PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 54-55

Polsko-wietnamska historia miłości



Przedwojenna Warszawa wielokulturowa odeszła na zawsze. Przyzwyczailiśmy się, że jest jedna, może bardziej praska lub wolska, ale wyłącznie polska. Nie zauważyliśmy, że staje się znów różnorodna. Przyjmujemy do wiadomości obecność cudzoziemców – Wietnamczyków, Koreańczyków, Ukraińców, Czeczenów, przybyszy z Afryki – ale nie znamy i nie chcemy poznawać ich kultury. Są, a jakby ich nie było w naszym myśleniu o Polsce, w naszych mediach. Jesteśmy państwem otwartym dla imigrantów, ale jako społeczność zamkniętym na wszelką inność. Stowarzyszenie Terra Incognita powstało właśnie po to, aby przełamywać bariery między kulturami, by pokazywać, że to, co inne, nie jest gorsze, a na pewno ciekawe i warte poznania.

Ostatni projekt stowarzyszenia to spektakl Tám i Cám, czyli historia jednej miłości, określony przez twórców jako miejska przypowieść polsko-wietnamska. Rzecz dzieje się na dwóch planach – rzeczywistym, czyli na bazarze, i baśniowym. Pierwszy to miejsce, gdzie spotykają się Wietnamczycy i Polacy, jedni jako handlarze, drudzy jako klienci. Ich interesy są sprzeczne, toteż niekiedy dochodzi do konfliktów. I od takiego właśnie spięcia zaczyna się spektakl, by dalej stać się opowieścią o miłości, która wszystko przetrwa i nienawiści, która sama siebie niszczy. Motywem przewodnim jest wietnamska legenda. Opowiedziana egzotycznym dla nas językiem, pozwala się nam zanurzyć w nierealnym świecie, by opowiedzieć o dobrze znanych uczuciach. Dwa plany, realny i baśniowy, w spektaklu przeplatają się co chwila, przez co zacierają się granice między tym, co dzieje się na warszawskim bazarze a baśnią z wietnamskiej wioski. Ta zabawa konwencją, zaproponowana przez twórców – Annę Gajewską i Mirosława Sikorę – jest zabawna i świeża. Scenografia, którą tworzą przesuwane, pomalowane tkaniny, zaskakuje pomysłowością i współgra z atmosferą opowieści, a aktorzy amatorzy nie tylko świetnie radzą sobie z materią przedstawienia, ale sprawiają wrażenie, że się sami świetnie bawią. Dawno też nie widziałam tak żywo reagującej i zainteresowanej spektaklem publiczności, dodajmy: wieloetnicznej.

Spektakl został pokazany w Centrum Łowicka i w Teatrze Staromiejskim w Warszawie.

Małgorzata Wittels




Koncert


15 i 16 września (w sobotę i niedzielę), w ramach Otwartych Ogrodów, odbyły się dwa koncerty w ogrodzie Państwa Wernerów, w Brwinowie, przy ulicy Słonecznej. I choć pogoda niezbyt zachęcała do słuchania muzyki w plenerze, publiczność dopisała.

W sobotę pierwsza wystąpiła Joanna Liberadzka z utworami solo na harfę i jej koncert, składający się z dzieł klasycznych, ale i trudnego utworu nowoczesnego, został przyjęty gorącymi oklaskami. W drugiej części koncertu artystka akompaniowała Dominice Szewczyk, śpiewaczce Opery Narodowej, która wykonała arie z oper włoskich. Wprawdzie silny wiatr szumiący w starych drzewach zagłuszał czasem obie artystki, ale za to rozwiał czarne chmury i koncert zakończył się w promieniach zachodzącego słońca. Artystki i goście zostali poczęstowani gorącymi napojami.

W niedzielę pogoda już była lepsza. Koncert rozpoczął młody brwinowski pianista Łukasz Nagórka, który zagrał pięknie utwory Beethovena i Chopina. Następnie Justyna Bacz, laureatka wielu konkursów piosenki francuskiej, zaśpiewała kilka piosenek po francusku i w tłumaczeniu na polski. Niedzielny koncert zakończył się ariami z oper francuskich w wykonaniu Dominiki Szewczyk, której akompaniował na pianinie znany chopinista Wojciech Szewczyk.

Mieszka wśród nas wielu wspaniałych artystów. To świetny pomysł, by zachwycali nas piękną muzyką nie tylko w salach koncertowych stolicy, lecz i w naszych skromnych progach – nawet jeśli czasem zaszumi wiatr czy pies zaszczeka.



Maria Werner Mickiewicz




 <– Spis treści numeru