Taniec z martwym gołębiem, litografia, 72x96, 1972
Władysław Winiecki urodził się 4 listopada 1941 roku w Kutnie. Ojciec
Stanisław, matka Helena z domu Lubasińska. W roku 1948 rozpoczął naukę
w szkole podstawowej; później w Liceum Ogólnokształcącym im. H.
Dąbrowskiego w Kutnie, gdzie zdał maturę w roku 1960. Najważniejszym
wydarzeniem były dla niego niewątpliwie studia odbyte w Akademii Sztuk
Pięknych w Warszawie na Wydziale Malarstwa pod kierunkiem profesora
Artura Nachta-Samborskiego. I to one ukształtowały jego postawę jako
badacza zjawisk wizualnych. Dowodzi tego swoimi dziełami i sposobem
pracy pedagogicznej.
W roku 1966 otrzymuje dyplom z wyróżnieniem. Bierze udział w sześciu
wystawach zbiorowych, m. in. w Zachęcie i Sztokholmie, gdzie prezentuje
swoje litografie na wystawie Młoda Warszawska Grafika. W tym
samym roku zostaje członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków.
W roku 1969 zdobywa Nagrodę i Stypendium Roczne na ogólnopolskiej
wystawie młodej grafiki w Poznaniu oraz na I Międzynarodowym Biennale
Malarstwa Współczesnego, gdzie otrzymuje Złoty Medal Ministra Spraw
Zagranicznych Republiki Włoskiej.
W latach 1967-1981 zostaje laureatem 62 nagród i wyróżnień w stałym
konkursie „Najlepsza Grafika Miesiąca”. W roku 1972 na V Warszawskim
Festiwalu Sztuk Pięknych zdobywa Srebrny Medal za zestaw prac, a w roku
1973 na wystawie pokonkursowej w Łodzi za „Najlepszą grafikę roku”
zostaje uhonorowany Nagrodą Specjalną Ministra Kultury i Sztuki.
W roku 1977 podejmuje pracę dydaktyczną w Akademii Sztuk Pięknych
w Warszawie na Wydziale Grafiki, prowadzi zajęcia w pracowni rysunku na
stanowisku wykładowcy. W tym też roku bierze udział w Pierwszych
Spotkaniach Sztuki w Madrycie, gdzie zdobywa główną nagrodę,
a w ogólnopolskim konkursie na grafikę w Łodzi otrzymuje Nagrodę
Specjalną BWA. W roku 1978 na VII Międzynarodowym Biennale Grafiki
w Krakowie zostaje laureatem GRAND PRIX za pracę Kadr 2. Profesor
Ryszard Otręba tak opisuje ową litografię: „...Zafascynowała mnie ta
praca lapidarnością języka, prostotą i swobodą poruszania się po
rewirach sztuki, które dotąd rzadko podejmowane były przez grafików.
Seria grafik zatytułowanych Kadr – to świat zniewolonych,
bezimiennych ludzi, wtłoczonych w niepojęte ramy tamtego czasu. Te
kłębowiska ludzkie to przecież oglądanie z ukrycia świata zniewolonego.
Winiecki bardzo ostro ocenia człowieka. Stawia pytania, jacy
jesteśmy”.
W roku 1986 po otrzymaniu stopnia naukowego – docent – obejmuje
kierownictwo pracowni graficznej w Katedrze Grafiki Warsztatowej na
Wydziale Grafiki. Od roku 1991 po nominacji na profesora kontraktowego
obejmuje kierownictwo pracowni graficznej – litografii.
10 stycznia 2001 roku otrzymuje tytuł naukowy profesora sztuk
plastycznych, a w 2006 roku tytuł profesora zwyczajnego.
Jego prace znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie,
Krakowie, Szczecinie, Muzeum w Toruniu, Muzeum im. Leona
Wyczółkowskiego w Bydgoszczy, Muzeum Sztuki w Łodzi oraz Biblioteki
Narodowej w Paryżu i Muzeum Sztuki Współczesnej w Tokio.
Swoiste credo artystyczne, które na własny użytek sformułował, brzmi:
„Jako człowiek zajmujący się twórczością artystyczną chciałbym
wyrazić niepokój, poczucie ostrego dystansu, w jakim znajduje się twórca
w dzisiejszym świecie. Chciałbym wyrazić tęsknotę za nawiązaniem
dialogu w celu poszukiwania głębszych wartości życiowych, procesów,
które byłyby w stanie rozszerzyć moją świadomość artystyczną
i światopoglądową”.
Wspomnienie o Profesorze? Dość łatwo jest streścić dowolną historię,
wplatając ją w ramy kilku dat i faktów. Trudniej opisać całe życie bez
utraty jego właściwej treści, to wszystko, co zawiera się pomiędzy:
„urodził się...” a „zmarł w...”. Być może, można by odtworzyć
z kronikarską pieczołowitością sekwencję wydarzeń – w tym i tym roku
Profesor Winiecki otrzymał taką i taką nagrodę, miał wystawę tu i tam.
A w 2004 kupił swój pierwszy telefon komórkowy. A jednak nawet tak
dokładny opis nie oddaje w pełni charakteru Jego osoby.
Profesor mentalnie przynależał do epoki, w której nie istniało pojęcie
prawa rynku, owszem, był to świat pełen kontrastów, nie składający się
jedynie z czerni i bieli, pełen niuansów, trudnych wyborów, a jednak
w jakiś sposób był to czas, w którym rzeczy ukazywały się w swej
jawności – zanim zaczęli przy nich majstrować specjaliści od reklamy
i wizerunku. Profesor duszą i sercem przynależał do czasów, w których
„tak” znaczyło tak, „nie” znaczyło nie,
a jeden plus jeden dawało w rachunku dwa i nikt nie oferował z kuponem
rabatowym na wpół przymusowych opcji.
Był człowiekiem skrytym i niewiele mówił o sobie. Bicie piany –
powtarzał z przekąsem i ironicznym uśmiechem. Był wrażliwy na formę
i nie znosił przesady. W świecie, w którym harmonię piękna przypisuje
się panelom podłogowym, słowa nieuchronnie się dewaluują. Profesor
lubił nimi żonglować, czasem umyślnie piętrzył metafory, okrężną drogą
docierając do sedna rzeczy, drwiąc niemiłosiernie z wszelkiego absurdu
i patosu. Chyba trudno byłoby go sobie wyobrazić bez tej
charakterystycznej autoironicznej miny, wyrażającej wszechobecny
dystans – do siebie i zarazem całego świata.
Był samotnikiem i podążał sobie tylko znanymi ścieżkami. W jakiś
sposób fenomen Jego charakteru przywodzi na myśl tajemniczego Kota
z Cheshire: pojawiał się i znikał, i jako jeden z nielicznych miał
umiejętność przekraczania i rozciągania granicy pomiędzy snem i jawą,
tym, co widzialne i nie. W obłędnym korowodzie powszednich spraw nie
każdego stać na sen. A profesor śnił dużo i intensywnie... „
pozostał po nim tylko szeroki uśmiech, który trwał jeszcze jakiś
czas”...
Odszedł nagle i nie „odmeldował się” (tak jak miał to zwyczaj
robić w pracowni litografii) – po prostu zniknął, nic nikomu nie
mówiąc.
Zmarł 25 sierpnia 2008 roku o godzinie 7.10 w Domu Opieki
Pielęgniarskiej w Łomiankach. Został pochowany w grobowcu rodziny
Kraszewskich na cmentarzu w Zakopanem.
Magdalena Piotrowska
Błażej Lniski
Tradycja
Każe mówić dobrze
lub wcale
Ciężki wybór pomiędzy srebrem a złotem
zwłaszcza gdy w grę wchodzi srebrnik
dla Charona
Ciągłość nieciągłość
my oni
„Nowe dowody są już stare”
głoszą nagłówki gazet
zapewne brakuje też świadków
Na warcie zostali wojownicy
w towarzystwie wdzięcznych gracji
Wiotka linia, smukłe przeguby
skąd więc ta zimna woda
I drętwiejące dłonie?
Może nie o to poszło,
że linia nachodziła na linię
a forma zaczęła się powielać
Może kiedy odrywał kartkę
to jednocześnie czuł, że rzeczywistość
odkleja mu się
od palców
Czasem pokrzykiwał
(tak dla draki)
czasem kwestionował
(tak dla fasonu)
„Panie Błażeju
najlepsze co może być
to rosół
kupiłem kuraka
leży w lodówce”
Krezus – ktoś by powiedział
Skoro wysyłał w świat całe armie
Nikt nie zapytał o co kruszono kopie
Teraz kilka pytań pozostanie
bez odpowiedzi
W chaosie spraw
kolektory słoneczne,
pompy ciepła,
wyważanie kół
kto ma czas na sny
Zostawmy innym sentymentalne pożegnania
ileż można szlifować słowa,
kamień
jest bardziej cierpliwy
Na placu pozostali Jego ambasadorowie
rozkoszy czy może
rozpusty (interpretacja dowolna)
teraz dopiero się zacznie jazda
Być może wynegocjują nam
nowy lepszy sen
On już wybrał
Całkiem inny środek transportu
Zjazd do zajezdni
Magdalena Piotrowska