20 II 54
Drogi Jarosławie!
O dniu Twoich urodzin powinniśmy byli pamiętać, bo równo dziesięć lat
temu, gdy kończyłeś 50. rok życia mówiła nam o tym Hania, kiedy
w najcięższym naszym okresie życia, podczas okupacji mieszkaliśmy w Milanówku. Od tej chwili do
dziś czas minął tak szybko, że dopiero prasa i radio przypomniały nam.
Przez radio wysłuchaliśmy uroczystości w Związku Literatów
i z prawdziwym wzruszeniem wysłuchaliśmy Twego tak głębokiego,
a przy tym prostego przemówienia. Gdybyśmy wcześniej w tej dacie
zorientowali się, przyjechalibyśmy do Was, aby w tym dla nas wszystkich
uroczystym dniu zobaczyć się z Wami, uściskać was i życzyć dalszych
długich szczęśliwych lat życia wypełnionych pracą dla dobra ogółu.
Jakkolwiek przykro nam, że w tym uroczystym dniu nie byliśmy razem
z Wami, to postaramy się wkrótce do Was przyjechać, aby złożyć osobiście
spóźnione życzenia.
Niedawno Hania pisała, że gdy się ociepli zajedziecie i do Łodzi.
Niecierpliwie więc czekamy wiosny, licząc, że nas w Łodzi odwiedzicie.
Tak dawno już nie byliście u nas.
Serdecznie Was oboje ściskamy.
Andrzej Kramsztyk
Niedziela, 4 III 56
Kochany Jarosławie!
Dzisiaj, jak zresztą co tydzień, przeczytałem w „Życiu Warszawy”
Twoją „Rozmowę o książkach” i bardzo się cieszę, że książeczka, którą
ci niedawno posłałem przydała Ci się. Ponieważ w „Rozmowie”
dochodzisz do wniosku, że należy przypomnieć ułamki poetyckie pozostałe
z czasów okupacji, pozwalam sobie poniżej podać Ci jeden z takich
ułamków, zupełnie nieznany. Ten wiersz „popełniłem” ja sam w 1942 r.
między innymi wierszami, już i przeze mnie zapomnianymi. Nie zdziwię
się, gdy wiersz ten ocenisz jako grafomański, jeżeli jednak sąd Twój
wypadnie inaczej, to nie miałbym nic przeciwko temu, abyś ten wiersz
przy okazji podał do druku. Do wiersza tego powracam teraz, bo wydaje
mi się, że po piętnastu blisko latach na nowo stał się aktualny. Wiersz
brzmi, jak następuje:
Kraj nagle stanął na głowie,
Cały naród dostał wścieklizny.
Uczeni profesorowie
Zostali wygnani z ojczyzny.
Książki palono na stosach,
Ludzi zamykano w kaźniach,
Rasy szukano we włosach
I rasę sprawdzano w łaźniach.
Świat widział to i milczał,
Bo świat już sobie obliczał,
Jak z tego wyciągnąć procenty.
Dostarczał im broni i tanków,
Dostarczał żywności, pieniędzy,
Zyski składał do banków,
Nie widział podłości i nędzy.
I dlatego, że się nie rozległo
J'accuse, co sumienia budzi
Tysiące tysięcy poległo
Niewinnych, cierpiących ludzi.
Przepraszam Cię, że Ci zajmuję czas, którego masz tak mało, ale list
tak jakoś sam mi się napisał. Przechodząc do prostej powieści muszę Ci
donieść, że mamy teraz dużo zmartwień
i kłopotów. Od blisko dwóch tygodni Joasia choruje na zapalenie
woreczka żółciowego, a że Janusz też złapał gorączkę, dużo z tym mamy
kłopotów i bieganiny, a zwłaszcza Renia.
Z tego też powodu nie mogliśmy skorzystać z miłego zaproszenia Hani
i przyjechać, aby osobiście złożyć Ci życzenia urodzinowe. Mamy jednak
nadzieję, że zmartwienia miną
i pogoda się poprawi, i wówczas przyjedziemy do Was.
Znacznie więcej niż uprzejmy czytelnik
Twój Andrzej Kramsztyk
Łódź, 12 listopada 1967 r.
Drogi Jarosławie,
nie przypuszczam, abyś był czytelnikiem poważnego skądinąd czasopisma
„Prawo i Życie”, organu Związku Prawników Polskich, posyłam Ci więc
wycinek z nr 23(301) z dnia 5 listopada 1967 tego dwutygodnika.
Zamieszczone w tym numerze facsimile z gazety „Nowiny i Kurier”
wychodzącej w Izraelu, a dotyczące twego przyjaciela Artura Rubinsteina
jest tak dziwnej treści i wydaje się być tak piramidalnym nonsensem, że
chyba jest to, używając języka Wiecha „pic, czyli fotomontaż”, a może
pismaki izraelskie taką idiotyczną wzmiankę istotnie zamieścili.
Ponieważ wiem, że łączą Cię z p. Arturem Rubinsteinem więzy
serdecznej przyjaźni posyłam Ci wycinek z „P. i Ż.”, a sam będziesz
najlepiej wiedział, co z nim zrobić i jakie wyciągnąć konsekwencje,
oczywiście po porozumieniu się z p. Rubinsteinem, co o tym sądzi.
Gdyby ta wiadomość była wyssana z palca (nie wiadomo czyjego), to bez
względu na stosunki polityczne, pomiędzy Polską a Izraelem, nie można
urządzać sobie kpin z Wielkiego, o światowej sławie, wszędy uważanego
zawsze za chlubę Polski.
Przy okazji. Miło mi bardzo, że książka p. Lesmana, którą Ci w swoim
czasie posłałem, zainteresowała Cię, czego dowodem „Gawęda”, którą
przeczytałem po powrocie z podróży, i to gawęda tak przychylna dla
autora. Zapewne p. Lesman jeszcze jej nie czytał, ponieważ od początku
października jest w podróży do Londynu i Paryża.
Jeżeli będziesz miał chwilę wolnego czasu, to byłbym Ci wdzięczny za
wiadomość o tym, co sądzisz o wzmiance w izraelskiej gazecie.
A co u Was? Jak Wasze zdrowie. Ja właśnie przechodzę jesienny katar,
w naszym klimacie nieunikniony.
Ściskam i całuję najserdeczniej Ciebie i Hanię.
Twój Andrzej
Andrzej Kramsztyk (1895–1969) – nadawca tych listów –
był bratem Józefa, fizyka i tłumacza m.in. Czarodziejskiej góry,
zmarłego na początku lat 30. na gruźlicę i bratem stryjecznym Romana,
malarza, który nie przyjął pomocy
Iwaszkiewiczów i zginął zastrzelony w warszawskim getcie w 1942 r. To
z Romanem i Józefem Kramsztykami znał się i przyjaźnił adresat tych
listów – Jarosław Iwaszkiewicz. Nie ma dowodów przedwojennej
znajomości pisarza z adwokatem Andrzejem Kramsztykiem. Wiadomo
natomiast, że na początku 1942 r., gdy znalazł on schronienie
w Milanówku przy ulicy Granicznej, wysłał swą córkę Joannę po pomoc
właśnie do Stawiska mówiąc: „Idź do Iwaszkiewiczów, jeśli oni nie
pomogą, to koniec...”. Iwaszkiewiczowie zaopiekowali się zarówno
córką, jak i żoną Kramsztyka Ireną. Znaleźli dla nich bezpieczne lokum
u Piecholów na Górkach na Polesiu i dali pracę w ogrodzie Stawiska.
Samego Andrzeja Kramsztyka odwiedzała regularnie w Milanówku pani Anna
na „górce”, której nie opuszczał przez ponad 2 i pół roku. Całą
trójkę opisał Iwaszkiewicz na kartach swego wojennego dziennika,
wydanego jako Notatki wojenne w 1991 r., w rozdziale
zatytułowanym „Operacja”, zmieniając nazwiska jego bohaterów, a nawet
Joannę Kramsztykównę zastępując dla bezpieczeństwa postacią chłopca
o imieniu Janek.
Po wojnie „Państwo Kramsztykowie byli bliskimi przyjaciółmi moich
Rodziców i zawsze latem przyjeżdżali do Stawiska na dwa tygodnie.
Zawiązana podczas okupacji więź przetrwała aż do ich śmierci” –
wspomina w książce zatytułowanej Z pamięci Maria Iwaszkiewicz\dash
Wojdowska. W archiwum Muzeum im. A. i J. Iwaszkiewiczów
w Stawisku zachowała się bogata korespondencja Ireny i Andrzeja
Kramsztyków do Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów z lat 1945–1979
będąca świadectwem tej więzi.
Wyboru dokonała i notkę sporządziła Małgorzata Bojanowska.