W jednym z katalogów Żydowskiego Towarzystwa Krzewienia Sztuk Pięknych
czytamy: Towarzystwo „nie jest i nie ma [...] być jeszcze jednym
zrzeszeniem malarzy, żadnym ekskluzywnym cechem zawodowym, ale ma za cel
krzewić i szerzyć wśród społeczeństwa żydowskiego sztukę [...]
pomóc w wychowywaniu społeczeństwa ku pięknu, [...] wydobyć z naszego
społeczeństwa drzemiące w nim siły i wielkie możliwości także w zakresie
plastyki”. Takie ambitne cele realizowało powołane w Warszawie
w 1923 roku Żydowskie Towarzystwo Krzewienia Sztuk Pięknych (wcześniej
działające jako Komitet Sztuki Żydowskiej), które było najważniejszą
w Polsce żydowską placówką artystyczno- wystawienniczą. Od Wystawy
Sztuki Żydowskiej zorganizowanej w czerwcu 1918 roku do ostatniego,
otwartego 25 czerwca 1939 roku pokazu karykatur Emila Umańskiego,
Towarzystwo prezentowało warszawskiej (i nie tylko) publiczności prace
twórców żydowskich wszystkich pokoleń i środowisk, o różnorakiej
tematyce i stylistyce. Swe sale udostępniało artystom z całej Polski
oraz z zagranicy (m.in. z Austrii, Stanów Zjednoczonych, Francji);
starało się wspierać młode talenty, dając im szansę na debiut
i pomagając w dalszej karierze.
O sukcesie i nieprzerwanym do 1939 roku istnieniu ŻTKSP zadecydował
fakt, że połączyło w swych szeregach twórców i miłośników sztuki (wzorem
– najpewniej – działającego od 1860 roku w Warszawie Towarzystwa
Zachęty Sztuk Pięknych). Przypomnijmy nazwiska kilku członków
Żydowskiego Towarzystwa Krzewienia Sztuk Pięknych najbardziej
zaangażowanych w jego działalność. Wśród artystów byli to: Henryk
Berlewi, Władysław Weintraub, Feliks Frydman, Izrael Tykociński, zaś
w gronie miłośników i mecenasów: Jakub Apenszlak, dziennikarz „Naszego
Przeglądu”, wieloletni prezes i wiceprezes Towarzystwa; Michał
Weinzieher, adwokat, krytyk „Naszego Przeglądu”, od 1930 roku dyrektor
artystyczny Towarzystwa; Herman Datyner; Samuel Goldflam, znany
warszawski lekarz, społecznik i kolekcjoner; adwokat Feliks Kronstein;
Maurycy Mayzel, radny miasta stołecznego Warszawy, w latach 1927–
1934 wiceprezes Rady Miejskiej. Wsparcie i zaangażowanie miłośników nie
raz pozwoliło przetrwać trudności finansowe nieustannie nękające
Towarzystwo, co po latach przypomniał Herman Datyner, lekarz, pianista
i wieloletni wiceprezes ŻTKSP: „Stan finansowy towarzystwa, mimo
«periodycznych zastrzyków z kieszeni członków zarządu» pogarszał się.
Niektórzy członkowie zarządu chcieli chwilowo zawiesić działalność
ŻTKSP. Pamiętam dobrze, jak podczas krytycznego głosowania Jakób
Apenszlak założył swoje veto, twierdząc, że «ani na chwilę nie wolno
nam przestać istnieć»”.
Inicjatorzy i założyciele Towarzystwa podążali drogą wytyczoną na
przełomie wieków przez znakomitego pisarza Icchaka Lejbusza Pereca, dla
którego sztuka żydowska, obok literatury i teatru, była ważnym elementem
kształtującym nowoczesną żydowską tożsamość – świecką, otwartą na
świat, ale nie zapominającą o tradycji religijnej. W tym czasie młodzi,
zafascynowani osobowością i ideami Pereca artyści: Szymon Kratka, Józef
Seidenbeutel, Leon Lewkowicz, Władysław Weintraub, Maksymilian Eljowicz
byli częstymi gośćmi w jego domu, a niektórzy stali się później ważnymi
postaciami żydowskiego życia artystycznego. Wtedy też, tuż przed
wybuchem I wojny światowej, zaczęło się formować żydowskie środowisko
artystyczne, które po odzyskaniu niepodległości było stałym, choć
obecnie prawie zupełnie zapomnianym elementem kulturalnego pejzażu
stolicy.
Ich pierwsze skromne wystawy, w miejscach często przypadkowych,
o których niewiele wówczas pisano, okazały się ważnym etapem zarówno
w kształtowaniu się tożsamości artystycznej twórców żydowskich, jak
i w tworzeniu instytucji, której celem było wsparcie materialne artystów
oraz rozbudzenie w społeczności żydowskiej zainteresowania sztukami
pięknymi. Był to jeden z głównych powodów utworzenia Żydowskiej Wystawy
Sztuki, bo jak pisał Apenszlak: „Salon oficjalny nie może wystarczyć
artystom żydowskim. Są tam tolerowani. A chodzi przecież nie tylko
o wystawienie, o goszczenie w tym lub w owym salonie sztuki, lecz o coś
więcej, o poparcie żywe, o współudział osobisty i bezpośredni w danej
akcji artystyczno-organizacyjnej, o kontakt z własną publicznością,
ze swojem społeczeństwem, które – w niedostatecznej wprawdzie mierze
– lecz bądź co bądź jest jedynym tych artystów mecenasem, odbiorcą
i podporą”.
Nie było to łatwe zadanie. „Sztuka jest, niestety, najuboższą sierotą
na ulicy żydowskiej” ubolewał w 1922 roku Apenszlak. Jeszcze niejeden
raz przyszło mu powtarzać tę skargę, w publikowanych aż nazbyt
regularnie płomiennych apelach, wzywających do ratowania zagrożonego bytu
Żydowskiego Towarzystwa Krzewienia Sztuk Pięknych.
Nie ulega wątpliwości, że to dzięki osobistemu zaangażowaniu
Apenszlaka, jego pomysłowości i energii w zdobywaniu funduszy
Towarzystwo mogło funkcjonować. „Nasz Przegląd” (podobnie jak
wcześniej „Nasz Kurier”) był główną trybuną i rzecznikiem Towarzystwa,
na jego łamach pisano nie tylko o wystawach, ale szeroko reklamowano
spotkania literackie, odczyty, akademie i koncerty towarzyszące pokazom,
zapraszano na doroczne Bale Sztuki Żydowskiej, wieczornice klubowe
i „Czarne kawy”, poranki taneczne i dancingi, z których zyski
przeznaczano na rzecz Towarzystwa. Z dochodów tych (a także z subwencji
gminy żydowskiej i Rady Miejskiej) organizowane były wystawy, udzielane
stypendia i nagrody dla młodych artystów (tym celom służyły też loterie
artystyczne oraz wpłaty prywatnych ofiarodawców).
Od początku największe poparcie dla swych działań członkowie ŻTKSP
znaleźli w bratnich związkach twórczych. Członkowie Związku Literatów
i Dziennikarzy Żydowskich brali udział w Wieczorach Literackich
organizowanych w salonach Żydowskiej Wystawy Sztuki. Cieszyły się one
ogromną popularnością, zwłaszcza że gośćmi byli najwybitniejsi ówcześni
żyjący pisarze jidysz: Szalom Asz czy Józef Opatoszu.
Przez lata udawało się zachować przyzwoity poziom wystaw, choć dziś
– zważywszy, że większość prac zaginęła, podobnie jak archiwum
Towarzystwa – trudno jest wydawać ostateczne oceny. Trzeba więc
odnotować porażki i sukcesy. Sukcesem było niewątpliwie utrzymanie
stałego programu wystaw, a także przygotowanie pokazów znaczących
artystów: Abrahama Maniewicza (1921), Henryka Berlewiego (1925), Marka
Szwarca (1927) czy twórców związanych z École de Paris: Zygmunta
Menkesa (1931) i Alfreda Aberdama (1932). Nie udało się, mimo starań,
sprowadzić do Polski wystawy Marca Chagalla (z braku środków na
transport i ubezpieczenie). Złożono hołd najstarszemu pokoleniu twórców
żydowskich, organizując wystawy Maurycego Trębacza (1931), Jakuba
Weinlesa (1930), Wilhelma Wachtla (1926) czy Maurycego Minkowskiego
(1923, 1928); nie zapominano też o dzieciach („Sztuka najmłodszych”,
1938) czy młodych talentach: jedną z ostatnich wystaw ŻTKSP był pokaz
prac Abrahama Frydmana (1939), studenta warszawskiej ASP.
Nie zabrakło prezentacji prac żydowskich malarek. Jedną z najbardziej
cenionych i szanowanych artystek była Stanisława Centnerszwerowa, która
w ŻTKSP, oprócz wystaw indywidualnych, wystawiała, jako jedyna kobieta
z dwoma „okolicznościowymi” grupami artystycznymi – „Grupą Pięciu”
i „Grupą Siedmiu” (1933, 1937). Należeli do nich liczący się
uczestnicy żydowskiego życia artystycznego stolicy: Józef Śliwniak,
Władysław Weintraub, Izrael Tykociński, Henryk Rabinowicz i Janusz
Trefler, którego w 1937 roku zastąpili: Roman Rozental i Maksymilian
Feurring. Na fotografii z wernisażu tej ostatniej wystawy Stanisława
zajmuje miejsce z tyłu, za kolegami. Natomiast w recenzjach z obu
wystaw krytycy zgodnie podkreślali wybijającą się na tle kolegów malarzy
dojrzałą indywidualność i wysoką kulturę malarską Centnerszwerowej.
Niestety, te i inne wystawy prezentowane były w dość obskurnych
pomieszczeniach, małych i ciemnych, nie pozwalających na właściwe
wyeksponowanie dzieł. Krytykowano też Towarzystwo za niewielkie
zainteresowanie sztuką współczesną – winą za to Leopold Strakun
obarczał przede wszystkim miłośników sztuki, nie mających, według niego,
zrozumienia dla sztuki nowoczesnej.
Pisząc o Żydowskim Towarzystwie Krzewienia Sztuk Pięknych, nie można
uniknąć pytań o sztukę żydowską. Zadawali je sobie zresztą sami
organizatorzy pierwszych wystaw: „Co to jest sztuka żydowska? Czy
istnieje?” – pytał Apenszlak w artykule opublikowanym z okazji
pierwszej rocznicy otwarcia Wystawy Sztuki Żydowskiej. „Jako jeden
z inicjatorów wystawy stwierdzam, że nie śniliśmy nawet o zobrazowaniu
sztuki żydowskiej. Nazwaliśmy początkowo nasze przedsięwzięcie
„wystawą prac artystów żydowskich”. Sztuki nie bierzmowaliśmy,
mówiliśmy tylko o artystach. Ale czuliśmy, że istnieje, bliżej może
nieuświadomiona konieczność takiej właśnie wystawy”. Jak się wydaje,
na ukształtowanie się programu Towarzystwa największy wpływ miał Henryk
Berlewi (członek Komitetu Wystawy), który uważał, że w sztuce
najważniejsze „nie są tematy narodowe, lecz forma indywidualna,
odpowiadająca istotnym cechom danego narodu”. Dlatego Apenszlak w swym
artykule zauważał: „Poszukiwanie stylu żydowskiego w formie – a nie
w temacie – nie było wyprawą bezcelową, o czym świadczyły na
żydowskiej wystawie sztuki prace Seidenbeutla, Berlewiego, Braunera,
Ostrzegi i Tykocińskiego”. Główną inspiracją dla nowoczesnej sztuki
żydowskiej była wówczas sztuka ludowa Żydów mieszkających w środkowej
i wschodniej Europie: ta, którą można było zobaczyć na macewach,
w polichromiach synagog, w ilustracjach książkowych czy w wyrobach
metalowych. Ale „'Żydowskość' nie była oczywiście celem wystawy” –
zastrzega się dalej Apenszlak. – „Inicjatorzy nie stawiali żadnych
ograniczeń, nie określali norm dla sztuki”. Zapewne to dzięki temu, że
już na początku zdecydowano się na otwartą formułę Towarzystwa, że
artystów i miłośników połączyło poczucie wspólnoty i dumy narodowej,
a nie teoretyczne rozważania o sztuce żydowskiej, że nie zamykano drzwi
przed starymi mistrzami, a zarazem otwierano je szeroko przed młodymi
talentami, udało się przetrwać przez międzywojenne dwudziestolecie tej
zróżnicowanej grupie, zbudować środowisko i instytucjonalne zaplecze.
Na wystawie Grupy Siedmiu, Warszawa 1937. Od lewej: Roman Rozental, Izrael Tykociński, Maksymilian Feurring, Władysław Weintraub, Stanisława Centnerszwerowa, Józef Śliwniak, Henryk Rabinowicz, Nasz Przegląd Ilustrowany 1937, nr 15, s. 6.