Chciałbym napisać o naszej kolejce E.K.D – w 80 rocznicę jej
pierwszego kursu. Jeżeli odnieść ten jubileusz do życia człowieka –
to taki jubileusz wydaje się być sensowny – bo to duży szmat czasu –
a jubilat najczęściej jeszcze zupełnie sprawny, korzystający ze
z wiekiem przychodzącego doświadczenia oraz pamięci czasów minionych,
a przecież często mający jeszcze wiele przed sobą – co mógłby i co
chciałby zrobić. Więc może należy i trzeba obchodzić takie jubileusze
– osób, instytucji i wydarzeń.
I tu od razu uwaga ogólna – nie będzie to ani wykład naukowy
historyka transportu kolejowego – bo nim nie jestem – ani
drobiazgowa analiza zysków i strat z lat istnienia EKD. Chciał bym
jedynie jako historyk – regionalista przypomnieć kilka faktów-
ograniczając się chronologicznie do pierwszego okresu jej istnienia oraz
wyrazić swój osobisty, emocjonalny stosunek do kolejki E.K.D jako
swoistego zjawiska społeczno-kulturowego.
A wiec może zacznijmy od tego. Nie jestem rodem z Południowo-
Zachodniego Mazowsza – choć mieszkam tu już prawie 40 lat. Jestem
poznaniakiem – i właśnie z Poznania odbyłem w roku 1951, pod eskortą
jednej z moich ciotecznych babek – miałem wtedy 7 lat – wyprawę
z Poznania do Milanówka, gdzie w tzw. „profesorskim” domu na ul.
Żabie Oczko miałem spędzić moje pierwsze w życiu wakacje. Z środków
transportu publicznego interesowały mnie wtedy wyłącznie tramwaje – bo
głośno dzwoniły i można było, choć było to surowo zakazane, z nich
wysiadać kiedy tramwaj nie do końca jeszcze się zatrzymał.
Babcia moja po przyjeździe do Warszawy zdecydowała, że dalszą drogę
odbędziemy kolejką EKD. – Co to jest EKD – zapytałem. – To taki
tramwaj – odpowiedziała. Ucieszyło mnie to ogromnie. Nie pamiętam
gdzie wsiedliśmy do kolejki – ale moment wejścia do niej i pierwsze
wrażenie pamiętam do dziś – schodki ażurowe, rozsuwane drzwi
i wspaniałe wnętrze wagonika zrobiły na mnie piorunujące wrażenie
– chromy i mosiądze, lakierowane drewno ławek, wiszące uchwyty dla osób
stojących, stoliki pod oknami i wreszcie dzwonek duży mosiężny,
uruchamiany przez konduktora pociągnięciem za sznurek – to wszystko
pamiętam tak jak by to było wczoraj, a nie prawie 60 lat temu. Szczytem
szczęścia było, za zgodą i z pomocą konduktora samemu zadzwonić tym
pięknym dzwonkiem. Z nosem przylepionym do szyby wpatrywałem się
w przesuwający się za oknami krajobraz. Po jakimś czasie kolejka
wjechała w las gęsto rosnący po obu stronach torów. – To Podkowa Leśna
powiedziała moja Babka. Pociąg się zatrzymał i ja oniemiałem po raz
drugi – za oknem zobaczyłem (byłem wtedy po lekturze opowiadania M.
Konopnickiej Na Jagody) dwór Jagodowego Króla – zabudowania
stacyjne Podkowy Leśnej Głównej. Pociąg nie stał długo, a ja nie mogłem
uwierzyć, że to nie bajka – tylko stacja kolejowa.
Gdzież mogłem wtedy przypuszczać, że ta magiczna podróż i ten bajkowy
pejzaż – za niespełna 20 lat stanie się moim miejscem na ziemi, że
taką kolejką przyjadę na swój własny ślub, że będzie tu mój dom
rodzinny, tu urodzą się i wychowają moje dzieci, że kolejką przez wiele
lat będę codziennie dojeżdżał do pracy w Warszawie, że ostatecznie
wszystko to, łącznie z 22 latami gazdowania na Stawisku, będzie moim
życiem, światem i małą ojczyzną.
Zawsze zastanawiało mnie co dla kreatorów obecnego krajobrazu
społeczno-kulturowego tej części Mazowsza Południowo Zachodniego było
pierwotne i ważniejsze – budowanie Miast-Ogrodów, czy tworzenie
nowoczesnych systemów komunikacyjnych – co tu było pierwotne a co
tylko instrumentem realizacyjnym. Niewątpliwym faktem jest że,
w zasięgu planowanego i zrealizowanego przebiegu trakcji E.K.D znalazło
się aż cztery – projektowane, zrealizowane lub nie, zachowane lub
nie – jednostki osadnicze nazywane Miastami-Ogrodami. Są to
Miasto-Ogród Włochy, Miasto-Ogród Ostoja, Miasto-Ogród
Komorów i Miasto-Ogród Podkowa Leśna. Do tego zestawu można jeszcze
dołączyć Milanówek – choć tu moim zdaniem najpierw powstała osada,
której część później zaczęto nazwać Miastem-Ogrodem. Jubileuszowy
charakter tej wypowiedzi, nie pozwala na szersze rozwiniecie tego
tematu, ale w dalszej przyszłości warto było by zająć się tą
problematyką w bardziej kompleksowy sposób.
Czynnikiem ograniczającym terytorialny rozwój Warszawy i utrudniającym
urbanizację jej okolic były okalające Warszawę forty, zbudowane przez
rosyjskich zaborców. Kiedy od początku XX w. zaczęły one tracić swoje
militarne znaczenie, już poza nimi powstawała nowa zabudowa oraz liczne,
nowe osiedla. Dalszy ich rozwój czy powiązanie z istniejącą zabudową
miejskiej uzależnione było od wybudowania szybkiej masowej komunikacji
podmiejskiej i dlatego np. już z chwilą uruchomienia tramwajów
elektrycznych w Warszawie w roku 1908, czyniono starania, by rozszerzyć
istniejące linie tramwajowe w kierunku Grodziska i Żyrardowa.
Podstawową trudnością było wówczas uzyskanie koncesji, której udzielane
zależało od carskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Petersburgu, ale
z powodu konkurencji różnych firm oraz z przyczyn strategicznych – do
wybuchu I wojny światowej sprawa ta nie została ostatecznie załatwiona.
Po zakończeniu wojny i odzyskaniu niepodległości powrócono do tego
pomysłu. Już w grudniu 1918 roku powstało Zgrupowanie Elektryfikacyjne
„Siła i Światło” S.A. Była to pierwsza spółka akcyjna utworzona
w Odrodzonej Polsce, Na liście założycieli i pierwszych akcjonariuszy
spółki znaleźli się: Józef Evert, Zygmunt Chrzanowski, Henryk Grohman,
inż. Wiesław Gerlicz, Kazimierz Olszowski, Stanisław Karłowski, Maciej
ks. Radziwiłł, Oskar Saenger, Gabriel Sokolnicki, Andrzej Wieniawski,
Seweryn Czetwertyński i inni (większość z nich w najbliższej
przyszłości zostanie sygnatariuszami najpotężniejszej korporacji
pracodawców w Odrodzonej Polsce – zwanej Lewiatanem). Kapitał
założycielski nowej spółki w wysokości 10 mil. marek polskich
zagwarantowały Bank Handlowy w Warszawie i Bank Spółek Zarobkowych
w Poznaniu.
Podstawowym celem spółki było inwestowanie w przemysł energo-
elektryczny, oraz elektryfikacja kraju i transportu. Dla realizacji
tego ostatniego celu w roku 1920 powołano działający w ramach S.A. Siła
i Światło – Wydział Studiów z Inż. Tadeuszem Baniewiczem na czele.
Powrócono do przedwojennych projektów budowy elektrycznej kolei
w kierunku Grodziska i Żyrardowa. W 1922 roku powołano Spółkę Akcyjną
„Elektryczne Koleje Dojazdowe”. Na czele Zarządu stanęli Tadeusz
Sułowski – prezes, inż. Alfons Kuhn – wiceprezes, w latach
późniejszych (1928-1932) minister komunikacji, inż. Tadeusz
Baniewicz – dyrektor, oraz Kazimierz Gayczak, Szymon Landau i Janusz
Regulski. Kapitał zakładowy Spółki wyniósł 500 000 zł (po
przewalutowaniu) z czego 40% udziałów miała „Siła i Światło”, 25%
Bank Spółek Zarobkowych, a pozostała część akcji należała do drobnych
akcjonariuszy.
W wyniku żmudnych negocjacji – Ministerstwo Komunikacji warunkowało
wydanie koncesji tym, by projektowana trakcja przebiegała na całej
trasie w odległości nie mniejszej niż 2 km od istniejącej linii
kolejowej PKP Warszawa -- Żyrardów, uzyskano pewne odstępstwa od
pierwotnych warunków, ale EKD musiało pogodzić się z faktem, że
inwestycja żadnej rentowności nie gwarantuje, gdyż nie stanowi ona
konkurencji dla PKP. Ostatecznie Zarządzeniem Prezydenta
Rzeczpospolitej z dnia 12 listopada 1924 r. koncesja została udzielona.
W § 1 tego zarządzenia czytamy: „Spółce Akcyjnej «Elektryczne Koleje
Dojazdowe» z siedzibą w Warszawie nadaje się koncesje na budowę
i eksploatację kolei elektrycznej prywatnej, normalnotorowej, użytku
publicznego w Warszawy przez Grodzisk do Żyrardowa”. Żeby jednak móc
przystąpić do realizacji należało jeszcze zakończyć gromadzenie środków
finansowych, oraz uzyskać i zagwarantować odpowiednie kredyty, gdyż
własny kapitał był dalece nie wystarczający, tym bardziej, że trzeba
było z zagranicy sprowadzić tabor, podstacje trakcyjne, a nawet szyny.
Chodziło o olbrzymią sumę , której w tak krótkim okresie od odzyskania
niepodległości, nikt w Polsce nie był w stanie zagwarantować.
Konieczne było zaangażowanie kapitału zachodniego.
Po licznych próbach, z inicjatywy Szymona Landaua zarząd spółki „
Siła i Światło” nawiązał kontakt z grupą przemysłowców angielskich
zrzeszonych w The British Engineers and Trade Syndicate Ltd.
Pertraktacje były żmudne, wymagały czasu i cierpliwości, lecz
ostatecznie w roku 1923 doprowadziły do podpisania układu, na mocy
którego Anglicy udzielili „Sile i Światło” kredytu w wysokości l
mln funtów st. na 18 lat i na 6,5%.
Dla zrealizowania tej transakcji grupa angielska powołała specjalną
spółkę The Power and Traction Finance Co. (Poland) Ltd., a wypuszczone
obligacje uzyskały gwarancje polskiego Skarbu Państwa. W ramach
udzielonego kredytu otrzymano trzy turbozespoły po 12 500 kW dla
elektrowni polskich (w tym jeden dla Elektrowni Pruszków, która była
własnością kredytobiorcy), tabor – 20 wagonów silnikowych i 20
doczepnych oraz podstacje, przewody miedziane, szyny i inne
wyposażenie. Dodatkowo uzyskano 250 000 funtów kredytu towarowego oraz
220 000 funtów kredytu gotówkowego. W jaki sposób polska prywatna firma
uzyskała takie ogromne, oficjalnie gwarantowane przez Skarb Państwa
Polskiego, kredyty pozostanie już tajemnica negocjatorów, ale
świadczy to o ogromnym zaangażowaniu i determinacji w realizację
przedsięwzięcia jego pomysłodawców. W ogólnym planowanym koszcie
przedsięwzięcia budowa linii EKD – w wysokości 11 milionów
złotych w złocie, krajowy kapitał stanowił zaledwie 6,5% i miał udział
głównie w wykonawstwie, a mimo to Zarząd EKD pozostał w rękach polskich.
Po dokładnym ustaleniu przez inż. Tadeusza Baniewicza z Anglikami
pełnego zestawu urządzeń dla przyszłej linii EKD, można było przystąpić
do trwającej niespełna 4 lata realizacji zasadniczej części inwestycji.
Było to możliwe dzięki perfekcyjnemu jej przygotowaniu, fachowości
i zaangażowaniu realizatorów (należy tu wspomnieć m.in. osobę Eugeniusza
Krukowskiego wieloletniego prokurenta i szefa handlowego EKD), jak
również dzięki ogólnemu dobrze rozumianemu interesowi własnemu
wszystkich uczestników przedsięwzięcia, w tym właścicieli gruntów przez
które miała przebiegać trasa kolejki.
Szczególną była tu także rola Stanisława Lilpopa właściciela dóbr
Podkowa Leśna. W pierwotnych projektach trasa kolejki miała omijać jego
dobra skręcając z Komorowa na południe w kierunku Nadarzyna. Kiedy
wobec sprzeciwu właścicielki Lasów Młochowskich ks. Magdaleny
Radziwiłowej trzeba było trasę kolejki przeprowadzić z ominięciem jej
terenów St. Lilpop dla wzmocnienia swojej oferty podarował EKD prawie
7,5 ha gruntów, po których miała przebiegać przez teren do niego
należący, projektowana inwestycja. Doprowadza również w roku 1925 do
powstania kolejnej spółki akcyjnej „Miasto-Ogród Podkowa Leśna
S.A.”, w której udziałowcami byli: St. Lilpop wnoszący aportem do
Spółki ponad 520 mórg gruntu, „Siła i Światło”, Bank Związku
Spółek Zarobkowych i od 1926 roku EKD. Spółka zleciła znanemu
architektowi Antoniemu Jawornickiemu wykonanie ostatecznego projektu
urbanistycznego nowej miejscowości, a po sporządzeniu w roku 1926 przez
mierniczego Mikułowskiego projektu parcelacyjnego – w dniu 1 września
1926 r. zawarta zostaje pierwsza transakcja nabycia działki
z parcelowanego majątku Podkowa Leśna.
Ale wracajmy do kolejki. Budowę rozpoczęto od stacji Komorów w dwie
strony jednocześnie – to jest do Warszawy i przez Podkowa Leśną – do
Grodziska.
Zbudowana w ten sposób kolej mała długości 32,3 km z czego 4 km.
przypadało na odcinek miejski w Warszawie. Pomiędzy Warszawą a Podkową
Leśną, t.j. na długości 24 km linia była dwutorowa, na pozostałej
długości jednotorowa. Rozpiętość toru normalna kolejowa. Linia
połączona była bocznicą Komorów-Pruszków z siecią kolei Państwowych;
dawało to możność przewozu wagonów P.K.P. bez przeładunku, co
zmniejszało koszty dostawy materiałów. Kolej Warszawa-Grodzisk
należała do typu szybkobieżnych kolei elektrycznych i mogła rozwijać
szybkość do 80 km na godzinę.
Ruch osobowy był prowadzony za pomocą wagonów motorowych i doczepnych.
Energia elektryczna dostarczana była przez Elektrownię Okręgową
w Pruszkowie jako prąd trójfazowy o napięciu 6000 Volt. W trzech
podstacjach przetwórczych w Pruszkowie, Szczęśliwicach (pod Warszawą)
i Kazimierówce (pod Grodziskiem) prąd ten przetwarzany był na prąd stały
o napięciu 650 Volt, którym zasilany był przewód jezdny podwieszany
przez system izolatorów na drewnianych podporach typu bramowego.
Kolejka EKD była pierwszą elektryczną szybkobieżną
koleją w Polsce, wiele urządzeń jak np. automatyczna blokada liniowa na
odcinku Stadion-Komorów, czy automatyczna sygnalizacja przejazdów
zastosowane zostały po raz pierwszy w Polsce. Ostateczny koszt budowy
tego etapu wyniósł około 26 milionów złotych; zakończony został
w początkach grudnia 1927 r. 11 grudnia 1927 kursem inauguracyjnym
kolejka została oddana do użytku .Stacja krańcowa kolei w Warszawie
mieściła się na ul. Nowogrodzkiej koło Marszałkowskiej,
a poczekalnia na rogu ul. Nowogrodzkiej i Poznańskiej.
Korzystając z opisu zawartego w wydanym mniej więcej w tym samym
czasie „Przewodnika po kolei elektrycznej Warszawa-Grodzisk”
weźmy udział, wraz z zaproszonymi na inaugurację nowej linii gośćmi tę
podróż z przed 80 lat.
I tu kończy się nasza wycieczka, pora także i kończyć te moje uwagi. Nie sposób jednak – patrząc w wstecz – nie zauważyć, że budowa Kolejki EKD to pierwsze, pionierskie na taką skalę wykonanie tego co dziś próbujemy realizować w ramach tzw. partnerstwa publiczno- prywatnego, i jednocześnie były to sukcesem zakończone działania na rzecz rozwoju regionu i jego mieszkańców. Jest to realizowane do dziś – kolejka ma swego nowego samorządowego właściciela, a sposób jej reprywatyzacji może być inspirującym przykładem dla podobnych działań dla innych.