Oprócz Warszawy Polska ma jeszcze dwie stolice – letnią
w Sopocie i zimową w Zakopanem. Jednak obecnie ten podział staje się
mniej wyrazisty. Sopot coraz skuteczniej stara się być atrakcyjny
również zimą, a letnie miesiące w Zakopanem (zwłaszcza sierpień)
przyprawiają władze miasta o ból głowy od nadmiaru turystów (zwłaszcza
zmotoryzowanych).
Od ponad pięćdziesięciu lat Sopot i Zakopane są miastami partnerskimi,
umiejętnie wykorzystującymi swe walory krajobrazowe i położenie
geograficzne we wzajemnych kontaktach. Młodzi sopocianie
i zakopiańczycy chętnie spędzają wolny czas na deskach – surfingowych,
snowboardowych i tradycyjnych nartach, dawniej zwanych „deskami”,
a dziś „boazerią”. Również władze korzystają z możliwości
rekreacyjnych, jakie stwarza miasto partnerskie, nie traktując tego jako
pomysł na dobry PR. Prezydent Sopotu, Jacek Karnowski jest wytrawnym
narciarzem, chodzi też po najtrudniejszych tatrzańskich szlakach,
a burmistrz Zakopanego, Janusz Majcher jest miłośnikiem sportów
motorowodnych. W kulturze występują również pewne podobieństwa
i wspólne przedsięwzięcia. Sopot od 1961 roku organizuje Międzynarodowy
Festiwal Piosenki Sopot Festival, a Zakopane od roku 1968 –
Międzynarodowy Festiwal Folkloru Ziem Górskich. W roku 2009 w obu
miastach wystartowało z ogromnym powodzeniem Orange Kino Letnie, które
wyświetlało najciekawsze pozycje letniego sezonu. Codziennie
o dwudziestej drugiej przez lipiec i sierpień widzowie w Sopocie
i Zakopanem oglądali ten sam film.
Dwa lata temu jeszcze jedna, mocna nić połączyła turystyczne stolice
– ekspres „Monciak-Krupówki”, nazwany tak, w wyniku
konkursu, na cześć najsłynniejszych polskich deptaków. Corocznie, w maju
władze Zakopanego wyruszają tym ekspresem do Sopotu, by uczestniczyć
w oficjalnym otwarciu sezonu letniego nad Bałtykiem, zaś w grudniu
Zakopane wita delegację z Sopotu, z prezydentem Jackiem Karnowskim na
czele, przybywającą, by otworzyć sezon zimowy pod Tatrami.
Bycie turystyczną stolicą pociąga za sobą różnorodne implikacje,
zarówno pozytywne, jak i negatywne. Turystyka teoretycznie jest
przemysłem „czystym”, nie powodującym degradacji środowiska
naturalnego i sprzyjającym rozwojowi miast, a także pomyślności
mieszkańców. Nie ma też wątpliwości, że mieszkańcy zatrudnieni
w usługach tej branży zależni są od mody na daną miejscowość. Pod tym
względem sopocianie i zakopiańczycy mogą spać spokojnie. Moda na
spędzanie wakacji nad Bałtykiem i w Tatrach nie przemija, kolejne
pokolenia Polaków muszą zaliczyć „Monciak” i Krupówki. Sopot liczy
około 38 tysięcy mieszkańców i największy najazd turystów przeżywa
w czasie letnich miesięcy. Przez Zakopane, liczące o 10 tysięcy mniej,
w ciągu roku przewija się 2,5 do 3 milionów gości z całego świata.
Miasto zarabia, ale też komfort życia stałych mieszkańców z tego powodu
zdecydowanie się obniża. Szczególnie Zakopane, wciśnięte między
Gubałówkę a Giewont, nie mające żadnych szans na powiększenie swego
obszaru, chętnie liczy dutki, ale też narzeka na tłok, korki i coraz
gorszy „asortyment” gości. Miasto pod Giewontem ma jeszcze jeden
problem, obcy Sopotowi. Mieszkańcy stolicy polskich Tatr dzielą się na
„pnioki”, „krzoki” i „ptoki”. „Pnioki” to
potomkowie rodów góralskich, żyjących tutaj od zawsze. W Zakopanem jest
ich obecnie niecałe 30 procent, ale to oni w powszechnej świadomości
nadają miastu charakter. To prawda, że folklor góralski w dużej mierze
zachował cechy autentyczne, że wciąż jest największą, obok Tatr,
atrakcją turystyczną tego regionu. Ale w Zakopanem mieszkają też „
krzoki”, inaczej mówiąc – zakopiańczycy. Ludzie tu urodzeni,
wychowani, po studiach wracający do rodzinnego miasta. Wśród ich
protoplastów nie znajdzie się górali. Zakopiańczycy są spadkobiercami
kulturalnej legendy Zakopanego, która powstała w XIX wieku i trwa do
dziś, choć „krzoki” utrzymują, iż w kulturze najlepsze czasy
Zakopane ma już za sobą. Najmniej stabilnym elementem społecznej
struktury Zakopanego są „ptoki” – przylecą, rozejrzą się,
rozkręcą jakiś biznes. Jeśli nie wyjdzie, odlecą z podmuchami
pierwszego wiatru halnego. Ale też bywają „ptoki”, które Zakopane,
za przyczyną Tatr, wybrały na swoje miejsce na ziemi, na swoją małą
ojczyznę.
Jednak czyż może być nią miejsce tak zróżnicowane demograficznie,
gdzie ścierają się sprzeczne interesy ludzi biznesu i ochroniarzy
przyrody, kultury wysokiej i masowej, autentycznego folkloru
i góralszczyzny rodem z Krupówek? Przez które, niezależnie od pory
roku, przewalają się tłumy turystów żądnych rozrywki nie najwyższego
lotu? Znajomy „ptok” od ponad dwudziestu lat mniej więcej raz na
pół roku zapewnia, że opuszcza Zakopane na zawsze, Gdy spotykamy się na
znienawidzonych przez niego Krupówkach, tłumaczy że zdarzają się dni,
a nawet tygodnie, kiedy nie może znieść Zakopanego. Ale zawsze kocha
Tatry i dla nich gotów jest pogodzić się z podupadającym, według niego,
dawnym, magicznym Zakopanem. Dla niego i wielu mu podobnych Zakopane
jest z całą pewnością małą ojczyzną.
Magiczne Zakopane, magiczny Sopot... Ten nadużywany przymiotnik,
którym określa się knajpy, ulice, miejscowości czy wydarzenia, akurat
w przypadku Sopotu i Zakopanego nie jest wyświechtanym, nic już nie
znaczącym słowem. Zakopane od 1933 roku ma prawa miejskie, zachowało
mimo to wiele z dawnej, góralskiej wioski. Tradycje miejskie Sopotu
sięgają wprawdzie roku 1901, ale pierwszy dom letniskowy powstał w tej
miejscowości już w roku 1798, pobudowany sumptem hrabiego Kajetana
Sierakowskiego. Z roku na rok przybywało prywatnych domów letniskowych,
pensjonatów i hoteli. Sopot stawał się kurortem modnym i snobistycznym.
Po roku 1945, kiedy Sopot stał się miastem polskim, osiedli tutaj
uchodźcy z Kresów Wschodnich i pozbawieni stolicy warszawianie. Na ogół
byli to inteligenci – naukowcy, artyści, pisarze. Przedwojenni
mieszkańcy Sopotu, w większości Niemcy, zostali wysiedleni, toteż proces
asymilacji przybyszów dokonał się bez większych przeszkód. Ten napływ
ludzi wykształconych, o sprecyzowanych potrzebach kulturalnych
i postępowych poglądach społecznych sprawił, że dziś Sopot ma dwukrotnie
wyższą średnią ludzi o wyższym wykształceniu niż reszta kraju. Może też
się pochwalić najniższym bezrobociem (około 2 procent). Dochodzi do
tego największa liczba organizacji pozarządowych, w stosunku do liczby
ludności, bardzo aktywnie uczestniczących w życiu miasta. Jeśli można
mówić o społeczeństwie obywatelskim, to z pewnością Sopot jest najbliżej
tego ideału. Wydaje się, że jest jeszcze jedna przyczyna tego zjawiska.
Morze otwiera ludziom świat, góry go ograniczają. Tradycje
hanzeatyckie, bliskość Gdańska i Gdyni dają Sopotowi oddech. Od lat
Sopot wygrywa rankingi w kategorii miast, w których się najlepiej żyje.
Również stabilny od lat układ polityczny we władzach samorządowych
pozwala na zrównoważony, konsekwentny i zgodny z oczekiwaniami
mieszkańców, rozwój miasta. Dewiza „Sopot – kurort pełen życia”,
umieszczona na oficjalnej stronie internetowej Sopotu, w całej pełni
oddaje charakter miasta.
„Zakopane najbliżej Tatr” – tak z kolei reklamuje się miasto,
które Tatrom zawdzięcza wszystko. Zakopiańscy górale szczycą się tym,
że przywilej osadniczy otrzymali w roku 1578 z nadania króla Stefana
Batorego. W roku 1670 potwierdził go król Michał Korybut Wiśniowiecki.
Oryginalne dokumenty nadań przywilejów zaginęły, ale pamięć o nich
stanowi mocny fundament tożsamości górali. Na Podhalu nigdy nie
odrabiano pańszczyzny, ludzie byli ślebodni, a śleboda to dla górala
więcej niż wolność. Nic więc dziwnego, że własność prywatna, ziemia,
ojcowizna to wartości fundamentalne, do dziś określające stosunek
mieszkańców Zakopanego do wszystkiego, co dzieje się w mieście.
Morze wymusza na ludziach działanie zespołowe, w górach każdy sam
zmaga się z naturą. A jednak ludzie morza i ludzie gór mają wiele
wspólnych cech, pozwalających im znaleźć wspólny język. Wystarczy
przypomnieć Mariusza Zaruskiego, taternika, żeglarza, żołnierza, artysty
malarza i pisarza, współzałożyciela i pierwszego naczelnika
Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Zajmował się też
organizacją polskiego yachtingu, jako emerytowany generał dowodził
harcerskim żaglowcem „Zawisza Czarny”, wychowując przyszłe kadry
oficerskie polskiej marynarki.
Postać Mariusza Zaruskiego symbolicznie łączy dwie organizacje,
niosące pomoc w górach i na morzu – Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie
Ratunkowe i Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, nad powołaniem których
zastanawiano się już na przełomie XIX i XX wieku. Ostatecznie TOPR
powstał w roku 1909, zaś WOPR, jako samodzielna organizacja, w roku
1962. W nazwach obydwu organizacji znalazło się słowo „
ochotnicze”, które najlepiej oddaje charakter ich działalności.
Wracając zaś do turystycznych stolic Polski, nietrudno zauważyć, jak
harmonijnie się uzupełniają, podejmują wspólnie ciekawe inicjatywy,
podnoszące ich atrakcyjność. Jak zwyczajnie, po prostu, lubią się.
A skąd tytułowe „Bursztyny i korale”? Wystarczy popatrzeć
w Sopocie i Zakopanem na wystawy sklepów jubilerskich, na których
pysznią się sznury prawdziwych korali i bursztynowych naszyjników. Bez
czerwonych korali paradny strój góralki nie może się obejść,
a sopocianki lubią podkreślać urodę złocistym blaskiem bursztynów.
Ewa Matuszewska
Stacja kolejowa w Zakopanem, okres międzywojenny |
Stacja kolejowa w Sopocie, lata sześćdziesiąte |