji Narodowej przy Alei Szucha. Pośmiertnie
została odznaczona Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami i Orderem Virtuti
Militari. Pani Mieczysława po dziewięciu miesiącach więzienia na
Pawiaku została wywieziona do Auschwitz, gdzie 29 stycznia 1944 roku
zmarła na tyfus.
Z całej rodziny pozostała tylko Ilona. Poszukiwało jej gestapo, więc
ukrywała się pod zmienionym nazwiskiem. Dzięki pomocy życzliwych ludzi
uniknęła aresztowania. Nie wiadomo, czy po tak zwanym wyzwoleniu
posługiwała się prawdziwym czy fałszywym nazwiskiem. Ukończyła studia
w Instytucie Katolickim w Częstochowie. Chroniła się w wioskach pod
Szczecinem, gdzie pracowała jako katechetka. Po 1956 roku została
bibliotekarką na Politechnice Szczecińskiej, stąd przeszła na emeryturę.
Ostatnio widziałem panią Ilonę we wrześniu 2009 roku. Była już bardzo
słaba, ale ciągle pełna pogody. Spotkaliśmy się w ogrodzie Liceum
Sióstr Nazaretanek przy kościele św. Stefana w Warszawie przy ulicy
Czerniakowskiej, gdzie odbyła się uroczystość posadzenia i poświęcenia
dwóch dębów, upamiętniających ofiary NKWD: zamordowanego w Katyniu
majora Innocentego Adamczyka oraz kapitana Emanuela Aladára
Korompaya.
Pani Ilona wspominała: „Było to w roku 1938 (najprawdopodobniej
z okazji wizyty w Polsce regenta Horthyego – przyp. Á. E.).
(...) Ojciec miał poprowadzić uroczystą akademię (...). W tym dniu
nagle zachorował. Na odwołanie uroczystości było za późno. Przerażony
powiedział wówczas: «Jeśli dziś będę tam mógł być, to w podzięce
wybuduję Matce Bożej małą kapliczkę». Akademia wypadła
niespodziewanie dobrze (...). Ojciec zwrócił się do nas: «Czy
pamiętacie, co ja przyrzekłem Matce Bożej? Jeśli nie będę mógł tego
wypełnić, to wam, moim dzieciom, to przekazuję» ”.
Ciężko chora pani Ilona (nie przyznając się do choroby) jeździła po
świecie i zbierała pieniądze. Wybudowano nie kapliczkę, lecz kościół
Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Szczecinie. „Jestem bardzo
szczęśliwa, że moja pomoc w budowie przyczyniła się do wykonania woli
mojego ojca (...). W dniu 28 kwietnia 1989 roku przekazałam do tego
Sanktuarium garstkę ziemi katyńskiej – Ojciec powrócił do ojczyzny”.