PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 56-57

Renata Piątkowska

Wychowywać ku pięknu



W jednym z katalogów Żydowskiego Towarzystwa Krzewienia Sztuk Pięknych czytamy: Towarzystwo „nie jest i nie ma [...] być jeszcze jednym zrzeszeniem malarzy, żadnym ekskluzywnym cechem zawodowym, ale ma za cel krzewić i szerzyć wśród społeczeństwa żydowskiego sztukę [...] pomóc w wychowywaniu społeczeństwa ku pięknu, [...] wydobyć z naszego społeczeństwa drzemiące w nim siły i wielkie możliwości także w zakresie plastyki”. Takie ambitne cele realizowało powołane w Warszawie w 1923 roku Żydowskie Towarzystwo Krzewienia Sztuk Pięknych (wcześniej działające jako Komitet Sztuki Żydowskiej), które było najważniejszą w Polsce żydowską placówką artystyczno- wystawienniczą. Od Wystawy Sztuki Żydowskiej zorganizowanej w czerwcu 1918 roku do ostatniego, otwartego 25 czerwca 1939 roku pokazu karykatur Emila Umańskiego, Towarzystwo prezentowało warszawskiej (i nie tylko) publiczności prace twórców żydowskich wszystkich pokoleń i środowisk, o różnorakiej tematyce i stylistyce. Swe sale udostępniało artystom z całej Polski oraz z zagranicy (m.in. z Austrii, Stanów Zjednoczonych, Francji); starało się wspierać młode talenty, dając im szansę na debiut i pomagając w dalszej karierze.

O sukcesie i nieprzerwanym do 1939 roku istnieniu ŻTKSP zadecydował fakt, że połączyło w swych szeregach twórców i miłośników sztuki (wzorem – najpewniej – działającego od 1860 roku w Warszawie Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych). Przypomnijmy nazwiska kilku członków Żydowskiego Towarzystwa Krzewienia Sztuk Pięknych najbardziej zaangażowanych w jego działalność. Wśród artystów byli to: Henryk Berlewi, Władysław Weintraub, Feliks Frydman, Izrael Tykociński, zaś w gronie miłośników i mecenasów: Jakub Apenszlak, dziennikarz „Naszego Przeglądu”, wieloletni prezes i wiceprezes Towarzystwa; Michał Weinzieher, adwokat, krytyk „Naszego Przeglądu”, od 1930 roku dyrektor artystyczny Towarzystwa; Herman Datyner; Samuel Goldflam, znany warszawski lekarz, społecznik i kolekcjoner; adwokat Feliks Kronstein; Maurycy Mayzel, radny miasta stołecznego Warszawy, w latach 1927– 1934 wiceprezes Rady Miejskiej. Wsparcie i zaangażowanie miłośników nie raz pozwoliło przetrwać trudności finansowe nieustannie nękające Towarzystwo, co po latach przypomniał Herman Datyner, lekarz, pianista i wieloletni wiceprezes ŻTKSP: „Stan finansowy towarzystwa, mimo «periodycznych zastrzyków z kieszeni członków zarządu» pogarszał się. Niektórzy członkowie zarządu chcieli chwilowo zawiesić działalność ŻTKSP. Pamiętam dobrze, jak podczas krytycznego głosowania Jakób Apenszlak założył swoje veto, twierdząc, że «ani na chwilę nie wolno nam przestać istnieć»”.

Inicjatorzy i założyciele Towarzystwa podążali drogą wytyczoną na przełomie wieków przez znakomitego pisarza Icchaka Lejbusza Pereca, dla którego sztuka żydowska, obok literatury i teatru, była ważnym elementem kształtującym nowoczesną żydowską tożsamość – świecką, otwartą na świat, ale nie zapominającą o tradycji religijnej. W tym czasie młodzi, zafascynowani osobowością i ideami Pereca artyści: Szymon Kratka, Józef Seidenbeutel, Leon Lewkowicz, Władysław Weintraub, Maksymilian Eljowicz byli częstymi gośćmi w jego domu, a niektórzy stali się później ważnymi postaciami żydowskiego życia artystycznego. Wtedy też, tuż przed wybuchem I wojny światowej, zaczęło się formować żydowskie środowisko artystyczne, które po odzyskaniu niepodległości było stałym, choć obecnie prawie zupełnie zapomnianym elementem kulturalnego pejzażu stolicy.

Ich pierwsze skromne wystawy, w miejscach często przypadkowych, o których niewiele wówczas pisano, okazały się ważnym etapem zarówno w kształtowaniu się tożsamości artystycznej twórców żydowskich, jak i w tworzeniu instytucji, której celem było wsparcie materialne artystów oraz rozbudzenie w społeczności żydowskiej zainteresowania sztukami pięknymi. Był to jeden z głównych powodów utworzenia Żydowskiej Wystawy Sztuki, bo jak pisał Apenszlak: „Salon oficjalny nie może wystarczyć artystom żydowskim. Są tam tolerowani. A chodzi przecież nie tylko o wystawienie, o goszczenie w tym lub w owym salonie sztuki, lecz o coś więcej, o poparcie żywe, o współudział osobisty i bezpośredni w danej akcji artystyczno-organizacyjnej, o kontakt z własną publicznością, ze swojem społeczeństwem, które – w niedostatecznej wprawdzie mierze – lecz bądź co bądź jest jedynym tych artystów mecenasem, odbiorcą i podporą”.

Nie było to łatwe zadanie. „Sztuka jest, niestety, najuboższą sierotą na ulicy żydowskiej” ubolewał w 1922 roku Apenszlak. Jeszcze niejeden raz przyszło mu powtarzać tę skargę, w publikowanych aż nazbyt regularnie płomiennych apelach, wzywających do ratowania zagrożonego bytu Żydowskiego Towarzystwa Krzewienia Sztuk Pięknych.

Nie ulega wątpliwości, że to dzięki osobistemu zaangażowaniu Apenszlaka, jego pomysłowości i energii w zdobywaniu funduszy Towarzystwo mogło funkcjonować. „Nasz Przegląd” (podobnie jak wcześniej „Nasz Kurier”) był główną trybuną i rzecznikiem Towarzystwa, na jego łamach pisano nie tylko o wystawach, ale szeroko reklamowano spotkania literackie, odczyty, akademie i koncerty towarzyszące pokazom, zapraszano na doroczne Bale Sztuki Żydowskiej, wieczornice klubowe i „Czarne kawy”, poranki taneczne i dancingi, z których zyski przeznaczano na rzecz Towarzystwa. Z dochodów tych (a także z subwencji gminy żydowskiej i Rady Miejskiej) organizowane były wystawy, udzielane stypendia i nagrody dla młodych artystów (tym celom służyły też loterie artystyczne oraz wpłaty prywatnych ofiarodawców).

Od początku największe poparcie dla swych działań członkowie ŻTKSP znaleźli w bratnich związkach twórczych. Członkowie Związku Literatów i Dziennikarzy Żydowskich brali udział w Wieczorach Literackich organizowanych w salonach Żydowskiej Wystawy Sztuki. Cieszyły się one ogromną popularnością, zwłaszcza że gośćmi byli najwybitniejsi ówcześni żyjący pisarze jidysz: Szalom Asz czy Józef Opatoszu.

Przez lata udawało się zachować przyzwoity poziom wystaw, choć dziś – zważywszy, że większość prac zaginęła, podobnie jak archiwum Towarzystwa – trudno jest wydawać ostateczne oceny. Trzeba więc odnotować porażki i sukcesy. Sukcesem było niewątpliwie utrzymanie stałego programu wystaw, a także przygotowanie pokazów znaczących artystów: Abrahama Maniewicza (1921), Henryka Berlewiego (1925), Marka Szwarca (1927) czy twórców związanych z École de Paris: Zygmunta Menkesa (1931) i Alfreda Aberdama (1932). Nie udało się, mimo starań, sprowadzić do Polski wystawy Marca Chagalla (z braku środków na transport i ubezpieczenie). Złożono hołd najstarszemu pokoleniu twórców żydowskich, organizując wystawy Maurycego Trębacza (1931), Jakuba Weinlesa (1930), Wilhelma Wachtla (1926) czy Maurycego Minkowskiego (1923, 1928); nie zapominano też o dzieciach („Sztuka najmłodszych”, 1938) czy młodych talentach: jedną z ostatnich wystaw ŻTKSP był pokaz prac Abrahama Frydmana (1939), studenta warszawskiej ASP.

Nie zabrakło prezentacji prac żydowskich malarek. Jedną z najbardziej cenionych i szanowanych artystek była Stanisława Centnerszwerowa, która w ŻTKSP, oprócz wystaw indywidualnych, wystawiała, jako jedyna kobieta z dwoma „okolicznościowymi” grupami artystycznymi – „Grupą Pięciu” i „Grupą Siedmiu” (1933, 1937). Należeli do nich liczący się uczestnicy żydowskiego życia artystycznego stolicy: Józef Śliwniak, Władysław Weintraub, Izrael Tykociński, Henryk Rabinowicz i Janusz Trefler, którego w 1937 roku zastąpili: Roman Rozental i Maksymilian Feurring. Na fotografii z wernisażu tej ostatniej wystawy Stanisława zajmuje miejsce z tyłu, za kolegami. Natomiast w recenzjach z obu wystaw krytycy zgodnie podkreślali wybijającą się na tle kolegów malarzy dojrzałą indywidualność i wysoką kulturę malarską Centnerszwerowej. Niestety, te i inne wystawy prezentowane były w dość obskurnych pomieszczeniach, małych i ciemnych, nie pozwalających na właściwe wyeksponowanie dzieł. Krytykowano też Towarzystwo za niewielkie zainteresowanie sztuką współczesną – winą za to Leopold Strakun obarczał przede wszystkim miłośników sztuki, nie mających, według niego, zrozumienia dla sztuki nowoczesnej.

Pisząc o Żydowskim Towarzystwie Krzewienia Sztuk Pięknych, nie można uniknąć pytań o sztukę żydowską. Zadawali je sobie zresztą sami organizatorzy pierwszych wystaw: „Co to jest sztuka żydowska? Czy istnieje?” – pytał Apenszlak w artykule opublikowanym z okazji pierwszej rocznicy otwarcia Wystawy Sztuki Żydowskiej. „Jako jeden z inicjatorów wystawy stwierdzam, że nie śniliśmy nawet o zobrazowaniu sztuki żydowskiej. Nazwaliśmy początkowo nasze przedsięwzięcie „wystawą prac artystów żydowskich”. Sztuki nie bierzmowaliśmy, mówiliśmy tylko o artystach. Ale czuliśmy, że istnieje, bliżej może nieuświadomiona konieczność takiej właśnie wystawy”. Jak się wydaje, na ukształtowanie się programu Towarzystwa największy wpływ miał Henryk Berlewi (członek Komitetu Wystawy), który uważał, że w sztuce najważniejsze „nie są tematy narodowe, lecz forma indywidualna, odpowiadająca istotnym cechom danego narodu”. Dlatego Apenszlak w swym artykule zauważał: „Poszukiwanie stylu żydowskiego w formie – a nie w temacie – nie było wyprawą bezcelową, o czym świadczyły na żydowskiej wystawie sztuki prace Seidenbeutla, Berlewiego, Braunera, Ostrzegi i Tykocińskiego”. Główną inspiracją dla nowoczesnej sztuki żydowskiej była wówczas sztuka ludowa Żydów mieszkających w środkowej i wschodniej Europie: ta, którą można było zobaczyć na macewach, w polichromiach synagog, w ilustracjach książkowych czy w wyrobach metalowych. Ale „'Żydowskość' nie była oczywiście celem wystawy” – zastrzega się dalej Apenszlak. – „Inicjatorzy nie stawiali żadnych ograniczeń, nie określali norm dla sztuki”. Zapewne to dzięki temu, że już na początku zdecydowano się na otwartą formułę Towarzystwa, że artystów i miłośników połączyło poczucie wspólnoty i dumy narodowej, a nie teoretyczne rozważania o sztuce żydowskiej, że nie zamykano drzwi przed starymi mistrzami, a zarazem otwierano je szeroko przed młodymi talentami, udało się przetrwać przez międzywojenne dwudziestolecie tej zróżnicowanej grupie, zbudować środowisko i instytucjonalne zaplecze.



Na wystawie Grupy Siedmiu, Warszawa 1937. Od lewej: Roman Rozental, Izrael Tykociński, Maksymilian Feurring, Władysław Weintraub, Stanisława Centnerszwerowa, Józef Śliwniak, Henryk Rabinowicz, Nasz Przegląd Ilustrowany 1937, nr 15, s. 6.




 <– Spis treści numeru