Prababka moja, Aniela ze Sławińskich Gniazdowska ( zm. w 1961r.)
przywiązywała dużą wagę do tradycji rodzinnych. W staroświeckim kuferku
przechowywała listy i inne dawne papiery rodzinne.
Przeżyła trzy wojny – dwie światowe i tzw. bolszewicką. Przeżyła
tułaczki, przeprowadzki i wysiedlenia. Straciła wszystko, co posiadała,
oprócz tego właśnie kuferka, który chciała ocalić dla przyszłych
pokoleń.
Najstarszym, przechowywanym w tym kuferku przekazem rodzinnym, są
pamiętniki Józefa
Soleckiego, pochodzące z XVIII wieku.
Dziad mojego Ojca – pisze pamiętnikarz – służył
w Wojsku Rzeczpospolitej Polskiej jako chorąży, a zarazem podług praw
ówczesnych musiał być szlachcicem, bo na ten czas nie szlachcic stopnia
officyera otrzymać nie mógł. Dalej wyjaśnia: Wzmianki tej
jednak nie czynię dla tego, abym dowodził, że jestem szlachcic z rodu.
Tej pretensyji w moiem pojmowaniu człowieka nie znam, bo ja szlachectwo
pojmuje nie z feudalnego przywileju, ale z postępowania, przymiotów
i cnót człowieka.
Wypowiedź ta dowodzi skromności autora, wychowanego w wielodzietnej
niebogatej rodzinie
o zdrowych zasadach moralnych, rodzinie kształtującej u młodego
pokolenia właściwą hierarchię wartości.
Pobożność, obyczajność i cnoty wpajane były w nas wszystkie
dzieci przez Matkę i Ojca z całą troskliwością, chronienie się od złych
uczynków nakazywane nam było z całą surowością i bez
najmniejszego pobłażania dla każdego z dzieci w przypadku, jeżeli
które dopuściło się jakiego uchybienia.
W końcu tego wieku, „jak Rzeczpospolita konała”, w dobie
powstania kościuszkowskiego, a potem trzeciego rozbioru, „poczciwi”
– jak się wówczas mówiło – głęboko odczuwali utratę niepodległości.
Dzieci nie zawsze zdawały sobie sprawę z ogromu narodowej tragedii,
jednak wpływ rodziców, jak również to, co zapamiętały same z historycznych
wydarzeń, wyrobiło w nich patriotyczne postawy, później poświadczone
czynami, jak z dalszych kart wspomnień Józefa Soleckiego wynika.
Wstąpił on bowiem do wojska polskiego i brał udział w kampanii 1812
roku, za co otrzymał krzyż Virtuti Militari.
Autor pamiętników, tej najstarszej pamiątki rodzinnej, urodził się
w miasteczku Sławatycze, w ówczesnym województwie brzeskolitewskim, jako
syn miejscowego organisty, a zarazem nauczyciela szkoły elementarnej.
Jednak ojciec – inaczej niż matka – nie przywiązywał zbytniej wagi
do wykształcenia swych dzieci. Pragnął raczej, aby Józef został jak
i on organistą, rezygnując z dalszej nauki ogólnej. Natomiast Józef
chciał się uczyć. Duży wpływ na młodego chłopca mieli księża, gdyż
z racji zawodu ojca kontakty z nimi były częste i bliskie. Przyczyniły
się do ugruntowania autentycznej, szczerej pobożności. Z wdzięcznością
pamiętnikarz wspomina wikarego ze Sławatycz, ks. Łubę:
Był największym moim dobrodziejem, bo on we mnie wzniecił chęć do
nauki, której potem
starałem się nabywać przy każdej nastręczającej się
sposobności.
Do szkół średnich wydziałowych, powołanych przez Komisję Edukacji
Narodowej, mogli chodzić i ubożsi uczniowie, o ile szkoła taka
znajdowała się w miejscu ich zamieszkania. W Sławatyczach zaś
takiej szkoły nie było. Józef uzupełniał swą naukę przy pomocy ks.
Łuby w zakresie: gramatyki łacińskiej, historii Polski, historii
naturalnej. Potem, gdy rodzina przeniosła się do Kodnia, dwaj inni
księża, widząc zainteresowanie chłopca, poświęcali wiele czasu jego
dalszemu kształceniu. Nie trwało to długo, gdyż Józef Solecki ukarany
niesprawiedliwie przez ojca postanowił opuścić Dom Rodzicielski
i Kodeń, słowem uciec i puścić się w świat, że zaś miałem wielką chęć
uczenia się, chciałem więc przyjąć służbę u jakiego panicza uczącego się
w szkołach i tym sposobem pobierać nauki przy nim, bo słyszałem, że
służący chłopcy u uczniów czasami lepiej się wykształcili w naukach jak
ich panowie.
Od tego czasu różnie przebiegały koleje losu chłopca: był kolejno
posługaczem, z czasem kancelistą, starając się nieustannie rozszerzać
swe horyzonty myślowe, co mu ułatwiali jego chlebodawcy.
Gdy wrócił szczęśliwie do Warszawy z kampanii 1812 roku i myślał
o karierze urzędniczej, wówczas otwarto Uniwersytet Warszawski (1816 r.).
Nie będąc formalnie studentem tej uczelni, uczęszczał na wykłady:
Będkowskiego- historii literatury, Skrodzkiego-filozofii,
Skarbka-ekonomii politycznej, Krysińskiego-administracji,
Szaniawskiego-kodeksu prawa cywilnego, Szymańskiego-teologii.
Przygotowując się do pracy w administracji, niezależnie od uczęszczania
na wykłady- kupował odpowiednie książki, korzystał z zeszytów i notatek
znajomych studentów.
Józef Solecki jest przykładem człowieka, który dzięki swej pasji do
zdobywania wiedzy, dzięki solidności, uczciwości i ciężkiej pracy,
dorobił się wyższej pozycji w społeczeństwie i szacunku ludzkiego.
Pracował w Komisji Przychodów i Skarbu, po kilkudziesięciu latach mógł
nabyć majątek ziemski Pękowo w powiecie pułtuskim.
Józef Solecki (ur. w 1788 r., sam bezdzietny) odegrał znaczącą rolę
w życiu następnych pokoleń, szczególnie w życiu dzieci swego rodzeństwa:
bratanicy Zofii z Soleckich Sławińskiej i siostrzeńca Piotra
Sławińskiego. Zajął się edukacją chłopca, udzielał wsparcia
materialnego. Zofia i Piotr są rodzicami mojej prababki, Anieli (ur.
w 1872 r.).
W kuferku zachowały się jej pamiętniki dyktowane u schyłku życia.
O ślubie wyżej wymienionych zanotowano: Zofia i Piotr wzięli ślub
w okresie tzw. żałoby narodowej. Dlatego każda z obecnych pań z rodziny
miała czarną suknię z przypiętą białą różą. Młodzi zamieszkali
w Pękowie, które przekazał im jeszcze za swego życia
Józef Solecki. Tam urodziło im się czworo dzieci, Aniela była
najmłodsza.
Informacje o Zofii i Piotrze zachowały się w ich listach do siebie.
Dla następnych pokoleń te XIX-wieczne dwa tomy korespondencji są
pięknym dowodem ich małżeńskiej miłości. Piotr pracował w Warszawie,
Zofia zajmowała się domem.
Warszawa, lipiec 1865 r.
Piotr
Pękowo, 25 czerwca 1865 r.
Najdroższy mój Piotrusiu!Zofii
Później Zofia i Piotr Sławińscy wynajęli mieszkanie w Warszawie, gdzie
„ogromadzili wszystkie dzieci, aby dalej kształcić je w szkołach.
Siostra Jadwiga w 1881 r. zaczęła uczęszczać na kursy ogrodnictwa pod
kierunkiem E. Jankowskiego.” Dwie młodsze córki zostały oddane na
pensję panien Krajewskich, Józefy i Emilii, sióstr Rafała Krajewskiego,
członka Rządu Narodowego, powieszonego razem z Trauguttem.
Następnym właścicielem Pękowa został Józef – syn Piotra i Zofii,
a po nim gospodarstwo objął syn – Jan Adam Sławiński. Aniela w 1890
roku poślubiła Damiana Gniazdowskiego z Czarnostowa, mieli oni czworo
dzieci: trzech synów i najmłodszą ukochaną córkę, moją babkę, Zofię.
Wyszła ona za mąż za kolegę brata z pułku, Antoniego Płoskiego
i zamieszkali w Pałukach (pow. ciechanowski). Dziadek , dawny ułan
opowiadał czasami o swych przeżyciach w czasie walk z kawalerią
Budionnego. Jak w poprzednich pokoleniach, tak i w tym, zwracano uwagę
na kształtowanie u młodzieży postaw patriotycznych. Przedstawiciele
rodziny brali udział w walkach wyzwoleńczych i obronnych XIX i I poł.
XX wieku. Marcin Gniazdowski i jego brat Ignacy byli więzieni
w Cytadeli za uczestnictwo w ruchach narodowowyzwoleńczych przed
powstaniem styczniowym. W 1863 r. w majątku rodzinnym uratowano grupę
powstańców poszukiwanych przez Kozaków. Synowie Anieli i Damiana
Gniazdowskich brali udział w I wojnie światowej, a potem w bolszewickiej
(1920 r., w Pułku Ułanów Krechowieckich). Jeden z nich, Tadeusz był
wówczas ciężko ranny. Wacław i Marek Gniazdowscy walczyli w 1939 r.,
Wacław w randze majora AK został zamordowany przez Niemców.
Mama moja – Aniela dość dużo opowiadała o swoim dzieciństwie: