Czy możliwe jest kolekcjonowanie widoków? Wydawałoby się, że nie –
zbierać można przedmioty materialne: znaczki, pocztówki, muszelki,
pisanki, maski, przede wszystkim zaś fotografie. Czy chodzi zatem
o zdjęcia i ich opisy? Nie – właśnie o widoki. Tu nie ma pomyłki,
choć kolekcja rzeczywiście trochę niepowszednia. Fotografie robi dziś
każdy i każdy przechowuje, choć się ostatnio zdematerializowały. Prawie
nikt już nie wykonuje odbitek, fotografia materialna stała się wirtualną
i zamiast w albumie lub w pudełku po butach trzymana jest w komputerze.
Ale zdjęcia widoków mnie nie interesują, tak jak niezbyt mnie interesują
fotosy z przedstawień teatralnych, usiłujące zarejestrować coś, do czego
potrzebne są żywe oczy. Widok ma dużo wspólnego z widowiskiem, nie
tylko ten sam źródłosłów: powstaje w momencie oglądania, a potem znika
i trwa jedynie w pamięci – często, może nawet najczęściej rozmazując
się stopniowo we mgle czasu, niekiedy jednak pozostaje na długo w pełnym
blasku.
Widok nie jest krajobrazem, pejzażem, fragmentem natury. Krajobraz
istnieje obiektywnie: góry, las wokół jeziora, falujące na wietrze
zboże, przełom rzeki. Można go namalować albo sfotografować i w ten
sposób sztucznie utrwalić. Kraj-obraz. Widok zaś jest zdarzeniem,
dziełem człowieka, dlatego całkiem sensowna jest myśl o antropologii
widoku.
W widoku nie ma nic obiektywnego, każdy widzi co innego. Niektórzy
nie widzą nic. Patrzą i nie widzą... Tych żałuję najbardziej – bo
tracą niepowtarzalną okazję! Jutro, a nawet za chwilę w tych ramach
będzie już co innego: światło padnie inaczej, wzniesienie na horyzoncie
przykryją chmury, w polu widzenia pojawi się człowiek albo samolot,
zagubi się gdzieś tajemnica przyciągająca wzrok, etc.
Ale widok to nie po prostu to, co się widzi. Ma wyraźną formę. Nie
da się na niego popatrzeć w przelocie, rzucić okiem. O, nie! Widok
wymaga kontemplacji, refleksji, zachwycenia. 28 sierpnia przez trzy
godziny bez mała patrzyłem na bliźniacze alpejskie szczyty
o bliźniaczych nazwach Castor i Pollux: z różnych stron, z ukosa, na
wprost, pod słońce, z późniejszym zacienieniem; zmieniając odległość,
kąt widzenia; kładąc się na ziemi, siadając i wstając naprzemian. Czy
ktoś byłby w stanie przez trzy godziny oglądać fotografię? A mnie się
nie znudziło. Kilka fotografii też zresztą zrobiłem. Schowane są
gdzieś w folderze „Moje obrazy”. Ale właściwie ich nie potrzebuję.
Potrzebuję „dzieła sztuki żywej”. Appia nazywał tak teatr. Widok
i teatr żyją w pamięci. Są, chociaż już ich nie ma.
Czy trzeba gdzieś daleko jeździć w poszukiwaniu widoku, podążać za
drogowskazami z napisem Aussicht albo Miradouro?
Zasadniczo tak – bo jak inaczej dałoby się zgromadzić kolekcję? Ale
każda kolekcja widoków musi się zacząć od widoku z okna.
Dom z widokiem, pokój z widokiem... Każdy hotelarz i pośrednik
w handlu nieruchomościami wie, ile wart jest widok z okna. Ba – ile
kosztuje widok! Tę wartość da się bowiem przeliczyć na cenę domu.
Ludzie chętnie kupują sobie widok: najlepiej rozległy, na góry, wody,
łąki i inne naturalne przestrzenie. Czasami zaś muszą o widok walczyć,
jeśli nieoczekiwanie ktoś inny chce im ten widok odebrać i na przykład
zabudować. Odebranie widoku to surowa kara: od postawienia dziecka
w kącie po zamknięcie w więzieniu czy lochu. Pozbawienie widoku oznacza
pozbawienie świata. „Otuchę widok śle i człek się cieszy
Pożytkiem” (przekład Andrzeja Lama) – pisał
Hölderlin, zamknięty w swojej tybińskiej wieży, kiedy pozostał mu
już tylko widok!
Zacznijmy zatem od widoku z okna. Niekoniecznie muszą to być wielkie
przestrzenie. W mojej kolekcji pierwszy widok ma charakter – by tak
się wyrazić – roślinny. Jest to widok na wielki krzak bzu. Widok na
bez jest bardzo krótkotrwały – zgodnie zresztą z istotą widoku. Ale
widok ów przesłania wtedy, w maju, jakikolwiek inny widok! Na tym
polega paradoks. Przez kilkanaście dni codziennie narasta, rozwija się
w miarę, jak rozwijają się kwiaty. I jest to widok pachnący. Po
dwóch-trzech tygodniach przemija. Kiedy kwiaty opadną, krzak bzu
staje się mniejszy i mało ważny. Coś tam potem widać przez okno, to
jasne. Ale to już nie jest ten widok. Na następny taki sam trzeba
czekać do następnej wiosny. Czekanie na widok to zresztą temat osobny.